Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział pięćdziesiąty drugi

Po raz kolejny uderzam ręką w ścianę przez co ranię sobie kłykcie i zaczyna się z nich lać krew. Siadam zdenerwowany na łóżku i wrzeszczę coś bez celu. Nie potrzebnie tak gwałtownie zareagowałem.

To nie tak, że nie chcę jej w swojej przyszłości. Bardzo tego chcę. Obawiam się tylko, że któregoś dnia ona zadzwoni do mnie lub napisze, że musimy poważnie porozmawiać i ze mną zerwie. Okaże się, że poznała faceta, który będzie dla niej idealny i mnie zostawi.
Kocham ją i nie chcę jej stracić. Jest dla mnie najważniejsza. Jest jak części rodziny.

Zawaliłem sprawę. Powinienem był na spokojnie jej wyjaśnić swoją odpowiedź i reakcję, a ona mi swoją. Powinniśmy rozmawiać o problemach, a nie od nich uciekać. To jest podstawa udanego związku. Rozmowa o problemach. Poczekam jeszcze chwilę i ochłonę. Ochłonę i pójdę do niej, żeby z nią porozmawiać i wyjaśnić sytuację. Powiem jej, że ją kocham, a jutro zabiorę ją do kina, żeby jej to wynagrodzić.

Uśmiecham się pod nosem, pierwszą kłótnię mamy za sobą. Nauczymy się rozwiązywać swoje problemy i będzie dobrze. Poradzimy sobie. Znamy się nie od dzisiaj i wiemy jak ze sobą rozmawiać.
Opadam plecami na łóżko i wgapiam się w sufit, próbując wymyślić jak jej to wytłumaczyć, bez ranienia. Nie chcę, żeby mnie źle zrozumiała.

"Kayla, to nie tak, że nie chcę cię w swojej przyszłości. Bardzo mi na tobie zależy i mocno cię kocham. Nie wiem czy czujesz to samo co ja..."

Nie to zbyt... kochające, mam jej wytłumaczyć czemu tak zareagowałem, a nie mówić jej o kochaniu.

"Kayla, to nie tak, że nie chcę, żebyśmy byli razem przez lata. Zależy mi na tobie i chciałbym, żebyś przy mnie zawsze była ,ale żadne z nas nie jest w stanie powiedzieć co przyniesie jutro. Skąd mamy pewność, że nie poznamy kogoś innego. Nie chciałbym, żeby do tego doszło bo cię kocham, ale martwię się, że kiedyś kogoś poznasz i mnie dla niego zostawisz, a tego bym nie chciał. Jesteś dla mnie na prawdę bardzo ważna i chciałbym mieć cię przy sobie. Jeszcze nie wiem, czy chcę mieć z tobą dzieci czy dom. Nie zrozum mnie źle, jesteśmy ze sobą za krótko. Znamy się już długi czas, ale nie wiemy o sobie wszystkiego. Może za rok czy dwa też będę o tym myślał. Jesteśmy jeszcze młodzi i tak na prawdę wciąż nie wiemy czy nasze uczucie jest prawdziwe. Czy to co jest między nami przetrwa, chciałbym tego ale nikt nie wie co przyniesie życie. Wiem tylko, że nie chcę cię stracić."

Wzdycham cicho i podnoszę się z łóżka. Wychodzę z pokoju i idę do łazienki. Przemywam dłoń z krwi i wycieram ją delikatnie w papier. Skóra cholernie mnie piecze, ale to nic. Bywało gorzej.

Zbiegam po schodach na dół i w korytarzu krzyczę, że wychodzę.

Naciskam klamkę i otwieram drzwi. Nie myśląc wiele wychodzę w ciemność i zderzam się z kimś. Łapię tego osobnika ratując i siebie i jego od upadku. Cofam się w tył, a intruz robi krok w przód i jego twarz oświetla światło. Przede mną stoi zdezorientowana Kayla, z mokrymi oczami.

- Szedłem do ciebie - mówię skrępowany. Myślałem, ze to będzie prostsze, a jeszcze nawet nie zacząłem.

- A ja przyszłam do ciebie - odpowiada cicho.

- Musimy porozmawiać - mówimy w tym samym momencie.

- To może - zaczynamy znowu razem.

- Mów pierwszy - na jej twarzy pojawia się cień uśmiechu. Ma na sobie tylko spodenki i koszulkę, a na dworze zrobiło się chłodno.
- Wejdźmy do środka bo się przeziębisz - mówię do niej i robię jej miejsce, żeby weszła.

- Twoi rodzice są w domu? - pyta szeptem patrząc na mnie niepewnie.

- Tak - skinam jej głową.

- Moglibyśmy porozmawiać z dala od nich? Nie obraź się, ale nie muszą słyszeć o czym rozmawiamy.

- Nie ma sprawy - skinam głową i sięgam po klucze od samochodu. - Idź do garażu. - Kiwa mi głową i odwraca się na pięcie. Kieruje się w stronę przejścia do garażu, a ja biorę z wieszaka dwie moje bluzy i zatrzymuję się jeszcze w drodze, w progu salonu.

- Biorę samochód, zaraz wrócimy - mówię do ojca i wychodzę.

Naciskam guzik na pilocie i drzwi garażowe odsuwają się, naciskam drugi przy kluczach i drzwi samochodu odblokowują się. Brunetka zajmuje z przodu miejsce pasażera. Obchodzę pojazd i zajmuję miejsce kierowcy. Podaję jej jedną bluzę, która przyjmuje bez komentarza, a na siebie ubieram drugą. Odpalam silnik i wyjeżdżam.
W samochodzie panuje (krępująca) cisza, która o ile zawsze jest do zniesienia, gdy między nami zapadała, to teraz wcale tak nie jest.

- O czym chciałaś porozmawiać? - pytam i przełykam gulę w gardle. Kto wie, może uznała, że to jednak nie dla niej i chce ze mną zerwać.

- Przepraszam, że tak zareagowałam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Pewnie nie miałeś nic złego na myśli, a ja po prostu cię wyrzuciłam. Nie potrzebnie palnęłam z tym dzieckiem i domem. To miał być tylko żart - spoglądam na nią przez ułamek sekundy i widzę, że jak to z siebie wyrzuciła, to jej trochę ulżyło.

- Będziesz tak milczał - przerywa ciszę bo nie odzywam się przez kilka chwil.

- Zaczekaj - odpowiadam jej ze spokojem i skręcam.
Zatrzymuję się na parkingu przy lesie i wyłączam silnik. Naciskam guzik przy drzwiach i lampka w dachu samochodu włącza się, dzięki czemu będziemy mogli widzieć swoje twarze.

- Nie wiem od czego zacząć - wzdycham niepewnie.

Miałem całą przemowę ułożoną w głowie. Ale to na nic. Ona i tak mi się teraz nie przyda. Przeczesuję włosy dłonią zdenerwowany. Kayla odpina pas i przekręca się delikatnie, żeby było jej wygodnie na mnie patrzeć. Teraz jak mi się przygląda to jeszcze bardziej stresujące. Biorę głęboki oddech.

- Wysłuchaj mnie do końca i mi nie przerywaj - proszę ją, a ona skina głową. - Tak więc. Nie zrozum mnie źle. Ja też gwałtownie zareagowałem. Mogłem z tobą normalnie porozmawiać i na spokojnie wytłumaczyć ci moje zachowanie, jednak tego nie zrobiłem. Wybacz, że nazwałem cię małą dziewczynką, wcale się tak nie zachowujesz...

- Wiem - przerywa mi z błąkającym się uśmiechem w kącikach ust. Wywracam oczami i powstrzymuję uśmiech. Moja mała buntowniczka.

- Miałaś mi nie przerywać - besztam ją. - Powiedziałem to bo mnie trochę zdenerwowałaś. No ale przejdę do rzeczy. To nie tak, że nie chcę z tobą kiedyś być. Nie wybiegam w przyszłość, aż tak daleko. Nie wiem co będzie za pięć, czy dziesięć lat. Nawet nie wiem co ma być jutro - śmieję się cicho i łapię ją za rękę, nie opiera się. - Ale wiem, że chcę żebyś przy mnie byłą tak długo jak będzie nam razem dobrze i będziemy ze sobą szczęśliwi, a gdy czasem będzie źle to będziemy się wspierać. Nie będziemy się skreślać za jeden mały błąd, tylko o siebie walczyć. Nie myślę teraz o ślubie i dzieciach, ale nie wykluczam tego. Jesteśmy jeszcze młodzi i żadne z nas nie wie co przyniesie mu jutro. Może, gdy wyjdziesz na miasto, wpadniesz na jakiegoś blondyna i uznasz, że kochasz go najmocniej na świecie i będziesz chciała z nim być. Kto wie. Nie chciałbym tego, ale nie będę stawał ci na przeszkodzie do szczęścia. Kocham cię i zależy mi na tobie. Chciałbym, żebyś była tylko moja, ale nie mogę cię zapewnić, że wszystko będzie dobrze i zawsze będzie wspaniale - widzę łzy w jej oczach. Nie chcę jej ranić. - Żadne z nas nie wie jak potoczy się nam życie, dlatego żyjmy tu i teraz. Dopóki chcemy ze sobą być to będziemy. Ale jeżeli któregoś dnia uznamy, że tak nie jest, to po prostu... - nie chcę tego nawet powiedzieć. - Nie będziemy razem - kończę. -  Mam jednak nadzieję, że będziemy chociaż przyjaciółmi. Nie chciałbym cię stracić, bo jesteś dla mnie na prawdę bardzo ważna i cię kocham. Ale nie wiem czy jest nam pisane być razem na zawsze. To jednak nie wyklucza tego, że cię chcę...

Nie daje mi dokończyć bo znów mi przerywa. Ten sposób przerywania jednak bardzo mi się podoba. Muska delikatnie ustami moje. Odsuwam fotel do tyłu i przenoszę ją na swoje kolana, a ona mi w tym pomaga. Siada na mnie okrakiem i otacza mi szyję rękami, ja swoje kładę na jej biodrach. Pozwalam sobie przejąć inicjatywę i wkładam w ten pocałunek wszystkie uczucia, które do niej żywię. Chcę, żeby widziała, że na prawdę jest dla mnie ważna i ją kocham. Kocham ją całą, ze wszystkimi wadami i zaletami. Staram się, jej to przekazać w tym pocałunku. Przenoszę dłonie na jej policzki i przyciskam jej usta mocniej do swoich.

Uwielbiam to uczucie, gdy jej usta są na moich, gdy nasze dłonie nawzajem błądzą po naszych ciałach, czuję się wtedy jakbyśmy byli jednością. Nie chcę się teraz zamartwiać o przyszłości, chcę żyć tym co jest tu i teraz.
Odrywa się ode mnie i dyszy cicho. Nasze oddechy mieszają się ze sobą. Patrzę jej w oczy i uśmiecham się, odpowiada mi tym samym.

- To będzie mój najulubieńszy pocałunek - informuje mnie. Śmieję się krótko kręcąc głową.

-Chcesz jeszcze jeden?

Nie czekając na odpowiedź pochylam się w jej stronę i łączę nasze usta. Tym razem całujemy się powoli i delikatnie starając się, żeby było to zmysłowe. Takie są najlepsze. Bez pośpiechu, jakby czas stanął w miejscu. Właśnie w tym momencie, uświadamiam sobie, że nikt nigdy nie będzie w stanie sprawić, że poczuję to coś, podczas pocałunku. Tylko ona jest w stanie to zrobić. Odnajduję jej dłonie i splatam nasze palce. Chcę, żeby poczuła moją bliskość. Całujemy się długo, aż brakuje nam tchu.

- Ten będzie moim faworytem - szepczę jej na ucho i odsuwam się.

- Też cię kocham - mówi patrząc mi w oczy. Uśmiecham się do niej i otaczam ją ramionami przyciągając do swojej piersi. Chcę, po prostu, poczuć ją przytulającą się do mnie. Siedzącą bezpiecznie w moich ramionach z poczuciem, że nic jej nie grozi.

- I ja nie lubię blondynów - mówi po chwili, przerywając tę przyjemną ciszę. - Wolę brunetów.

- Musisz niszczyć tak piękną chwilę? - pytam retorycznie i chichoczemy cicho.

*****

Rozdział poprawiła Karolina.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro