Rozdział 13
(od au.:chyba trochę przesadziłam... jeśli chodzi o Lou -,-)
Rozglądam się po towarzystwie. W jednej dłoni trzymam fajkę, a w drugiej puszkę z piwem. To będzie jedyny alkohol jaki wypiję dzisiejszego wieczoru.
Mechanicznie patrzę w lewą stronę, gdzie jakąś brunetka ciągle się o mnie ociera. Jak ona miała na imię?! Layla? Tak, chyba tak. Jednak mniejsza o to,przecież to będzie tylko przygoda na jedną noc, choć nie jestem pewien czy na pewno chcę ją w łóżku.
Włożyłem papierosa miedzy wargi i mocno zaciągnąłem się. Dym osiadł w moich plecach, wypełniając je doszczętnie.
Zamknąłem oczy i wypuściłem dym nosem. Potrzebowałem chwili odprężenia i nie pogardziłbym jakby towarzyszył mi w tym zielonooki chłopak. Na samo wspomnienie o nim mój penis drgnął. Chyba jest coraz gorzej ze mną.
Otworzyłem oczy i napotkałem brązowe tęczówki wiercące dziurę w mojej głowie. Alek Iwanow, rosyjska mieszanka wybuchowa. Uniosłem puszkę z piwem ku górze, w geście pozdrowienia. Alek kiwnął głową. Odkleiłem od siebie dziewczynę i kiwnąłem mężczyźnie, aby szedł za mną. Ruszyłem w stronę wejścia do piwnicy. Lubiłem robić interesy z Alek'iem, ale dziś chciałem się go pozbyć jak najszybciej z mojego domu.
Wyciągnąłem klucz z kieszeni spodni i otworzyłem wejście do piwnicy. Wrzuciłem niedopałek fajki do resztki piwa i odstawiłem na szafce.
Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem za sobą mężczyznę. Zapaliłem światło i ruszyłem w dół. Nie lubiłem tych schodów.
Otworzyłem kolejne drzwi i poczekałem, aż Alek wejdzie do środka, wtedy zamknąłem je za nami na klucz i zapaliłem światło.
-masz dla mnie towar? -Alek oparł się o ścianę i z uśmiechem przypatrywał mi się.
-a ty masz dla mnie kasę? -podszedłem do stojącego w rogu sejfu.
-kasa to przeżytek, mam dla ciebie Austina Martina db9 -potarł swój podbródek. Przewróciłem oczami.
-tym razem chcę żywą gotówkę, auto od ciebie chętnie odkupię... później -wpisałem szyfr i otworzyłem sejf. -trzydzieści tysięcy... -wyciągnąłem karton zawierający torebeczki zawierające biały proszek.
Alek podszedł do mnie i spojrzał na towar. Westchnął i rozpiął czarną bluzę. Moim oczom ukazały się zwitki gotówki wsadzone za jego pas. Nie postrzeżone przemycanie gotówki. Byłem ciekawy jak wyniesie narkotyki.
-przelicz -podał mi pierwszy talon. Odstawiłem karton pod swoje nogi i wziąłem kasę. Szybko przeliczyłem pieniądze. Dziesięć tysięcy. Dostałem kolejny zwitek, kolejne dziesięć tysięcy -zbankrutuję kiedyś przez was -pokręcił głową i dostałem resztę kasy.
Podałem Alek'owi karton. Chciałem się go pozbyć. Mężczyzna chyba nie miał takiego zamiaru. Stanął przy drzwiach i uśmiechnął się szeroko. Odstawił karton i wyciągnął jedną paczuszkę.
Zasada numer jeden...
Nigdy, przenigdy nie bierz prochów, którymi handlujesz.
Zasada numer dwa...
Nie ćpaj.
-zabawmy się... -szepcze i wiem, że nie chodzi tu tylko o narkotyczny odlot.
-nie dzięki. Bierz towar i wypierdalaj -syczę. Otwieram drzwi i wypycham go przez nie. Mam już dość na dziś.
*
Obudził mnie mocny wstrząs. Upadłem na podłogę i o mało i zwróciłem całej zawartości żołądka. Miałem wczoraj nie pić, ale Alek tak mnie wkurzył, ze chyba trochę przeholowałem...
Podniosłem się do góry i zobaczyłem nagą brunetkę.
O matko!! Nie!! Cholera!! Jednak ją przeleciałem. Ale chyba to lepsze niż obudzić się Alek'iem po wciągnięciu porządnej dawki koki i po słabym seksie.
-Lou... -dziewczyna rozciągnęła się -chodź do mnie...
-wypierdalaj -mruczę i próbuję się podnieść. Musiałem dojść do siebie. O pierwszej byłem umówiony z Harry'm, a musiałem jeszcze wytrzeźwieć.
-co?
-czego nie rozumiesz w słowie 'wypierdalaj'?
Dziewczyna podniosła się z oburzeniem. Zebrała wszystkie swoje ubrania i wychodząc kopnęła w moje nogi.
-suka... -rzuciłem za nią, kiedy drzwi pokoju zatrzasnęły się. Usiadłem na tyłku i wystawiłem środkowego palca w stronę drzwi -pieprz się!
Oparłem się o łóżko. Głowa pękała mi i huczało mi w niej. Sięgnąłem po telefon i wstałem gwałtownie. Było samo południe. Miałem odebrać Harry'ego po zajęciach. Wolałbym się nie spóźnić.
Mój telefon jak na zawołanie zabrzęczał. Nadeszła nowa wiadomość.
Harry: Skończyłem szybciej. Pada, a wręcz leje... Wiesz, taka woda kąpiąca z nieba, która moczy. Miło by było jakbyś mnie szybciej odebrał, abym mocniej już nie zmókł. Wiesz tak jakby nie mam auta... z Twojej winy. Pozdrawiam, moknący pod drzwiami uczelni.
Podnoszę się z podłogi w ekspresowym tempie. Z szafy wyciągam pierwsze lepsze dresy, o mało zapominam o bieliźnie.
Pięć minut później wychodzę z domu, wciskając w usta garść miętowej gumy do żucia. Mam ochotę zionąć ogniem. To cholerstwo było tak mocne, że chuj by jasny strzelił. Łzy momentalnie pojawiają się w moich oczach. Wypluwam gumę i krzywię się. Muszę pamiętać, aby już nigdy w życiu nie pchać całego opakowania do pyska.
Wsiadam do auta i przekręcam kluczyk w stacyjce. Warczący dźwięk silnika uspakaja mój ból głowy. Nawet nie mogę powiedzieć, abym kiedykolwiek mógł robić coś innego, niż praca z autem. To moje jedyne życie.
*
Lawirowanie miedzy samochodami jadącymi przepisowo jest tak nudne jak Zayn jedzący płatki śniadaniowe.
Otworzyłem okno i odpaliłem fajkę. Pewnie każdy mądry powiedziałby mi, że mi odbiło. Palenie przy takich prędkościach, plus deszcz...
Delikatnie kropiło, a Harry ewidentnie przesadzał. Pieprzona księżniczka z cukru.
Z piskiem opon zatrzymałem się tuż przed gmachem uczelni. Od razu zobaczyłem Harry'ego. Chłopak siedział na ławce tuż przed drzwiami wejściowymi w samej koszulce. Nie będę już wspominał, że chłopak wyglądał na suchutkiego jak Sahara. Oszust!
Jak tak bardzo jęczał, że jest mokry, to niech trochę naprawdę zmoknie. Zatrąbiłem. Chłopak jak tylko mnie zobaczył, wstał i ruszył w moją stronę. Kiedy podszedł bliżej dopiero zauważyłem, że jego włosy są mokre.
Tylko koszulka wydawała się sucha.
-co ci się stało? -zapytałem jak tylko wsiadł do mojego auta.
-pewnie zmokłem...
-ten sarkazm ci nie pasuje, Loczku -w odpowiedzi prychnął i zapiął pas -tańczyłeś w deszczu?
-miałem praktyki, zmokłem, wróciłem na uczelnie aby się dowiedzieć, że dodatkowe zajęcia są odwołane... coś jeszcze? -warknął, a ja geście obronnym uniosłem ręce do góry.
Nie chciałem już bardziej drażnić chłopaka. Wzruszyłem ramionami i włączyłem ogrzewanie. Ruszyłem.
Milczeliśmy całą drogę. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Przy tym chłopaku zapominałem języka w gębie i to było naprawdę złe. Robił ze mnie ciepłe kluchy.
-Zayn zazwyczaj zostawia po sobie ubrania... myślę, że w bagażniku znajdziesz jakieś suche spodnie -mówię tak cicho, że mam wrażenie, że sam tego nie słyszę...
-dziękuję.
Dalsza droga pogrążona jest w ciszy, nawet jadę przepisowo. Mam dziwne przeczucie, że zaraz zatrzyma mnie policja i zapyta co mi odpierdala.
Coś wewnątrz mnie krzyczało, szybciej... szybciej! Niestety moja noga nie chciała mocniej docisnąć padała gazu.
Odetchnąłem z ulgą, gdy zatrzymaliśmy się pod salonem audi. Miałem szczęście, że to mój znajomy go prowadzi i nie będzie żadnych problemów.
Po minie Harry'ego można było odgadnąć, że to nie do końca to, czego oczekiwał. Myślał, że kupię mu inne auto? To chyba się chłopczyk trochę rozpędził...
Choć i tak wyszło na to, że to ja się rozpędziłem... przekonałem się o tym dwadzieścia minut później. Oczekiwania Harry'ego były bardzo odlegle od moich...
-Hazz, nie możesz wziąć innego auta? -stanąłem przed nim z szeroko otwartymi oczami. Spodziewałbym się wszystkiego, ale nie tego.
-nie chcę innego, tylko to...
-Harry, wziąłem cię tu, abyś wybrał auto. Pozwoliłem ci wziąć to, które ci się spodoba... mogłeś wybrać KAŻDE, ale ty musiałeś wybrać najtańsze ze wszystkich!
-jeśli ci coś się nie podoba, to dzięki za przejażdżkę... cześć -wyglądał na złego.
-r8 było trzy razy droższe...
-idę -ruszył w stronę wyjścia. Zatrzymałem go w ostatniej chwili. Nie no cudownie... Robiliśmy przedstawienie godne niejednej pary.
-ok... bierz je -unoszę ręce.
Patrzę na niego jeszcze przez chwilę za nim nie łapię go za nadgarstek i ciągnę w stronę biura.
I na co mi to było?! Mogłem wygrać jakieś auto w wyścigu i dać go dzieciakowi, ale nie... ja wolałem zrobić mu przyjemność. Chyba upadłem na głowę...
-zdecydowaliście się? -Franklin posłał nam szeroki uśmiech. Był zadowolony, że wydam parę tysiączków w jego salonie. To mina mu zrzędnie.
-tak... czarne TT -tak jak myślałem, facet otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Teraz to ja się uśmiechałem.
Przestałem się jednak uśmiechać, gdy Hazz wyciągnął z kieszeni zwitek pieniędzy i położył je Franklinowi na biurku.
-co to kurwa jest? -wskazuje zły na banknoty. -przecież to ja kupuję ci auto! -tak... Tomlinson, rób sceny!
-to twoja kasa -patrzę na niego zdezorientowany -dałeś mi ją na taksówkę, ale okazało się, że mogę za to wynająć taksówkę na wyłączność i to na cały rok -uśmiecha się szeroko. Ten uśmiech powala na kolana... Tu mnie kurde ma. Przez niego mój mózg rozpływa się, a ja wariuję.
-ok, ok! -mam już dość -ile muszę jeszcze dopłacić?
-trzy tysiące.... -wyciągam portfel i rzucam banknoty na biurko Franklina -idę zapalić... resztę formalności załatwcie sobie sami.
Praktycznie wybiegam z budynku... Chyba zaraz wyjdę z siebie i stanę obok.
**
No i chamska reklama :D
zapraszam na coś co piszę z moją koleżanką:P
Zapraszam na profil lalaloopsymg na opowiadanie 'Sorry'
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro