Rozdział pięćdziesiąty czwarty
- No wiec jak przekonałeś Ashley, żebym nie szła dzisiaj do szkoły? - pytam Lucasa i zapinam pas bezpieczeństwa. Zaraz po śniadaniu pożegnałam się z kuzynami, kuzynkami, ciotkami i wujkami, którzy mają zaraz wyjechać, żeby wrócić do siebie. Chris i jego rodzina zostają.
Potem po śniadaniu poszłam się ogarnąć do łazienki, a teraz jesteśmy tutaj.
- Nie było łatwo -śmieje się krótko. - Na początku nie była co do tego pozytywnie nastawiona, ale z pomocą dedukcji i twojej rodziny udało mi się to.
- No wiec? - dopytuję. Na pewno tylko to nie wystarczyło.
- No więc w któreś popołudnie w tym tygodniu będziesz mogła usiąść na tarasie za domem i przyglądać mi się jak chodzę po twoim ogrodzie z kosiarką - wyjawia mi prawdę.
Wybucham śmiechem. Ashley to wie jak sobie darmową pomoc załatwić.
- Kocham te kobietę - mówię próbując się opanować. - Ale będę miała widoki - dodaję z rozmarzeniem. Przygryzam dolną wargę, w celu powstrzymania uśmiechu.
Wyciągam telefon i sprawdzam pogodę na ten tydzień.
- Zważywszy na to, że ma być upał - chichoczę. - Będziesz kosił bez koszulki. Prawda? - dopytuję.
- Jeżeli chcesz, żebym ściągnął koszulkę, wystarczy poprosić - puszcza mi oczko. - Może mam nago kosić, żebyś miała lepsze widoki. Co? - porusza sugestywnie brwiami.
- Hej, hej, hej. Aż tak się nie zapędzaj. To ciało, gdy jest nagie, od trzech dni mogę podziwiać tylko i wyłącznie ja - grożę mu palcem. - Chyba nie chcesz, żeby jakaś babcia straciła przez ciebie życie, bo się zapatrzy i wejdzie na jezdnię.
- A co z basenem?
- Będziesz miał kąpielówki baranie - wystawiam mu język.
- Małpa -odcina mi się.
- Debil.
- Żmija.
- Baran.
- Idiotka.
- Idiota.
- Brakło mi wyzwisk -uderza dłońmi w kierownicę, niby zły.
- Widzisz? Jestem w tym mistrzem -cmokam ustami i pochylam się w jego stronę. Całuje go w policzek, zaczynam mu opowiadać o wczorajszych urodzinach w gronie rodziny. Śmieje się, gdy mówię mu o sytuacji, która miała miejsce po mocnym zamroczeniu męskiej części bliskich.
- Jesteś pewien, że wyjście do kina jest warte koszenia trawnika? - zagaduję go, podczas stania w kolejce do kasy.
- Tak. A czemu nie? - unosi brew i otacza mnie ramieniem. Przyciąga bliżej siebie, żeby pocałować minie w skroń.
- Nie wiem - wzruszam ramionami. Odwracam twarz w jego stronę. - Mogłeś poczekać z tym kinem do weekendu. Nie musiałabyś kosić trawnika. Chce ci się?
- Lubię spędzać z tobą czas. Każda praca jest warta za spędzenie chwili z tobą. Poza tym chciałem ci jakoś wynagrodzić wczorajszą kłótnie - znów całuje mnie w skroń. Wzdycham cicho i spuszczam wzrok.
- Nie musisz mi nic wynagradzać - mówię cicho. - To też moja wina. Powinnyśmy od razu porozmawiać. To był głupi powód i niepotrzebna kłótnia. Nie musisz mi nic wynagradzać. To nie była twoja wina - zapewniam go. Przesuwamy się do przodu.
- Nie rozmawiajmy już o tym. Było minęło, nic nam nie da mówienie o tym. Gdyby był to większy problem to moglibyśmy rozmawiać, ale teraz o tym nie myślmy. Spędzimy miło czas.
- Okay - zgadzam się z nim z uśmiechem na twarzy.
Młoda kobieta za kasą przygląda nam się z dezaprobatą, gdy Lucas kupuje bilety. Widzę po jej twarzy, że ma ochotę zapytać o to, dlaczego nie ma nas w szkole. Wywracam oczami i odchodzimy od kasy z biletami w ręce.
- Jaki film wybrałeś? - pytam go i staję w kolejce po popcorn. Wcześniej nie chciał powiedzieć, a przy zakupie użył dokładnej godziny. Musiał to doskonale zaplanować. Uśmiecham się do siebie pod nosem.
Mam szczęście, że mój chłopak jest taki wspaniały. Lucas jest naprawdę wyjątkowy. Spędza ze mną dużo czasu, rozmawia, wysłuchuje, jest wyrozumiały, delikatny, czuły i... i po prostu idealny.
- Ej, słuchasz mnie? - z zamyślenia wyrywa mnie jego głos. Mrugam powiekami. Widzę jak macha mi ręką przed twarzą. Łapię ją w nadgarstku i daję w dół.
- Zamyśliłam się -uśmiecham się do niego przepraszająco.
- Domyśliłem się - odpowiada, pstrykając mnie w nos. - Idziemy na film Personal Shopper - szczerzy się.
- Nie mów mi tylko, że to horror - piszczę cicho.
- Tak jakby - odpowiada ze śmiechem i przytula mnie.
- Kiedyś cię zabiję - warczę, z udawaną złością.
- Za mocno mnie kochasz - szepcze mi, pewny siebie do ucha.
- Żebyś się nie zdziwił - mamroczę pod nosem z przebiegłym uśmiecham. Nagle dostaję olśnienia. Przypominam sobie o mojej niedokonanej zemście na Jacksonie. Mój uśmiech się poszerza, więc zapewne wyglądam teraz jakbym z psychiatryka uciekła.
- Nachosy czy Popcorn? - pytam bruneta, bo została przede mną w kolejce tylko jedna osoba.
- Co wolisz. Ja płacę - sięga po portfel, ale go zatrzymuję. Kręcę głową.
- Kupiłeś bilety. Często płacisz, gdy gdzieś wyjdziemy. Nie może tak zawsze być. Ty kupiłeś bilety, ja kupię przekąski - sięgam do kieszeni i wyjmuje z niej dwadzieścia dolarów.
- Poproszę mały Popcorn, Nachosy, Pepsi i sok - mówię do chłopaka za kasą.
- Jaki sok? - podnosi na mnie wzrok znad ekranu komputerka.
- Pomarańczowy - odpowiadam. Cierpliwie czekamy na nasze zamówienie.
Zajmujemy swoje miejsca w kinie. Dostały się nam te najbardziej oddalone, na samym końcu sali i podwójne. Cieszę się, że możemy siedzieć obok siebie bez rozdzielającego nas podłokietnika. Opieram głowę na jego ramieniu, a on mnie nim otacza. W dłoniach trzymam popcorn, a on na kolanach ma nachos, a obok nóg leżą nasze napoje.
Wtulam się w niego mocno i chowam twarz w jego piersi. Piszczę cicho, a on się śmieje i przytula mnie mocniej. Film nie jest bardzo straszny, spodziewam się tego, że coś zaraz się stanie, ale i tak się trochę boję. Poza tym to lubię się do niego przytulać, a jemu chyba się to podoba.
Opuszczamy salę kinową trzymając się za ręce.
- I co było tak źle? - Lucas naciska przycisk odblokowujący drzwi na kluczyku od samochodu i każde z nas podchodzi do drzwi od swojej strony.
- Powiem ci, że nie. Poza tymi niektórymi momentami. A w szczególności tym jak ten duch ukazał się jej w salonie - zapinam pas i czekam, aż on zrobi to samo.
- Nie było takie straszne - przekręca kluczyk i wyjeżdża z parkingu. Sięgam do radia, żeby włączyć na swoją ulubioną stację.
- Może nie, aż tak znowu bardzo, ale jednak - odpowiadam mu z delikatnym uśmiechem. Zerkam na swoje odbicie w bocznym lusterku. Krzywię się widząc swoje włosy. Poprawiam je delikatnie ręką, bo troszkę się zmierzwiły. Stwierdzam, że jest okay i spoglądam na Lucasa. Chłopak kręci głową z uśmiechem. - No co? - pytam niewinnie.
- Nic, zupełnie nic - zapewnia mnie, ze wzruszeniem ramion. - Mówię coś?
- Nie, ale masz dziwną minę -śmieję się. - Lubię spędzać z tobą czas.
- Ja z tobą też - sięga po moją dłoń i splata nasze palce. Uśmiecham się i układam wygodnie w fotelu.
W radiu zaczyna lecieć piosenka, Robina - "ok". Zaczynam nucić ją pod nosem. Od jakiegoś czasu często jej słucham, bo wpadła mi w ucho i znam na pamięć już prawie cały tekst.
- Śpiewaj głośniej - prosi mnie brunet, uśmiecha się do mnie szeroko. Czerwienie się zawstydzona i kręcę głową. On też zaczyna ją śpiewać pod nosem. Przełamuje się i dołączam się do niego. Nie mija chwila, a oboje śpiewamy głośno próbując dopasować się do podkładu. Nie za bardzo nam to wychodzi, ale przez to jest bardzo śmiesznie oraz zabawnie.
****
Rozdział poprawiła: Karolina
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro