Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział szesnasty


- Nieeeee - jęczę patrząc w lustro. Ubrania pomięte, a włosy rozczochrane.
Przechylam głowę do przodu i rozczesuję włosy. Przerzucam je do tyłu i patrząc w lusterko robię przedziałek po środku. Rozdzielam włosy na dwie części i zaplatam w francuzy po obu stronach po jednym. Znowu wyszedł mi jeden odrobinę wyżej od drugiego. Daję jednak sobie spokój z poprawianiem. Nie wygląda to brzydko. Raczej normalnie. Przemywam twarz dłońmi i myję zęby. Nie będę brać teraz prysznica bo nie robię tego rano chyba, że jest jakaś specjalna okazja. Zrobię to po lekcjach.

Przebieram się w czyste i nie pomięte ubrania. Na policzku dalej mam odbity delikatny ślad od poduszki. Trochę śmiesznie to wygląda. Jeszcze tylko muszę się przebrać.

- Jedziesz ze mną? - Jackson wkłada miseczkę po płatkach do zlewu i odwraca się w moją stronę.

- Tylko zrobię sobie śniadanie do szkoły - odpowiadam mu. Opiera się o blat wyspy na środku kuchni i przygląda mi się jak przygotowywuję sobie śniadanie do szkoły.

- Nie wolisz czegoś ze stołówki? - pyta.

- Nie dzisiaj - kręcę głową. - Piątek więc do wyboru nie będzie za wiele. Zawsze tak jest. Dzisiaj wolę sobie wziąć coś z domu - wzruszam ramionami i zawijam kanapkę w złotko. Wkładam ją do pudełka i dokładam śliwę, jabłko i nektarynkę. Biorę jeszcze półlitrową butelkę soku i wkładam wszystko do plecaka.

- Okay. Możemy iść - odwracam się w jego stronę. Uśmiecha się jak głupi. - Co, coś nie tak? Jesteś dzisiaj zadziwiająco radosny i normalnie ze mną rozmawiasz.

- Wiesz. Taka jedna wpadła wczoraj do mnie do pokoju i zaczęła mieć do mnie pretensje. Nie spałem potem przez pół nocy tylko myślałem nad jej słowami.

- I co wymyśliłeś? - wsuwam stopy w trampki i czekam aż on ubierze swoje buty.

- Że nie powinienem cofać naszej dobrej relacji do stanu sprzed degradacji - śmieje się i wychodzimy.

- Nareszcie coś sensownego - uśmiecham się i zajmuje miejsce pasażera z przodu.

- Jeszcze tylko ułożę sobie resztę, oswoję się z tym i będzie tak jak dawniej - ściska mi rękę i wyjeżdża z podjazdu. Śmiejemy się słuchając muzyki przez całą drogę do szkoły.

Jest tak jak było. Tylko czuję, że brat ukrywa przede mną coś ważnego. Mam nadzieję, że powie mi o co chodzi i że to nic złego.

- Widzimy się po szkole - żegnam się z nim i odchodzę.

Przytulam Britt na powitanie i czekam aż dołączy do nas Taylor. We trzy wchodzimy do szkoły i trzymamy się tak dopóki Tay nie musi iść do innej klasy na lekcje. Znam ją odkąd Jackson się z nią umawia. Na początku za nią nie przepadałam. Ale potem ją polubiłam. Teraz nawet się praktycznie przyjaźnimy. Nie łączy mnie z nią aż tak zażyła relacja jak z Britt, ale (obecnie) niebieskowłosą znam dłużej.

- Ostatnio się nam wspólny wypad nie udał. Ale może dzisiaj wybierzemy się na kręgle? - pyta Alec gdy siadam przy stole na swoim miejscu.

- Czemu nie. Jestem za - wzruszam ramionami i wyciągam z plecaka pudełko ze śniadaniem.

- Ooooo... podziel się. Dzisiaj mają ohydne żarcie - Britt zbliża się w moją stronę i bierze sobie z pudełka jedną połówkę kanapki. Patrzę na nią chwile zła, ale w końcu się poddaję.

- Ja też chętnie - Lucas uśmiecha się do mnie.

- Tay? - Jackson pyta swoją dziewczynę.

- W sumie to też mogę - wzrusza ramionami i uśmiecha się do niego.

- Ethan, Michael? - Alec zwraca się do kolegów którzy się przysiadają.

- A o co chodzi? - pytają w tym samym czasie.

- Idziecie dzisiaj na kręgle? Zbieramy chętnych - odpowiada im Al.

- Oczywiście - odpowiada Michael.

- Ja dzisiaj nie dam rady. Odpada - Ethan kreci głową.

- Okay. W takim razie idą: Kayla, Britt, Michael, Jackson, Taylor, Lucas i ja - wylicza blondyn wskazując na nas po kolei palcem. - Potrzebujemy jeszcze jednej osoby - dodaje i patrzy na nas wyczekująco.

- Może Rafaell? - proponuje Lucas.

- Ja nie mam nic przeciwko - odpowiadam i uśmiecham się do bruneta.

- Ja też - odpowiadają w tym samym czasie Taylor, Bri i Michael, a Jackson wzrusza tylko ramionami i je swój lunch.

- Zapytam go. Ale raczej chętnie pójdzie - odpowiada Lucas i wyciąga telefon z kieszeni. - Pójdzie z nami - mija chwila, a on daje nam pewną odpowiedź i chowa telefon do kieszeni.

- No więc ustalone. Zadzwonię do klubu i zarezerwuję nam dwa tory. Widzimy się po lekcjach - Alec bierze swoja tacę i wychodzi ze stołówki.

- Chcesz się przejść? - Michael pyta Britt, a ona skina mu głową w odpowiedzi i też wychodzą. Nie mija chwila, a Jackson i Tay do nich dołączają i zostaję sama z Lucasem. To krępujące.

- Kayla? - podnoszę na niego wzrok. - Masz jakieś plany na sobotę i niedzielę za dwa tygodnie? - pyta.

- Nie, raczej nie - kręcę delikatnie głową. - A czemu pytasz? - marszczę brwi.

- Mam dwa bilety na koncert i może chciałabyś pojechać? - odpowiada pytaniem.

- Czyj i gdzie? - dopytuję.

- Nie znasz raczej zespołu. Nazywają się "Half Green". Tam gdzie kiedyś mieszkałem. Niedaleko Dallas. To miejscowy zespół. Tam jest bardziej znany - tłumaczy.

- "Half green"? - powstrzymuję uśmiech. Skina głową i sam śmieje się cicho pod nosem.

- Fajna nazwa - skinam głową i śmieję się cicho.

- Zrozumiesz jak ich zobaczysz - pociera brodę i przygląda mi się. - To jak? Chciałabyś pojechać?

- Wiesz. Nie wiem. Mogę się zastanowić do jutra? I tak zapewne będziesz u mnie w domu. A jak nie to zawsze mogę cię przez okno zawołać - uśmiecham się. - mogę dać ci odpowiedź jutro? Muszę jeszcze Ashley zapytać czy mogę.

- Nie ma problemu. Zastanów się na spokojnie i dasz mi znać jutro. A teraz wybacz muszę już iść. Widzimy się po lekcjach - puszcza mi oczko i odchodzi.

******

Rozdział poprawiła: Divergent_2003









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro