loki [?/?]
Jasnowłosa skryła się za silnym ramieniem męża, zerkając niepewnie na mężczyznę stojącego zaledwie kilka kroków obok.
- Nie czuję się przy nim zbyt pewnie.
- Nie masz powodów do obaw, w pałacu jest nieszkodliwy. W końcu to mój brat, członek rodziny - uśmiechnął się do niej, chcąc dodać jej nieco otuchy. Spojrzała w jego głębokie, niebieskie oczy, które były teraz niczym bezchmurne niebo. Mimowolnie poczuła się lepiej. Złożył na jej czole delikatny pocałunek - Niczym się nie martw.
Ametystowe tęczówki przesunęły się w bok, zatrzymując na smukłej postaci w ciemnozielonej, złoto zdobionej szacie. Loki uśmiechnął się. Triumfował widząc, jak ta jest słaba. Jak staje się jeszcze słabsza, gdy ten jest w jej pobliżu. Nie musiał, nawet nie próbował rzucać na nią czarów. Sama wykładała się jak na dłoni.
Ścisnęła rękę męża i spuściła wzrok, gdy tylko jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Boga. Poczuła, jakby coś zimnego i ostrego, przenikającego, jakby para lodowych kolców, przebiła ją na wylot.
Na Georde wiele mówiło się o Nim. Więcej niż o Thorze, tym, który miał zostać jej wybrankiem. Mówiono o Lokim, o przygarniętym, odrzuconym dziecięciu Laufeya, lodowego olbrzyma, który przybył zgładzić wszechświat i posiąść każde z dziewięciu królestw. Mówiono o nim niewiele dobrego. Większość przeważały złe czyny.
- Cudownie dziś widać gwiazdę Mandragory, prezentuje się w pełnej krasie - powiedział ze spokojem, uśmiechając się przy tym - Najlepiej jest na wschodnim tarasie. Może udamy się tam, by z radością móc ją podziwiać?
- Dobry pomysł, bracie - wystawił ramię, w które dziewczyna wtuliła się bez namysłu - To jedna z najpiękniejszych gwiazd, było Ci kiedyś dane ją ujrzeć?
Dziewczyna pokręciła głową - Widać ją u nas bardzo rzadko. Na wschodnim sklepieniu, zawsze o tym czasie jest deszcz asteroidów, więc nie widać zbyt wiele.
Thor uśmiechnął się, gładząc jej dłoń - Trafiłaś na wspaniałą okazję.
Mężczyzna czuł się szczęśliwy i spełniony. Był uwielbiany przed lud, kochany przez rodzinę i najbliższych, przy tym miał wspaniałą żonę u boku. Nawet brat, jakby od czasu zaślubin, zmienił nastawienie. Nawet gdy udawał, knując coś przebiegle, nigdy nie udawało mu się kłamać tak długo, w końcu pękał pełen pychy i dumy. Istniała więc nikła szansa, że Loki przejrzał na oczy.
- Ojciec prosił, byś na chwilę zajrzał do niego. Idź śmiało, razem z twoją małżonką udamy się na miejsce, oczekując ciebie.
Laertes uśmiechnęła się do męża, lecz wewnątrz poczuła nieprzyjemny ścisk. Nie miała pojęcia, czy to strach, czy może Bóg zaczął już bawić się jej kosztem.
Gdy Thor oddalił się, zniknęło też całe poczucie bezpieczeństwa towarzyszące księżniczce, gdy ten jeszcze chwilę temu był przy niej. Mimo tabunów strażników wokół, ci byli bezsilni wobec zdolności Lokiego.
I ten wiedział o tym doskonale.
- Jesteś strasznie spięta - podał jej rękę, którą ta niepewnie ujęła - Mam nadzieję, że to nie z mojej winy.
Gdy dziewczyna cofnęła dłoń, rozejrzała się niespokojnie. Oboje byli pośrodku rozległej pustyni, z wodą stojącą w wydrążonych dołach.
- Co się stało, gdzie jesteśmy? I co to za miejsce?
Loki uśmiechnął się. Widząc w jej oczach lęk, czuł niewyobrażalną satysfakcję.
- Z pewnością nigdy nie byłaś na Antrope. Pozwoliłem więc sobie sprowadzić cię tutaj.
- Miałeś sprowadzić mnie na wschodni taras, nie na obcą planetę - objęła się ramionami, czując nieprzyjemne zimno - Thor będzie zmartwiony naszym zniknięciem. Proszę, wróćmy do pałacu.
- Kto powiedział, że o krok ruszyliśmy się z pałacu? - rozłożył ręce. Laertes popatrzyła wkoło. Stali dokładnie tam, gdzie parę sekund temu pozostawił ich jej małżonek.
Zacisnęła w pięściach materiał sukni, czując, jak jej serce obija się o żebra. Loki doskonale słyszał ten dźwięk, który tylko zachęcał go do dalszej zabawy. Uśmiechnął się szerzej. Tak dawno nikt się z nim nie bawił.
- Proszę, nie rób tak więcej.
- Czego mam nie robić? - oparł dłoń o wielki kamień, który nagle ni stąd, ni z owąd znalazł się na drodze do sali tronowej. Księżniczka popatrzyła w dół swojego ciała, u stóp widząc pnące się bluszcza i liście. Z każdej strony dobiegał śpiew ptaków.
Zacisnęła powieki.
- Błagam, przestań.
- Chyba nie rozumiem.
Śpiew ptaków ustał. W koło panowała cisza, tak jak na przedsionek sali tronowej przystało.
Padła przed nim na kolana, będąc bliską płaczu.
- Nie rób tak, nie rób tak więcej.
Loki zaśmiał się z kpiną, kładąc dłoń na jej głowie.
- Księżniczka Geordy oddaje mi pokłon. Gdzie twoje berło, pani?
Dziewczyna spojrzała na niego z dołu, oczami pełnymi strachu, nie upokorzenia czy złości. Strachu. Przesunął dłonią po jej mokrym od łez policzku, palcem dotykając czoła. Była już cała, na każde jego skinienie.
Pomógł jej wstać, pstryknął palcami, gdy brat dołączył do nich na wschodnim tarasie. Wtuliła się w silne ramię małżonka, milcząc. Żałosne. Tak słaba.
- Pięknie, prawda? - Thor uśmiechnął się, spoglądając w niebo. Nie pamiętał kiedy był tak szczęśliwy.
Wieczorem udali się na kolację, gdzie wino lało się, a rozmowa toczyła z wielką przyjemnością.
Po skończeniu biesiady, Laertes zaszyła się w łaźni. Nie czuła się najlepiej. Raz po raz obmywała twarz wodą, przyciskając palce do skroni. Co się dzieje? Dlaczego czuje się tak fatalnie?
Gdy woda wystygła a jej stan się nie poprawił, z pomocą służek zakończyła toaletę. Wróciła do komnaty, gdzie zastała męża, czekającego na nią w łóżku. Uśmiechnął się na jej widok.
- Wyglądasz jak anioł.
- Daleko mi do anioła - zsunęła z ramion jasną tkaninę i przysiadła na łóżku.
Thor objął ją w talii i pocałował w policzek - Jestem taki szczęśliwy.
- Któż nie byłby szczęśliwy, władając prawie dwoma królestwami?
- Co mi po królestwach, gdy mam przy boku taką małżonkę. Jesteś bezcenna, nic ci nie równa - zgarnął za ucho kosmyk jej włosów.
Uśmiechnęła się, co przyszło jej z trudem. Jakby ktoś ciężar nałożył na jej policzki.
Wtuliła się w męża, który objął ją silnym ramieniem.
Zmrok zapadł, wszyscy pogrążyli się we śnie. Jedynie na młodą księżniczkę nie spływało ukojenie i odpoczynek. Usilnie dręczyły ją koszmary.
Usiadła na łóżku, czując jak kołacze jej serce. Otarła mokrą z potu twarz.
Siedziała tak długo, próbując się uspokoić, lecz wiedziała dobrze, że oka tej nocy nie zmruży.
Spuściła stopy na posadzkę, patrząc przez ramię, czy przypadkiem nie zbudziła męża. Lecz ten spał w najlepsze, chrapiąc cicho. Niech odpoczywa.
Wstała i narzuciła na ramiona cienki materiał, otulając się nim. Po cichu opuściła komnatę, przemierzając puste korytarze, na które blask rzucał ogień pochodni.
Usiadła na głównym tarasie pałacu, spoglądając w niebo. Westchnęła ciężko, zaciskając powieki. Poczuła obok siebie lekki podmuch wiatru. Niepewnie otworzyła oczy. Nie była już na dziedzińcu. Siedziała na wysokiej skarpie, a przed nią rozciągało się rozległe, ciemne morze.
A więc, jednak. Szczerze nie spodziewała się niczego innego.
- Błagałam, byś mnie oszczędził. Dlaczego wciąż to robisz?
- Powinnaś czuć zaszczyt, że twój pan wybrał właśnie ciebie na swojego towarzysza.
- Towarzysza? - zmarszczyła brwi - Mój pan?
- Nikt inny nie nadaje się do zabaw ze mną. Są bardziej impulsywni, to sprawia problemy. Ty jesteś inna. Tak niewinna i słaba.
- Jestem żoną twego brata, nie twoją służką - wstała, chcąc tym samym pokazać, że się go nie boi, co było oczywiście kłamstwem. Loki przerażał ją choćby samym spojrzeniem. Gdy tylko się podniosła, poczuła jak coś ciągnie ją w stronę urwiska.
Próbowała zaprzeć się nogami, lecz siła była zbyt duża. Padła na kolana, łapiąc w pięści trawę. Gdy jej stopa zsunęła się w dół, złapała się jego nóg.
- Błagam, przestań!
- Nie chcesz być mi towarzyszką, więc na co mi jesteś potrzebna? - powiedział ze spokojem, patrząc na nią z góry.
- Błagam, wybacz mi! Wybacz, nie wiedziałam co czynię! - zaszlochała, przyciskając policzek do jego butów.
Chwilę później uczucie spadania zniknęło, wiatr przestał chłodzić plecy. Otworzyła oczy, po morzu i skarpie nie było śladu. Był tylko Loki i zapłakana postać, skulona u jego stóp. Dziewczyna otarła policzki. Jeżeli wszystko w koło było iluzją, to łzy na nich były prawdziwe.
Bóg zaśmiał się, ponownie kładąc dłoń na jej głowie - Kłaniaj się, tak. Kłaniaj przed swoim królem.
Spojrzała na niego, czując jak strach nadal ściska jej gardło - Proszę, nie rób tak. Zrobię wszystko, ale nie rób tak więcej.
- Cóż złego robię? Ja bawię się świetnie.
Z trudem wyprostowała się, okrywając materiałem, który zsunął się z jej ramion. Loki popatrzył po niej, wyciągając w jej stronę dłoń. Spojrzała na nią niepewnie.
Westchnął, widząc jej opór.
- Dobrze, w porządku. Będę milszy. Chodź, pomogę Ci wstać, usiądziemy.
Dziewczyna podała mu dłoń i momentalnie dziedziniec, na którym byli, zniknął. Pojawiła się za to wielka komnata z łożem, dużym balkonem i kosztownościami rozstawionymi po kątach.
Laertes otuliła się ramionami. Wiedziała, że wobec Boga płacz, szloch i błagania są zbędne. W końcu ten słuchał i tak tylko siebie.
Loki nie musiał nawet odwracać się w jej stronę i raczyć ją choćby ukradkiem spojrzenia. Doskonale czuł strach emanujący od niej. Czuł też lęk i niepewność.
Usiadł na łóżku. Ich spojrzenia się skrzyżowały.
- No już, podejdź tutaj - kiwnął głową, a widząc jej wahania, dodał - Nadal jesteśmy w pałacu. To moja sypialnia.
- Do czego jestem Ci w niej potrzebna?
- A do czego jesteś potrzebna w sypialni mego brata?
- By spać u jego boku. Udać się na spoczynek.
Loki zaśmiał się.
- Wiesz dobrze, że sen nie nadejdzie.
Księżniczka z trudem przełknęła ślinę.
- Więc ty dręczysz mnie koszmarami.
- Prócz straży u wejścia i przed komnatą Odyna nie śpi jeszcze tylko nasza dwójka.
Dziewczyna otarła resztki łez, które łaskotały jej szyję.
- Po co ci to wszystko? - spojrzała na niego z bólem.
Wzruszył ramionami.
- No cóż. Jak już mówiłem, powinnaś czuć zaszczyt. Ale cieszy mnie widok, którym postanowiłaś mnie uraczyć.
- Co?
Loki zlustrował jej nagie ciało. Po nocnej sukni i okryciu nie było śladu.
Laertes prędko zasłoniła się rękami. Jej mleczna skóra pokryła się czerwienią.
Bóg zakręcił palcem kółko na pościeli. Ręce księżniczki bezwładnie spoczęły wzdłuż jej ciała. Powoli podeszła do niego. Może jej ciało było w jego posiadaniu, to umysł miała trzeźwy. Powieki zacisnęła mocno, nie chcąc patrzeć na niego i wszystko, co przeczuwała, że zaraz będzie miało miejsce.
Loki uśmiechnął się, kładąc dłoń na jej nagim biodrze.
- Krążyło wiele legend o geordyjskich dziewicach. O tym, że były czystsze od łez archaniołów i niewinniejsze od nowonarodzonych dzieci - wstał, obejmując jej talię - Nikt nie dorównywał ich urodzie, nikt nawet o tym nie śnił.
Podbródek palcami obrócił w swoją stronę, z twarzy zgarnął zbłąkany kosmyk.
- Spójrz na mnie.
Dziewczyna mocniej zacisnęła powieki. Loki pogładził jej policzek. Przez jego palce przebiegły jaskrawe smugi.
- Sam również mam je otworzyć?
Z trudem rozwarła powieki i spojrzała na niego. Ten uśmiechnął się.
- Od razu lepiej.
Przesunął dłonią od jej policzka aż po szyję. Uważnie obserwował jej ciało.
- Proszę - szepnęła z trudem. Słowa ledwo opuszczały jej gardło.
- Prosisz? - ponownie wrócił wzrokiem do jej oczu. Ametystowe tęczówki były pełne łez, niebieskie zaś były skupione i milczące. Przemykał gdzieś wokół nich cień satysfakcji - O co prosisz swego króla?
- Błagam, zlituj się. Nie czyń tego swemu bratu.
Loki spuścił ręce, patrząc na nią.
- Swemu bratu? - zmrużył oczy - Thor śpi na drugim końcu pałacu, o niczym nie wiedząc. Nawet jeśli się zbudzi, ujrzy ciebie na krańcu łóżka, z rzęsami smagającymi policzki oświetlane przez księżyc.
Laertes zacisnęła usta, gdy Loki dotknął jej nadgarstków. Oczy księżniczki błysnęły zielonym płomieniem, a jej głowa momentalnie zawędrowała w dół.
- Panie mój.
Bóg uśmiechnął się z wyższością.
- Więc klęknij przed swym królem.
___________________________
shit that was intense
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro