Rozdział trzydziesty czwarty
Od razu z przepraszam za wszystkie błędy i literówki, które mogą się zdarzyć w rozdziale. Sama go poprawiałam i nie wszystko mogłam dostrzec.
Możecie je zaznaczać, jeżeli są to błędy ortograficzne czy interpunkcyjne. Będę się na przyszłość starała ich unikać.
- Podobał ci się film? - Lucas pyta ze śmiechem i przytrzymuje mi drzwi sali kinowej.
- To było straszne - przyznaję i czekam aż do mnie dołączy. - W ogóle jak oni mogli go na końcu zabić? Co to za reżyserzy? Przecież głównych bohaterów nigdy się nie zabija - jęczę.
- To tylko film - Lucas splata nasze dłonie.
- Ale mimo wszysto. Poza tym skoro to film to tym bardziej powinien mieć dobre zakończenie. Fabuła i ogólnie fajne. Ale zrypali na końcu - warczę, a on ściska moją dłoń.
- W takim razie zanim następnym razem zabiorę cię na jakiś film pierwsze przyjadę sam i go oglądanę żeby sprawdzić czy ma dobre zakończenie - całuje mnie w bok głowy, a ja uśmiecham się delialtnie. Jego drobne, czułe gesty są bardzo słodkie. Ale mu tego nie powiem. Na razie nie. - Chcesz iść gdzieś konkretnie, żeby coś zjeść, czy nie masz większych wymagań?
- Zdam się na ciebie - uśmiecham się i otwieram drzwi samochodu.
- Nie radziłbym - odpowiada i zajmuje miejsce za kierownicą.
- Zaryzykuję - włączam radio i poprawiam się w fotelu, żeby było mi wygodniej.
Wygładzam dłońmi materiał sukienki.
- Zostaw ładnie wyglądasz - Lucas łapie mnie za rękę i splata nasze palce. - Byłaś kiedyś z Brandonem na randce?
- Emmmm... - sięgam pamięcią do czasu sprzed kilku miesięcy. - Chyba tylko raz wyszliśmy na miasto, ale to była podwójna randka, bo był jeszcze jakiś jego przyjaciel i jego dziewczyna. Tak to tylko grupą szliśmy. Jakoś tego nie lubił.
- A ty? - spogląda na mnie kątem oka i powraca wzrokiem na drogę.
- Nie wiem - wzruszam ramionami. - Lubię wyjść od czasu do czasu, ale nie tak żeby ciągle. Siedzenie w domu i czytanie książek czy leżenie przed telewizorem mi przeważnie wystracza jako sposób wspólnego spędzania czasu. Aczkolwiek nie jestem aspołeczna. Jestem bardzo towarzyskim człowiekiem.
- Wiem - szczerzy się i zatrzymuje samochód. - Jesteśmy na miejscu. Kawałek musimy przejść pieszo.
Wysiadam z samochodu i czekam aż brunet do mnie dołączy. Prowadzona przez niego, zmierzam w tylko jemu znanym kierunku.
Tak w ogóle to można iść nie pieszo?
- Pyszne - oblizuję usta językiem i ugryzam kawałek hamburgera. - Tyle tu mieszkam, a jeszcze nigdy nie jadłam tutaj żadnego fastfooda. Nie w tym barze. Są boskie - rozpływam się nad jego smakiem.
- Rafaell mi to polecił, był tu z kumplami - wzrusza ramionami i wkłada do ust frytkę.
- Muszę mu podziękować, że powiedział ci o tym miejscu - uśmiecham się i wgryzam w hamburgera.
- Jasne dziękuj jemu, ciekawie tylko kto cię tu zabrał - mówi z oburzeniem i przysuwa talerz z frytkami bliżej siebie. - Więcej ci nie dam - otacza go ramieniem tak żeby utrudnić mi dostęp.
Unoszę brwi i mrugam powiekami. Spędzanie z nim czasu, sprawia, że będę głupsza. O ile już nie jestem.
- Głupek - wystawiam mu język.
- Zobaczymy jak coś będziesz chciała - odpowiada mi tym samamy i wraca do jedzenia swojego zamówienia.
- Podobało ci się? - Lucasa siada na ławeczce w parku i ciągnie mnie na miejsce obok siebie.
- Bardzo - przyznaję się i opieram głowę o jego ramię. - Tylko zakończenie filmu było do dupy. No ale jedzenie mi to wynagrodziło - śmieję się cicho i oplatam rękę na jego ramieniu. Siadma bokiem na ławce, dajac nogi w ten sposób, żeby było mi wygodnie i jakoś przyzwoicie to wyglądało.
- Jedzenie wynagradza wszystko. Przez żołądek do serca. Ślicznie dzisiaj wyglądasz. Aczkolwiek błyszczyk i tusz są ci niepotrzebne - komplementuje mnie.
- Ty też jesteś dzisiaj wyjątkowo przystojny - uśmiecham się.
- Tylko dzisiaj? - Zaprzeczam ruchem głowy.
- Zawsze - zapewniam go. - Ale dzisiaj wyjątkowo bardzo.
Ma na sobie czarne męskie rurki lekko luźniejsze w kroku i czerwoną koszulę w kratkę. Do tego sportowe czarne buty przed kostki. Wygląda nieziemsko przystojnie. W sumie to bym go z tego chętnie rozebrała. Karcę się w myślach za własne myśli.
- Mogę cię o coś zapytać? - kładzie jedną dłoń na moim kolanie.
- Jasne - wzruszam ramionami.
- Wspominałaś kiedyś o braciach. Czyli masz nie tylko Jacksona? - Wzdycham cicho na jego pytanie i spogladam w przestrzeń.
- Mam starszeg brata Chrisa, ale wyprowadził sie z domu w osiemnaste urodziny. W sumie to bardziej uciekł. Od tego czasu prawie w ogóle się z nami nie kontaktuje, a widzieć to już na pewno go nie widziałam od tamtej pory. Wysłał tylko raz pocztówkę. Miałam jeszcze brata bliźniaka, ale zginął jak był mały, skacząc do wody. Nie lubię o tym rozmawiać.
- Rozumiem - skina głową. - Przepraszma, że zapytałem. To dla ciebie trudny temat.
- Nie spoko. Byłeś ciekawy. Ty masz dwóch braci i poza nimi jeszcze siostrę. Nie przepadacie chyba za soba co?- pytam i odsuwam sie od niego. Spuszczam nogi na ziemię, on oplata mnie ramieniem i przyciąga bliżej siebie. Opieram na nim głowe.
- Mara jest na mnie zła przez to, że wyjechałem z ojcem i zostawiłem matkę. Przy niej miałbym więcej luzu. Jeszcze rok przed wyjazdem bym postąpił w ten sposób, że zostałbym w Dallas. Ale po wakacjach trochę się zmieniło. Wiesz nie zawsze byłem rozważny. Teraz też nie jestem, no ale jestem bardziej niż kiedyś - śmieje się sie na własną plątanine słów. - Od zawsze chciałem sobie kupić mercedesa. Ojciec dał mi ultimatum. Zarobię sobie na wakacjach, a co mi braknie to on mi dołoży. Niby to tylko kilka tygodni pracy i w ogóle ale nauczyłem się odpowiedzialności i szacunku. Zarobiłem sobie, on odłożył co mi brakło i kupiłem sobie wymarzony samochód. A do tego nauczyłem się kilku dodatkowych rzeczy.
- Z niegrzecznego chłopca stałeś się grzecznijszym chłopcem - śmieję się. - Ja też nie zawsze byłam taka jak teraz. Kiedyś strasznie sie o wszystko wykłócałam - przyznaję się. - Taki wiek. Ale mi przeszło - zapewniam.
- To dobrze, że ci przeszło bo inaczej bym z tobą nie wytrzymał - śmieje się i całuje mnie w głowę.
- Odprowadzić cię? - Lucas zatrzymuje samochód na poboczu drogi przed wjazdem mojego domu.
- Jeżeli chcesz - wzruszam ramionami. - Nie mam nic przeciwko. Na końcu możesz mnie jeszcze namiętnie pocałować przygważdżając do drzwi - śmieję się.
- Jak sobie panienka życzy - odpowiada i wjeżdża na swój podjazd.
Wysiadamy z samochodu i trzymając się za ręce idziemy w stronę mojego domu.
- No więc twoje życzenia jest dla mnie rozkazem - pochyla się i całuje mnie mocno i namiętnie, przypierając do drzwi. Oddaję nagły pocałunek.
A już myślałam, że nie weźmie moich słów na serio. Chociaż chciałam żeby to zrobił.
Próbuję opleść go rękoma za szyję ale łapie moje nadgarstki w jedną swoją dłoń i przypiera je do drzwi nade mną. Drugą rękę wsuwa pod moją sukienkę i gładzi opuszkami palców moje udo tuż pod pupa. Jęczę mu w usta. Odsuwa się ode mnie z szerokim usmeichem.
- O to chodziło?
- Zdecydowanie lepiej niż chodziło - opowiadam szeptem nadal pod wpływem jego pocałunku. Przygryzam delikatnie dolną wargę.
- Do jutra maleńka - uśmiecha się, całuje mnie w czoło i odchodzi. Odwraca głowę będąc przy bramie i macha mi na pożegnanie.
Z uśmiechem na twarzy, oczarowana jego urokiem i pocałunkiem wchodzę do domu. Zamykam drzwi i tanecznym krokiem przechodzę przez korytarz w strone kuchni.
Jak wryta zatrzymuję się w progu i mrugam powiekami. Za stołem siedzi dobrze mi znany blondyn, którego zawsze i wszędzie bym poznała. Nigdy nie zapomnę jak wygląda. Jego włosy są kilka centymetrów dłuższe. Twarz bardziej dojrzała. Wzrok spokojny. Mięśnie bardziej uwydatnione. Obok niego siedzi drobna rudowłosa dziewczyna z piegami na twarzy i ciążowym brzuchem. Mężczyzna trzyma na kolanach małego chłopca, który może mieć na oko prawie roczek. Uśmiecha się on do mnie szeroko. Mrugam powiekami patrząc na ludzi przy stole. Do tego razem z nimi siedzi Jackson.
******
Przepraszam za tak długi odstęp czasu, ale nie mam poprawionych rozdziałów.
Mam nadzieję, że się wam podoba rozdział.
Dziękuję za to 8 miejsce i ponad 50 tys. wyświetleń. 😍😍😍😍😍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro