Rozdział czwarty- powtórzony
- Jak ci minął dzień do południa? - pytam Brandona i zajmuję w stołówce miejsce obok niego.
- Nie tak źle jak się spodziewałem - uśmiecha się i całuje mnie szybko w policzek. Skinam głową i zaczynam powoli jeść swoją sałatkę.
Nie mija minuta, a do stolika dosiada się moja przyjaciółka Britt. Dołącza do nas Jackson, nie zwróciłabym na niego większej uwagi, gdyby nie to że obok niego stoi jakiś chłopak. Podnoszę na niego wzrok. Rumieni się gdy rozpoznaję w nim chłopaka z wczoraj.
- Witaj spadająca z okna - śmieje się przyjaźnie i podaje mi dłoń.
- Kayla - przedstawiam się i ściskam ją z jeszcze mocniej piekącym rumieńcem na twarzy.
- Brandon, chłopak Kayli - wywracam oczami na zachowanie Dona. Zachowuje się jakby wszędzie musiał zaznaczać swój teren. Jakbym była jego własnością.
- Britt - dziewczyna posyła mu swój uśmiech zarezerwowany specjalnie dla płci przeciwnej.
- Lucas - przedstawia się i siada na przeciw mnie obok Jack'a.
Wracam do swojego lunchu, a chłopcy wdają się w dyskusję o dzisiejszym treningu i jutrzejszym meczu. Do stołówki wpada Taylor i zdyszana podchodzi do nas. Całuje Jacksona w policzek i zajmuje miejsce po jego drugiej stronie.
-Nienawidzę wf - jęczy i opiera głowę na jego ramieniu. On śmieje się i otacza ją ramieniem nadal pogrążony w rozmowie z Brandonem i Lucasem. Uśmiecha się do niego i spogląda na mnie i Britt.
- No co? Maraton przebiegłam. Daj mi się napić wody - prosi wyciągając dłoń w moją stronę.
- Weź całą - podaję jej butelkę, a sobie biorę drugą z tacy mojego chłopaka. Odkręcam butelkę i upijam łyk wody. Brandon bierze ode mnie butelkę i robi to samo. Uśmiecha się do mnie zakręca ją i odstawia na stół. Wraca do rozmowy z pozostałą dwójką, a ja zaczynam rozmowę z Britt i Tay chociaż nie mam zielonego pojęcia do czego służy to o czym one rozmawiają. Udaje mi się jednak udawać że wiem o co chodzi. W końcu temat schodzi na muzykę i na tym gruncie czuję się już pewniej.
- Czekasz na mnie po lekcjach czy wracasz do domu pieszo? - pyta Jackson gdy wychodzimy w szóstkę ze stołówki.
- Przejdę się po drodze wstąpię do sklepu, bo Ashley prosiła mnie o kilka produktów do obiadu - odpowiadam mu i pozwalam się pociągnąć Brandonowi w przeciwna stronę co mój brat komentuje cichym westchnieniem dezaprobaty. Otacza ramieniem swoją dziewczynę i razem z nimi reszta znika za zakrętem.
- Jesteś na mnie zła? - Don przygważdża mnie do ściany i jedna rękę opiera o nią tuż obok mojej głowy, a drugą nawija sobie na palce kosmyk moich włosów.
- Nie - odpowiadam i kładę dłonie na jego klatce piersiowej.
- Prawie się do mnie nie odzywasz odkąd w nocy w sobotę od ciebie wyszedłem - wzdycha i pochyla się bliżej mnie. - Przeważnie więcej mówisz.
- Po prostu mam kiepski dzień. Rano trochę się jakby posprzeczałam z Jacksonem, a potem zeszliśmy na temat Matta - wzdycham cicho i spuszczam wzrok.
- Kayla, daj już sobie z nim spokój. Minęło dwanaście lat odkąd nie żyje. To że będziecie go ciągle wspominać nie sprawi, że wróci do żywych.
- Wiesz ale z ciebie dupek - odpycham go od siebie. - Matt był moim bratem, w dodatku bliźniakiem. Może i stało się to dawno, a ja byłam mała ale straciłam brata i jakoś to po swojemu w tedy przeżyłam. Nie ważnie że nie żyje, należy się mu szacunek i mam prawo go wspominać.
- Nie złość się. - Wzdycha i łapie mnie za nadgarstek. Przyciąga mnie do siebie ale się mu wyrywam.
- Muszę iść na lekcję - mówię i odchodzę zostawiając go samego.
Skręcam i zderzam się z czyjąś klatka piersiową. Robię krok w tył, a chłopak łapie mnie w pasie i przytrzymuje żebym się nie przewróciła.
- Wybacz - uśmiecha się. Podnoszę wzrok i dostrzegam Lucasa.
- Sorki, byłam zamyślona - dodaję i odsuwam się od niego.
- Zdarza się - wzrusza ramionami.
- Dzięki - uśmiecham się do niego i wymijam go.
Pod klasą staję obok Britt i próbuję przeanalizować rozmowę z Brandonem. Chyba trochę zbyt szybko zareagowałam. Ale on przesadził, Mattowi należy się szacunek. Nie może mi mówić żebym przestała od tak o nim myśleć. Był moim bratem, w sumie to chyba nadal nim jest tylko nie żyje.
Nie rozumiem dlaczego, gdy ktoś umrze od razu zaczynamy w każdym aspekcie naszego życia mówić o nim w formie przeszłej. Przecież nawet po śmierci jest moim bratem. Przecież gdy komuś umrze dziecko to jest ono nadal dzieckiem swoich rodziców tylko już nie żyje.
Nasz świat i całe życie jest strasznie skomplikowane i pogmatwane. Potrząsam głowa żeby uwolnić się od swoich myśli i wzdycham cicho po nosem.
***
Rozdział poprawiła: Divergent_2003
Nie wszystkim się wyświetlił dlatego dodaję jeszcze raz
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro