Rozdział pięćdziesiąty trzeci
- No więc, mamy już za sobą swoją pierwszą kłótnie - mówię i chichoczę cicho zatrzymując się przed drzwiami, swojego domu. Kręcę stopą u lewej nogi i zagryzam wargę.
- Wiem - wtóruje mi. Poważniejemy i spoglądamy sobie w oczy. Świat się jakby zatrzymuje i istniejemy tylko my. Tak samo, jak wtedy gdy się całowaliśmy w samochodzie. Uśmiecha się delikatnie i splata nasze palce u obu dłoni. Przysuwam się do niego i staję na palcach. Lucas pochyla się i całuje mnie delikatnie w usta. Czule i powoli.
Odsuwa się ode mnie i rozplata jedne palce dłoni. Przykłada ją do mojego policzka i gładzi mnie po nim delikatnie.
- Dobranoc maleńka - całuje mnie w czoło i robi krok w tył.
- Dobrano dużeńki - chichoczę za nim i macham mu.
Opieram się z rozmarzeniem o drzwi i patrzę jak odchodzi. Znika mi za zakrętem, a ja czuję jak nagle, lecę w tył. Krzyczę przestraszona i ląduję na tyłku w domu.
- Ałłłł - jęczę i podnoszę się z podłogi.
- Wybacz, nie wiedziałam, że się o nie opierałaś - Ashley próbuje powstrzymać śmiech.
- Taaaa.... dzięki - uśmiecham się z wymuszeniem i ściągam buty. - Pójdę spać. Dobranoc - całuję ją w policzek przechodząc obok i uciekam schodami na górę. Przynajmniej nie zdąży mi zadać zbędnych pytań.
Przebierając się w piżamę zauważam, że mam już kolejną bluzę Lucasa do kolekcji uśmiecham się i rzucam ją na poduszki. Wtulę w nią głowę i będzie mi lepiej zasnąć. Jego zapach mnie uspokaja i daje poczucie bezpieczeństwa. Uśmiecham się do siebie pod nosem i gaszę światło. Kładę się do łóżka i przykrywam kołdrą.
Jestem tak zmęczona, że zasypiam bez zbędnych problemów.
~*~
- Maleńka - słyszę przy uchu czyjś szept - wstajemy. - Czuję na szyi czyjś oddech, a po chwili ktoś muska mnie po niej nosem. Wiercę się, bo przechodzi mnie dreszcz i przekręcam na druga stronę uniemożliwiając Ktosiowi drażnienie mnie podczas snu i przerywanie go.
Intruz śmieje się cicho z rozbawianiem.
- Kochanie - czuję na policzku czyjeś usta, które przesuwają się coraz bliżej w stronę moich. Materac obok mojego ciała ugina się i czuję nad sobą ciężar, który przekręca mnie na plecy. Nadal bez otwierania oczu i walczenia z obudzeniem, rękoma próbuje tego kogoś odepchnąć. To jednak nic nie daje. - Kotek wstajemy -mówi głośniej i całuje mnie w usta.
- Uuummmm - mruczę z uznaniem i oddaję pocałunek. Przyjemnie. - Hejjjj - jęczę z dezaprobatą, bo, ten Ktoś się odsuwa. Czuję teraz, natomiast w powietrzu dobrze mi znany zapach wody kolońskiej. Otwieram oczy z uśmiechem wiedząc kogo mogę się spodziewać przed sobą. Lucas wisi nade mną uśmiechnięty szeroko.
- Już myślałem, że się nie obudzisz -chichocze i całuje mnie w nos.
- Co ty tutaj robisz? - pytam, ziewam i przecieram oczy. Nadal chce mi się spać. Pewnie normalnie kogoś, kto mnie budzi tak wcześnie ochrzaniłabym, ale za to, jak on to zrobił, nie jestem w stanie na niego nakrzyczeć. - Która jest godzina?
- Ashley mnie wpuściła. Wpół do ósmej - odpowiada na moje pytania.
- Spóźnię się do szkoły - piszczę i próbuje wstać z łóżka, ale on mnie blokuje. - Lucas - warczę. - Jeżeli zaraz mnie nie puścisz, spóźnię się do szkoły i będę miała przechlapane u Ash.
- Nie będziesz miała, ale wstać możemy. W sumie to tylko ty, bo ja jestem już gotowy. Ubierz się szybko i zejdź na dół. Czekam na ciebie - całuje mnie pospiesznie w usta i wychodzi zostawiając w lekkim szoku.
Acha... okay?
Kręcę głową i powoli wstaję z łóżka. Podchodzę do szafy i wyciągam z niej spodnie i czarną koszulkę, którą w nie włożę. Biorę do tego czerwoną koszulę w czarną kratę i wychodzę z pokoju.
Schodzę na dół po schodach, nadal lekko zaspana. Wchodzę do kuchni i staję w progu lustrując Lucasa od góry do dołu. Ja naprawdę nie przyglądałam się i nie zwróciłam przedtem uwagi na to, co ma na sobie. A jest ubrany podobnie jak ja.
- Nie zrobiłam tego specjalnie - zapewniam go szybko widząc jak on też lustruje mnie wzrokiem i uśmiecha się. - Nawet nie zwróciłam uwagi na to co, na sobie masz.
Jest ubrany w czarne spodnie, czarną koszulkę i ma na sobie czerwoną koszulę w kratę przewiązaną w pasie.
- Spokojnie. Podoba mi się to nawet - podchodzi do mnie i kładzie dłonie na moich biodrach. Czuję się skrępowana, ponieważ w pomieszczeniu są jeszcze inne osoby i o ile nie zwracałam na to wcześniej uwagi to teraz mi to przeszkadza.
- Tylko mi nie mów, że teraz mnie pocałujesz przy nich wszystkich - piszczę szeptem zdenerwowana sytuacją.
- Nie będę ci tego mówił -kręci głową i pochyla się. Jestem tak zszokowana, że w pierwszych kilku sekundach nie oddaję pocałunku, ale w końcu się poddaję i robię to. Kładę dłonie na jego klatce piersiowej i poddaję się mu. Odsuwamy się od siebie, a w pomieszczeniu rozlega się dźwięk klaskania i gwizdanie moich kuzynów i braci. Czerwienie się jak burak i zażenowana wtulam mocno twarz w Lucasa. Oplata mnie czule ramionami chroniąc przed kompromitacją.
Całowanie się na oczach rodziny nie jest wcale takie proste jakby się wydawało. Może braci to jeszcze nic takiego. Ale ojca, Ashley, ciotek, wujków, kuzynek i kuzynów... jest trudne.
- Spokojnie maleńka - śmieje się i całuje mnie w głowę.
- Musiałeś to zrobić? - pytam cicho. I tak wszyscy to usłyszą, no ale mam nadzieję, że nie usłyszą.
- Jakoś musimy wszystkim powiedzieć, że oficjalnie jesteśmy parą. Nie mogłem się już doczekać - odsuwam się i patrzę z dezaprobatą na jego uśmiechnięta twarz. Kręcę głową i w końcu poddaję się jego urokowi.
- No dobra, koniec tych czułości. Czas na śniadanie - Ashley klaszcze dłońmi, przywołując wszystkich do porządku.
- Kayla i reszta dziewczyn macie nakryć do stołu, chłopcy zaniesiecie talerze i miseczki z jedzeniem - rozkazuje i odwraca się w stronę blatu.
- A wy to co? - oburza się mój kuzyn Sam. - Będziecie tak siedzieć i się gapić?
- My przygotowałyśmy jedzenie - odpowiada mu jego mama. Starszy brat Gabriel uderza go w tył głowy, a ten oddaje mu uderzając go w bok i zaczynają się przepychać. Ich ojciec wdycha zdenerwowany i kręci głową zrezygnowany. Wstaje z krzesła i staje pomiędzy nimi. Łapie ich za koszulki i odciąga lekko unosząc do góry. Dzięki temu, że jest wyższy i jest bokserem ma nad nimi naprawdę wielką przewagę.
- Jego boję się najbardziej - Lucas szepcze mi na ucho, przyglądając mu się.
- Uwierz mi, poza ringiem muchy by nie skrzywdził - zapewniam go i pokrzepiająco klepie w pierś. - A teraz bierz się do roboty - ponaglam go i odchodzę od niego. Przechodzę do salonu i dołączam się do kuzynek, które już zaczęły nakrywać do stołu.
- Przystojny jest -śmieje się Miranda, stając obok mnie.
- Wiem - odpowiadam jej z uśmiechem. - Ale charakter ma niesamowity - dodaję.ć
- To już mniej ważne - zbywa mnie machnięciem ręki.
- Zależy dla kogo - odpowiada z delikatnym uśmiechem.
Wygląd to nie wszystko. Co z tego, że chłopak jest przystojny skoro jest dupkiem i mógłby mnie traktować jak szmatę. Wolałabym już tego zdaniem innych mniej przystojnego, a takiego, który traktuje mnie z szacunkiem.
Jednak nie oszukujmy się, wygląd też ma znaczenie, ale nie tylko na niego należy zwracać uwagę.
Być z kimś ze względu na jego urodę, to tak jak być z obrazkiem. Niby wszystko piękne i idealne, a jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto skrytykuje i znajdzie błąd.
To tak jakby lubić cukierka i kupować go tylko ze względu na ładny papierek, ale nie jeść bo smak ma okropny.
Nikt nie jest idealny, nawet Brat Pitt, Marilyn Monroe czy Leonardo di Caprio. Każdy ma wady. Nawet ci, których uważamy za takich bez wad.
******
Rozdział poprawiła: Karolina.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro