Rozdział osiemnasty
- Dzień dobry. Jest Lucas? - lekko zawstydzona, pytam blondynkę w średnim wieku, która otworzyła mi drzwi.
- Dzień dobry. Tak jest wejdź - przesuwa się, a ja wchodzę do środka. - Zawołać go czy do niego pójdziesz?
- Pójdę.
- Jest w garażu. Ostatnie drzwi po lewej - instruuje mnie. Skinam głowa i idę we wskazanym kierunku.
Naciskam klamkę i uchylam drewnianą powłokę. Przechodzę przez niewielkie metrowe na długość pomieszczenie i otwieram drugie drzwi.
- Lucas - nawołuję go i wchodzę do garażu. Unosi głowę z nad otwartej maski samochodu i uśmiecha się na mój widok.
- Hej Kayla - odpowiada mi z uśmiechem. Podchodzę do niego i staję obok samochodu. Lucas ma całe ręce upaprane w smarze. Wyciera je w szmatkę i bierze z pudełka klucz.
- No więc - zaczynam niepewnie. - Przemyślałam twoją propozycję i chętnie pojechałabym z tobą na ten koncert - odpowiadam mu na pytanie z wczoraj.
- Na prawdę? - odpowiada pytaniem i spogląda na mnie.
- Tak - skinam głowa z uśmiechem.
- Ciesze się bardzo. Przytuliłbym cię, ale pobrudzę cię smarem - śmieje się.
- Nie szkodzi. Zrobisz do później - odpowiadam mu. - Co robisz? - zaglądam pod maskę i przyglądam się wiązanką kabli i jakiś części.
- Wymieniam płyny i sprawdzam przewody - odpowiada i nalewa do jakiegoś pojemniczka przeźroczysty płyn. - Masz może ochotę na lody lub...
- Chętnie - przerywam mu.
- Za dwie minuty kończę. Umyję się i możemy iść - uśmiecha się i powraca do swojego zajęcia. Rozglądam się po garażu.
- Jeździsz? - pytam patrząc na czarnego ścigacza w rogu pomieszczenia.
- Rzadko. To ojca, ale Rafaell na nim najczęściej jeździ. Wolę samochody - wzrusza ramionami - Skończone.
Wyciera dłonie w szmatkę i zamyka maskę samochodu.
-Chodź - kiwa głową.
- Naprawione - Lucas krzyczy i zamyka za nami drzwi. - Poczekasz na mnie w kuchni? Umyję się przebiorę i możemy iść.
- Jasne - uśmiecham się i idę do kuchni, którą mijałam idąc do garażu. Lucas wbiega po schodach na górę po dwa stopnie.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - odpowiadam cicho mężczyźnie, który jest zapewne ojcem Lucasa.
- Oo. Hej Kayla - do pomieszczenia wchodzi Rafaell.
- Cześć - odpowiadam mu i uśmiecham się już mniej skrepowana.
- Usiądź - blondynka w średnim wieku uśmiecha się do mnie. Zajmuje jedno z miejsc przy stole.
- Co tutaj robisz? Chcesz wody? - Raffael nalewa sobie cieczy do szklanki i upija łyk.
- Przyszłam do Lucasa. Nie dziękuję - odpowiadam.
- Mamo, mamo - do kuchni wpada mały chłopiec i podbiega do kobiety.
- Tak skarbie? - kuca przed nim i spogląda na niego.
- A dusssy Luu mówil ze idzie na lody. Tesss chceee - sepleni z uśmiechem.
- No nie wiem - odpowiada mu. - Jeżeli brat cię zabierze. Musisz go ładnie poprosić.
- Luuu - krzyczy wybiegając z kuchni.
- Co dzisiaj na obiad? - mężczyzna o ciemnych włosach zamyka laptopa i nalewa sobie do szklanki wody.
- To co zwykle w soboty - odpowiada mu kobieta i przekręca mięso na patelni.
- A więc masz na imię Kayla i przyszłaś do mojego syna - ojciec Lucasa przygląda mi się uważnie.
- Tak - odpowiadam grzecznie zawstydzona.
- To ty mieszkasz obok i zakradłaś się do mojego syna w nocy? - unosi brew.
- Tak - odpowiadam zawstydzona i czerwienię się. - Mogę zapytać skąd pan wie?
- Wróciłem z pracy minutę przed tym zanim się wymknęliście. Głośno szepczesz - wyjaśnia i śmieje się cicho.
- Tato, zostaw ją w spokoju - jęczy Lucas i wchodzi trzymając malca na rękach.
- Tylko pytam - mężczyzna wzrusza ramionami. Całuje kobietę w policzek i wychodzi z kuchni biorąc laptopa po drodze. - Do zobaczenia zakradająca się Kaylo - śmieje się z korytarza, a ja czuję, że się czerwienię.
- Idziemy? - Lucas spogląda na mnie pytająco.
- Mogę z wami? - młodszy brat spogląda na niego robiąc oczka kota z Shereka.
- Możesz szkrabie - Lucas uderza go palcem w nos i uśmiecha się do niego. - Rafaell idziesz z nami? - zwraca się do drugiego brata.
- Nie - kręci głowa w odpowiedzi. - Jestem dzisiaj trochę zajęty. - Odkłada szklankę do zlewu.- Pa Kayla.
- To dobrze, pytałem z grzeczności - uśmiecha się do brata, a ten wywraca oczami i wychodzi z kuchni.
- Ubierz mu te niebieskie buty. W mojej torebce jest portfel, weź sobie pieniądze i możecie iść - brunet skina głowa na jej słowa.
- Mam swoje - odpowiada jej. Chodź - zwraca się do mnie.
- A więc interesujesz się samochodami? - zaczynam rozmowę.
- No w sumie to tak - wzrusza ramionami.
- Wiążesz z tym jakoś swoją przyszłość? - zadaje kolejne pytanie.
- Zastanawiam się nad tym. Ojciec chciałby żebym przejął po nim jedną trzecią firmy. Chce przepisać na każdego z nas jakąś jej część - ma na myśli swoich braci. - Ale mnie do tego nie ciągnie. Te wszystkie papierowe roboty, siedzenie za biurkiem. Sprawdzanie finansów i innych. To nie dla mnie. Wolę pobrudzić sobie ręce smarem. Poprzykręcać śrubki. Wymienić akumulator, zmienić koła. Wymienić olej i płyny. Motoryzacja, mechanika to jest to co lubię - śmieje się. - A ty?
- Ja? Hymmm... w sumie sama nie wiem. Chciałam kiedyś założyć w przyszłości własny biznes. Jakąś restaurację lub coś w tym stylu. Przeszło mi z tym jakiś rok temu, ale znowu zaczynam się nad tym zastanawiać.
- Będzie ci to sprawiało przyjemność?
- Nie wiem - wzruszam ramionami. - Wydaje mi się, że tak. Zajmowanie się restauracją, wydaje mi się ciekawe.
- Więc to rób. Jeżeli będzie ci to sprawiało przyjemność to się nie zastanawiaj.
- Rayan - Lucas woła brata, który zaczyna biec. - Nie biegaj bo się przewrócisz - chłopiec przystaje i odwraca się na pięcie. Zaczyna szybko biec w nasza stronę. W niewielkiej odległości od nas potyka się o swoje nogi i prawie się przewraca. Lucas łapie go w ostatniej chwili, a malec wybucha śmiechem. - Szubrawcu - bierze go na ręce i idziemy kontynuując rozmowę.
*****
Rozdział poprawiła: Divergent_2003
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro