Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czterdziesty czwarty

- Czy doczeka mnie zaszczyt zatańczenia z Panią? - Lucas pochyla się w moją stronę w charakterystyczny dla arystokratów sposób i wyciąga w moją stronę dłoń.

- Jakże by inaczej proszę Pana -  wsuwam dłoń w jego. Pociąga mnie do góry i prowadzi na parkiet.

Przesuwa nas na środek i zaczynamy tańczyć. DJ zmienia piosenkę na coś wolniejszego, a Lucas automatycznie przenosi dłoń na moje biodra. Idę w jego ślady i przenoszę dłoń na jego ramię. Drugą rękę prostuje, a ja robię to samo i zaczynamy tańczyć. Udając bardzo poważnych i wykwintnych. Chichoczę cicho, a piosenka dobiega końca. Wyciągam dłoń z jego uścisku i przenoszę ją na jego drugie ramię. On kładzie swoją na moim biodrze i tańczymy powoli przytuleni do siebie.

- Jest coś czego nie potrafisz? - śmieję się i unoszę głowę do góry.

- Jestem kiepskim kucharzem - krzywi się. - Zawsze, gdy wychodzę z kuchni po buszowaniu w niej czy gotowaniu zostaje tam cholerny bałagan. Nie umiem tego posprzątać - przyznaje krzywiąc się. Chichoczę cicho i opieram głowę na jego ramieniu. - Poza tym moje zdolności kucharskie są ograniczone.

Nawet nie wiem, kiedy wokół nas robi się kółko zamykające nas w kręgu. Rumienię się na ten widok i spoglądam na Lucasa, którego twarz zdobi piękny szeroki uśmiech. DJ puszcza coś szybszego, a brunet zaczyna szybciej prowadzić, robiąc obroty, szybko z pełnią życia. Skocznie i przyjemnie. Śmieję się ledwo za nim nadążając. Taniec nie jest moją mocną stroną. Piszcze cicho, a on przytrzymuje mnie mocniej, bo prawie się przewracam. Zaczynamy się cicho śmiać. A znajomi do okoła nas klaszczą głośno, a co po niektórzy gwiżdżą.

- No to skoro taniec pary mamy za sobą to czas na konkurencje i zabawy - krzyczy Jackson, unosząc w górę ręce, w których trzyma butelki wódki. - Shoty - dodaje głośniej, a tłum mu wiwatuje. Podchodzi do stolika i wypełnia alkoholem kilka kieliszków. Wyswobadzam się z uścisku chłopaka i kieruje się w stronę brata. Nie jest mi dane przejść nawet połowy dzielącej nas odległości, a już w pasie otacza mnie czyjąś ręką. Nie wyrywam się, bo czuje za sobą Lucasa.

- A panienka to dokąd się wybiera? Chyba nie po to, żeby pić? - szepcze mi na ucho i przygryza jego płatek. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Kładę dłoń, na jego dłoni, którą otacza mnie w pasie.

- W końcu to moja impreza - wzruszam ramionami i ciągnę go za sobą.

- Nie chce, żebyś piła - jęczy mi do ucha.

- Nie będę pić - wzdycham i wywracam oczami. - Idę tylko dopilnować zabawy -  śmieję się. - Jeszcze nigdy nie probowałam alkoholu i nie zamierzam tego robić w najbliższym czasie -  przyznaję mu się.

- Cieszy mnie to - odpowiada.

- Przejmuję - wyciągam z reki brata butelkę z alkoholem i odpycham go uderzając go biodrem. Śmieje się cicho z pijackim błyskiem w oku i dołącza do śmiałków.

Po pół godziny odpada coś ponad połowa osób, która pije shoty. Zostają tylko ci z najwytrzymalszą głową i niestety jest wśród nich mój brat.

- A ty czemu nie pijesz? - zwracam się do Lucasa i wypełniam kieliszki. - Jesteś abstynentem?

- Piję, ale nie dzisiaj. Muszę tych debili odwieźć do domu - ruchem głowy wskazuje na mojego i swojego brata.

- Ty biedaku. Nie możesz się napić jakie to smutne - mówię z sarkazmem.

- Wiem - wydyma wargi. Staję na palcach i całuję go szybko. Uśmiecha się i otacza mnie ramieniem. Przyciska mnie plecami do swojej klatki piersiowej. Dziwi mnie jego nagłe zachowanie. Spoglądam przed siebie i widzę wysokiego chłopaka z drużyny brata, który uważnie mi się przygląda. Wręcz pożera mnie wzrokiem. Wywracam oczami i wystawiam mu faka. Wzrusza ramionami. Odwraca się i zaczyna wgapiać w kolejną laskę.

- Dupek - syczę pod nosem i ściągam ze swojego ciała dłoń Lucasa. - Zazdrosny? - Uśmiecham się przebiegle.

- O takiego dupka? - pyta i wypycha dumnie pierś do przodu. - W życiu. Ale o ciebie to już tak - puszcza mi oczko i całuje we włosy.

- Mam dość - pojawia się przy mnie Taylor razem z Britt, podtrzymując się nawzajem. Ledwo stoją. Podchodzę bliżej nich. Wyczuwam od nich alkohol. Niewielka ilość, ale jedna.

- Chcę do domu - jęczy Britany.

- Zamówię wam taksówkę - kręcę głową i uśmiecham się zrezygnowana.

- Dobra - odpowiadają chórem.

Odchodzę od przyjaciół i idę na zaplecze, gdzie leży moja torebka z rzeczami. Zamykam za sobą drzwi i macham do wujka, który ogląda mecz w telewizorze. Siadam obok niego i wyciągam z torebki telefon. Mężczyzna otacza mnie ramieniem.

- Ale wyrosłaś - komentuje i dalej ogląda mecz.

- Żeś nawet zauważył - odcinam się i wybieram numer do taksówkarza. Tak często do niego dzwonię żeby nas odwoził, że zna już nasze adresy domowe na pamięć. Podaję mu ten gdzie teraz jesteśmy i rozłączam się.

- A teraz wybacz, ale wrócę do znajomych - ściągam z ramienia rękę Alana, odkładam telefon do torebki i wychodzę z pomieszczenia.

- Zaraz po was przyjedzie Emanuel -  uśmiecham się do dziewczyn. - Czemu stoicie? - marszczę brwi spoglądając na wolne krzesła za nimi.

- Już im to proponowałem. Stwierdziły, iż nie będą siadać na takich babcinych krzesłach - chichocze Lucas. - Już po jedenastej. Za godzinę powinni się wszyscy zbierać - zauważa.

- I dobrze - mówię tak, żeby tylko on słyszał. - Jestem już trochę zmęczona - jak na potwierdzenie swoich słów ziewam.

Taylor i Britt zabrał taksówkarz. Ja przez kolejne pół godziny tańczyłam z kim się dało, a Lucas przyglądał mi się spod ściany. Zatańczyłam nawet z Florence z drużyny futbolowej, który okazał się marnym tancerzem i podeptał mi palce, przez co teraz siedzę przy stoliku i krzywię się delikatnie z bólu.

- Malutka Kayla cierpi? - brunet dosiada się do mnie ze śmiechem.

- Hahahah - mówię ironicznie poprawiam sukienkę i wyciągam stopy z butów. Podciągam nogi pod brodę i delikatnie rozmasowuje sobie palce. Z czyjeś perspektywy musi to strasznie dziwnie wyglądać. No ale w końcu ja jestem dziwna.

- Gdzie nasza solenizantka? - zza pleców dobiega mnie czyjś głos. Odwracam się i macham do grupki osób. Podchodzą do mnie, a ja spuszczam nogi na podłogę. -   Będziemy się już zbierać. Wszystkiego najlepszego kochana - Samanta z mojej klasy przytula mnie i macha mi na pożegnanie. Wychodzi z kilkoma, prawie wszystkimi osobami z klasy. Co kilka minut ubywa coraz więcej osób, aż w końcu zostaję sama z trójką chłopców. Bratem, Lucasem i Rafaelem.

- Wezmę swoje rzeczy i możemy iść -  uśmiecham się do bruneta, który skina głową. - Czekam w samochodzie - bierze pod ramiona naszych braci i powoli wyprowadza ich z klubu. Zalali się jak jakieś menele.




******

Rozdział poprawiła Karolina.












Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro