Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty szósty

Lucas pov's.

Jestem strasznie zmęczony tym siedzeniem za kierownicą. Dzisiaj pokazałem Kayli jeszcze kilka innych miejsc, w tym jedno, w którym spędzałem kiedyś bardzo dużo czasu.

Dziewczyna cały czas się uśmiechała, sprawiała wrażenie szczęśliwej. Nie pytałem jej jeszcze, ale mam nadzieje że dzisiejszy dzień się jej podobał. Poza porankiem, w którym moja matka weszła do pokoju gdy leżałem z głową na jej brzuchu. No ale było mi przyjemnie i wygodnie. Poza tym podobał mi się masaż głowy.

Uśmiecham się pod nosem i tłumię ziewnięcie. Jest już dwudziesta druga, za niecałe pół godziny powinniśmy być już na miejscu w domu. Wyjechaliśmy o siedemnastej i powinniśmy być około dziewiętnastej, najpóźniej w pół do  dwudziestej, ale na drodze przez pierwsze dwadzieścia kilometrów był straszny korek, bo był jakiś poważny wypadek. Z tego co widziałem jakieś poważne zderzenie czołowe dwóch samochodów. Co spowodowało spowolnienie ruchu. Poza tym na miejscu zdarzenia było kilka radiowozów, karetka i straż.

Kayla śpi już od pół godziny, z głową odwróconą w moją stronę. Oddech ma urywany, ale spokojny.

Zatrzymuje się na czerwonym świetle i pochylam w jej stronie. Nie mogę się powstrzymać i składam na jej głowie delikatny pocałunek. Przekręca się delikatnie i poprawia na fotelu. Śmieję się cicho pod nosem i sięgam po butelkę wody, którą wypróżniła do połowy. Odkręcam zakrętkę i upijam łyka. Odkładam ją z powrotem na miejsce i zmieniam bieg, bo światło przełączyło się na zielone.

W tle działa cicho włączone radio, z którego leci obecnie piosenka zespołu Green Day- American Idiot, podśpiewuję ją cicho pod nosem. Pamiętam jeszcze jak dwa lata temu z wielkim zamiłowaniem słuchałem tego zespołu. Teraz już nie mam żadnej obsesji na ich punkcie, ale niektórych utworów słuchałem tyle razy, że ich słowa mogę recytować na śpiąco. Jednym jest własnie American Idiot.

- Lucas? - z zamyślenia wyrywa mnie cichy głos Kayli.

- Tak? - zerkam na nią przez kilka sekund i z powrotem przenoszę wzrok na drogę.

- Włączysz ogrzewanie? Zimno mi - pociera dłońmi ramiona. Oczy ma nadal zamknięte.

- Jasne nie ma problemu - robię o co prosiła. - Jak chcesz to z tyłu na siedzeniu leży moja bluza, możesz ją sobie pożyczyć - dodaję.

- Dzięki - powoli otwiera oczy i przeciera je rękoma. Wyciąga się do tyłu i sięga po bluzę. Odpina pas, wkłada na siebie moje ubranie i z powrotem zapina pas .- Nie jesteś zmęczony?

- Wytrzymam jeszcze te kilkanaście kilometrów. Nie martw się dowiozę cię w całości do domu. Możesz spać - kładę dłoń na jej kolanie i głaskam delikatnie jej skórę na nodze. Ma chłodne kolana. Nie wiem po jaką cholerę chodzi w tych spodniach z przecięciami na nich. Jakby nie mogła ubrać normalnych bez dziur. Ale skoro takie się jej podobają. Kładzie swoją dłoń na mojej i przesuwa ją troszkę wyżej żeby było jej wygodnie trzymać nasze splecione ręce. Opiera z powrotem bokiem głowę na lewej stronie i przygląda mi się przez chwilę. Nie mija dużo czasu, a ona z powrotem zasypia. Uśmiecham się cicho i przenoszę dłoń na kierownice, bo ona ją puszcza. Opieram lewą na podłokietniku drzwi i troszkę przyspieszam. Jest teraz niewielki ruch, wiec troszkę większa prędkość nie jest w tym momencie niebezpieczna.


- Nareszcie - drzwi jej domu otwiera Ashley z ulgą na twarzy. - Tak się martwiłam. Mieliście być przed ósmą. Myślałam, że coś się wam stało. Żadne nie dało znaku życia, nie odbierało telefonów. Sabin też nie mogła się do was dodzwonić. O mały włos, a nie wyszłam z siebie. Co się stało, że nie odbieraliście? Co was zatrzymało? Dostałam o siedemnastej ostatniego sms'a, że wyjeżdżacie i tyle. Prawie na zawał zeszłam ze strachu, że coś się stało. I gdzie masz Kayle?

- Wybacz. Baterie w telefonach nam padły, a nie miałem ładowarki samochodowej. Przez pierwsze kilkanaście kilometrów były korki, bo był jakiś wypadek. Kayla na pewno wszystko opowie ci jutro. Pozwól, że zaniosę ją do pokoju i położę do łóżka. Śpi w samochodzie. Nie chciałem jej budzić.

- Okay. Poradzisz sobie z przyniesieniem jej? - pyta z troską.

- Jest lekka. Bez problemu dam sobie rade - zapewniam ją i wracam do samochodu. Otwieram drzwi od strony pasażera i odpinam dziewczynie pas bezpieczeństwa. Delikatnie biorę ją na ręce, a ona mruczy coś pod nosem i owija rękoma moją szyję. Wtula twarz w moją pierś i znów mruczy coś pod nosem. Śmieje się cicho i idę z nią w stronę drzwi.


Wchodzę po schodach i otwieram drzwi jej pokoju. Kładę ją na łóżku i przykrywam kołdrą. Nie rozbieram jej, ani nie przebieram w piżamę. Mogłaby się przez to czuć jutro niekomfortowo. Zostawię ją w tym co jest. Poprawiam jeszcze koc i całuje ją w czoło.

- Słodkich snów - szepcze jej do ucha. Porusza ręką i kładzie ją sobie pod głowę. Obraca się na drugą stronę. Śmieję się pod nosem i wychodzę z pokoju.

- Dobranoc - żegnam się z Ashley.

- Dobranoc - odpowiada mi i zamyka za mną drzwi. Wyjeżdżam z ich podjazdu i podjeżdżam na ten przy swoim domu, odsuwam pilotem bramę garażową i wjeżdżam do środka. Wyciągam torbę z tylnego siedzenia i przy okazji dostrzegam, że zapomniałem zanieść tą Kayli do jej pokoju. Dzisiaj nie mam już na to siły. Ale to nic jutro jej ją oddam po lekcjach.

Przechodzę na część mieszkalną i kieruję się do kuchni. Przy stole z laptopem siedzi ojciec, pewnie kończy poprawiać jakieś dokumenty firmowe.

- Hej - witam się z nim zaspanym głosem.

- Jak było? - pyta i spogląda na mnie, a potem znów na ekran laptopa.

- Nie tak jak planowałem, ale fajnie. Myślę, że się jej podobało - odpowiadam i nalewam sobie wody do szklani. - Widzimy się jutro - upijam łyk i wychodzę z kuchni niosąc ją w ręce.

- Dobranoc - słyszę za sobą w odpowiedzi głos ojca. Wchodzę na górę i od razu kieruje się do swojego pokoju.

Kładę szklankę na szafeczce przy łóżku. Rzucam torbę na podłogę przy jego części nożnej i ściągam z siebie ubrania. To był długi i męczący dzień. Nawet Kayla zasnęła bezproblemowo, a wspominała, że ma z tym problemu. Musiała się strasznie wymęczyć chodzeniem i jazdą. Nie dziwie się jej. Sam też mam dość. Gaszę światło i rzucam się na łóżko. Przykrywam się tylko cienką czarną narzutą, bo mi gorąco i zasypiam.



******

Rozdział poprawiła: Divergent_2003

Jak się wam podobają rozdziały? Co o nich sądzicie?








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro