Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemnasty

- Dzień dobry. Jest Lucas? - lekko zawstydzona, pytam blondynkę w średnim wieku, która otworzyła mi drzwi.

- Dzień dobry. Tak jest wejdź - przesuwa się, a ja wchodzę do środka. - Zawołać go czy do niego pójdziesz?

- Pójdę.

- Jest w garażu. Ostatnie drzwi po lewej - instruuje mnie. Skinam głowa i idę we wskazanym kierunku.

Naciskam klamkę i uchylam drewnianą powłokę. Przechodzę przez niewielkie metrowe na długość pomieszczenie i otwieram drugie drzwi.

- Lucas - nawołuję go i wchodzę do garażu. Unosi głowę z nad otwartej maski samochodu i uśmiecha się na mój widok.

- Hej Kayla - odpowiada mi z uśmiechem. Podchodzę do niego i staję obok samochodu. Lucas ma całe ręce upaprane w smarze. Wyciera je w szmatkę i bierze z pudełka klucz.

- No więc - zaczynam niepewnie. - Przemyślałam twoją propozycję i chętnie pojechałabym z tobą na ten koncert - odpowiadam mu na pytanie z wczoraj.

- Na prawdę? - odpowiada pytaniem i spogląda na mnie.

- Tak - skinam głowa z uśmiechem.

- Ciesze się bardzo. Przytuliłbym cię, ale pobrudzę cię smarem - śmieje się.

- Nie szkodzi. Zrobisz do później - odpowiadam mu. - Co robisz? - zaglądam pod maskę i przyglądam się wiązanką kabli i jakiś części.

- Wymieniam płyny i sprawdzam przewody - odpowiada i nalewa do jakiegoś pojemniczka przeźroczysty płyn. - Masz może ochotę na lody lub...

- Chętnie - przerywam mu.

- Za dwie minuty kończę. Umyję się i możemy iść - uśmiecha się i powraca do swojego zajęcia. Rozglądam się po garażu.

- Jeździsz? - pytam patrząc na czarnego ścigacza w rogu pomieszczenia.

- Rzadko. To ojca, ale Rafaell na nim najczęściej jeździ. Wolę samochody - wzrusza ramionami - Skończone.

Wyciera dłonie w szmatkę i zamyka maskę samochodu.

-Chodź - kiwa głową.

- Naprawione - Lucas krzyczy i zamyka za nami drzwi. - Poczekasz na mnie w kuchni? Umyję się przebiorę i możemy iść.

- Jasne - uśmiecham się i idę do kuchni, którą mijałam idąc do garażu. Lucas wbiega po schodach na górę po dwa stopnie.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry - odpowiadam cicho mężczyźnie, który jest zapewne ojcem Lucasa.

- Oo. Hej Kayla - do pomieszczenia wchodzi Rafaell.

- Cześć - odpowiadam mu i uśmiecham się już mniej skrepowana.

- Usiądź - blondynka w średnim wieku uśmiecha się do mnie. Zajmuje jedno z miejsc przy stole.

- Co tutaj robisz? Chcesz wody? - Raffael nalewa sobie cieczy do szklanki i upija łyk.

- Przyszłam do Lucasa. Nie dziękuję - odpowiadam.

- Mamo, mamo - do kuchni wpada mały chłopiec i podbiega do kobiety.

- Tak skarbie? - kuca przed nim i spogląda na niego.

- A dusssy Luu mówil ze idzie na lody. Tesss chceee - sepleni z uśmiechem.

- No nie wiem - odpowiada mu. - Jeżeli brat cię zabierze. Musisz go ładnie poprosić.

- Luuu - krzyczy wybiegając z kuchni.

- Co dzisiaj na obiad? - mężczyzna o ciemnych włosach zamyka laptopa i nalewa sobie do szklanki wody.

- To co zwykle w soboty - odpowiada mu kobieta i przekręca mięso na patelni.

- A więc masz na imię Kayla i przyszłaś do mojego syna - ojciec Lucasa przygląda mi się uważnie.

- Tak - odpowiadam grzecznie zawstydzona.

- To ty mieszkasz obok i zakradłaś się do mojego syna w nocy? - unosi brew.

- Tak - odpowiadam zawstydzona i czerwienię się. - Mogę zapytać skąd pan wie?

- Wróciłem z pracy minutę przed tym zanim się wymknęliście. Głośno szepczesz - wyjaśnia i śmieje się cicho.

- Tato, zostaw ją w spokoju - jęczy Lucas i wchodzi trzymając malca na rękach.

- Tylko pytam - mężczyzna wzrusza ramionami. Całuje kobietę w policzek i wychodzi z kuchni biorąc laptopa po drodze. - Do zobaczenia zakradająca się Kaylo - śmieje się z korytarza, a ja czuję, że się czerwienię.

- Idziemy? - Lucas spogląda na mnie pytająco.

- Mogę z wami? - młodszy brat spogląda na niego robiąc oczka kota z Shereka.

- Możesz szkrabie - Lucas uderza go palcem w nos i uśmiecha się do niego. - Rafaell idziesz z nami? - zwraca się do drugiego brata.

- Nie - kręci głowa w odpowiedzi. - Jestem dzisiaj trochę zajęty. - Odkłada szklankę do zlewu.- Pa Kayla.

- To dobrze, pytałem z grzeczności - uśmiecha się do brata, a ten wywraca oczami i wychodzi z kuchni.

- Ubierz mu te niebieskie buty. W mojej torebce jest portfel, weź sobie pieniądze i możecie iść - brunet skina głowa na jej słowa.

- Mam swoje - odpowiada jej. Chodź - zwraca się do mnie.

- A więc interesujesz się samochodami? - zaczynam rozmowę.

- No w sumie to tak - wzrusza ramionami.

- Wiążesz z tym jakoś swoją przyszłość? - zadaje kolejne pytanie.

- Zastanawiam się nad tym. Ojciec chciałby żebym przejął po nim jedną trzecią firmy. Chce przepisać na każdego z nas jakąś jej część - ma na myśli swoich braci. - Ale mnie do tego nie ciągnie. Te wszystkie papierowe roboty, siedzenie za biurkiem. Sprawdzanie finansów i innych. To nie dla mnie. Wolę pobrudzić sobie ręce smarem. Poprzykręcać śrubki. Wymienić akumulator, zmienić koła. Wymienić olej i płyny. Motoryzacja, mechanika to jest to co lubię - śmieje się. - A ty?

- Ja? Hymmm... w sumie sama nie wiem. Chciałam kiedyś założyć w przyszłości własny biznes. Jakąś restaurację lub coś w tym stylu. Przeszło mi z tym jakiś rok temu, ale znowu zaczynam się nad tym zastanawiać.

- Będzie ci to sprawiało przyjemność?

- Nie wiem - wzruszam ramionami. - Wydaje mi się, że tak. Zajmowanie się restauracją, wydaje mi się ciekawe.

- Więc to rób. Jeżeli będzie ci to sprawiało przyjemność to się nie zastanawiaj.

- Rayan - Lucas woła brata, który zaczyna biec. - Nie biegaj bo się przewrócisz - chłopiec przystaje i odwraca się na pięcie. Zaczyna szybko biec w nasza stronę. W niewielkiej odległości od nas potyka się o swoje nogi i prawie się przewraca. Lucas łapie go w ostatniej chwili, a malec wybucha śmiechem. - Szubrawcu - bierze go na ręce i idziemy kontynuując rozmowę.

*****

Rozdział poprawiła: Divergent_2003













Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro