Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

-And kill 'em with kindness, kill 'em with kindness...* -fałsz Zayn'a rozchodził się po całym aucie. Miałem go dość. Czy ten człowiek musiał kaleczyć każdą piosenkę, która aktualnie leciała w radiu?

Zacisnąłem dłonie na kierownicy i marzyłem już o ciepłym łóżeczku, co oczywiście dziś nie wchodziło w grę.

Pan Zayn Malik musiał się umówić na randkę w ciemno zorganizowaną przez Thomas'a. Przecież ten człowiek ledwo potrafił prowadzić auta a co dopiero umawiać kogoś na randkę!

Powtarzałem ciągle Zayn'owi, że to kiepska sprawa, ale on był uparty. Ponoć widział zdjęcie i chłopak był niczego sobie,a poza tym niby pisali ze sobą. Posiadanie przyjaciela jawnego biseksualistę jest bardzo frustrujące. Nigdy nie wiadomo kogo przyprowadzi do domu.

Tym razem to miał być Liam... student prawa. Prawa...czy ktoś to słyszy?! STUDENT PRAWA... nie wiem, czy Zee upadł na głowę, czy po prostu przepaliły mu się wszystkie zwoje w mózgu.

Nie mniej nie więcej, Zayn zabiera mnie na randkę z gościem, który bez mrugnięcia okiem chętnie by nas usadził.

Przeczesałem swoje włosy, które już nie wyglądały jakby ktoś je układał. Fantastyczny nieład artystyczny.

Byłem cholernie zmęczony. Osiem godzin jazdy. Kochałem jazdę samochodem, ale nie lubiłem się wlec... Przez to wszystko robiłem się senny, znudzony i cholernie wkurwiony.

Yaser jednak nie mógł zlecić sprawy komu innemu, tylko mi... i Zayn'owi, choć podejrzewałem, że mój ukochany przyjaciel po prostu się nudził, dlatego pojechał ze mną... no i pewnie też przez tą randkę z księciem Liam'em, bo Zayn to taka pierdolona księżniczka.

-jak myślisz, kiedy przyślą auto? -spojrzałem na niego ze zdziwieniem.

-będziemy musieli po niego przyjechać, tępaku -uderzyłem go dłonią w twarz. W zamian usłyszałem milion przekleństw w moim kierunku. Zacząłem się śmiać. Wreszcie zrobiło się zabawnie, a Zee przestał śpiewać.

Pomiędzy nami zapadła głucha cisza, zagłuszona tylko śpiewem płynącym z radia.

Stojąc w kolejnym korku, odleciałem myślami. Uśmiechnąłem się, gdy przypomniałem sobie zielonookiego chłopaka. Jego zdziwioną minę i to, że nie do końca rozumiał co się dzieje.

Był bardzo ładnym chłopcem. Nigdy nie zdarza mi się tak mówić o osobach mojej płci. Oczywiście miałem przelecieć kilku chłopców, kiedy byłem zalany jak szpadel. No ale to były takie odskoki od normalności...

Przy tym chłopaku nie potrzebowałem alkoholu, aby chcieć go dotykać w niecenzuralny sposób i to po jednym spotkani, które nie trwało dłużej niż pięć minut! Jednak, więcej go nie spotkam, bo dupek Malik musiał rozpieprzyć auto. Chyba powinienem go zabić. A miało być tak pięknie.

-zatrzymaj się pod tą kawiarnią -pokiwałem głową. Nawet nie zauważyłem, że już dojechaliśmy.

Rozejrzałem się. To tu gwizdnąłem lokowanemu chłopakowi auto. Jedna część mnie naprawdę chciała go zobaczyć, druga nie koniecznie.

Wysiedliśmy z auta. Wziąłem telefon ze sobą i ruszyłem za Zayn'em. Właśnie miałem czas, aby odpisać Lottie. Miała za kilka dni przyjechać, aby pobyć ze swoim najwspanialszym bratem, czyli ze mną.

Przystaję zatrzymany przez Zee. Nie odrywam wzroku od telefonu do momentu, gdy słyszę...

-ty... -głos był znajomy. Unoszę głowie i widzę zielone oczy. -ty palancie -chłopak wskazuje na mnie palcem -gdzie moje auto?!

Stoję jakbym przyrósł do ziemi. Spotkanie, które miało się nie odbyć. Cholera... on tu jest. Louis zepnij dupę, powiedz coś. Tylko co? Auta nie ma, a chłopak pewnie mnie zabije i nawet dałbym mu się zabić, bo dlaczego by nie.

-Harry... daj spokój chodź -spojrzałem na drugiego chłopaka. Cały czas próbował odciągnąć od nas zielonookiego. To był pewnie Liam i po tym jak zorientował się, że Zayn, to ten Zayn, chciał uciec gdzie pieprz rośnie. To było trochę dziwne. Zazwyczaj ludzie do niego lgnęli jak ćmy do światła. Zen miał pozycję, pieniądze i wszystko co się w tym świecie liczy. A ten chłopak ewidentnie się bał, zrozumiałem to po tym jak skulił się, gdy na niego spojrzałem. No czyli Zee dziś nie pobzyka.

-gdzie jest moje auto?! -Harry nie dawał za wygraną. O tak zapamiętałem jego imię, które doskonale do niego pasowało.

Harry=złupić... O tak ten chłopak ukradł mi właśnie rozum i możliwość mowy. Ja pierdziele... co się ze mną działo?!

-oddaj mi auto! -chłopak stanął przede mną, co było trudne, gdyż Liam chciał za wszelką cenę go zatrzymać -oddaj mi auto, albo zadzwonię po policję... -jego wrogi głos rozszedł się po całym moim ciele i zatrzymał tam gdzie nie trzeba. Cholera, władczy ton tego dzieciaka strasznie mnie podniecał. Może powinienem się z nim umówić... no ale przecież ukradłem i zniszczyłem mu auto. Prędzej oberwę po pysku niż on umówił się ze mną.

-ej... ej... -miedzy nas wkroczył Zen. Liam odsunął się, a Harry nawet nie drgnął. -jakie auto?

-r8... -odpowiedziałem nie spuszczając wzroku z zielonookiego. Eureka, odzyskałem głos. Zacisnąłem dłonie na telefonie. Powinienem go schować za nim go nie zepsuję.

Zayn wypuścił powietrze ze światem. Właśnie zorientował się, że ma przed sobą właściciela auta, które rozpierdolił.

-o ja pierdole -brawo dla Zayn'a. Inaczej nie można było skomentować sytuacji w której się znaleźliśmy -przecież tego auta już nie ma.

-jak to nie ma?! -zielonego tęczówki zrobiły się prawie czarne. Miałem świadomość, że chłopak jest nieźle zły. Ja też bym był. Nie ma co... Zajebiście.

-zrobiło bum... -Zayn próbował być zabawny, ale czy w takiej sytuacji można być zabawnym?! No raczej słabo... chyba będę musiał zapłacić chłopakowi za auto. Nie poznaję sam siebie.

-jakie bum?! -chłopak ulokował we mnie swój wzrok. Jakby można było zabijać samym patrzeniem, padłbym na miejscu -rozwaliłeś moje auto? -długi i chudy palec wskazujący wbił się w moją klatkę piersiową. Jego dotyk spowodował niezłe zamieszanie w moim ciele. Czy to się dzieje naprawdę?!

-minuta -Zen odciąga mnie od chłopaka. Słyszymy za sobą głos Liam'a, który próbuje zmusić Harry'ego do odejścia. W duchu proszę, aby jeszcze tego nie robił. Przystajemy kawałek od nich. Patrzę na Harry'ego, który nie spuszcza ze mnie morderczego wzroku. -musisz dać mu auto w zastaw...

-że co kurwa? -patrzę na przyjaciela i o mało nie wychodzę z siebie. Jakie auto?! Nie mogę dać chłopakowi jakiegoś tam auta w zastaw. To były moje auta, moje życie, druga skóra! -zapłacę mu...

-odwróć się... -zaciskam zęby i robię o co mnie prosi. Mój wzrok ponownie zawisa na dwóch chłopakach -widzisz Liam'a? Mam ochotę go pieprzyć i to nie raz, a setki razy i to nie jednego dnia. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale chcę go na dłużej.

Oddycham przez nos, wypuszczając głośno powietrze. Wszystko szło w złym kierunku. Oddanie auta, równało się z oddaniem kawałka siebie. Matko!!

-daj mu w zastaw swojego Land Rover'a. Później odkupisz mu auto i..

-chyba cię pogięło... mam go dopiero tydzień... rozumiesz tydzień!

Chyba za bardzo podnoszę głos. Wszyscy się na mnie patrzą, włącznie z zielonookim. Cholera... Zjebałem jak koń pod górę. Cudownie.

-jest dziany, nie masz co się martwić. Nie sprzeda twojego auta na e-bay. -zwęziłem oczy i zacisnąłem usta. Miło było posłuchać takich rzeczy z ust przyjaciela, który był wszystkiemu winny. To on rozpieprzył auto lokowanego. Jakby tego nie zrobił, teraz z czystym sumieniem mógłbym mu go oddać i byłoby po problemie.

-skąd to wiesz...

-Tom, mówił, że Liam mieszka z przyjacielem... jego ojciec ma kasy pełno i ciągle wciska ją chłopakowi. Auta też było prezentem... fuck -Zee zamknął pod nosem. Wyglądał na nieźle wkurzonego. -Tom mówił, że ktoś zapierdolił auto Harry'emu. Jakbym wiedział, że to ty... inaczej bym to rozegrał.

Ja też bym wszystko rozegrał inaczej. Najpierw wybiłbym mu wszystkie zęby, a później odesłał do tatusia. Dawno nie byłam tak wkurwiony na mojego najlepszego przyjaciela.

-dobra... -rzucam i idę w stronę chłopaków. Jeden z nich wyglądał jakby miał zamiar zemdleć, a drugi jakby chciał mnie zabić.

Nie zgodziłem się oczywiście dla tego, że Zen mnie o to poprosił... zrobiłem to tylko po prostu, aby móc się jeszcze kiedyś spotkać z tym chłopakiem. Tak wiem, odwala mi.

Stanąłem tuż przed Harry'm.

-odkupię ci auto -mówię i próbuję, aby mój głos zabrzmiał twardo... jednak wystarczy jego spojrzenie w zielone oczy, abym powiedział to cieniutkim głosikiem.

-jaką mam pewność, że dotrzymasz obietnicy. -prycha.

Biorę jego dłoń w swoją i nie będę tu zaprzeczać niczemu... Przeszły mnie cholernie dziwne dreszcze, kiedy nasza skóra się zetknęła. Musiałem zacisnąć zęby, aby jakoś ogarnąć. Ten chłopak działał na mnie dość niebezpiecznie.

Wziąłem kilka oddechów i położyłem na jego dłoni kluczyki do mojego nowego auta.

-daje ci go na chwilę... aż odkupię ci auto -szepczę -wymieńmy się numerami telefonu, abyśmy mogli się umówić...

Chłopak patrzy chwilę na mnie, aby później zdezorientowany patrzeć na kluczyki. Nie wiem ile tak stoimy.

Zee próbuje zagadać do Liam'a, który za wszelką cenę chce go zbyć i uciec. Wiedziałem jednak, że jak Zen coś chce, to tego nie odpuści. Marny los Liam'a.

-nie mam telefonu, ani nie pamiętam numeru -potrząsam głową i patrzę na chłopaka, który grzebie po kieszeniach. Jego dłonie są... o matko, już wyobraziłem sobie je na moim penisie. Lou, to nie tędy droga. Ogarnij dupę, za nim zrobisz coś złego.

Moje dłonie trzęsą się jak u pijaka. Podaję mu jednak mały kartonik z moim imieniem i nazwiskiem i numerem telefonu. Chłopak patrzy na kawałek papieru i kiwa głową.

-na pewno zadzwonię...

Nie obeszło się oczywiście bez próby namówienia Harry'ego aby oddal mi kluczyki. Liam naprawdę był strasznie przestraszony.

Stałem i patrzałem jak obaj odchodzą. Niższy chłopak w dalszym ciągu próbował przekonać wyższego do oddania mi kluczyków. Chciało mi się z nich śmiać.

Dziesięć minut później obok krawężnika zatrzymało się żółte auto Thomas'a. Nie pamiętam kiedy ostatni raz Zayn krzyczał na kogoś. Tom oczywiście nie był dłużny, bo tak naprawdę nikt nawet nie podejrzewał, że tych dwóch jest ze sobą spokrewnionych.

Po tym jak wyrzuciłem Tom'a za kierownicy, sam za nią usiadłem. Prowadziłem jak szalony. Musiałem jak najszybciej znaleźć się w domu.


**

*słowa piosenki: Selena Gomez - 'Kill Em with Kindness'

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro