Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty dziewiąty

Dzień zaczął się wspaniale. W szkole było równie fantastycznie. W szczególności, gdy jakiś palant z drużyny wylał mi zupę na bluzkę i Britt musiała mi pożyczyć jedną z tych swoich zastępczych. Czyli taką, która ledwo pępka mi sięga.

Czuje się w niej co najmniej skrępowana. Chodzenie w takiej poza szkołą mi nie przeszkadza. Ale tutaj, tak i to nawet bardzo. Odnoszę wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. Co z tego, że to nie jest prawdą. Szczęście, że mam jeszcze tylko jedną lekcję i do domu.

Jackson jest na mnie lekko wkurzony za sytuacje z rana, do tego widzę, że gnębi go to, że rano prawie mnie uderzył. Lucas zachowuje się trochę dziwnie. Tak jakby całe to zajście nie miało miejsca. Ale gdy tylko w pobliżu pojawia się mój brat zachowuje się jakoś inaczej. Zresztą obaj są dzisiaj jacyś nie bardzo...

Na samą myśl o wieczornej rozmowie z Ashley robi mi się niedobrze, słabo, czuję wstyd i zażenowanie. Domyślam się, o czym chce rozmawiać. O ile nasze kontakty są dość przyjacielskie i dobre to tych tematów wolałabym z nią nie poruszać. Wydaje mi się, że w szkole wystarczająco mnie uświadomili. Poza tym nie jestem głupim dzieckiem. Jeżeli ona zamierza rozmawiać o tym, co ja myślę. To będzie najdłuższa i najbardziej krepująca rozmowa w moim życiu.

Dzwonek ratuje mnie od słuchania dzisiaj wyjątkowo nudnego ględzenia nauczycielki. W większości przypadków historia jest ciekawą lekcją. Ale dzisiaj kompletnie nie umiem się na niej skupić.

Wychodzę ze szkoły i idę w stronę parkingu. Zatrzymuje się i spoglądam w bok, bo wydaje mi się , że dostrzegłam sylwetkę brata i Rafaela przy jednym z drzew. Nie myliłam się. To oni i żywo o czymś dyskutują. Nagle ten drugi odpycha Jacka i odchodzi. Marszczę brwi i mrużę oczy. Wyglądało to jakby się pokłócili.

- Wszystko w porządku? - pytam Jack'a zajmując miejsce pasażera.

- Wyjątkowo bardzo idealnie - warczy. Ironia i sarkazm w jego głosie nie wróżom nic dobrego.

- O ci się pokłóciliście? - pytam cicho.

- Nie twoja sprawa. Nie wtrącaj nosa w nie swoje życie. Nie interesuje się tym, co ciebie nie dotyczy - podnosi głos. Wytrzeszczam na niego oczy.

- No tu sobie chyba żartujesz - oburzam się. - Jeżeli coś dzieje się w moim życiu od razu musisz wszystko wiedzieć. Dzisiaj rano wkurwiłeś się tylko dlatego, że Lucas był u mnie w pokoju w samych bokserkach. Ja tylko zapytałam, czy wszystko w porządku i o co się pokłóciliście. Mogłeś normalnie powiedzieć, że nie chcesz o tym rozmawiać i by wystarczyło- też podnoszę głos. - A tak poza tym to był u mnie w nocy i został do rana, bo go o to poprosiłam - wrzeszczę i wychodzę z samochodu, zanim zdąży włączyć silnik. Trzaskam mocno drzwiami pojazdu wiedząc, że go to wkurzy.

Szybkim krokiem idę w stronę domu.

Pokonując dwa schodki podestu za jednym razem i naciskam klamkę.

Zostawiam buty w korytarzy i wbiegam schodami na górę. Nie mam teraz ochoty, na towarzystwo kogokolwiek. Nawet Lucasa nie chcę w tym momencie widzieć. W ogóle nikogo płci męskiej nie chcę teraz widzieć. Jackson czasem naprawdę mógłby być milszy.

Jednak z drugiej strony to też nie jego wina. Zdenerwował się, bo pewnie pokłócił się z Rafaelem, a ja byłam pierwszą osobą, która się napatoczyła.

Zresztą mi też często się zdarza na niego powrzeszczeć. Ale to chyba normalne u rodzeństwa. W końcu z kimś muszę się kłócić i kogoś denerwować.

Wzdycham cicho i podnoszę się z łóżka. Podchodzę do szafy i przebieram się w dresy i czarną bokserkę. W tym będzie mi wygodniej. Wrzucam ubrudzoną koszulkę do kosza na pranie i zbiegam po schodach na dół.

- Jackson - wołam wchodząc do kuchni.

- Pojechał gdzieś - w odpowiedzi słyszę głos Chrisa.

- Spoko - odpowiadam i odwracam się na pięcie.

- Kayla - w połowie kroku zatrzymuje mnie głos brata. Odwracam powoli głowę w jego stronę i unoszę brew. - Możemy porozmawiać? - wzdycha.

- Chyba nie mamy o czym - odpowiadam.

- Mamy - łapie mnie za rękę, żeby mnie zatrzymać. - Unikasz mnie odkąd wróciłem. Nie chcesz ze mną rozmawiać. Zachowujesz się jakbyś mnie nienawidziła. Jakbym zepsuł twojego ulubionego misia tak jak w dzieciństwie - śmieje się krótko na wspomnienie tego, jak oderwał głowę mojemu ukochanemu misiowi, a potem byłam na niego zła przez dobry miesiąc. Przeszło mi dopiero jak dostałam nowego.

- Wyjechałeś bez słowa - warczę i wyrywam dłoń z jego uścisku. - Zostawiłeś tylko jakiś jebany liścik. Uciekłeś. Nie pożegnałeś się nawet ze mną. Myślałeś,że kilka słów na papierze i twój podpis wszystko wyjaśnia? -  prycham. - A teraz wracasz tak nagle bez zapowiedzi i nawet nie przeprosisz za to, jak się zachowałeś. Czy ty masz w ogóle pojęcie jak bardzo mnie zraniłeś?

Wychodzę szybkim krokiem z kuchni i wchodzę na górę do swojego pokoju. Siadam przy biurku. Kładę na nim ręce, a na rękach opieram czoło i bez celu gapię się w podłogę.

Nie mam ochoty płakać, nie jestem już tak zła. Ale mam za to ochotę krzyczeć. Albo oglądnąć smutny film. Porobić cokolwiek co pozwoli mi na chwilę zapomnieć o wymianie zdań z Chrisem.

Ciągle mnie boli to, że tak wyjechał bez słowa.

- Nie uciekłem od ciebie - drzwi się otwierają i zamykają. Czuje za sobą jego obecność. - Uciekłem od wszystkich innych, ale nie od ciebie. Nie mogłem żyć w domu, w którym ją znalazłem. To bolało, gdy przechodząc obok salonu czy przez niego miałem ją przed oczami.

- Salonie? - pytam ze zdziwieniem.

- Salonie - marszczy brwi. - Czekaj. Ty nadal nie wiesz co się stało. Prawda? - pyta zszokowany.

- Wygląda na to, że nie - kręcę głową. -  Tata nie chciał mi nic powiedzieć. Jackson milczał.

- Kayla. Wyjechałem, bo nie mogłem tutaj żyć. Ojciec wszystko zatuszował po tym, jak policja zabrała ciało i pozwoliła posprzątać. My byliśmy wtedy całe trzy dni u ciotki. Ojciec się wszystkim zajął, żebyśmy nie musieli na to patrzeć. Jednak nigdy nie udało mu się usunąć z mojej głowy obrazu jej martwego ciała na podłodze. Nawet po tym, jak wszystko w salonie zostało zmienione czy się przeprowadziliśmy po tym, jak zaręczył się z Ash. Nie mogłem żyć w tym mieście.

- Dlaczego mi nigdy wcześniej o tym nie powiedziałeś? Czemu nie dzwoniłeś? Tęskniłam za tobą. Chris rozumiem cię. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale... ale ja... ja nie potrafię ci jeszcze wybaczyć - przyznaję. - Wyjechałeś zostawiając krótki list. Nie pożegnałeś się nawet ze mną. Przez te kilka lat zadawałam sobie pytanie „dlaczego?". Nie wierzyłam w słowa z listu. Nie byłeś nigdy taki. Codziennie patrzyłam w gwiazdy i zastanawiałem się co robisz i gdzie jesteś. A teraz pojawiasz się nagle z nową rodziną. Jakbyś... jakbyś nas zamienił na kogoś innego.

- Nigdy bym wam tego nie zrobił. Wróciłem, bo poczułem się na to gotów. Camille prosiła, abyśmy was odwiedzili wiedziała czemu uciekłem. Poznałem ją niedługo po przyjeździe do Bostonu. Zakochałem się w niej i jakoś tak wyszło, że zostaliśmy parą. Potem zaszła w ciążę. Cholernie się baliśmy, jej ojciec kazał usunąć dziecko, a matka kategorycznie zakazała tego robić. W końcu zdecydowaliśmy się zaryzykować. Teraz jest już w planowanej ciąży i po porodzie chcemy się pobrać. Ale to nie oznacza, że nie chce mieć z wami nic wspólnego. Kocham was. Was wszystkich.

- Wiem - mówię cicho i przyglądam mu się. Wydaje się szczęśliwy wspominając o swojej narzeczonej.

Na pewno jeszcze wiele czasu minie, zanim się przyzwyczaję do tej sytuacji.

- Wyjeżdżamy w przyszłym tygodniu - dodaje i wstaje z łóżka. - Gdybyś chciała porozmawiać. Możesz śmiało przyjść. Zawsze będziesz moją malutką siostrzyczką, którą uczyłem jeździć na rowerze - uśmiecha się do mnie i czochra mi włosy. - Aha i jeszcze jedno - zatrzymuje się z dłonią na klamce. - Skąd wziął się tutaj rano ten chłopak w bokserkach czy wy...

- Nie - krzyczę przerywając mu,wiedząc co ma na myśli. - Lucas tutaj był, bo go o to poprosiłam.

- Wiesz, nie chce być niemiły, ale wydaje mi się, że was w nocy słyszałem - puszcza mi oczko i wychodzi, a ja oblewam się rumieńcem.



******

Rozdział poprawiła Karolina.

Mam nadzieję, że się podoba.

Tak na rozpoczęcie wakacji jeszcze jeden.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro