Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty


- Wyłącz - jęczę i chowam twarz w ciele Lucasa. Wiercę się obok niego szukając wygodniejszej pozycji do dalszego spania.

- Szósta trzydzieści - mówi mi i całuje mnie w głowę. - Pora wstawać maleńka - śmieje się, a ja znowu jęczę.

Nie mam ochoty iść do szkoły, wstawać, w ogóle wychodzić z jego pokoju, z jego łóżka. Dobrze mi tak jak teraz jest.

Leżę sobie wtulona w niego, a on mnie przytula. Teraz jest idealnie. Nawet to co miało miejsce w nocy w pokoju Jacksona nie ma już dla mnie takiego wielkiego znaczenia. Jakby w ogóle sytuacji nie było.

- Zostaje tutaj - mamroczę.

- No więc cóż. Przykro mi bardzo, ale w takim razie zostajesz sama. Ja muszę wstać - ściąga moje dłonie ze swojego ciała i odsuwa się. Schodzi z łóżka, a ja otwieram oczy. Przecieram je delikatnie dłońmi i zaspana patrzę jak brunet podchodzi do szafy, wyciąga z niej ubrania i zakłada je na siebie.

- Masz boskie ciało i jesteś bardzo przystojny - wymyka mi się, przez co oblewam się mocną czerwienią na policzkach. Wydaje z siebie niezidentyfikowany dźwięk i chowam zawstydzona twarz w poduszkę. Czy ja na prawdę zawsze muszę palnąć przy nim coś tak beznadziejnego i zawstydzającego?

- Miło mi to słyszeć - słyszę przy uchu jego szept. Dmucha w moja szyję i przechodzi mnie dreszcz. To łaskocze. - Może dostane buzi na dzień dobry? - pyta ze śmiechem.

- A to niby za co? Zasłużyłeś sobie? - przekręcam głowę i spoglądam na niego.

- Czy to boskie ciało i przystojna twarz nie zasługują na pocałunek? - pyta wskazując na siebie dłońmi.

- No nie wiemm... w sumie to... chyba jednak nie - śmieję się. Mruży oczy i kręci głową.

- Ahhh tak? - unosi brew i przewraca się na mnie.

- Ale ty jesteś ciężki - próbuję go z siebie zrzucić. Przekręca się i leży na mnie tak jak ja na nim w nocy. Podpiera się na rękach, żeby odrobine zmniejszyć nacisk swojego ciała na moje.

- To jak, zasłużyłem sobie na tego całusa? - pyta i robi dziubek.

- Nie - kręcę głową z uśmiechem i kładę dłonie na jego ramionach. Próbuję go z siebie zrzucić, ale to na nic.

– Lucas – jęczę i znowu próbuję go odepchnąć. - Jesteś ciężki.

- I mam boskie ciało, jestem przystojny. Mam śliczne oczy, usta, które chcesz całować... - wymienia.

- Ależ ty jesteś skromnym - przerywam mu i wywracam oczamj. - I nie powiedziałam, że masz śliczne oczy - marszczę brwi.

- Chyba nie zaprzeczysz, że ich kolor jest piękny - spogląda w moje, a ja w jego.

Rzeczywiście ma racje. Można się w nich zatracić. Są piękne. Idealnie brązowe. Wyjątkowo brązowe. Takie magiczne. Zapominam na chwilę o tym co nas otacza. Teraz jesteśmy tylko my dwoje. Ma rację, nie zaprzeczę. Wydają się być takie wyjątkowe, jak u nikogo innego. Nie zwracałam na to wcześniej uwagi. Ale teraz... teraz nie mogę oderwać od nich oczu.

- A nie mówiłem? - uśmiecha się. Mrugam powiekami i odwracam od niego wzrok. Otaczam jego szyję rękoma i unoszę głowę.

- Teraz sobie zasłużyłeś - mówię tuż przy jego ustach i całuję go delikatnie. Pogłębia pocałunek i wkłada mi jedną dłoń pod szyję nadal opierając się na łokciu. Przenosi nogi, na materac i opiera je kolanami po obu stronach moich bioder.

- Udajesz pieska? - śmieję się w jego usta.

- Nie - odpowiada i odsuwa twarz od mojej. - Ale mogę cię pocałować tak jak całują się pieski - szczerzy się i pochyla.

- Nie - piszczę. - Lucas. Przestań - chłopak liże mnie po całej twarzy - Fuuujjj.... Lucas - piszczę głośniej i próbuje go od siebie odepchnąć.

Brunet śmieje się głośno i odsuwa swoją twarz.

- Jestem przez ciebie cała mokra - skarżę mu się i uderzam go delikatnie z uśmiechem w ramię. – Dupek - dodaję.

- Cała mokra i to w dodatku przeze mnie - oblizuje swoją dolną wargę, porusza sugestywnie brwiami i całuje mnie po szyi.

- Lucas - besztam go i odchylam głowę, żeby miał lepszy dostęp.

Wsuwam dłonie pod jego koszulkę i opuszkami placów dotykam jego delikatnych zarysów mięśni na brzuchu.

Jęczy z zadowoleniem w moja szyję i odsuwa się. Wyciągam dłonie spod jego koszulki, zawstydzona.

- Podobało mi się to - wydyma usta. - Aczkolwiek zamiast Fuuujjj, przestań. Mogłabyś krzyczeć Lucas - śmieje się.

- Jeszcze czego. Twoje niedoczekanie - prycham. - Która godzina? - pytam i obejmuje go za szyję. Sięga dłonią po telefon i odblokowywuje go.

- Siódma - odpowiada. Wytrzeszczam oczy zdziwiona. Migdaliliśmy się prawie pół godziny. Chowam twarz w jego ramię.

- Muszę się zbierać, zanim ktokolwiek u mnie zorientuje się, że nie było mnie w nocy w domu. Aczkolwiek domyślam się, że Jackson pewnie wie, że się wymknęłam - wzdycham cicho. - A teraz schodź ze mnie, bo muszę już iść - uśmiecham się do niego. Odsuwa się i schodzi z łóżka. Podaje mi rękę i podciąga mnie do góry.

- Pa Kayla - całuje mnie w czoło i klepie w tyłek.

- Pa Lucas - odpowiadam i wymijam go. Klepie go w tyłek idąc w stronę okna. Odwracam głowę ze śmiechem i widzę jego udawaną zbulwersowaną minę.

Otwieram okno i wychodzę.

- Uważaj - brunet staje przy parapecie i patrzy jak przebiegam przez podwórka, wspinam się po drabinie i wchodzę do swojego pokoju. Macham mu na pożegnanie i zasuwam szklane okno pokoju.

Podchodzę do szafy i wyciągam z niej szybko ubrania, przebieram się w nie z piżamy i idę do łazienki, żeby wykonać poranną toaletę.

To będzie zdecydowanie najlepszy poranek w moim dotychczasowym życiu, a może nawet dzień jeżeli pójdzie tak dalej?

- Kayla? - słyszę pytające nawoływanie brata. Drzwi mojego pokoju się otwierają, a przez te otwarte do łazienki widzę go jak staje w progu. Związuję warkocza gumką i wychodzę z pomieszczenia.

- Tak? - pytam unosząc brew.

- Musimy porozmawiać. Muszę ci wytłumaczyć sytuacje z nocy - wzdycha. Patrzę na niego nie wiedząc co powiedzieć i zrobić.

Czy aby na pewno chce tego słuchać?


****

Rozdział poprawiła: Divergent_2003 i Karolina.











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro