Rozdział Pięćdziesiąty Siódmy
- Pijesz dzisiaj? - zadaje Lucasowi pytanie i spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Czarna sukienka, którą mam na sobie idealnie podkreśla moje kształty. Nie wyglądam w niej wcale tak źle. Brunet unosi głowę znad ekranu telefonu i zerka na mnie. Tasuje mnie wzorkiem z góry na dół i uśmiecha się z aprobatą.
- Hej - pstrykam palcami. Potrząsa głową i spogląda mi w oczy. Unosi pytająco brew. - Pijesz dzisiaj? - powtarzam pytanie z westchnieniem.
- Może kieliszek albo dwa.
Albo dziesięć - dodaję w myślach i uśmiecham się sama do siebie. Przechodzę do łazienki, żeby zakręcić delikatnie włosy na lokówce.
- A ty zamierzasz pić? - słyszę jego dociekliwy glos. Mija kilka sekund. Staje w progu drzwi przyglądając mi się uważnie.
- Ja nigdy nie piję - prycham ze śmiechem.
- No ja mam nadzieję - uśmiecha się, a ja wywracam oczami.
Kręcenie włosów wogóle mi nie wychodzi, bo ciągle się rozkręcają. W końcu poddaję się i zostawiam je tak jak są. Wzdycham i chowam wszystko do szafek żeby nie zostawić bałaganu.
- Nocujesz u mnie? - pytam chłopaka i zarzucam mu ręce na szyje. Kładzie dłonie na mojej tali i spogląda mi w oczy.
- Jeżeli chcesz to zostanę - uśmiecha się delikatnie.
- Ja chce. Pytanie, czy ty chcesz - odpowiadam i też się uśmiecham.
Pochyla się. Całuje mnie delikatnie i powoli w usta.
- Taka odpowiedz Ci wystarczy? - pyta.
- Zdecydowanie - przygryzam delikatnie usta, powstrzymując uśmiech.
- Kochasie, może byście mi pomogli. W końcu to też wasza imprez. - Do pokoju wpada Jack trzymając w ręce butelkę alkoholu.
- Jack też połowy szkoły - zauważam od nosem.
- Co tam szepczesz, siostrzyczko? - biorę do ręki poduszkę i rzucam nią w jego stronę. Niestety ten głupek robi unik i moja poduszka ląduje na korytarzu obok kwiatka. Obraca się, spogląda na nią i szczerzy w moją stronę.
- Skoro już i tak leży obok kwiatka, to możesz w sumie je pochować do mojego pokoju i zamknąć go na klucz. Nie uśmiecha mi się znaleźć na pościeli spermę jakiegoś chłopaka.
- Jakoś nie sądzę, żeby szczególnie Ci to przeszkadzało - wypalam bez namysłu. Brat robi się czerwony na twarzy i wychodzi z pokoju. Krzywię się pod nosem, a Lucas przygląda mi się uważnie. Zbywam go kiwaniem głowy i wzdycham cicho.
Pochowanie wszystkich cennych przedmiotów nie zajmuje wiele czasu, a pokój mojego brata wygląda jak zbieralnia gratów. Sam będzie to później odstawiał na miejsce. Nie kiwnę palcem, żeby pomóc mu to posprzątać. Chociaż raz, mógłby ktoś inny organizować imprezę na rozpoczęcie wakacji, a nie on. No bo co z tego, że i tak jutro wszyscy idą na tą na plaży. Wywraca oczami i zamykam jego pokój na klucz. To samo robię ze swoim i schodzie na dół do chłopców, którzy zajmują się rozpakowywaniem alkoholi.
- Wy wszyscy zamierzacie zaliczyć zgony? - pytam ze śmiechem, przyglądając się uważnie całemu asortymentowi. - Jak wam nawet nie było szkoda tyle kasy na taki chłam. - kręcę głową i siadam przy stole, na, którym oni rozstawiają butelki, kubki, kieliszki i inne.
- Chłopcy z drużyny się dorzucili.
- Chociaż tyle - odpowiadam cicho bratu i opieram ręce na stole. Podperam nimi głowę i czekam, aż skończą.
- Zrobiłaś, wszystko, o co Cię prosiłem? - odpowiadam na pytanie Jacka, skinieniem głowy.
Nie lubię imprezować. Wolałbym siedzieć w swoim pokoju, pod ciepłym kocem, z kubkiem gorącej herbaty z cytryna i oglądać jakiś serial, albo czytać jakąś książkę. Wzdycha cicho pod nosem.
- Co jesteś taka jakaś nie mrawa? - Lucas otacza mnie ramionami od tyłu i opiera brodę na moim ramieniu. - Stało się coś, Kochanie?
- Nie, wszystko jest w porządku - uśmiecham się i całuję go w policzek.
- Po prostu nie lubię imprezować.
- Zawsze możemy się wcześniej zmyć - całuje mnie w skroń i przytula mocniej. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też - odpowiadam z uśmiechem.
Nie wiem kto dopadł laptop, ale włączył tak okropną muzykę, że nikomu nie chce się nawet bawić. Kręcę głowa i uwalniam się z objęcia chłopaka.
- Zaraz wracam - staje na palcach i całuję go w policzek.
Przed urządzeniem siedzi nie kto inny jak Will Taylor. Mogłam się tego spodziewać, tylko on jest w stanie włączyć taki badziewie i zepsuć wszystkim imprezę. Szkoda, że muszę chodzić z tym głupkiem do klasy.
- Spadaj stąd Will - rzucam szybko i przekręcam laptop w swoją stronę. Wyszukuje listy piosenkę, którą mój brat i jego kumple stworzyli na dzisiejszą imprezę i włączam ją.
- Sama spadaj - krzywi się i upija łyk ze swojego kubka.
- Nikt nie będzie się z Tobą bawił. Ogarnij się i nie psuj wszystkim imprezy swoją osobą. Bez ciebie też będziemy się dobrze bawić - uśmiecham się do niego i odchodzę.
Staję przy Lucasie i przyglądam się Willowi, którego Samuel, właśnie wygrania sprzed laptopa. Sam to taki nasz imprezowy DJ. Chłopak od pilnowania, żeby wszyscy dobrze się bawili. Uśmiecham się pod nosem i biorę do ręki swój kubeczek z sokiem.
- Niczego mi nie dostaliście, ani nie dolaliście, jak mnie nie było? - pytam chłopców przy stoliku.
- Niestety nie udało się, bo twój książę pilnować twojego kubka jak trzeciego oka - Jack odpowiada z przekąsem i wszyscy wybuchają śmiechem, a ja się do nich przyłączam.
Uwielbiam tych idiotów. Nie ważne jak bardzo będą mnie denerwować. W ich towarzystwie spędziłam jedne z lepszych chwil swojego życia. No, i cóż, trzeba przyznać, że potrafią się nieźle bawić. Posiadanie starszego brata, jest czasem przydatne i mam z tego swoje korzyści. Uśmiecham się pod nosem i upijam soku ze swojego kubka.
Z nie smakiem patrzę jak chłopcy, piją kolejne kieliszki alkoholu. Jeden po drugim. Dla nich impreza bez procentów to impreza nieudana. Wzdycha cicho. Nie chcę mi się tutaj siedzieć. Szepcze Lucasowi na ucho, że idę poszukać dziewczyn i znikam w tłumie imprezowiczów.
Nie udaje mi się znaleźć żadnej z przyjaciółek. Czym jestem trochę zawiedziona. Miałam nadzieję, że spędzimy ze sobą trochę czasu na śmianiu się i wygłupianiu. Jednak nic z tego. Poddaję się i stwierdzam, że pójdę się położyć. Wysyłałam brunetowi smsa, że w razie potrzeby znajdzie mnie w pokoju i znikam na górę.
Tutaj huk jest trochę mniejszy i można w spokoju pomyśleć nad życiem. Ściągam sukienkę i idę do łazienki. Zmywanie makijażu i szybki prysznic nie zajmują mi dużo czasu. Przebrania w spodenki i koszulkę na ramiączkach siadam na łóżku z laptopem na kolanach. Włączam swoją playlistę, odkładam urządzenie na bok. Sięgam po książkę, która jest na stoliku, obok łóżka i zagłębiam się w lekturę.
Nie mam pojęcia, która jest godzina. Ale budzi mnie głównie pukanie do drzwi. Siadam powoli na łóżku i przecieram dłońmi. Muzyka nadal lekcji w tle, a książka, która czytałam spadał na podłogę. Wzdycham cicho i odkładam ja na szafeczkę. Podchodzę do drzwi, przekręcam klucz w zamku, a następnie uchylam je lekko.
W progu stoi Lucas. Jedno spojrzenie na niego i już wiem, że jest pijany wyrazy dupy. Nie mylę się. Jego chwiejny krok, gdy wchodzi do środka, jest potwierdzeniem. Wzdycham cicho i pomagam mu dojść do łóżka.
- Jestem troszkę pijany - pokazuje placem wskazującym i kciukiem, w jakim stopniu jest nietrzeźwy.
- Tak, tak. Tylko troszkę - wzdycha zmęczona. Miałam nadzieję, że nie upije się do nie przytomności.
- Kochanie... - jęczy i oplata mnie rękoma w pasie. Przyciąga mnie do siebie. Wtula się w mój brzuch, wciągająca głęboko powietrze. - Nie gniewaj się. Nie potrafię odmawiać szwagrowi.
- Porozmawiamy o tym jutro, a teraz idziemy spać - mówię mu.
- Chcesz moją koszulkę? - pyta, ściągając ją przez głowę.
- Śmierdzi alkoholem. Podziękuję - zaciska usta w wąska linie.
- Jesteś zła?
- Raczej zawiedziona Twoim zachowaniem - odpowiadam. - Ścigają spodnie i kładź się obok - wzdycham. Kładę się na swoim miejscu i czekam, aż on położy się obok.
Nie czekając długo wtulam się w niego, jak tylko znajduje się obok. Nawet gdy śmierdzi alkoholem, daje poczucie bezpieczeństwa. Przytula mnie mocno. Zasypiam w jego ramionach. Tutaj jest przyjemnie.
***
Rozdział poprawiła: Karolina
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro