Rozdział 27
Delikatny szum. Tarcie opon o szosę. Miarowy oddech i strach Harry'ego. Wszystko w komplecie. Nie ma co. Cały czas się zastanawiałem czy to dobry pomysł, aby wybrać Harry'ego jako nawigatora. Matko, on jeśli wpadnie w panikę, ja przegram wyścig, a Yaser wyrwie mi jaja przez gardło.
Nie to, że się przejmowałem wyścigiem, bo Hazz był najważniejszy i zatrzymam się jeśli będzie to potrzebne, ale wizja złego Malik'a przyprawia mnie o ciarki. No ale cóż... Miłość boli, prawda?!
Podjechałem na linię startu. Spojrzałem na przeciwników. Nie było źle. Same żółtodzioby plus Bradley. Z nim też dam radę. Gorzej z Harry'm, który zrobił się aż zielony ze strachu. Pięknie.
-Hazz... ufasz mi? -kładę na jego kolanie dłoń.
-n-nie j-jestem t-tego p-pewny... -wyjąkał. Nie no cudownie. Żyć nie umierać.
-zamknij oczy i przypomnij sobie naszą przejażdżkę w twoje urodziny -wpatruję się w jego zielone oczy. Nie chcę aby był przerażony. -będzie tak samo, kochanie... obiecuję
Wtedy do auta podchodzi szczuplutka dziewczyna w spodenkach odkrywających pośladki. Otwieram okno po stronie chłopaka. Brunetka z dziwnym uśmiechem na twarzy wrzuca białą kartkę do środka. Harry podskakuje jakby ktoś właśnie wybudził go z najgorszego koszmaru.
-co to jest? -pyta z przerażeniem.
-mapa...
-po co mi to?
-bo jesteś nawigatorem, kochanie -odwracam wzrok od chłopaka. Wpatruję się w panel na masce rozdzielczej. Żadnych czerwonych kontrolek. Ok, chwała Ash'owi.
Wciskam przycisk obok kierownicy. Mamy ekran wysuwa się ze schowka. Oby działał, ostatnio coś szwankował.
-gdzie jest meta?
Chłopak patrzy na mnie. Jego ręce drżą. Chyba to będzie najdłuższa podróż mojego życia. Nie no pięknie!
Dobra Tommo, uspokój się! Harry się boi, bo ma ku temu powody. Nie możesz go winić.
-tu... -Harry szepcze. Patrzę na niego chwilę, aby zrozumieć o co chodzi. Dopiero po chwili kumam, że mówi o mecie. Wzdycham i szybko zaznaczam miejsce.
-pokaz mapę... -wyrywam ją chłopakowi z dłoni i porównuję z tą, która wyświetliła mi się na ekranie. Kilka poprawek i byłem w domu. Teraz czas to wygrać, a później zabrać Hazz'e na jakąś szybką romantyczną randkę.
-można tego używać? -wskazuje na nawigację.
-nie... -wzruszam ramionami i przygotowuje się do wyścigu. Nachylam się w stronę Harry'ego. Wyciągam pas spod jego nóg, a drugi koniec znad jego glosy. Spinam je razem na wysokości jego krocza i to nie moja wina, że moja dłoń otarła się o jego penisa. Widzę jak chłopak robi się czerwony. Może przez chwilę zapomni o stresie związanym z wyścigiem.
Odwracam od niego wzrok. Muszę się skupić. Muszę to wygrać!
W tym momencie nie nawiedzę Malik'a. Mógłbym mu teraz wyrwać język i podać Zayn'owi na kolację.
Wzdycham i moje oczy wbijają się ciało zgrabnej brunetki. Zielony stanik, zielone spodenki. Jej nogi prężyły się przy każdym kroku i muszę powiedzieć, że pewnie bym ją dziś przeleciał... no ale... spojrzałem w bok i uśmiechnąłem się na widok zielonookiego. Położyłem na jego udzie dłoń. Nie oddałbym tej chwili nikomu. Chyba czekałem na to całe życie, a raczej czekałem na tego lokowatego chłopca.
Uśmiechając się szeroko odwróciłem od niego wzrok i skupiłem się na dziewczynie, która stanęła metr od nas. Trzymała w dłoni biało czarną flagę. Skinięciem głowy sprawdzała, czy jesteśmy gotowi.
-gotowy? -pytam zabierając dłoń z uda chłopaka.
-nie...
-to jedziemy. -zmarszczyłem brwi. Mój wzrok śledził tylko i wyłącznie dziewczynę. W głowie miałem już schemat trasy wyścigu. Musiałem jednak pamiętać o Harry'm i nie robić jakiś gwałtownych ruchów. I ważne, aby nie krzyczał, bo chyba umrę.
Zaciskam zęby i patrzę... brunetka unosi flagę ku górze. Słyszę ryk silników i na moment się wyłączam. Wciskam pedał gazu do dechy, kiedy czarno biała krata uderza o ziemię. Jestem w swoim żywiole. Prędkość wbija mnie w fotel. Uwielbiam to. Nagle słyszę przyciągały jęk, to wystarczy, abym obudził się z transu. Patrzę w bok i widzę bladego jak ścianę Harry'ego. O cholera.
-kochanie... -moja dłoń ląduje na jego twarzy. Nagle chłopak jakby oprzytomniał.
-obie dłonie na kierownicę -krzyczy na mnie. Jestem w lekkim szoku, ale przynajmniej odzyskał kolory na twarzy.
-jak sobie życzysz, królewno -uśmiecham się i kładę obie dłonie na kierownicy. No oczywiście nie na długo... musiałem zmienić bieg, kiedy zacząłem wyprzedzać auta. Muszę jednak przyznać, że nie spodziewałem się tego, że chłopak nagle się ożywi i to do tego takiego stopnia, że zaczął się śmiać na głos i cieszyć jak głupi. Czy on się czymś naćpał?!
-w prawo -wydusza z siebie przez śmiech.
Kręcę głową, ale robię to co mówi. Muszę powiedzieć, że z Harry'ego nie jest aż taki kiepski nawigatorem. Mogłem z czystym sumieniem schować wyświetlacz. Oczywiście musiałem pamiętać o niektórych zakrętach, ale ważne, że Hazz dobrze się bawił.
-jeszcze jedno auto! -Harry spogląda to na mnie to na auto przed nami. Był szczęśliwy i muszę stwierdzić, że mógłbym umrzeć teraz. Matko!
-będzie trudno -kręcę głową oglądając tyłek audi Bradley'a. Ten skurczybyk tym razem nie odpuści.
Harry wydaje się być niewzruszony.
-ale zajebiście jestem zestresowany... nie zabijesz nas, prawda?
Zaczynam kręcić głową. Próbuje powstrzymać się od śmiechu. Ten chłopak mnie rozkłada na łopatki. Jest niemożliwy. Myślę, że przydałaby mu się jakaś terapia, a ja z chęcią bym mógł być jego terapeutą.
-kochanie... -patrzę na niego i się rozpływam. Chyba ktoś tam na górze mnie lubi, skoro postawił takiego świetnego człowieka na mojej drodze.
-Lou, patrz na drogę...
Kiwam głową i bez żadnych sprzeciwów skupiłem się na drodze. Ogólnie musiałem wygrać, a Bradley ciągle był na prowadzeniu, a zostało mało czasu.
Siedziałem ciągle mu na ogonie. Czekałem, aż idiota zwolni przy kolejnym zakręcie. Prawda była taka, że baran boi ostrych ścięć drogi. To była moja jedyna szansa.
No i jak przewidziałem chłopak zwolnił, a ja pokazując mu środkowy palec wyprzedziłem go. Teraz tylko jak najszybciej ku mety.
Można by było rzec, że to były skrawki sekund, kiedy moje auto przekroczyło linię mety. Nie no super, dobre wyczucie czasu Tommo. Chyba trzeba było sprawdzić gdzie dokładnie ma być meta!
Zaciągnąłem ręczny. Auto obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Ludzie w około zaczęli krzyczeć z radości. Ja jednak miałem to w poszanowaniu. Najważniejsza osoba siedziała tuż obok mnie i uśmiechała się szeroko. To była najlepsza nagroda.
-wygraliśmy -szept chłopaka zagłuszył krzyki moich fanów.
-jakaś nagroda -niewinne pytanie, a tyle zdziałało. Harry odpiął pas i przybliżył swoją twarz do mojej. Lekkie muśnięcie warg wywołało w moim ciele erupcje wulkanu. -najlepsze co mogłem dostać.
Wbiłem bieg i ruszyłem. Zatrzymałem się obok przyjaciela, który akurat przeliczył kasę.
-kasę daj Irwinowi, niech zawiezie staremu.
Odjechałem z piskiem opon. Teraz czas na przejażdżkę i to taką jaką odbyliśmy bentley'em Harry'ego. Trochę odprężenia nikomu nie zaszkodziło. Najlepsze jest w tym to, że milczeliśmy całą drogę nad urwisko. Mnie nie przeszkadzała cisza, bo była taka nasza. Można było wtedy wyczuć to co jest między nami. Cudownie.
Zatrzymałem się na parkingu, tuż przy skarpie. Myślę, że to lepsze miejsce na randkę niż trasa nielegalnego wyścigu.
Wsiadłem z auta i czekam, aż i Hazz zrobi to samo. Wskoczyłem na maskę auta i poklepałem miejsce tuż obok siebie.
-powyginamy maskę...
-to Ashley ją naprawi, a po za tym to auto miało już tyle wgniotek, że przeżyje moją ciężką dupę i twój zgrabny tyłeczek -widzę jak chłopak się czerwieni, podoba mi się to. Chętnie bym go trochę pozawstydzał. Wyciągam jednak paczkę papierosów. -nie obrazisz się jak... -pokazuję na fajki. Chłopak kręci głową. Odpalam więc jedną z nich i wpatruje się w gwiazdy. Lubiłem to... naprawdę.
Wyrzucam na wpół spalonego papierosa i zaczynam palcem łączyć gwiazdy w nie określone wzory. Nagle Harry łapie mnie za dłoń. Odwracam wzrok od nieba i wbijam go w chłopaka.
-dziękuję..
-za co?
-za wspaniałą randkę -prycham w odpowiedzi i chcę już sprostować to wszystko, bo sorry... to była wspaniała randka?! To chyba była najgorsza pierwsza randka w historii pierwszych randek. Czy ten chłopak ma coś z głową -w życiu tak dobrze się nie bawiłem. Tu mogę być przynajmniej sobą, nie synem Styles'a. Za to ci dziękuję -jakoś dziwnie ciepło zrobiło mi się na sercu -w życiu milcząc nie czułem się tak komfortowo. Naprawdę dziękuję. -to co powiedział chłopak było tak bezsensu, ale jego słowa były dla mnie jak letnia woda, obmywając mnie z trosk. Przybliżyłem nasze splecione dłonie do ust i pocałowałem kostki Harry'ego. Chłopak uśmiechnął się i złączył nasze usta w pocałunku. To było takie delikatne. Czy to możliwe, że ten chłopak całował jak muśnięcie motylich skrzydełek. Boże, dlaczego on był tak idealny?!
Kiedy się odsunęliśmy od siebie zobaczyłem na jego twarzy szeroki uśmiech i nie mam pojęcia kto ponownie złączył nasze usta, ale jedno było pewne, właśnie siedziałem okrakiem na Harrym i agresywnie go całowałem. Teraz na pewno Ashton będzie miał co robić. Maska będzie powyginana i porysowana, ale chuj tam z tym!
Czułem się jak w nieba. Te wszystkie uczucia, które wywoływał we mnie Hazz, były tak cudowne. To tak jakbym unosił się na wodzie, jakbym śnił najwspanialszy sen. Cholerna miłość może być piękna.
Przytomnieje jednak, gdy czuje wbijające się w moje pośladki palce chłopaka.
-odwiozę cię do domu -mruczę w jego usta i szybko z niego schodzę. Muszę przytrzymać się auta, kiedy moje nogi spotykają się z podłożem. Czuję się jak jakaś szmaciana laka.
-co?... dlaczego?... zrobiłem coś nie tak? -Harry w panice zadaje milion pytań. Nie chciałem, aby tak było, przecież on nie może się obwiniać za moją głupotę!
-nie chcę cię wykorzystywać, skarbie... -patrzę jak chłopak staje ma ziemi i opiera się o maskę auta. Zwiesza głowę. Wygląda na zawstydzonego i zmartwionego -Harry, jesteś osobą z którą mógłbym liczyć gwiazdy..
-co? - unosi głowę i wygląda na zdezorientowanego.
Podchodzę do niego. Jedną dłoń kładę na jego policzku, a drugą na biodrze.
-jest ich tam tyle, że policzenie wszystkich zajęłoby wieczność -spoglądam do góry. Granatowy dywan z niezliczoną ilością gwiazd. Odwracam jednak wzrok od tego wszystkiego i patrzę w najpiękniejszą na świecie zieleń -a wieczność z tobą, Harry... to jest to, co w życiu pragnę najbardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro