Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

(od au.: ten rozdział to totalny bałagan... ale po dłuższym zastanowieniu się można stwierdzić, że Harry, to jeden wielki BAŁAGAN :) a Louis jest trochę chory na umyśle :D

ale najważniejsze, że idzie ku lepszemu!!)

Poczułem palące spojrzenie na plecach. Przeciągnąłem się lekko próbując pozbyć się tego dziwnego uczucia. Jednak zamiast się tego pozbyć, poczułem jak to coś skumulowało się w moim żołądku. Jeszcze chwila, a wpadnę do tej przeklętej fontanny.

Przeczesałem włosy i wtedy usłyszałem głos Li.

-radziłbym ci to wyrzucić, o tu... -odwróciłem się i zobaczyłem wbity we mnie wzrok Lou. Chłopak wyglądał jakby właśnie uderzył w niego piorun. Jak zahipnotyzowany. Jego oczy przypominały bezchmurny upalny dzień. -Hazz się wścieknie, gdy zobaczy, że brudzisz jego taras. -moja jedna brew podskoczyła do góry. Jaki mój taras?! To był ogród Lou i mógł robić co chciał w nim, ale reakcja chłopaka trochę mnie rozbawiła. Louis wyciągnął rękę przed siebie i wyrzucił fajkę. Liam ledwo złapał w metalowe wiaderko jeżącego papierosa.

Chciałem podejść do nich. Nie zdążyłem jednak, Louis wystrzelił jak z procy i wbiegł do domu. Nie no cudownie! Uniosłem ręce ku górze w geście poddania. Nie no nieźle!! Przecież ja tylko chciałem pogadać! A przecież to ja niby uciekam.

Zacisnąłem usta i spojrzałem na Liam'a, który patrzał w stronę domu. Mogłem się domyślić, że siedzi tam Zayn i obserwuję to co robi swój chłopak.

Pokręciłem głową. Miałem dość.

Usiadłem na ziemi i próbowałem zebrać myśli. Od kiedy prawie trzy tygodnie temu przyszedł do mnie Zayn, tłumacząc się ze swojej głupoty i próbując przekonać mnie do niewinności Tomlinson'a, chciałem porozmawiać z niebieskookim. Lou, jednak unikał mnie jak diabeł święconej wody. Cholera, chciałem przecież tylko z nim pogadać!

Zachowałem się jak ostatni idiota plując mu w twarz i rzucając moją czarną duszę mu pod nogi. To nie było nic dobrego. Powinienem teraz go przeprosić, porozmawiać, wytłumaczyć. Louis chyba nie był taki zły na jakiego się kreował, lub jak inni go przedstawiali. Nawet jego przyjaciel chciał z niego zrobić potwora.

Matko!! Styles głupiejesz! Weź się w garść i nie uciekaj więcej! Bądź mądrzejszy, przecież Tomlinson poszedł w twoje ślady i teraz podwija ogonek pod siebie.

Schylam się i biorę koszulkę. Zakładam ją i ruszam w stronę domu. Mijam trochę zaszokowanego Liam'a i wbijam do salonu. Zayn głupio się uśmiecha.

-gdzie jest Louis? -próbuję zabrzmieć w miarę spokojnie, choć trochę się stresuję i nie jestem do końca przekonany, czy chcę spotkać się z Lou twarzą w twarz i to sam na sam.

-u siebie. -posyłam mu zdziwione spojrzenie, bo cholera! skąd mam wiedzieć, gdzie on ma pokój?! -po schodach, ostatnie drzwi po lewo -jego uśmiech jest podejrzany -jedyne zielone drzwi w domu.

Nic z tego nie rozumiem. Ci ludzie coraz częściej mnie zadziwiali. Machnąłem jednak ręką i ruszyłem w wskazanym przez Mulata miejsce. Schody na szczęście nie zmieniły miejsca pomożenia od ostatniej imprezy.

Stąpałem delikatnie po schodach. Musiałem wziąć kilka głębokich oddechów.

Rozejrzałem się po korytarzu. Jak dobrze pamiętałem, pierwsze drzwi to łazienka...

Szedłem dalej. Zielone drzwi, ostatnie po lewej stronie.

Kiedy wreszcie je odnalazłem, zapukałem delikatnie. Nikt nie odpowiedział. Zrobiłem to ponowie, zero reakcji. Powinienem odpuścić, prawda?! No, ale ja to ja... nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Pokój był dość nie pasujący do wielkiego Tomlinson'a!

Białe ściany, wielkie łóżko, jedna szafka, wielki podwieszany telewizor i jedna nocna szafka. No i koniec imprezy. Louis Tomlinson... I jego wielka pustka w pokoju, tadam...

Wszedłem głębiej i usłyszałem coś co chyba nie powinienem. Wziąłem gębki oddech i na sztywno odwróciłem się. Drzwi od łazienki były otwarte. Woda z prysznica lała się, a w kabinie stał Louis... NAGI!

O ja pierdole!

Przełykam ślinę i patrzę na jego dłoń przesuwającą się po jego penisie. Usta miał delikatnie rozchylone, spomiędzy nich wydobywały się jęki.

Powinienem teraz wyjść stąd i to zostawić, ale ja stałem tam dalej jak kołek. To wszystko działało na mnie. Miałem ochotę do niego dołączyć.

Temperatura mojego ciała podskoczyła. Serce wybijało dzikie rytmy. Mózg podsyłał dziwaczne myśli. Oddech ugrzęzł w gardle. O mamusiu!

Prawie upadam, gdy chłopak dochodzi dysząc moje imię. OMG!

Wtedy jego wzrok unosi się i widzę jego zamglone oczy. Ile bym dał, aby widzieć to kiedy się kochamy.

-Harry? -jego głos jest zagłuszony przez szum wody i drzwi kabiny. Chłopak wygląda na zdezorientowanego, przerażonego. No chyba tak jak ja.

-Louis, ja... przepraszam, wychodzę -pokazuję na drzwi i zaczynam się cofać do wyjścia. Zostaję jednak zatrzymany przez niego. Stoi przede mną nagi. To jeszcze bardziej mnie zawstydza. Przełykam ślinę. O matko, proszę!

-porozmawiajmy, proszę -jego głos jest delikatny.

Wyrywam się mu i uciekam. Przecież nie miałem tego robić!! Styles, co ty robisz?!

Zbiegłem po schodach i zatrzymałem się w salonie. Miałem ochotę wziąć coś ciężkiego i uderzyć Zayn'a i Liam'a.

Obaj jakby nigdy niby nic leżeli na kanapie i się obściskiwali.

-nie wierzę!

-już wróciłeś?! -patrzę na niego zaciśniętymi ustami. -myślałem, że zabawisz tam dłużej.

Jestem w szoku. O czym on gada?! Czyżby on myślał, że ja i Lou... ?!

-wiedziałeś?! -wskazuje na niego palcem.

-oczywiście...

Zaciskam zęby. Trzęsę się cały ze złości. Dupek to wszystko ukartował!

Wyszedłem z domu. Zasunąłem za sobą szklane drzwi. Miałem dość. Chciałem wybiec stąd, zniknąć. Ukląkłem na tarasie, złapałem się za głowę. Chciałem klnąc, krzyczeć, warczeć, błagać o litość. Co tu się do jasnej cholery działo?! To nie miało tak wyglądać! Nikt nie miał mnie uznawać za jakąś zabawkę Tomlinson'a!

O matko... To chyba jakiś kiepski żart!

-Harry... -czuje na ramieniu ciepłą dłoń. Wstaję gwałtownie i odsunąłem się od chłopaka. Louis stał przede mną ubrany i z miną zbitego pieska. -porozmawiajmy, proszę -patrzę jak naciąga rękaw szarego swetra na dłoń. Czyżby się stresował?! Nie, nie, niemożliwe!

-masz dwie minuty... -wzdycha w odpowiedzi.

-może to nie postawi mnie w najlepszym świetle... ale to wszystko co mówił Zayn, jest prawdą. Nigdy nie umawiałem się z chłopakami, no chyba, że no... wiesz -zachowywał się jakby był zdenerwowany -nie jestem zdolny to związków i tego wszystkiego. Nikogo nie miałem na stałe i nie wiem, czy jestem w stanie to zrobić, ale tak... cholera, chcę spróbować tego wszystkiego z tobą! Zależy mi... może to wszystko dziwne i w ogóle, ale mógłbym stanąć na rzęsach, abyś dał mi szansę. -przeczesał włosy -wtedy na imprezie pozwoliłbym ci obić mi twarz, tylko dlatego, że widziałem, że tego potrzebujesz. -nie wiedziałem co zrobić. Kłamał? Nie wyglądało na to -chciałem cię całować tak długo, aż padniemy z nie dotlenienia. -jego oczy robią się małe -kiedy odszedłeś moje życie się załamało. -wzdycha -ten ogród to też ściema. Chciałem po prostu z tobą pobyć. Nie lubię kwiatów... -wyciągnął dłoń w moją stronę -jestem do dupy. Za każdym razem, gdy chciałem się z tobą umówić, coś się pierdoliło! -odwrócił się. -mógłbym błagać o kolejną szansę... nawet nie wiesz jak bardzo chcę cię gdzieś zaprosić! Mógłbym zrobić to nawet i dziś... cholera!

Jestem w małym szoku. Nie spodziewałem się tego co powiedział. O mamo... Czyli, chciał się ze mną umówić.. zależało mu. To wszystko było dziwne. Nie wiem co myśleć.

-bo ja cię naprawdę lubię, Harry -wzdycha.

-to zaproś mnie... -cholera, odbiło mi ,ale naprawę chcę gdzieś z nim iść. Tylko nie wiem czy danie mu kolejnej szansy jest czymś dobrym. Bałem się i to cholernie!

-nie dziś. Każdego innego dnia! Jutro mogę być cały twój... cholera! -złapał się za włosy. Okręcił kilka razy wokół swojej osi. Wyglądał jak jakiś psychicznie chory. Nie wiem czy to stres, czy po prostu coś innego, ale się uśmiechnąłem.

-dlaczego?

-mam dziś wyścig i wiesz mi czy nie, ale z miłą chęcią bym się zerwał, ale ustawił go Malik i zastawił kupę kasy -chłopak włożył dłonie w kieszenie -zabije mnie jak tam się nie zjawię...

-zabierz mnie ze sobą... -szepczę cicho. Chyba właśnie upadłem na głowę. Po jaką cholerę to proponuję?!

-naprawdę?! -drapie się po głowie. Po chwili uśmiecha szeroko. To tak jakby ktoś coś mu podarował. No i chyba naprawdę tak się czuł. No a ja czułem, że zwariowałem, bo możliwe, że nabrałem się na kolejne czułe słówka.

-jadę się przebrać, umyć i w ogóle... -zacząłem. Chyba tak naprawdę chciałem uciec, a może i nie. Szczerze to nawet nie wiedziałem co chciałem. Miałem totalny mętlik w głowie. Byłem totalnie rozwalony emocjonalnie.

-proszę, weź prysznic u mnie. Nie możemy się spóźnić... dam ci czyste ubrania -spojrzałem na niego trochę zdezorientowany -ej, to, że jestem niskiego wzrostu to nie oznacza, że...

-co?! -przecież nawet o tym nie myślałem.

*

Godzinę później zacząłem żałować, że się zgodziłem. Pierwsza randka... no nieźle Styles. Nie ma to jak na niej zginąć. Ja pierdziele! Niby Louis jechał spokojnie, ale ja siedziałem cały spięty. Balem się tego co mogło się wydarzyć, a szczególnie jak Louis dostał opierdziel od Ashton'a, za to, że wziął sobie na tak ważny wyścig takiego żółtodzioba jak ja.

-spokojnie -Lou położył swoją ciepłą dłoń na mojej i muszę powiedzieć, że poczułem się lepiej. Szybko to jednak minęło, gdy zobaczyłem tłum ludzi na jakimś placu. Wszędzie stały sportowe auta. Nawet teraz, gdy się ściemniło, można było zobaczyć w nich swoje odbicie.

Tłum rozstąpił się, gdy zobaczył, że nadjeżdżamy. Cholera, oni naprawdę traktowali go jak króla.

Wstrzymałem oddech, gdy zobaczyłem stojące na środku BMW Lou. Opierał się o nie chłopak z hangaru. Jego mina mówiła, że mamy przejebane.

Zatrzymaliśmy się tuż przed jego nogami i Lou zrobił coś czego się nie spodziewałem. Cmoknął mnie lekko w policzek.

-to na rozluźnienie... -wsiadł z auta, pozostawiając mnie samego. Usłyszałem krzyki. Tłum oszalał. O matko, w co ja się znowu wpakowałem.

W miłość Harry, w miłość!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro