Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pomiędzy 40, a 41

Z góry przepraszam, że w kolejnych najbliższych rozdziałach nie będzie o tym wspominane. Ale jest to tak na szybko. Miało tego nie być.

Przecieram oczy dłońmi. Piszczę cicho i przesuwam się na łóżku jak najdalej od okna, od strony, którego słyszę dziwne szuranie.

Ktoś stuka kilka razy w szkło. Serce mi przyśpiesza i ogarnia mnie starach. Pewnie włamywacz, ale wtedy byłby cicho. Nie próbował mnie obudzić. Powoli i ostrożnie włączam światło. Jednak nadal nie poznaję postaci za oknem. Podchodzę bliżej niego i włączam światło na zewnątrz.

Wypuszczam powietrze z ust z ulgą, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że je wstrzymywałam. Po drugiej stronie stoi Lucas z szerokim uśmiechem.

Rozsuwam okiennice.

- Nareszcie - wchodzi do środka.

- Przestraszyłeś mnie - syczę i wyłączam światło na zewnątrz. - Pogrzało cię, żeby się tu zakradać o tej godzinie? - spoglądam na zegarek. Jest jedenasta w nocy.

- Nie chciałem - kładzie dłonie na moich biodrach. Wzdycham zrezygnowana i unoszę głowę do góry. - Wybacz. Aczkolwiek zwróć uwagę, że też się do mnie zakradałaś kilka razy w nocy -  oblewam się rumieńcem. Nie mogę się na niego gniewać.

- Po co przyszedłeś? - pytam i kładę dłonie na jego piersi.

- To brzmi jakbyś nie chciała mnie widzieć - udaje urażenie. - Mam dla ciebie niespodziankę. Zapraszam cię na randkę.

- Okay. Jutro mam czas. Tylko, o której godzinie? - pytam szczęśliwa.

- Nie moja droga. Dzisiaj. Teraz. Ubierz coś wygodnego - puszcza oczko i całuje mnie w nos. Marszczę brwi.

- Jak to teraz? - pytam zdezorientowana. - Jest środek nocy.

- No właśnie. Idealna pora na randkę. Zbieraj się - klepie mnie w tyłek i odsuwa się ze śmiechem na moją wzburzoną minę.

- Jestem zmęczona. Chcę spać - zapieram się i zaplatam ręce pod piersiami. A niech się trochę postara. Co mi tam.

- Nie marudź tylko zbieraj ten śliczny i zgrabny tyłek w troki. Wciągnij na niego jakieś spodnie. Załóż skarpetki wsuń stopy w trampki i idziemy - ponagla mnie machaniem ręką.

- Spać - udaje ziewanie.

- Szybko. Nie mamy czasu, jeżeli chcesz się jeszcze wyspać. Zbieraj się i to już. Nie marudź i się ze mną nie sprzeczaj. Chce cię zabrać na randkę więc uśmiechnij się i rusz - mimo tego, że patrzy na mnie mrużąc groźnie oczy, widzę w nich iskierki rozbawienia, a w kącikach ust błąka mu się uśmiech.

Kręcę głową i cmokam go szybko w usta. Nie odmówię mu. Nie ma szans.

Podchodzę do szafy i wyciągam z niej szybko pierwsze lepsze spodnie. Pada na obcisłe czarne. Z szuflady wyciągam parę skarpetek z nadrukami pizzy.

- Trampki mam na dole przy drzwiach. Zaraz wracam - ostrożnie otwieram drzwi i wychodzę z pokoju.

Powoli na palcach przechodzę przez korytarz omijając skrzypiące panele. Na palcach zbiegam ostrożnie na dół po schodach i biorę trampki do ręki. Wracam na górę i zamykam za sobą drzwi pokoju. Lucas leży na moim łóżku z nogami spuszczonymi na podłogę i gapi się w sufit, na zdjęcia, które na nim nakleiłam kilka dni wcześniej. Nie wiem skąd mi się wziął na to pomysł. Może po prostu zainspirowałam się jakąś książką i/lub filmem.

- Okay gotowa - szepczę i prostuję się.

- Wspaniale - brunet podnosi się z łóżka i rozsuwa powoli szklane drzwi. - Fajne zdjęcia - dodaje wychodząc.

- Ale wiesz, że mogliśmy normalnie przez drzwi frontowe - mówię i zasuwam szklane drzwi, tak żebym potem mogła bez problemu wrócić do pokoju. Schodzę na ziemię. Ściągam jedną nogę z drabinki w celu zeskoczenia, ale czuję dłonie chłopaka na biodrach. Puszczam się rękoma, a on stawia mnie na trawie. Całuje mnie przelotnie i łapie za rękę. Ciągnie mnie za sobą w stronę swojego domu.

Wchodzimy do garażu i zaświeca w nim światło. Podchodzi do motocyklu i podaje mi kask. Robię, krok w tył i kręcę głową.

- Nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł - zapieram się.

- Och... daj spokój i tak oboje wiemy, że się poddasz i wygram więc daruj to sobie i wkładaj ten kask. Nie marnujmy czasu.

Patrzę na niego przez chwilę nie ufnie. Wie, że nigdy nie jeździłam.

- Kayla, daj spokój. Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało - gładzi mnie czule ręką po policzku.

- Obiecujesz? - Pytam cicho.

- Obiecuję. - Całuje mnie w czoło. - Na prawdę nic ci się ze mną nie stanie - zapewnia mnie.

- Ufam ci - zakładam kask na głowę.

Brunet uśmiecha się szeroko i zakłada drugi.

- Mogłabyś to wziąć? Będzie nam potrzebne - podaje mi plecak. Zakładam go na plecy. - Jeżeli się boisz możesz opleść mnie rękoma w pasie i się mocno trzymać, ale uwierz mi jestem dobrym kierowcą - zapewnia mnie, wsiadając na motocykl.

Zajmuje miejsce za nim i od razu oplatam go rękoma w pasie. Odpala silnik i wyjeżdża z garażu.

Nasuwa mi się na myśl pytanie, czy nikt nas nie usłyszy i nie przyłapie, ale stwierdzam, że to bez sensu. Raz się żyje. Trzeba czasem ryzykować.

Nie wiem ile jedziemy, ale Lucas zatrzymuje się w końcu na jakimś pustym parkingu.

- Chyba nie zaprosiłeś mnie na randkę po to, żeby mnie zabić i zakopać? - pytam z nerwowym śmiechem, w momencie, w którym gasi silnik. Schodzę z siodełka i ściągam kask, rozglądam się. Otaczają nas drzewa.

Idealnie.

- Tak. Jestem seryjnym mordercom. Upatruje sobie ofiarę. Zaczynam ją w sobie rozkochiwać. Potem zapraszam na romantyczną randkę w środku nocy. Morduję i zakopuję jej ciało, a następnie tatuuję sobie jej nazwisko na tyłku -śmieje się na ostatnie zdanie. On to jednak ma poczucie humoru. Kładzie kaski na siodełkach. - Daj wezmę go od ciebie - nie opieram się i pozwalam mu ściągnąć plecak ze swoich ramion.

Łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę drzew. Niepewnym krokiem idę za nim. Mimo, że wiem, że nic mi nie zrobi trochę się obawiam. Chodzenie między drzewami w środku nocy, gdy jest ciemno jakoś nie przyprawia mnie o szczęśliwy uśmiech. Jednak wiem, że przy Lucasie nic mi nie grozi.

- Co takiego jest w tym plecaku, że jest tak ciężki? - pytam przerywając ciszę. Potykam się o gałązkę wystającą z ziemi, ale on trzyma mnie mocno, przez co się nie przewracam. - Dzięki.

- Idź ostrożniej - beszta mnie. - Za chwilę się przekonasz co w nim jest.

- Nie nadążam za tobą, to przez to. Za szybko idziesz - skarżę się.

- Mogłaś tak od razu - zwalnia trochę kroku.

- Jesteśmy na miejscu - w jego głosie słyszę ekscytację. Wychodzę za nim z lasku i uśmiecham się szeroko. Serce bije mi szybko, nie tylko ze zmęczenia, ale też ze szczęścia i zachwytu.

- Tu jest pięknie i widać wszystkie gwiazdy - zachwycam się.

- Wiem o tym - szepcze mi na ucho. Nagle znajdując się za mną. Popycha mnie lekko do przodu.

Zatrzymujemy się na samym szczycie małej góreczki.

Brunet kładzie plecak na ziemi i rozsuwa jego zasuwki. Wyciąga z niego koc i rozkłada go na trawie. Miejsce jest delikatnie oświetlone dzięki temu jest tu bardzo przyjemna atmosfera.

- Wow - wykrztuszam z siebie.

- Siadaj - zaprasza mnie na kocyk. Od razu wykonuję tę czynność i opieram się na rękach z tyłu. Gwiazdy pięknie dzisiaj wyglądają na tle granatowego bezchmurnego nieba. Do tego księżyc pięknie się prezentuje.

Ale nie tak piękne, jak Lucas.

Kątem oka widzę jak wyjmuje coś jeszcze z plecaka, więc obracam się w jego stronę. Trzyma w ręce plastikowy pojemnik z jedzeniem. Otwiera go i dostrzegam owocowe szaszłyczki. Uśmiecham się delikatnie. Lubię tę przekąskę. Przypominam sobie, że kiedyś mu o tym wspominałam.

- Częstuj się - przysuwa pojemniczek w moją stronę. Wyciągam w jego stronę rękę i biorę jeden. Powoli wkładam kawałek arbuza, który na nim jest do ust i zamykam oczy rozkoszując się jego smakiem.

- Boskie - cmokam z aprobatą i jem kolejne owoce.

Lucas siada za mną, tak że siedzę pomiędzy jego nogami. Korzystając z okazji bliskości z nim opieram plecy o jego pierś. Otacza ramieniem moją talie. Drugą rękę kładzie na moim udzie trzymając w niej pojemnik. Wyciągam drugiego szaszłyczka.

- Chcesz? - pytam wiedząc, że ma zajęte dłonie.

- Od ciebie zawsze - odpowiada i całuje mnie szybko w kącik ust. Przysuwam mu pod usta owoce, on pochyla się i delikatnie po kolei, powoli ściąga je ustami do buzi.

Odkładam patyczek obok innych i na zmianę karmię jego i siebie. W międzyczasie rozmawiamy o błahych sprawach, pytamy się o różne drobne rzeczy, typu ulubiony kolor, miesiąc, dzień tygodnia itp. Dzięki takim pytaniom mogę się wiele o nim dowiedzieć. Niby to takie mało ważne. Ale to właśnie dzięki błahym rzeczom poznajemy drugiego człowieka.

Patrząc teraz na Lucasa, który z uśmiechem opowiada o sytuacji z dzieciństwa sama jestem szczęśliwa widząc jego zachwyt. To z jaką pasją opowiada o swoich zainteresowaniach. Jakby mówił o największej miłości. Chciałabym, żeby kiedyś komuś tak opowiadał o mnie.

Słucham z uwagą słów, które wypływają z jego ust i śmieję się z jego niektórych wypowiedzi.

Właśnie w takich momentach życia jesteśmy beztroscy. Cieszymy się tym, co mamy. Cieszymy się sobą. Jesteśmy szczęśliwi. Nie przejmujemy się innymi i żyjemy własnym życiem.

Kładę dłonie na jego policzkach i całuję go przerywając mu w pół zdania. Uśmiecha się i otacza mnie drugim ramieniem. Pogłębia pocałunek. Przerywam go jednak bo przez niewygodną pozycję boli mnie szyja. Chce ponownie złączyć nasz usta, ale ziewam. Zasłaniam szybko je ręką, a on się śmieje cicho.

- Chyba już pora wracać maleńka - wzdycham i wydymam wargi. Jest tak wspaniale. Wstajemy z koca i pomagam mu go złożyć. Wkłada wszystko, co wyciągnął do plecaka i zarzuca go na ramię. Prowadzi mnie z powrotem na parking trzymając mnie mocno za rękę. Patrzę, na niego z uśmiechem. To zdecydowanie będzie najlepsza i najbardziej pamiętna randka mojego życia.

- Jestem wykończona - przyznaję zakładając kask na głowę. Chłopak śmieje się dźwięcznie.

- Właśnie widzę. Oczy same ci się zamykają.

Siada na motocyklu. Chcę usiąść za nim,  ale poklepuje miejsce przed sobą między swoimi nogami. Marszczę brwi.

- Usiądź tutaj bokiem. Gdybyś zasnęła nie spadniesz mi, bo będziesz między moimi ramionami - wyjaśnia.

Nie pewnie sadzam się na wspominanym miejscu. Jest mi trochę niewygodnie, więc mam świadomość, że jemu musi być jeszcze bardziej niewygodnie. Mimo to nic nie mówi i z uśmiechem odpala silnik.

Ma racje. Odpływam w drodze powrotnej, bezpieczna w jego ramionach.

*****

Rozdział poprawiła Karolina.

Jest on trochę nie planowany, ale mam nadzieję, że się podoba.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro