Pomiędzy 40, a 41
Z góry przepraszam, że w kolejnych najbliższych rozdziałach nie będzie o tym wspominane. Ale jest to tak na szybko. Miało tego nie być.
Przecieram oczy dłońmi. Piszczę cicho i przesuwam się na łóżku jak najdalej od okna, od strony, którego słyszę dziwne szuranie.
Ktoś stuka kilka razy w szkło. Serce mi przyśpiesza i ogarnia mnie starach. Pewnie włamywacz, ale wtedy byłby cicho. Nie próbował mnie obudzić. Powoli i ostrożnie włączam światło. Jednak nadal nie poznaję postaci za oknem. Podchodzę bliżej niego i włączam światło na zewnątrz.
Wypuszczam powietrze z ust z ulgą, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że je wstrzymywałam. Po drugiej stronie stoi Lucas z szerokim uśmiechem.
Rozsuwam okiennice.
- Nareszcie - wchodzi do środka.
- Przestraszyłeś mnie - syczę i wyłączam światło na zewnątrz. - Pogrzało cię, żeby się tu zakradać o tej godzinie? - spoglądam na zegarek. Jest jedenasta w nocy.
- Nie chciałem - kładzie dłonie na moich biodrach. Wzdycham zrezygnowana i unoszę głowę do góry. - Wybacz. Aczkolwiek zwróć uwagę, że też się do mnie zakradałaś kilka razy w nocy - oblewam się rumieńcem. Nie mogę się na niego gniewać.
- Po co przyszedłeś? - pytam i kładę dłonie na jego piersi.
- To brzmi jakbyś nie chciała mnie widzieć - udaje urażenie. - Mam dla ciebie niespodziankę. Zapraszam cię na randkę.
- Okay. Jutro mam czas. Tylko, o której godzinie? - pytam szczęśliwa.
- Nie moja droga. Dzisiaj. Teraz. Ubierz coś wygodnego - puszcza oczko i całuje mnie w nos. Marszczę brwi.
- Jak to teraz? - pytam zdezorientowana. - Jest środek nocy.
- No właśnie. Idealna pora na randkę. Zbieraj się - klepie mnie w tyłek i odsuwa się ze śmiechem na moją wzburzoną minę.
- Jestem zmęczona. Chcę spać - zapieram się i zaplatam ręce pod piersiami. A niech się trochę postara. Co mi tam.
- Nie marudź tylko zbieraj ten śliczny i zgrabny tyłek w troki. Wciągnij na niego jakieś spodnie. Załóż skarpetki wsuń stopy w trampki i idziemy - ponagla mnie machaniem ręką.
- Spać - udaje ziewanie.
- Szybko. Nie mamy czasu, jeżeli chcesz się jeszcze wyspać. Zbieraj się i to już. Nie marudź i się ze mną nie sprzeczaj. Chce cię zabrać na randkę więc uśmiechnij się i rusz - mimo tego, że patrzy na mnie mrużąc groźnie oczy, widzę w nich iskierki rozbawienia, a w kącikach ust błąka mu się uśmiech.
Kręcę głową i cmokam go szybko w usta. Nie odmówię mu. Nie ma szans.
Podchodzę do szafy i wyciągam z niej szybko pierwsze lepsze spodnie. Pada na obcisłe czarne. Z szuflady wyciągam parę skarpetek z nadrukami pizzy.
- Trampki mam na dole przy drzwiach. Zaraz wracam - ostrożnie otwieram drzwi i wychodzę z pokoju.
Powoli na palcach przechodzę przez korytarz omijając skrzypiące panele. Na palcach zbiegam ostrożnie na dół po schodach i biorę trampki do ręki. Wracam na górę i zamykam za sobą drzwi pokoju. Lucas leży na moim łóżku z nogami spuszczonymi na podłogę i gapi się w sufit, na zdjęcia, które na nim nakleiłam kilka dni wcześniej. Nie wiem skąd mi się wziął na to pomysł. Może po prostu zainspirowałam się jakąś książką i/lub filmem.
- Okay gotowa - szepczę i prostuję się.
- Wspaniale - brunet podnosi się z łóżka i rozsuwa powoli szklane drzwi. - Fajne zdjęcia - dodaje wychodząc.
- Ale wiesz, że mogliśmy normalnie przez drzwi frontowe - mówię i zasuwam szklane drzwi, tak żebym potem mogła bez problemu wrócić do pokoju. Schodzę na ziemię. Ściągam jedną nogę z drabinki w celu zeskoczenia, ale czuję dłonie chłopaka na biodrach. Puszczam się rękoma, a on stawia mnie na trawie. Całuje mnie przelotnie i łapie za rękę. Ciągnie mnie za sobą w stronę swojego domu.
Wchodzimy do garażu i zaświeca w nim światło. Podchodzi do motocyklu i podaje mi kask. Robię, krok w tył i kręcę głową.
- Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł - zapieram się.
- Och... daj spokój i tak oboje wiemy, że się poddasz i wygram więc daruj to sobie i wkładaj ten kask. Nie marnujmy czasu.
Patrzę na niego przez chwilę nie ufnie. Wie, że nigdy nie jeździłam.
- Kayla, daj spokój. Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało - gładzi mnie czule ręką po policzku.
- Obiecujesz? - Pytam cicho.
- Obiecuję. - Całuje mnie w czoło. - Na prawdę nic ci się ze mną nie stanie - zapewnia mnie.
- Ufam ci - zakładam kask na głowę.
Brunet uśmiecha się szeroko i zakłada drugi.
- Mogłabyś to wziąć? Będzie nam potrzebne - podaje mi plecak. Zakładam go na plecy. - Jeżeli się boisz możesz opleść mnie rękoma w pasie i się mocno trzymać, ale uwierz mi jestem dobrym kierowcą - zapewnia mnie, wsiadając na motocykl.
Zajmuje miejsce za nim i od razu oplatam go rękoma w pasie. Odpala silnik i wyjeżdża z garażu.
Nasuwa mi się na myśl pytanie, czy nikt nas nie usłyszy i nie przyłapie, ale stwierdzam, że to bez sensu. Raz się żyje. Trzeba czasem ryzykować.
Nie wiem ile jedziemy, ale Lucas zatrzymuje się w końcu na jakimś pustym parkingu.
- Chyba nie zaprosiłeś mnie na randkę po to, żeby mnie zabić i zakopać? - pytam z nerwowym śmiechem, w momencie, w którym gasi silnik. Schodzę z siodełka i ściągam kask, rozglądam się. Otaczają nas drzewa.
Idealnie.
- Tak. Jestem seryjnym mordercom. Upatruje sobie ofiarę. Zaczynam ją w sobie rozkochiwać. Potem zapraszam na romantyczną randkę w środku nocy. Morduję i zakopuję jej ciało, a następnie tatuuję sobie jej nazwisko na tyłku -śmieje się na ostatnie zdanie. On to jednak ma poczucie humoru. Kładzie kaski na siodełkach. - Daj wezmę go od ciebie - nie opieram się i pozwalam mu ściągnąć plecak ze swoich ramion.
Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę drzew. Niepewnym krokiem idę za nim. Mimo, że wiem, że nic mi nie zrobi trochę się obawiam. Chodzenie między drzewami w środku nocy, gdy jest ciemno jakoś nie przyprawia mnie o szczęśliwy uśmiech. Jednak wiem, że przy Lucasie nic mi nie grozi.
- Co takiego jest w tym plecaku, że jest tak ciężki? - pytam przerywając ciszę. Potykam się o gałązkę wystającą z ziemi, ale on trzyma mnie mocno, przez co się nie przewracam. - Dzięki.
- Idź ostrożniej - beszta mnie. - Za chwilę się przekonasz co w nim jest.
- Nie nadążam za tobą, to przez to. Za szybko idziesz - skarżę się.
- Mogłaś tak od razu - zwalnia trochę kroku.
- Jesteśmy na miejscu - w jego głosie słyszę ekscytację. Wychodzę za nim z lasku i uśmiecham się szeroko. Serce bije mi szybko, nie tylko ze zmęczenia, ale też ze szczęścia i zachwytu.
- Tu jest pięknie i widać wszystkie gwiazdy - zachwycam się.
- Wiem o tym - szepcze mi na ucho. Nagle znajdując się za mną. Popycha mnie lekko do przodu.
Zatrzymujemy się na samym szczycie małej góreczki.
Brunet kładzie plecak na ziemi i rozsuwa jego zasuwki. Wyciąga z niego koc i rozkłada go na trawie. Miejsce jest delikatnie oświetlone dzięki temu jest tu bardzo przyjemna atmosfera.
- Wow - wykrztuszam z siebie.
- Siadaj - zaprasza mnie na kocyk. Od razu wykonuję tę czynność i opieram się na rękach z tyłu. Gwiazdy pięknie dzisiaj wyglądają na tle granatowego bezchmurnego nieba. Do tego księżyc pięknie się prezentuje.
Ale nie tak piękne, jak Lucas.
Kątem oka widzę jak wyjmuje coś jeszcze z plecaka, więc obracam się w jego stronę. Trzyma w ręce plastikowy pojemnik z jedzeniem. Otwiera go i dostrzegam owocowe szaszłyczki. Uśmiecham się delikatnie. Lubię tę przekąskę. Przypominam sobie, że kiedyś mu o tym wspominałam.
- Częstuj się - przysuwa pojemniczek w moją stronę. Wyciągam w jego stronę rękę i biorę jeden. Powoli wkładam kawałek arbuza, który na nim jest do ust i zamykam oczy rozkoszując się jego smakiem.
- Boskie - cmokam z aprobatą i jem kolejne owoce.
Lucas siada za mną, tak że siedzę pomiędzy jego nogami. Korzystając z okazji bliskości z nim opieram plecy o jego pierś. Otacza ramieniem moją talie. Drugą rękę kładzie na moim udzie trzymając w niej pojemnik. Wyciągam drugiego szaszłyczka.
- Chcesz? - pytam wiedząc, że ma zajęte dłonie.
- Od ciebie zawsze - odpowiada i całuje mnie szybko w kącik ust. Przysuwam mu pod usta owoce, on pochyla się i delikatnie po kolei, powoli ściąga je ustami do buzi.
Odkładam patyczek obok innych i na zmianę karmię jego i siebie. W międzyczasie rozmawiamy o błahych sprawach, pytamy się o różne drobne rzeczy, typu ulubiony kolor, miesiąc, dzień tygodnia itp. Dzięki takim pytaniom mogę się wiele o nim dowiedzieć. Niby to takie mało ważne. Ale to właśnie dzięki błahym rzeczom poznajemy drugiego człowieka.
Patrząc teraz na Lucasa, który z uśmiechem opowiada o sytuacji z dzieciństwa sama jestem szczęśliwa widząc jego zachwyt. To z jaką pasją opowiada o swoich zainteresowaniach. Jakby mówił o największej miłości. Chciałabym, żeby kiedyś komuś tak opowiadał o mnie.
Słucham z uwagą słów, które wypływają z jego ust i śmieję się z jego niektórych wypowiedzi.
Właśnie w takich momentach życia jesteśmy beztroscy. Cieszymy się tym, co mamy. Cieszymy się sobą. Jesteśmy szczęśliwi. Nie przejmujemy się innymi i żyjemy własnym życiem.
Kładę dłonie na jego policzkach i całuję go przerywając mu w pół zdania. Uśmiecha się i otacza mnie drugim ramieniem. Pogłębia pocałunek. Przerywam go jednak bo przez niewygodną pozycję boli mnie szyja. Chce ponownie złączyć nasz usta, ale ziewam. Zasłaniam szybko je ręką, a on się śmieje cicho.
- Chyba już pora wracać maleńka - wzdycham i wydymam wargi. Jest tak wspaniale. Wstajemy z koca i pomagam mu go złożyć. Wkłada wszystko, co wyciągnął do plecaka i zarzuca go na ramię. Prowadzi mnie z powrotem na parking trzymając mnie mocno za rękę. Patrzę, na niego z uśmiechem. To zdecydowanie będzie najlepsza i najbardziej pamiętna randka mojego życia.
- Jestem wykończona - przyznaję zakładając kask na głowę. Chłopak śmieje się dźwięcznie.
- Właśnie widzę. Oczy same ci się zamykają.
Siada na motocyklu. Chcę usiąść za nim, ale poklepuje miejsce przed sobą między swoimi nogami. Marszczę brwi.
- Usiądź tutaj bokiem. Gdybyś zasnęła nie spadniesz mi, bo będziesz między moimi ramionami - wyjaśnia.
Nie pewnie sadzam się na wspominanym miejscu. Jest mi trochę niewygodnie, więc mam świadomość, że jemu musi być jeszcze bardziej niewygodnie. Mimo to nic nie mówi i z uśmiechem odpala silnik.
Ma racje. Odpływam w drodze powrotnej, bezpieczna w jego ramionach.
*****
Rozdział poprawiła Karolina.
Jest on trochę nie planowany, ale mam nadzieję, że się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro