rozdział dwudziesty piąty
Pov Nightmare
W kuchni są prawie wszyscy. Brakuje tylko Errora i Crossa. Czuję buzujące w powietrzu emocje. Dzisiaj mieliśmy zaplanować pierwszą akcję od czasu śmierci Dreama.
-na pewno będzie to Underswap- powiedział Killer, siadając przy stole- wybacz, Dust, ale Marchew musi zapłacić za to, co powiedział.
Dust tylko skinął głową. Jego przywiązanie do Starów jest większym problemem, niż myślałem. Czułem jego smutek z powodu naszej planowanej akcji. Najwyraźniej nie chciał z nimi walczyć.
-ja chyba się wycofam- powiedział Dust.
W tej chwili do kuchni weszli Error i Cross.
-Error chce wam coś powiedzieć- powiedział Cross, patrząc na Errora.
-co takiego?- zapytał Horror, zasłaniając ręką swój tależ z kanapkami. Dobrze znał Errora i jego tendencję do kradzieży kanapek.
-ja...- Error się zawachał.
-ty? No dajesz, Error, nikt cię nie zje- rzekł Killer, przewracając oczami.
-ja... Straciłem magię- wymamrotał Error, po czym usiadł przy stole i zabrał mi kanapkę- dzięki, Night, że pomyślałeś o mnie i mi też zrobiłeś śniadanie.
-nie zmieniaj tematu- rzekł Dust- straciłeś magię?
Error skinął głową.
-od kiedy o tym wiesz?- zapytał Killer.
-od kilku dni- odparł Error tonem, jakby rozmawiał o pogodzie.
-i nic nie powiedziałeś?- zapytał oburzony Killer- Error, ja robię tutaj za medyka i powinieneś mówić mi takie rzeczy!
-i co by to dało?- odparł Error- tylko byś się niepotrzebnie przejmował. Nikt z was nie jest specjalistą od magii i nikt z was mi nie pomoże.
-ale są osoby, które się na tym znają- wtrąciłem się do rozmowy.
-ale nikt nie pomoże niszczycielowi. Wręcz przeciwnie, wszyscy zaczną się cieszyć, że jednego niszczyciela mniej. Niech to lepiej zostanie między nami.
-czyli udziału w akcji nie biorą Error i Dust- zmieniłem temat- ktoś jeszcze rezygnuje?
-ja chcę wziąć udział w akcji- zaprotestował Error- wezmę jakąś kość i będę walczyć.
-Error, nie wygłupiaj się. Bez magii będziesz tylko zawadzał- powiedziałem, patrząc na przyjaciela.
Error spojrzał na mnie wściekły.
-myślałem, że ty chyba najlepiej zrozumiesz, dlaczego chcę tam być- warknął Error, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Poczułem się dziwnie silniejszy. Negatywne uczucia Errora były naprawdę silne.
A zaraz potem zrobiło mi się słabo. Negatywne uczucia jednocześnie mnie też osłabiały.
Super, jestem polem walki między Złotym a Czarnym Jabłkiem. Przecież powinno dominować Czarne. Jestem tym od Czarnych Jabłek, negatywnych uczuć, prawda? Prawda...?
-świetnie- mruknąłem.
-o co mu chodziło?- zapytał Killer, patrząc na mnie.
-nie wiem- odparłem. Coś mi cały czas umykało, jedna myśl, której nie potrafiłem złapać.
-to ma zapewne związek z jego bratem- powiedział Horror, patrząc na mnie, a potem przenosząc wzrok na każdego z nas po kolei- zapewne ciągle ma nadzieję, że go wyciągnie spomiędzy plików.
-to ma sens- rzekł Cross- tylko dlaczego powiedział, że akurat Night powinien go najlepiej zrozumieć?
-śmierć Dreama- powiedziałem cicho- wiem jak to jest stracić brata.
Spuściłem wzrok. Każda myśl o Dreamie ciągle mnie bolała, jednak nie aż tak bardzo jak kiedyś. Plus posiadania silnej więzi ze Złotym Jabłkiem.
-Error nie powinien tego mówić- powiedział Dust, patrząc na mnie- nawet, jeżeli jest niezwykle zdenerwowany.
-nie ciągnijmy dalej tego tematu- przerwałem mającą się zaraz zacząć dyskusję- zbiórka za godzinę przed bazą. Idziemy niszczyć Swapa.
Cross, Killer i Horror uśmiechnęli się szaleńczo, Dust wciągnął kaptur na głowę, a ja uśmiechnąłem się lekko.
Bad Guys wracają do gry.
Pov Error
Wściekły szedłem korytarzem w stronę mojego pokoju. Nie powstrzymają mnie. Znajdę sposób, by ruszyć z nimi.
Dust też zostaje w bazie. Mogę spróbować go namówić, by otworzył mi portal. Przecież nie muszę walczyć. Muszę tam być, gdy szczelina zacznie się otwierać. Mój brat na mnie liczy.
Z drugiej strony bez magii będę narażony na atak, a to, że dojdzie do otwarcia szczeliny nie jest pewne. Rozumiem, dlaczego inni się martwią, ale jeżeli jest choć niewielka szansa, że odzyskam brata, to chcę tam być.
-Error- usłyszałem za sobą głos Crossa.
Przyspieszyłem kroku. Nie chcę teraz z nikim rozmawiać.
-Error!- Cross mnie dogonił i złapał za ramię.
Strąciłem jego rękę z mojego ramienia.
-nie chcę teraz rozmawiać- warknąłem, odwracając się.
-Error, posłuchaj mnie. Za niecałą godzinę zaczynamy akcję. Mogę cię teraz przeżucić do Swapa, tylko obiecaj mi, że będziesz trzymał się z dala od walki.
Skinąłem głową, a Cross rozejrzał się i otworzył portal.
-dzięki- powiedziałem i wszedłem do portalu.
Znalazłem się w lesie przed Snowdin. Wyraźnie czułem obecność anomalii, sprzyjającej powstawaniu szczelin między plikami.
Jednak tutaj było inaczej. Obecność sterfy między plikami była naprawdę wyczuwalna. Czyżby źle poszedł reset? Możliwe.
Skoro źle poszedł reset, to wystarczy zacząć ludobójstwo, by świat zaczął znikać, a wtedy...
Mój brat wróci...
Usiadłem pod drzewem i znowu spróbowałem niszczyć kod. Nic się nie stało.
Dlaczego!? Dlaczego teraz?! Przecież tutaj są idealne warunki, by wyciągnąć Papyrusa spomiędzy plików! Zniszczyć kod i po sprawie!
Ale nie! Kiedy miejsce, gdzie mogę to zrobić pojawiło się po raz pierwszy na odludziu, musiałem stracić magię. Cudownie! Po prostu genialnie!
Użalanie się przerwały mi odgłosy walki. Czyli akcja się zaczęła. Ruszyłem w stronę Ruin. Zapewne tam zaczęli.
Nie myliłem się. Proch i wyłamane drzwi mówiły same za siebie.
To moja szansa.
Pobiegłem w stronę miejsca, gdzie powinna zacząć otwierać się szczelina. Jeżeli Bad Guys zabiją większość potworów w tej lokacji, to powinno zacząć się coś dziać.
Obraz drzew i śniegu zaczął lekko falować i ciemnieć. To się dzieje, kod świata znika! Jeszcze chwila...
Mała, czarna plamka, rosnąca powoli, bardzo powoli.
Jednak zaraz przyspieszyła. Jakby ktoś jej pomagał. Nagle obok mnie pojawił się człowiek. A raczej duch.
-masz u mnie dług- powiedziała Frisk, patrząc na mnie. Spojrzałem na nią zdziwiony- co? Usuwam ten świat, jak zawsze po ludobójstwie. Tylko dzisiaj zaczynam trochę wcześniej.
US!Frisk mrugnęła do mnie.
-dlaczego?- zapytałem.
-ja też straciłam brata- szepnęła- nie jestem aż taka bezduszna, jak się wydaje.
-dziękuję.
Dziekuje komuś już drugi raz dzisiaj. Rekord.
Szczelina się powiększa. Ze łzami w oczach patrzę na mojego brata. Ten też się uśmiecha.
Spojrzałem na mój szalik, zawiązany na szyi Papyrusa. Pamiętam, jak mu go dałem nie dalej, jak trzy miesiące temu.
*****retrospekcja*****
Papyrus uśmiecha się do mnie. Jeszcze chwila i będzie mógł przecisnąć ramiona. Wtedy słyszę znajomy dźwięk zwiastujący reset. Szybko rzucam bratu szalik.
-wrócę po niego- mówię i brat znowu znika za plikami.
*****koniec retrospekcji*****
-mówiłem, że wrócę- powiedziałem, a Papyrus się uśmiechnął.
-nie wątpiłem w to- odparł mój brat.
Dlaczego to tyle trwa?! Szczelina powoli się powiększała. Nagle zaczęła rosnąć szybciej. Spojrzałem na brata. Pomagał z drugiej strony.
-też się czegoś nauczyłem- powiedział Papyrus.
Uśmiechnąłem się. Kątem oka zobaczyłem, że Frisk też się uśmiecha.
Odgłosy walki się przybliżały. Dotarli do Snowdin? Nie, są za blisko jak na Snowdin. Czy walka...
-Error! Co ty tu robisz!?- krzyknął Cross- miałeś trzymać się z dala od walki!
Odwróciłem się. Za mną Cross i Ink prowadzili pojedynek szermierczy. Cross atakował kością, a Ink kontrował pędzlem.
Wokół nich latały kości. Uchyliłem się, bo jedna przeleciała mi tuż obok czaszki.
Po chwili pojawili się tutaj inni. Blue walczył z Killerem i Horrorem, a Marchew z Nightem.
Spojrzałem na szczelinę. Już prawie...
-jeszcze chwila- szepnąłem- i już!
Papyrus zaczął się przeciskać przez szczelinę. Chwilę potem stał obok mnie.
W końcu! Po tylu latach mogłem go przytulić, podogryzać mu na spokojnie.
Przytuliłem się do brata, a ten odwzajemnił uścisk.
Po chwili odkleiliśmy się od siebie. Obaj zaczęliśmy się glichować.
-geniusze, tu jest pole bitwy!- krzyknął Nightmare, teleportując się obok nas- a ty Error miałeś zostać w bazie! Wiesz przecież...
Tyradę Nighta przerwał Marchew, atakując go. Nightmare znowu rzucił się w wir walki.
-uwaga!- usłyszałem krzyk Killera.
Odwróciłem się w stronę Killera i zobaczyłem lecącą w moim kierunku atramentową kość.
Poczułem, jak ktoś mnie popchnął. Chwilę potem wylądowałem na śniegu.
Usiadłem, podpierając się rękami. Spojrzałem na miejsce, gdzie przed chwilą stałem.
Moj brat leżał na śniegu a z miejsca, gdzie znajdowała się dusza, wystawała mu atramentowa kość. Podszedłem do niego.
-chyba długo się nie nacieszyliśmy swoim towarzystwem- powiedział Papyrus.
-dlaczego?- zapytałem- dlaczego mnie uratowałeś? To była kość przeznaczona dla mnie! To ja powinienem dostać!
-od tego są bracia- odparł Papyrus- od ratowania siebie nawzajem.
Chwilę potem przede mną leżała kupka pyłu. Chwyciłem swój szalik. Wciąż pachniał nim. Wstałem. Nogi mi się trzęsły, a w oczach miałem łzy.
Jednak w mojej czaszce była tylko jedna myśl. Zabiję.
-zamorduję- warknąłem- słyszysz, Ink! Zabiję cię!- wrzasnąłem.
Nie obchodziło mnie, że wyglądam jak idiota, nie obchodziło mnie, że ciągle płaczę. Teraz chciałem tylko dorwać tego tęczowego idiotę.
Zabrał mi Papyrusa, zabrał mi wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro