Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

To był naprawdę dziwny dzień. Louis został praktycznie do wieczora, bo kiedy ojciec Zayn'a dowiedział się, że ten nam pomaga, wziął taksówkę w drogę powrotną. Cudownie prawda? Musiałem znosić obecność tego człowieka tuż obok siebie. To było nie do wytrzymania. Jego nagie ciało rozpraszało mnie. Ciągle miałem niecenzuralne myśli i zbyt często wpatrywałem się w niego, co oczywiście nie obeszło się jego uwadze. Uśmiechał się przy tym zadziornie i mogłem dać sobie dać uciąć rękę, że to prężenie się i wypinanie jest przez niego specjalnie robione.

Musiałem zacisnąć zęby, aby nie wydać z siebie żadnego jęku, kiedy ten gnojek nachylił się tuż przed moją twarzą. Jego jędrne pośladki wyglądały tak cudownie w tych obcisłych spodniach.

-ja pierdole... -rzuciłem rękawiczkami. Nie mogłem już tego wytrzymać. Jeszcze minuta i rzucę się na niego. Co z moim postanowieniem, do jasnej cholery?

-idziesz? -jego delikatny głos robi wodę z mojego mózgu, roślinki z kończyn, a z serca marmoladę. Umarłem i trafiłem do piekła!!

-spierdalaj -rzucam szybko i odchodzę. Zamykam się w swoim pokoju. Rzucam się na łóżko z nadzieją, że jeśli się obudzę go już tu nie będzie. Niech ten człowiek wreszcie zniknie z mojego życia!!

*

-zgodziłeś się, tak? -patrzę jak Liam obżera się ciastkami wyciągniętymi z szafki mojego ojca. Uśmiechnąłem się i wzruszyłem ramionami w odpowiedzi. -powiedz, że się zgodziłeś?!

-nie... -biorę łyka piwa. Próbuję wyglądać poważnie i nie pokazać po sobie jak bardzo trzęsę się w środku na same wspomnienie niebieskookiego. Muszę rozciągnąć dekolt koszulki, kiedy przypominam sobie jego cudowne ciało. Ciemny atrament na opalonym i umięśnionym ciele, do tej pory przyprawia mnie o palpitacje serca.

Zabijcie mnie proszę!

Dlaczego reaguję tak na tego chłopaka?! Powinienem czuć do niego nienawiścią. Był jednym z tych, którzy swoją szybką jazdą zabijają innych.

-chyba cię, poźrebiło! -Liam uderzył ręką o stół. Ciasta rozsypały się po podłodze gabinetu ojca. Coś czuję, że tatulek ukręci mi za to łeb. Westchnąłem i podszedłem do przyjaciela. Uklęknąłem przed nim i zacząłem zbierać to co upuścił.

Chyba powinienem zacząć zastanawiać się nad własnym życiem, bo co innego?! Zakochałem się w najgorszym kolesie na świecie! Co mi odbiło, aby oddać swój umysł i serce takiemu facetowi. Ja pierdole, pogrzało mnie jak chuj! Powinienem iść i skoczyć z mostu, lub wyrwać sobie serce. Miałem i tak przerąbane życie, a jeszcze bardziej sobie wszystko komplikowałem. Chyba dostanę jakąś nagrodę za swoją głupotę!

-jeśli chcesz spotykać się z Zayn'em, to proszę bardzo... ja nie mam ochoty mieć coś wspólnego z tymi ludźmi -przybieram najbardziej poważny wyraz twarzy. Nie chcę okazywać uczuć... to jest złe.

-Harry... ja pieprzę! Potrzebujemy kasy, a Louis pewnie sypnie nią niczym magik kartami z rękawa. -chłopak kuca przede mną. Nie wygląda na zadowolonego. Nie no pięknie. -zalało nam mieszkanie. Jestem spłukany, ty tak samo... tak naprawdę nie mamy do czego wracać. -czuję jak Liam zaciska na moich ramionach swoje dłonie -widziałeś jak wygląda nasze mieszkanie?! -kiwam głową -moi rodzice nie dadzą mi więcej kasy, a ty pewnie nie weźmiesz od ojca ani centa... -wzdycham, bo wiem, że Li ma racje. Nie wezmę kasy od ojca, a nasze mieszkanie to jedno wielkie nic. Wszystko zalane... meble, nasze rzeczy. -westchnąłem. Złapałem się za głowę. Miałem ochotę położyć się i zacząć płakać... lamentować jak mała dziewczyna. -tak myślałem -chłopak wzdycha -Widziałeś nasze meble w kuchni?

-widziałem -siadam na dupie. Mam dość. Chciałbym zapaść się pod ziemię.

-jakbyś widział, to byś się zgodził.

I co ja niby miałem zrobić?! Rodzice Liam'a pokryli połowę remontu, a ja oddałem wszystkie swojego oszczędności na drugą połowę. Nie mieliśmy teraz ani centa, aby kupić nowe rzeczy. Teraz albo poproszę ojca o kasę, albo przyjmę propozycję Louis'a. Obie opcje były do dupy i nie chciałem korzystać z żadnej. No ale co mi pozostało?!

-dobrze -mówię cicho. Mam jednak ochotę się rozpłakać. Tyle czasu spędzić w obecności Tomlinson'a, to nie dla mnie. Dobrze wiedziałem, że to mnie zabije.

*

Jeszcze tego samego dnia znalazłem się w domu Louis'a i Zayn'a. Liam upewnił mnie, że tego pierwszego nie ma w domu. Odetchnąłem z ulgą. Nie chciałem jak na razie konfrontacji z tym facetem.

Ze szkicownikiem pod pachą wszedłem do ogrodu i muszę powiedzieć, że miałem wrażenie, że umarłem i trafiłem do piekła.

Trawa sięgała mi do ud. Drzewka i krzewy błagały o przycięcie. Czerwone róże umierały z powodu braku słońca. Prawdopodobnie na środku stała fontanna, ale nie było jej widać. Bałem się iść ją zobaczyć. Nie chciałem połamać sobie nóg.

Zacisnąłem zęby i rozejrzałem się dookoła. W najdalszej części ogrodu stała drewniana altana, którą oplótł powój. Widać, że ją niszczył. Cholera...

Ruszyłem delikatnie przed siebie. Zauważyłem, że kiedyś były tu jakieś ścieżki i gdzie nie gdzie można było zauważyć kwiaty. Bukszpanowe kule stał przed czymś co chyba powinno być tarasem. Teraz to wyglądało jak jakaś ruina. O matko. Drewniana podłoga była zielona i poniszczona. Meble ogrodowe wyglądały na dość nowe i używane. Świadczyła o tym popielniczka na stoliku pełna petów.

Westchnąłem i stanąłem przed wielkim oknem. Pewnie to było wyjście z domu do ogrodu. Teraz było zasłonięte. Nie dziwiłem się, bo też bym się wstydził takiego buszu. Mogłem dobie dać uciąć wszystkie kończyny, że wychodzą tu tylko osoby które paliły. Matko... ja jakbym coś takiego zobaczył... umarłbym.

Wziąłem jedno z krzeseł i usiadłem na nim. Na stoliku rozłożyłem swój notatnik. Nie byłem przekonany co do pracy tu, ale tak cholernie szkoda mi było tych biednych roślin.

1. Skosić trawę;

2. Uporządkować ścieżki;

3. Przekopać rabatki;

4. Uwolnić róże z buszu;

5. Przyciąć krzewy i drzewka;

6. Wyczyścić i odnowić taras;

7. Rozebrać altanę (priorytet):

8. Kupić nowe rośliny;

9. Zgarnąć Liam'a do roboty;

10. Nie uszkodzić powoju!!

11. Odnowić fontannę. Sprawdzić, czy działa!!

Podrapałem się po głowie. Ogród musiał wyglądać naprawdę pięknie za nim ktoś go tak zaniedbał.

-kim jesteś? -podskoczyłem słysząc czyjś głos. Odwróciłem się i zobaczyłem przy oszklonych drzwiach małą dziewczynkę.

-Harry, a ty? -Liam nie wspominał, że mieszka tu jakieś dziecko! Czy możliwe, że to dziecko któregoś z nich?! Louis?! O matko... To nic dobrego.

-jestem księżniczka Mili... -dziewczyna podeszła do mnie i wpatrywała się tymi swoimi błękitnymi oczętami. O matko! -co tu robisz?

-będę zajmować się ogrodem -uśmiecham się szeroko, ale coś wewnątrz mnie krzyczało, abym uciekał.

-będę miała gdzie się bawić... -czyli tu mieszkała.

Dziewczyna zaczęła podskakiwać i klepać dłońmi. Przypominała Niall'a. Taka skacząca piłeczka. Przekonałem się o tym bardzo dobrze... Niall od kiedy imprezował na moich urodzinach, przyczepił się jak rzep psiego ogona. Chłopak jest dość nadpobudliwy i kocha swoje auto nad życie. Czy on naprawdę woli tą kupę żelastwa od żywego ciała?! No masakra jakaś!!

-Milen, gdzie jesteś?! -wszystkie włosy na moim ciele stanęły dęba, kiedy usłyszałem jego głos. Nie miało być go przecież w domu! A może był na spacerze z córką i teraz właśnie wrócił. -Milen, nie mam ochoty bawić się w chowanego! Gdzie jesteś, potworze?! -drzwi otworzyły się na całą szerokość i stanął w nich szatan w ciele Louis'a Tomlinson'a. Jego szmaragdowe oczy wierciły we mnie dziurę. Wyglądał na zdziwionego, chyba tak jak ja. Wstałem powoli z krzesła nie odrywając wzroku od mężczyzny. Wyglądał jak Bóg... Jak najsmaczniejsze ciastko na świecie, które miałem ochotę zjeść. -Hazz, co tu robisz?

-ogród... -próbuje nie pokazać po sobie jak bardzo jestem zdenerwowany.

-zgodziłeś się?

-czy tam jest fontanna? -chciałem zmienić temat. Nie byłem teraz pewny, czy chcę wziąć tą pracę. Boli mnie to, że on może mieć dziecko!

-tak...

-prowadź, proszę.

Modliłem się w duchu, aby jeszcze bardziej się nie pogrążyć. Przełknąłem ślinę i patrzałem jak mężczyzna szepcze coś na ucho dziewczynce, a później bierze ją na ręce. Ruszył przed siebie. Zmierzał w stronę centrum ogrodu. Szliśmy po czymś co kiedyś musiało być ścieżką. Kiedy stanęliśmy tuż przed fontanną, o mało nie upadłem. Na szczęście działała. Tyle, że woda w niej była zielona. No ale nie mówmy o wodzie, a lepiej o tym co tam pływało! O cholera! Proszę nie mówcie mi tu, że w tej pięknej murowanej fontannie pływają zużyte prezerwatywy i jakieś różowe gacie!

Odruchowo zasłoniłem dziewczynce oczy. Co spotkało się z jej śmiechem. Natomiast Louis wyglądał na zdziwionego.

-ostatni raz organizujemy imprezę w domu...

-wujku TomTo, mieliśmy się bawić! -wujku?! -miałeś zagrać mi na pianinku -dziewczynka chciała odsłonić swoje oczy. Byłem jednak w takim szoku, że nawet moja dłoń drgnęła.

-wujku? -pytam ze zadziwieniem. Czyli to nie jego córka?

-tak jakby. To siostrzenica Zayn'a. -wzdycha i zaczyna wracać w stronę domu -Zayn miał się nią zająć. Niestety jest Liam i muszę ja odwalać brudną robotę...

-brudną? -pytam ze zdziwieniem idąc za nim.

-masz dzieci, masz smród i brud... masz pszczoły, masz miód -stanął w wejściu do domu. Uśmiechnął się delikatnie -jak będziesz wychodził daj znać -wszystko we mnie krzyczało, po co mam go informować o tym, że kończę?! ale nie zdążyłem tego powiedzieć na głos -otworze ci bramę...

Wszedł do domu pozostawiając mnie samego. Byłem zdziwiony tym wszystkim...

Czyli przyjąłem pracę... O matko, w co ja się wpakowałem?!


***

Zapraszam do zapoznania się z 'Diary'. To bd opowiadanie, które bd tworzyć podczas mojej małej przerwy.

zostawiam link zewnętrzny :P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro