Rozdział czterdziesty dziewiąty
Przekręcam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Jęczę sfrustrowana i uderzam głową o poduszkę, że też burza musiała teraz się zacząć. Nienawidzę jak się błyska i grzmi bo nie mogę przez to zasnąć. Do tego ten cholerny deszcz. Powinnam już dawno spać, tym bardziej, że jutro mają przyjechać goście.
Siadam na łóżku z westchnieniem i biorę telefon do ręki bo przyszła mi wiadomość.
Luka: Wpadniesz do mnie?
Mrugam powiekami. Spoglądam na godzinę w górze ekranu. Wpół do pierwszej. Rewelacyjnie.
Ja: Teraz?
Luka: Jeżeli to nie problem to tak.
Jest środek nocy. Jednak on nigdy mi nie odmawia. Zawsze jest jak go potrzebuję. Przecież to dla mnie nie problem, skoro i tak nie mogę zasnąć.
Ja: Zaraz będę :)
Blokuję telefon i schodzę z łóżka. Otwieram szafę i ubieram na siebie bluzę i dresy. Zakładam kaptur na głowę i wychodzę z pokoju. Na palcach przechodzę przez korytarz i schodzę schodami w dół. Nie ma szans, żebym tej nocy wyszła przez okno. Pada deszcz i mogłoby się to źle skończyć .
Luka: Będę czekał przy drzwiach za domem.
Odczytuje jeszcze jego wiadomość i przekręcam zamek. Ściągam kluczę z haczyka i wychodzę.
Przebiegam przez podwórko i wbiegam na jego posesję.
Ściągam kaptur z głowy wchodząc na zadaszony taras jego domu. Mam całe ubrania przemoczone. Włosy lepią mi się do twarzy. Mimo to uśmiecham się promiennie na jego widok w progu.
- Hej - mówię cicho i podchodzę bliżej.
- Hej - odpowiada mi i przesuwa się, żebym mogła wejść.
- Jestem cała mokra zostaną ślady - szepczę skrępowana.
- Mokra powiadasz? - uśmiecha się znacząco i widzę przebłysk w jego oczach.
- A ten tylko o jednym - wywracam oczami z udawaną dezaprobatą. Lubię zboczonego Lucasa. A po wczorajszej nocy to nawet bardzo. Chichoczę cicho na własne myśli, a on kręci głową.
- Wchodź. Nie przejmuj się tym - zachęca mnie.
Spoglądam na niego i w końcu się przełamuje. Skoro chce,żebym weszła. Wzruszam ramionami i wchodzę do środka, a on zamyka za mną drzwi.
- Ale ty będziesz ścierał podłogę jak woda ze mnie skapie - informuję go grożąc mu palcem.
- Po co chciałeś, żebym przyszła?- pytam i ściągam bluzę. Koszulkę też mam przemoczoną. Mogłam wziąć parasol. Lepiej bym na tym wyszła.
- Zostaniesz na noc? Jestem sam, a jest burza... - urywa zakłopotany i drapie się po karku.
- Boisz się burzy? - wytrzeszczam na niego oczy.
- Może... może nie tyle co się boję, a po prostu nie lubię być wtedy sam w domu - mówi cicho, a wygląda przy tym jak mały chłopiec, który boi się przyznać, że rozbił ulubiony flakon mamy.
- Och... - wzdycham nie wiedząc co powiedzieć. - To nic złego się bać - dodaję w końcu. Wypuszcza z ust powietrze, i ulgą uśmiecha się do mnie wdzięcznie.
- Dzięki, ze się nie śmiejesz. Dziękuję za wyrozumiałość.
- Z czego miałabym się śmiać? - wzruszam ramionami. - Jak już to raczej bym się śmiała z tobą. Poza tym Jackson też się boi burzy - naginam ciut prawdę. Nie boi się, ale ona go wkurza. - Nie ma w tym nic złego. To nawet słodkie, że się boisz - ostatnie zdanie mówię niepewnie. Bo nie jestem pewna, czy on chce wiedzieć, że jest słodki.
- Ja słodki? - wskazuje na siebie i kiwa z niedowierzaniem głową. - Zaraz ci pokażę jak słodki. Małpo mała.
Pokonuje dzielącą nas odległość jednym krokiem i podnosi mnie za nogi.
Rzuca mnie na kanapę i przygwożdża do niej swoim ciałem .
- Jestem cała mokra - piszczę cicho.
- Cieszy mnie to niezmiernie - szepcze mi do ucha i ociera się o mnie biodrami. Kładę dłonie na jego ciele, ale on łapie je w nadgarstkach i kładzie nad moją głową, przytrzymując je jedną ręką. Drugą wsuwa pod moja koszulkę, a ja się wiercę.
- Lucas nie, proszę - jęczę.
- O co prosisz? - błądzi ustami po mojej szyi. Jęczę cicho czując przyjemne uczucie.
Czemu on do jasnej cholery jest taki podniecający? Nienawidzę go za to i kocham zarazem.
- Jestem cała mokra i za chwilę będzie mi zimno.
- Och... zaraz coś na to poradzimy - łapie za gumkę moich dresów i zsuwa mi je do kolan jednym szybkim ruchem.
Piszczę i próbuję wyciągnąć dłonie z jego uścisku, ale to na nic bo za mocno je trzyma.
Ten człowiek doprowadza mnie do szału.
- Zaraz pozbędziemy się reszty - chichocze i przenosi usta na mój dekolt. Dłonią gładzi pod koszulką moją skórę, tuż pod miskami stanika. Wyginam plecy w łuk pragnąc jego dotyku bliżej siebie. To takie przyjemne uczucie. Chociażbym niewiem jak się opierała, on i tak mnie rozbroi. Jego dotyk działa cuda. - Spokojnie - uspokaja mnie i całuje w usta. Oddaję pocałunek zatracając się w nim. Podpiera się na kolanie i napiera mocniej na moje usta. Czuję, że on też jest podniecony. Nie wiem jak to robi, ale szybkim i zwinnym ruchem siada ciągnąc mnie na swoje kolana, bez przerwania pocałunku. Traci kontrole i puszcza moje dłonie. Kładę je na jego klatce piersiowej, a on swoje na mojej tali.
Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz czuję pod palcami, że nie ma na sobie koszulki. Siedzę na nim, gdy on jest tylko w samych bokserkach. To jeszcze bardziej mnie podnieca przez co jęczę w jego usta. Przenosi jedną dłoń na mój kark i przyciska moje usta do swoich. Odchylam głowę do tyłu bo brakuje mi tchu.
Moje dresy zdążyły już dawno spaść na podłogę i siedzę na nim w samych szortach i koszulce. Szybkim ruchem ściąga ze mnie górną część garderoby.
- Chcesz się pobawić? - pyta gładząc moje plecy.
- To zależy jak - droczę się z nim.
- Tak nieprzyzwoicie. Jak damie nie przystoi - szepcze mi na ucho z seksowną chrypą w głosie. Pojękuję w odpowiedzi, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie słowa. - Uznam to za twierdzącą odpowiedź. Wstaje z kanapy trzymając mnie, żebym się nie zsunęła. Otaczam go nogami w pasie.
Wtulam się w niego, a on wychodzi z salonu i kieruje się schodami na górę
- Nikogo nie ma? - pytam żeby się upewnić. Nie marzy mi się, żeby ktoś wszedł do jego pokoju czy chociażby zobaczył nas w takiej sytuacji. Zapadłabym się chyba pod ziemie gdyby coś takiego miało miejsce.
- Pojechali do rodziny za miasto. Wrócą jutro w południe - zapewnia mnie i całuje w szyje. Otwiera drzwi i wchodzi do środka. Zamyka je kopnięciem i rzuca mnie delikatnie na łóżko. Od razu wbija mnie w materac swoim ciałem.
- Na co masz ochotę? - pyta pomiędzy pocałunkami.
- Może... może dzisiaj ja bym zrobiła coś dla ciebie? - pytam niepewna. Wczoraj ja miałam swoje kilkanaście minut, jak nie więcej. Dzisiaj czas na niego.
- Nie mam nic przeciwko jeżeli tylko chcesz i czujesz się gotowa - zapewnia mnie patrząc mi w oczy.
- W takin razie moja kolej na zabawę - chichoczę, próbując się rozluźnić, i oplatam go nogami w pasie. Przekręcam nas i to ja jestem na górze. Brunet śmieje się dźwięcznie i kładzie dłonie na moich udach. Popycha mnie lekko w tył. Tak, że nasze krocza znajdują się przy sobie. Czuję jak mocno jest podniecony. W sumie to czemu by się z nim nie podroczyć. Unoszę się lekko i zaczynam o niego ocierać. Zamyka oczy i odchyla głowę do tyłu ,a oddech mu przyspiesza. Podpieram się na rękach i pochylam nad nim. Całuję go w usta zjeżdżając coraz niżej, aż docieram do gumki bokserek.
Zaczyna mnie ogarniać niepewność czy dobrze robię. Robiłam już dobrze ustami Brandonowi, ale on to było co innego. Na Lucasie zależy mi dużo bardziej. Nie chce zrobić czegoś źle. Chcę, żeby był usatysfakcjonowany. Żeby mu się podobało. Odpycham od siebie myśl o Brandonie, teraz jestem z Lucasem i to na nim muszę się skupić.
Do odważnych świat należy. Myślę w końcu.
- Jesteś pewna? - słyszę jego cichy głos. Odrywam usta od jego ciała i unoszę głowę. Nawet w takim momencie myśli o mnie, a nie o swojej przyjemności. Kiwam głową i uśmiecham się. Łapię za gumkę jego bokserek i zsuwam mu je do samych kostek. Powoli, starając się żeby było to zmysłowe.
Jego członek stoi na baczność pulsując boleśnie. Wcześniej nie miałam okazji, żeby widzieć jego przyrodzenie. Przełykam gulę w gardle. Jest piękny. Unoszę głowę i spoglądam w jego oczy.
Ale jak ja go zmieszczę w ustach?
- Mógłbyś się przesunąć na skraj łóżka? - pytam niepewnie. Nie odpowiada tylko robi o co proszę. Podpiera się na rękach. Spoglądam jeszcze raz w jego oczy i widzę w nich podniecenie i coś jeszcze. Uczucie, które sprawia, że czuje się pewniej. Klękam na podłodze pomiędzy jego nogami, a dłonie opieram na jego udach. Pochylam głowę w stronę jego przyrodzenie i delikatnie językiem przejeżdżam po jego czubku.
~*~
Brunet opada plecami na łóżko pojękując cicho moje imię i spuszczając się w moje usta. Dzielnie przełykam całą ciecz i ocieram buzię, odsuwając się.
- Maleńka, to najlepszy lód jaki w życiu miałem - zapewnia mnie z westchnieniem rozkoszy. Chichoczę cicho i kładę się obok niego. Nawet nie zwracamy uwagi na burzę na zewnątrz. Jakby jej nie było. - Jesteś w tym świetna. Mam najlepszą dziewczynę na świecie - przekręca głowę i muska moją skroń. - Teraz czas na ciebie - zawisa nade mną i przykłada dłoń do mojego policzka, a na drugiej się podpiera. Oblewam się rumieńcem. Jestem cholernie podniecona, ale nie czas teraz na to chyba.
- Miałam swoje pięć minut wczoraj. Dzisiaj twoja noc - całuję go w usta.
- Jesteś pewna? Chętnie doprowadzę cię do kilku orgazmów - zapewnia mnie.
- Kilku?- piszczę z przerażeniem. - Jesteś niewyżyty - uderzam go delikatnie w ramię z rozbawieniem.
- Tylko jeśli chodzi o ciebie - zapewnia mnie i całuje czule w usta.
- Jesteś pewna, że nic nie chcesz?- dopytuje odsuwając się.
- Jestem pewna - zapewniam go. - Poza przytulaniem. Możesz mnie przytulić. Tylko najpierw załóż bokserki i daj mi coś na przebranie bo dalej jestem mokra - śmiejemy się i on wstaje.
Mija chwila, a on rzuca swoimi rzeczami, dostaję koszulką w twarz, a spodenki lądują na podłodze przy moich nogach.
- Powinny być - puszcza mi oczko. - Zaraz wracam - widzę jak wyciąga czyste bokserki i znika za drzwiami łazienki. Ściągam z siebie resztę mokrych ubrań i ubieram te jego. (Dobrze, że chociaż bielizna nie jest, aż tak mokra, żebym musiała ją ściągać.) Są zdecydowanie za duże, ale cholernie mi się podobają.
*****
Rozdział poprawiła: Karolina.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro