clint/natasha
"Nadal jesteśmy przyjaciółmi, prawda?"
Huk rozległ się gdzieś w oddali, chwilę później blask błyskawicy rozświetlił mrok panujący w niewielkiej sypialni. Natasha spoglądała w ciemny sufit od kilku, może kilkunastu minut. Chociaż nie byłaby nawet zdziwioną, gdyby od ułożenia się z zamiarem snu minęło kilka godzin. Kobieta przestała już skupiać się na tym, że każda kolejna noc wygląda tak samo, że od kilku tygodni leży w pustym łóżku, patrząc w pusty sufit, słuchając pustej ciszy. Tym razem jednak udało jej się znaleźć towarzystwo, dość jednak nerwowe, bo burza za oknem rozszalała się na dobre.
"Nadal jesteśmy przyjaciółmi, prawda?"
Gwałtownie obróciła się na bok, zaciskając powieki. Próbowała wyzbyć się wszystkich myśli, chcąc jakoś oczyścić umysł i zaprosić sen, aby ukoił ją po ciężkim dniu, los jednak jakby specjalnie robił jej na przekór. Natasha słynęła z bycia twardzielką, tą jedną, która miała swoje życie i sprawy w kupie, która często była lepsza niż niejeden facet. Teraz jednak, w nocy takiej jak ta, dochodziło do niej, jak na prawdę jest słaba. Jak na prawdę doskwiera jej samotność.
"Pamiętasz Budapeszt?"
Usiadła na łóżku, okrywając się ramionami. Porzuciła jakąkolwiek nadzieję na sen. Dotykając zimnych kafelek, opuściła sypialnię i zeszła do kuchni. Deszcz dudnił o parapety, wiatr zawiewał w szczelinach budynku. Prócz rozwścieczonej ulewy, była kompletnie sama. Tak słaba.
Nie zapalając światła, które drażniłoby jej zmęczone oczy, na ślepo sięgnęła po butelkę z wodą, która zawsze stała obok lodówki. Zamiast natrafić na plastik, poczuła pod dłonią coś twardego, ciepłego, okrytego jednak wilgotnym materiałem. W sekundzie odzyskała jasność umysłu i wstrzymała oddech, słysząc jednak, że mimo to, w kuchni ktoś nadal oddycha.
- Znów zapomniałaś zamknąć drzwi.
Zacisnęła powieki. Ten niski, prawie wymruczany szept rozpoznałaby dosłownie wszędzie.
- Znów nie pukałeś.
Clint zaśmiał się cicho.
- Chciałem tylko sprawdzić, czy u ciebie w porządku. Nie planowałem cię budzić.
- Mimo wszystko, Rogers nie będzie zadowolony, kiedy się dowie, że się spotkaliśmy.
- Raczej wątpię, żeby dowiedział się od któregoś z nas. Niezbyt jesteśmy rozmówni.
Natasha uśmiechnęła się pod nosem, chociaż w duchu dziękowała, że dzięki ciemności ten tego nie dostrzeże. Bez trudu przycisnęła ciało do jego i pozwoliła się przytulić.
Clint pocałował ją we włosy. Mimo, że nie widział ich koloru, mógł przysiąc, że są tak samo płomienne jak zazwyczaj. Płomienne jak cała Natasha, dzikie i z temperamentem. Teraz jednak kobieta milczała, pozwalając, by jego ramiona szczelnie ją obejmowały. Rosjanka nie często pozwalała na czułości, mało tego, sprawiała wrażenie, że w ogóle nie odczuwa potrzeby bliskości, teraz jednak ani na chwilę się nie odsunęła.
- W porządku, Nat?
Kobieta mimowolnie uśmiechnęła się krzywo i pokiwała głową. Stara taktyka, sprawdzona i skuteczna. Teraz jednak było ciemno, z resztą Burton nigdy nie wierzył w tę jej zagrywkę.
- Jasne. Mam po prostu nadzieję, że ta wojna prędko się skończy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro