Rozdział Pięćdziesiąty Ósmy
Lucas
Budzę się z potwornym bólem głowy. Jakby zaraz miało mi ją rozsadzić od środka. Przekręcam głowę w bok i spoglądam na Kayle.
Spogląda na mnie z uśmiechem. Może jednak sobie nie przejebałem, aż tak bardzo jak pamiętam. Chociaż z drugiej strony... No ale to nie była moja wina. To wszystko przez jej brata i jego kumpli.
- Cześć, Skarbie - z uśmiechem zakładam jej kosmyk włosów za ucho.
- Cześć - odpowiada i uśmiecha się delikatnie. Chyba jednak sobie przejebałem.
- No mów - wzdycham cicho. - Jak bardzo przesadziłem wczoraj?
W odpowiedzi wzrusza ramionami, przysuwa się bliżej mnie i wtula mocno w moje ciało. Z nie zrozumieniem kiwam głową. Kompletnie nie ogarniam tego małego, słodkiego i kochanego stworzenia.
- Jak Twój kac? - odsuwa się delikatnie, przyglądając mi się uważnie.
- Znośnie. Głowa mnie tylko boli, ale nie jest tak źle.
- Cieszy mnie to - szczerzy się i z powrotem wtula.
- Kayla - nie wytrzymuję i przerywam ciszę, która jest między nami. - Powiesz mi w końcu jak bardzo spieprzyłem? O ile dobrze pamiętam byłaś wczoraj nieźle wkurwiona... Więc no...
- Nie jestem wkurwiona. Byłam. Przeszło mi i już jest okay - delikatnie uderza opuszkami palców o mój bok. Łapie jej dłoń w nadgarstku i odsuwam od swojego ciała.
- Nie rozumiem Cię. Wczoraj byłaś mocno wkurwiona, a dzisiaj już Ci przeszło? - upewniam się.
- No, tak - niepewność w jej głosie jest słodka.
- Dziewczyno - wywracam oczami i przytulam ją mocno.
- Poza tym kara sama przyjdzie - zaczyna z cichym śmiechem. Mrużę oczy zastanawiając się o co jej chodzi. - Pomagasz sprzątać mojemu bratu - wyjaśnia widząc moją minę i się odsuwa. - A ja nie kiwne nawet palcem żeby wam pomóc.
Wychodzi spod kołdry i kieruje się do szafy. Wyciąga z niej jakieś ubrania i wkłada je na siebie, ściągając wcześniej koszulkę, w której spała. Rzuca mi ją w twarz.
- Nie zapomnij jej wyprać. Śmierdzi potem, tobą, alkoholem i fajkami - wystawia mi język.
- Jakoś Ci to w nocy nie przeszkadzało - przyglądam się jej i siadam na łóżku. Wychodzi z pokoju zostawiając mnie samego.
Czasem jej nie rozumiem. Kocham ją na zabój, ale jej nie rozumiem.
Z westchnieniem wstaję z łóżka i rozglądam się po jej pokoju. Na pewno ma tutaj gdzieś jakieś moje ubrania, które zostały po którejś nocy, gdy tutaj spałem.
Szukam czystych rzeczy i kieruję się do łazienki. Czas na szybki prysznic, przed tym wszystkim. Szykuje się dzisiaj ciężki dzień. Po takich imprezach zawsze jest duży burdel do ogarniania.
Odświeżony, ale nadal z bolącą głową schodzę na dół od kuchni, gdzie przy stole siedzi już reszta.
- Księżniczka zeszła - Rafaell śmieje się ze mnie, nie czekając długo pokazuję mu środkowy palec i siadam obok nich przy stole.
- Co chcesz na śniadanie? - Kayle spogląda na mnie, stojąc przy lodówce.
- Jajecznicę z bekonem? - proponuję patrząc niepewnie.
- Faceci - wywraca z rozbawieniem oczami i wyciąga jajka z lodówki.
- Pomogę ci.
Podnoszę się z krzesła i podchodzę do niej. Wzdycha z dezaprobatą. Wiem, że nie lubi jak ktoś się jej wtrąca w kuchni, no ale nie chcę żeby sama musiała wszystko robić.
- Poradzę sobie - zapewnia, gdy kładę plastry bekonu na rozgrzaną patelnię.
- I ja w to nie wątpię. Jednak chcę Ci z tym pomóc - całuję ją w czoło, a ona uśmiecha się pod nosem i wbija jajka.
- Siostra, robisz najlepsze śniadania pod słońcem - Jackson klepie ją po ramieniu i odkłada po sobie talerz do zlewu. - No ale tyle przyjemności panowie, czas na sprzątanie. - Dopija kawę z cytryną i kręci głową.
Ogarnianie tego bałaganu, który zostawili po sobie imprezowicze zajęło nam sporo czasu. Kayle cały czas leżała na sofie w salonie i przeglądała programy telewizyjne. Tak jak mówiła, nie kiwnęła nawet palcem żeby nam pomóc. Nawet to co obiecywał jej brat, na nią nie działało.
- Mam dość - podnoszę jej nogi do góry, siadam obok i kładę je na swoich kolanach.
- Ja też - mówią jednocześnie nasi bracia i siadają na fotelach.
- To co, pizza na kolacje? - Kayla śmieje się i zmienia program.
- Ja nie płacę - Jackson unosi ręce ze śmiechem.
- My stawiamy - śmieję się patrząc na brata. W odpowiedzi skina mi głową.
- Pójdę po portfel do domu - Rafaell wstaje i wychodzi z pokoju. Jackson rozkłada się wygodnie i zamyka oczy, splatając dłonie na karku.
- Czyżbyś się zmęczył? - brunetka spogląda na niego z uniesionymi brwiami.
- Coś ty, w ogóle - odpowiada z przekąsem. - ale mam ochotę na zimne piwo - dodaje z rozmarzeniem.
- Jeszcze nie jest Ci mało po wczoraj? - gromi go wzrokiem.
- A żebyś wiedziała - wystawia jej język. - Idziesz ze mną po piwo? - zwraca się do mnie.
Spoglądam na Kayle pytając ją bez słów czy nie ma nic przeciwko. Wzrusza ramionami. Przyglądam się jej uważnie z dezaprobatą. Kiwa głową z uśmiechem.
- Mi też kupcie - mówi rozbawiona.
- Nie ma mowy! - zabraniam.
- A ty chcesz pić? - mała wredota.
- Szantażystka - wystawiam jej język.
- Ja po prostu dbam o swoje interesy - szczerzy się i puszcza mi oczko.
- Niech Ci będzie - wzdycham przegrany. - Podnoś dupe debilu - poganiam Jacksona.
- Sam jesteś debil - odgryza się wstając z fotela. Przeciąga się i wychodzi z salonu.
Mija chwila, a on wraca z portfelem w dłoni i z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Patrzę na niego jak na idiotę, ale nie komentuję.
- Wiesz, że i tak żadnej nie wyrwiesz? - Kayle klepie go po ramieniu, omijając go.
- Spadaj, mała wredna... - nie kończy widząc jej minę.
- Małego to Ty masz, ale penisa. Więc się tak nie zapędzaj - warczy na niego. - I nie pytaj skąd to wiem, pokazać Ci zdjęcia z dzieciństwa, które rodzice mają w albumie? - Wbiega na górę do swojego pokoju. - Chociaż, wybacz zapomniałam. I tak nie ma na co patrzeć, a wątpię żeby się tam coś zmieniło przez te kilkanaście lat - dodaje głośno zza drzwi.
Jackson jest chyba w lekkim szoku bo nic jej nie odpowiada, a ja śmieję się pod nosem wychodząc na zewnątrz. Ta miłość do rodzeństwa...
- Idziesz z nami po piwo? - pytam Rafaela, który właśnie staje przy bramie.
- Spoko - wzrusza ramionami.
Droga do sklepu mija nam całkiem szybko. W między czasie obgadaliśmy kilka ładnych lasek, które nas minęły. Było to całkiem zabawne. W szczególności, gdy Rafael zaczął udawać jedną z nich, idąc z wypiętą dupą i cyckami. Tak się śmieliśmy, że kilka osób dziwnie się na nas popatrzyło. Przecież to normalnie, że grupka prawie dorosłych facetów zachowuje się jak dzieciaki.
~~~~~^~~~~~
KAYLE
Schodzę na dół słysząc głosy chłopców. Zajęło im to ponad pół godziny. Co jest dziwnie, bo sklep jest jakieś pięć minut drogi stąd.
- Co tak długo? - pytam i zakładam ręce pod piersiami.
- Spotkałem kilku kumpli i się zagadaliśmy - Jack wzrusza ramionami i przechodzi do kuchni, a reszta za nim. Podążam ich śladem i siadam przy stole, na którym leży już lekramówka z zakupami.
- Nie szczędziliście - komentuję zaglądając do środka. Poszli po cztery piwa, a przynieśli jeszcze chipsy, popcorn, paluszki i inne przekąski.
- Stwierdziliśmy, że zrobimy sobie męski wieczór - Lucas całuje mnie w tył głowy i oplata ramionami.
- Że niby przyjemność należy się tylko wam? - oburzam się.
Na pewno pozwolę im to wszystko zjeść samym. Nie ma mowy.
- Zrobicie sobie męski wieczór z jedną dziewczyną - szczerzę się.
- Czyżbyś coś proponowała, Kochanie? - Lucky, porusza sugestywnie brwiami siadając obok mnie.
- Fuuj - krzywię się krzycząc głośno, razem z Jacksonem. - Jesteś obrzydliwy - psuje fryzurę mojego chłopaka. Posyła mi niby wkurzone spojrzenie i poprawia sobie włosy.
- Jakoś nie narzekasz - szepcze mi do ucha, przegryzając delikatnie jego płatek.
- Dupek - szepczę i wystawiam mu język.
- JA Ciebie też Kocham, Misia - szczerzy się, a ja kręcę głową i całuję go na szybko w usta.
- To jaką pizze zamawiamy? - zmieniam temat.
- Z owocami morza? - proponuje Rafaell.
- Obrzydlistwo - krzywię się wystawiając język.
- Wegetariańska? - podaję następna propozycje.
- Pierdolło Cię? - oburza się Jack. - Pizza bez mięsa? Da się to w ogóle jeść? Nie wiem kto to wymyślił, ale miał chyba ciężkie życie. Aczkolwiek, żeby nie było, nie mam nic do wegetarininów czy wganinów. Po prostu pizza musi być z mięsem.
- To weź coś wybierz i się dogadaj z Rafaellem. My zjemy cokolwiek byle bez owoców morza i z mięsem - Lucas nie wytrzymuje i przerywa nam. Chichoczę pod nosem i całuję go szybko w policzek.
- Kocham Cię - szepczę mu na ucho.
- Ja Ciebie też - odpowiada i mocno mnie przytula.
- To wy wybierzcie pizze, a my wybierzemy film - proponuję.
- Spróbuj wybrać jakieś romansidło to Cię uduszę - Jackson grozi mi z rozbawieniem.
- Wiem, że je uwielbiasz - puszczam mu oczko i wychodzę szybko z kuchni, zanim wyprowadzę go z równowagi.
****
Rozdział poprawiła Dominika
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro