Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Liam obraził się na mnie. Ciągle słyszałem, że po co mi to auto, jakbym miał za mało problemów. Dla niego tych dwóch to zło wcielone z faktu, że niby nie zarabiają legalnie.

'on ukradł ci auto, a ty tak po prostu bierzesz jego auto?! Powinieneś mu przywalić, lub coś takiego. Coraz częściej zastanawiam się co jest z tobą nie tak, Hazz'

Naprawdę coś było ze mną nie tak? Cholera, nie moja wina, że zrobiłem wczoraj z siebie idiotę! Mój dialog z tymi dwojgiem wyglądał jakbym był jakiś nienormalny.

Może tych dwóch było jakimiś przestępcami, czy coś ale szczerze? To mnie słabo nie interesowało kim byli, ważne że znalazłem człowieka, który ukradł mi auto. Najgorsze było jednak to, ze rozwalił je w pizdziet. Teraz miałem jego samochód i nachodziła mnie chęć rozbicia go w drobny mak, albo chociaż porysować.

Moje biedne autko!! Dobrze, że zdążyłem nim choć pojeździć.

Wyszedłem z domu i spojrzałem na samochód należący do nijakiego Louis'a Tomlinson'a. Na całej masce 'leżał' sobie smok, mieniący się jak tęcza. Chłopak ma gust, jak stąd do Ameryki.

Droga puszka... Ci ludzie naprawdę mieli obłęd na punkcie drogich aut. Ja pierdole... Przypomniało mi się to co powiedział Liam na temat owego auta.

'ten model miał swoją premierę z tydzień temu, a to auto na pewno było robione pod zamówienie!'

Zawróciłem się do domu i od razu rzuciłem kluczyki na szafkę. Nie miałem zamiaru jechać tym czymś. Jakby go porysował, pewnie bym nie wypłacił się do końca życia. Gorzej jakby ktoś mnie za to zabił, bo kto by zajął się mamą?

Sięgnąłem po kask. Mój rower dumnie czekał, aż wezmę go na przejażdżkę.

Znowu rowerem do szkoły. Obrażony Liam równał się z tym, że nie będę miał podwózki na uczelnię. Miło, prawda?! No ale przynajmniej spalę tą moją 'ciążę spożywczą', którą ostatnio nabyłem.

Nałożyłem kask, wyprowadziłem rower z mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi na klucz.

Wciągnąłem na dłonie rękawiczki do jazdy rowerem i byłem praktycznie gotowy, aby zmierzyć się z drogą. Narzuciłem plecak na ramiona.

Komu w drogę, temu z buta... O tak!

Jazda rowerem mnie odprężała, nie miałem problemu z tym. Możliwe, że za nim dojadę do szkoły będę mokry jak parę dni temu, ale jakoś to przeżyję. Szybki prysznic w szkolnej łazience i będzie po problemie.

Droga na uczelnie dziś przebiegła dość dobrze. Nie musiałem za dużo zatrzymywać się na światłach. Wszystko jakby dziś synchronizowało się na plus.

Chłodny wiatr otulał moją twarz. Było mi przyjemnie. Ogarnęło mnie zdumiewające szczęście. Przez chwilę zapomniałem o samochodzie Tomlinson'a... o obrażonym Liam'ie... o spotkaniu z ojcem i o rozpieprzonym aucie. Byłem tylko ja, rower i świeże powietrze.

Zatrzymałem się pod szkolą i odstawiłem rower w odpowiednie miejsce. Ściągnąłem kask i rękawiczki. Rozciągnąłem się. Kilka kości dało o sobie znać.

Wolnym krokiem wszedłem do budynku. Przywitało mnie kilka spojrzeń. Dziewczyny z pierwszego roku wzdychały do mnie, bo nie ogarniały jeszcze tak do końca, że jestem gejem...

-cześć, kolego... -podskoczyłem, kiedy tuż przede mną po prostu znikąd pojawił się farbowany blondyn. Niall Horan.

-no... -odpowiadam i chcę ominąć chłopaka. Nie miałem ochoty dziś na rozmowy z takimi ludźmi. Dlaczego ci ludzie musieli zawsze psuć mój humor?!

-ej, gdzie idziesz?

-zapewne na zajęcia... miło było poznać. -posyłam mu delikatny uśmiech i odchodzę.

Mina chłopaka bezcenna. Nie wszyscy muszą się ciebie bać, Horan.

Reszta dnia minęła w miarę dobrze, jeśli można tak powiedzieć o obrażonym Liam'ie, który posyłał mi mordercze spojrzenia.

Niall, chciał jeszcze kilka razy ze mną porozmawiać, ale jakoś udawało mi się tego umknąć.

O szóstej wieczorem stałem przed drzwiami mojego dawnego domu. Wszedłem bez pukania, ojciec jak zawsze siedział w swoim gabinecie i nic go nie interesowało.

Zapukałem do jego 'samotni'. Usłyszałem głos ojca. Otworzyłem drzwi i wsunąłem się do środka.

W gabinecie ojca nic się nie zamieniło. Dalej wnętrze było zimne. Na trzech ścianach wisiały jakieś słabo dla mnie do zidentyfikowania obrazy, a czwarta ze ścian była cała oszklona. Kiedyś zbiłem ją piłką. Ojciec prawie wyszedł z siebie i stanął obok. Lata dzieciństwa, kiedy wszystko jeszcze było dobrze. Wtedy jeszcze rodzice się kochali...

-Harry -no tak, żadnego cześć synku. Po prostu pocałuje mnie w dupę.

-witaj tato... -usiadłem na fotelu naprzeciwko niego -chciałeś mnie widzieć.

-tak... chciałem z tobą porozmawiać -jego uśmiech był jak zawsze... wymuszony. Nie wiem czy mój ojciec opiekował się mną z przymusu czy jak. Odkąd mama rozwiodła się z nim, zrobił się strasznie obojętny, oziębły. Nieraz wyglądało jakbym mu przeszkadzał, albo kogoś przypominał. Zwiesiłem głowę z powodu jednego bolesnego wspomnienia, które zalało mój umysł. Spojrzałem na zdjęcie stojące na jednej z szafek. Jakaś zimna dłoń zacisnęła się na moim sercu. Chciałbym umrzeć... -chciałbym porozmawiać o twoich urodzinach -głos ojca wybudza mnie z moich nieprzyjemnych wspomnień.

-to za miesiąc... -mój głos jest dziwnie zachrypnięty.

-duże przyjęcia, trzeba organizować dużo prędzej -nie patrząc na ojca, uderzyłem czołem o blat biurka.

Boże... za jakie grzechy?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro