Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty

- Kayla? - Jackson wchodzi do kuchni.

- Tak? - spoglądam w stronę brata.

- Wychodzę. Zostajesz sama w domu. Ashley właśnie wyszła. Dostała ważny telefon ze szpitala. Uważaj na siebie - całuje mnie w policzek i wychodzi. Mrugam powiekami żeby wrócić do rzeczywistości. To było dziwne. Nigdy tak nie robił. Kręcę głową z uśmiecham i powracam do wyciskania soku z pomarańczy.

Wzdycham słysząc dźwięk dzwonka.

- Idę - krzyczę i wycieram dłonie w ścierkę. - Lucas? - pytam ze zdziwieniem widząc go przed drzwiami. - Co ty tutaj robisz? Jackson przed chwilą wyszedł.

- Nie do niego przyszedłem - wchodzi do środka. Zamykam za nim drzwi i idę do kuchni, a on za mną.

- W takim razie po co przyszedłeś? - pytam i biorę się za kończenie wyciskania soku.

- Porozmawiać z tobą. Bądź wyjaśnić nasz pocałunek z soboty - czuję za sobą jego obecność. - Mam wrażenie, że unikasz mnie od tamtej pory. Zrobiłem coś nie tak? Myślałem, że też tego chcesz. Sama powiedziałaś, żebym to zrobił.

- To nie tak, że cię unikam. Po prostu... po prostu - brakuje mi słowa. Nie wiem jak to nazwać.

- Kayla. Spójrz na mnie - przerywam czynność i odwracam się. Stoi bliżej niż myślałam. - Nie chcę żebyś mnie unikała przez jeden pocałunek. Lubię cię i lubię jak się do mnie odzywasz.

- Lubisz mnie, a całujesz. Lucas daj sobie spokój. To i tak nie ma sensu. Czemu akurat wtedy. Czemu nie wcześniej?

- Bo zerwałaś z Brandonem. Wydawało mi się że potrzebujesz trochę czasu i przestrzeni. Nie chciałem naciskać, ani nic. Ale wtedy w sobotę. Wyglądałaś tak pięknie w tej czarnej spódniczce i czerwonej bluzce. Nie mogłem się powstrzymać - ostatnie zdanie szepcze mi do ucha.

Czy on na prawdę musi doprowadzać mnie do takiego stanu? Do tego, że serce mi przyspiesz, a oddech staje się urywany? Musi sprawiać, że mam ochotę go pocałować w te usta za każdym razem, gdy coś mówi? Mam ochotę smakować jego ust od soboty, od kiedy po raz pierwszy mnie pocałował. Chcę to powtórzyć.

- Nie unikałam cię - szepczę. - Nie wiedziałam co robić. Pocałowałeś mnie tak nagle. Tak jakby znikąd. Nie wiedziałam czy to coś dla ciebie znaczy, czy tylko po prostu nad sobą nie panowałeś i dałeś ponieść się emocją.

- Czemu nie zapytałaś?

- Bo się wstydziłam - odpowiadam cicho.

- Teraz mi o tym mówisz - zauważa.

- Bo tak na mnie działasz - wypalam i zalewam się rumieńcem. Uśmiecha się szeroko. - Przy tobie nie umiem się powstrzymać i zdarza mi się coś palnąć. Powiedzieć coś czego nie mówiłam.

- To źle? - unosi pytająco brew.

- Teoretycznie nie. Praktycznie tak. To krępujące i nie stosowne mówić ci o tym wszystkim. Wiesz opowiadania o moim życiu i jakichś jego aspektach jest dość dziwne. Nie powinnam mieć ochoty opowiadać ci o tym co robiłam i temu podobne. Albo tak jak teraz mówić, bo tak na mnie działasz. Jak jesteś blisko to mam ochotę z tobą rozmawiać. Lubię to robić chociaż miałam taką możliwość tylko kilka razy. Omijałam cię ponieważ nie wiedziałam jak mam interpretować to co się stało w sobotę. Nie chciałam wypalić czegoś głupiego. Żebyś nie miał mnie potem za idiotkę.

- Lubię słuchać jak opowiadasz - wzrusza ramionami i przeczesuje włosy dłonią. - Nie unikaj mnie. Nie pomyślę, że jesteś idiotką. Jesteś fajna. Lubię cię. Podoba mi się to, że przy mnie chcesz mówić.

- Są sprawy o których nie powinnam. Jak na przykład Jackson, Brandon, Britt czy inni z którymi rozmawiam i mam z nimi problemy. Nie powinnam ci o tym mówić, bo te sprawy dotyczą też ich. W niektórych przypadkach rozmowa o nich i tym jakie mam z nimi problemy bądź o ich przeszłości jest po prostu nie na miejscy, bo to nie twoja sprawa. Nie mam na myśli nic złego mówiąc to po prostu...

Nie daje mi dokończyć. Pochyla się nade mną i całuje mnie delikatnie w usta. Przyciąga mnie do siebie i pogłębia pocałunek. Odpowiadam mu cichym jękiem i poruszam ustami w jego rytmie. To takie boskie uczucie ponownie czuć smak jego ust na swoich. Owijam ręce na jego szyi i opuszkami palców głaszcze delikatnie krótkie włosy u dołu jego głowy. Są śmiesznie, przyjemnie kłujące. Uśmiecha się i odsuwa.

- Już nic więcej nie mów - przykłada mi palec do ust. - Rozumiem co masz na myśli. Pewne sprawy mnie nie dotyczą, a ty po prostu nie chcesz opowiadać mi o przeszłości Brandona czy Britt lub kogokolwiek innego. Rozumiem to i szanuję.

- To nie tak, że nie chcę - poprawiam go - Chodzi mi raczej o to, że to ich życie i nie chcę żeby potem gdyby coś się stało myśleli, że opowiadam innym o ich przeszłości. Chociaż Britt akurat straszniej nie ma.

Lucas zamyka oczy i śmieje się cicho pod nosem.

-Znowu mnie pocałowałeś - zauważam.

- Musiałem cię jakoś uciszyć.

- Więc to nic dla ciebie nie znaczyło. Ani ten pocałunek, ani ten poprzedni - unoszę brew powstrzymując uśmiech.

- Kayla. To nie tak. Oczywiście, że znaczył. Mam ochotę cię całować przez cały czas, ale wydaje mi się to trochę nie stosowne.

- Chłopak, który uważa, że całowanie dziewczyny jest nie stosowne - kręcę głową udając niedowierzanie. - Coś jest z tobą chyba nie tak.

- Żeby tylko - puszcza oczko. - Oj uwierz mi maleńka, że mam ochotę na wiele niestosownych rzeczy - dodaje. - Z tobą w roli głównej.

Rumieniec wpływa na moje policzki. Zawstydzona odwracam się i biorę do reki kolejną pomarańczę.

- Chcesz trochę soku? - pytam.

- Zależy jakiego - odpowiada.

- Z pomarańczy Lucas. Z pomarańczy - powtarzam i wywracam oczami z uśmiechem.

- O żadnym innym nie pomyślałem - broni się.

- Oczywiście - zaciskam usta w linię powstrzymując uśmiech.

*****

Rozdział poprawiła: Divergent_2003









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro