Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piętnasty

- Koniec tego - wpadam do pokoju brata i wyłączam mu telewizor.

- Co do cholery? - warczy i wstaje z sofy.

- Nie odzywasz się do mnie od soboty. Dzisiaj jest czwartek, dłużej tego nie wytrzymam. Mógłbyś mi do jasnej cholery wytłumaczyć o co tak się wściekłeś, że nawet ze mną nie rozmawiasz? - łapie się pod boki i patrzę na niego wyczekująco. Wzdycha, przeczesuje włosy dłonią i opada z powrotem na sofę. - Jackson. Proszę cię porozmawiaj ze mną - siadam obok niego. Pochyla się do przodu i opiera łokcie na kolanach. Przekręca głowę i spogląda na mnie.

- Nie mam po prostu ochoty z tobą rozmawiać - wzrusza ramionami.

- Jackson. Ostatnio z nikim nie masz ochoty rozmawiać. Od soboty nie odzywasz się do mnie, wczoraj widziałam jak kłócisz się z Taylor. Od poniedziałku znikasz gdzieś po lekcjach i wracasz wieczorem. Co się z tobą dzieje? Nie rozmawiasz ze mną poza krótką informacją typu "będę na treningu" czy pytaniem "jedziesz lub wracasz ze mną"? To się robi wkurzające. Co się z tobą dzieje. Zachowujesz się troszkę inaczej odkąd obok nas wprowadziła się rodzina Lucasa. A od soboty to już szczególnie dziwnie. Co się dzieje?

- Nic się nie dzieje - wzrusza ramionami. Patrzę na niego wymownie. - Nic strasznego. Po prostu muszę kilka spraw przemyśleć. Ostatnio trochę się pozmieniało.

- Zauważyłam. Widzę, że coś się dzieje. Przecież już tyle lat dobrze się dogadujemy. Może nie mówimy sobie wszystkiego, ale przecież zawsze było okay. A ostatnio. Przez te kilka dni mam wrażenie jakbyśmy się cofnęli o te wszystkie kroki dzięki, którym zaczęliśmy się dogadywać.

- Nie martw się maleńka. Przemyślę sobie jeszcze kilka spraw i wszystko wróci do normy - uśmiecha się do mnie, ale nie widzę przekonania w jego oczach. Przysuwam się do niego i wdrapuję się mu na kolana. Śmieje się cicho i przytula mnie do siebie.

- Ale powiedziałbyś mi jakby się działo coś ważnego? - pytam i patrzę na niego.

- Jasne siostrzyczko - całuje mnie w czoło i mocniej przytula.

- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, tak jak ja na ciebie - zapewniam go. Czuję, że coś jest nie tak.


Z perspektywy Jacksona

  Kładę Kaylę na łóżku w jej pokoju i przykrywam ja ostrożnie kołdrą tak żeby jej nie obudzić. Całuję ją w czoło i wychodzę. Zamykam powoli drzwi tak żeby nie zrobić hałasu i zamykam się w swoim pokoju.

Staję na balkonie i opieram się o barierkę, wyciągam z kieszeni paczkę papierosów i wkładam jednego do ust, odpalam go i oparty zaciągam się nim.

Unoszę głowę i spoglądam w niebo. Jak tylko Kayla dowie się o co chodzi przestanie na mnie patrzeć tak jak do tej pory. Już nie będzie we mnie widzieć tego samego brata co widzi teraz. Ona nie może się dowiedzieć. Ale ukrywanie tego przed nią robi się coraz trudniejsze. Unikanie jej sprawia jej ból.

Wczoraj kłóciłem się o to z Taylor. Próbuje mnie przekonać żebym porozmawiał z siostrą, że ona na pewno zrozumie i nic się nie zmieni w naszych relacjach. Ale to nie takie proste.

Jak do tej pory to cieszy mnie tylko tyle, że Taylor przyjęła to do wiadomości bez gwałtownej reakcji i nadal chce ze mną rozmawiać. Stara się mnie wspierać i pomóc. Zdaję sobie sprawę z tego jakie to musiało być dla niej szokujące, gdy przyznałem się jej do tego w sobotę. Jestem jej wdzięczy za wsparcie.

Ale to nie zmienia faktu, że obwiniam się o to, że ją zraniłem. Nie powiedziała mi tego wprost, ale widzę to po jej oczach. Na razie nikomu poza nią nie powiedziałem. Im dłużej z tym zwlekam, tym trudniejsze się to staje. Zaczyna mi to ciążyć. W szczególności, że swoim zachowaniem ranię siostrę.

- Chcesz pogadać? - Rafaell przekłada nogi przez barierkę i staje obok mnie.

- Nie mam pojęcia - wzdycham i uśmiecham się do niego. - Papieroska? - wyciągam paczkę w jego stronę, ale odmawia kręcąc głową.

- Tylko cienkie Blue - odpowiada i wyciąga swoja paczkę z kieszeni. - Była u ciebie Kayla. Powiedziałeś jej? - pyta i spogląda na mnie.

- Nie - kręcę głową. - Jeszcze nie teraz. Sam muszę się z tym najpierw oswoić.

- Rozumiem - skina głowa i zaciąga się. Wypuszcza dym z ust i uśmiecha się. - Wszystko w swoim czasie. Trochę czasu minie, ale jakoś to będzie. Musisz w siebie uwierzyć. To, że powiesz jej prawdę, sprawi że będzie ci lżej. Widzę ile ona dla ciebie znaczy.

- Znaczy dla mnie na prawdę wiele - przyznaje mu rację. - Ale obawiam się, że będzie na mnie inaczej patrzeć. Że stracę w jej oczach. A tego nie chcę. Straciłem już młodszego brata, a starszy uciekł z domu. Nie mogę stracić jej. Jest moją jedyną prawdziwą rodziną.

- Ona zrozumie. Wszystko w swoim czasie. Będziesz gotowy to jej powiesz. Ode mnie się nie dowie. Obiecuję. Ale ona zrozumie i zaakceptuje to jaki jesteś. Jesteś jej bratem. Kocha cię takiego jakim jesteś. Nie ukrywaj tylko przed nią prawdy za długo bo, to ją rani. Rozmawiaj z nią. To że dopuściłeś do siebie myśl jaki jesteś tak na prawdę nie znaczy, że musisz odtrącać od siebie bliskich. Ja popełniłem ten błąd i teraz nie jestem w stanie im o tym powiedzieć. Nie popełnij tego samego błędu co ja. Twoje odtrącenie ją boli. Pamiętaj, że ja i Taylor będziemy cię wspierać.

- Dzięki Rafaell - uśmiecham się do niego i wyrzucam wypalonego papierosa.

- Nie ma za co - odpowiada i robi to samo.

******

Rozdział poprawiła: Divergent_2003








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro