Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wyścig 52

 30 czerwca 2024




Albus spojrzał na wszystkich obecnych w pociągu. Mieli zaraz wysiąść na peronie 9 i ¾, gdzie po raz pierwszy nie będę na nich czekać rodzice, by zabrać do rodzinnych domów, tylko cała ich grupa teleportuje się do Glasgow, gdzie ma się rozpocząć ostateczny Wyścig. Rozmawiali o tym przez większość drogi, ale i tak Albus miał złe przeczucia.

– Wszystko okej? – głos Scorpiusa dotarł do zamyślonego umysłu Albusa. Potter kiwnął głową i starał się uśmiechnąć. Szare oczy Scorpiusa błyszczały kiedy patrzył na drugiego chłopaka i Albus doskonale wiedział co jest tego powodem. Rozmowa, którą odbyli i ustalili, że mogą spróbować. Pójść na kilka randek i sprawdzić czy są w stanie być razem nie tylko jako przyjaciele. Nie porwali się z miotłą na księżyc tak jak zrobili to Cynthia i Anthony, którzy po wręczeniu dyplomów, ogłosili, że chcą razem wynająć mieszkanie w mugolskiej dzielnicy i razem zamieszkać. Nie spieszyło im się w taki sposób.

Pociąg zatrzymał się z piskiem na peronie 9 i 3/4, a Albus poczuł jak jego serce bije w szaleńczym tempie na myśl, że za kilka minut powita ich Glasgow i ostatni etap Wyścigu.

Obiecali, że zrobią wszystko, by wygrać to dla Calisty Krum i Albus miał zamiar dotrzymać słowa.


***


Moment, w którym nogi Albusa uderzyły o mokrą ziemię Glasgow, a Hugo obok niego zieleniał na twarzy nie był niczym czego można było się spodziewać. Wokół niego był cały tłum ludzi, którzy coś krzyczeli, szli z miotłami w ręku czy po prostu się śmiali. Poubierani w kolorowe stroje, z zaciętymi minami, byli gotowi do stania w Wyścigu. Albus nie spodziewał się tylu ludzi i dopadły go wątpliwości czy faktycznie będą w stanie wygrać.

– Albus? – zapytała Cynthia stając koło niego. – Czy myślisz, że on tu będzie?

– Kto?

– Morderca Calisty. Czy on tutaj jest?

– Nie wiem.

Albus nie wiedział. Z jednej strony chciał, by ten człowiek tutaj był, z drugiej nawet jeśli by tak było, co to dawało? Nie widzieli jego twarzy, nie mogliby go złapać, ani zabić w akcie zemsty. Potter miał jednak nadzieję, że go nie będzie, bo jeśli faktycznie by się zjawił to tylko po to, aby zabić kolejną osobę z ich grupy.

– DRODZY PAŃSTWO! ZACZYNAMY!

Krzyk prowadzącego wzmocniony zaklęciem Sonorus rozniósł się po hangarze, w którym wszyscy się znajdowali. To był ten sam mężczyzna, którego widzieli w pokoju w Dziurawym Kotle.

– Ostatnie zadanie! Ostatnia prosta, w drodze ku zwycięstwu! Wykonaliście wszystkie zadania, zdobyliście odpowiednią liczbę zniczy, by teraz zmierzyć się w Ostatecznym Wyścigu. Waszym zadaniem jako zespołu jest zaliczenie pięciu miast. Glasgow. Leeds. Manchester. Birminghan. Londyn. Wszystkie inne informacje macie w kopertach.

Gdy mężczyzna tylko to powiedział w dłoni Albusa pojawiła się czerwona koperta.

– Przecież z Glasgow do Leeds jest jakieś cztery godziny – odezwała się napiętym głosem Greengrass. – A to dopiero pierwszy przystanek. Jak mamy przelecieć resztę?

– Damy radę, słońce – odpowiedział jej Zabini. – Nie takie rzeczy się robiło.

– Nie musimy lecieć wszyscy razem przez wszystkie miasta – odezwał się Albus zaczytany w treść listu. – Tylko po Londynie musimy lecieć wszyscy.

– Jest również napisane – mówił dalej Scorpius, który czytał Potterowi przez ramię – że w każdym mieście będziemy musieli znaleźć konkretny adres i tam wymienić się srebrnym zniczem, który będzie oznaczał zaliczenie kolejnych miast.

– Czyli... nie będziemy mogli ruszyć z miasta dopóki nie będziemy mieli w ręku srebrnego znicza? – dopytał Hugo.

– Tak, i jest również pozwolenie żeby zabierać innych zawodnikom znicze w czasie lotu.

Cynthia skrzywiła się na tą informację. Rozejrzała się wokół siebie i zobaczyła kilkanaście grupek, które tak jak oni byli zaczytani w instrukcjach.

– Mogą nas zaatakować?

– Bezpieczniej będzie lecieć w grupie. Nie będą wiedzieć kto z nas ma znicz.

Albus rozłożył mapkę, na której były pozaznaczane poszczególne miasta i wypisane przy nich konkretne adresy, pod które mieli się kierować oraz ilość kilometrów do pokonania.

– Nie lecimy wszyscy razem – zadecydował jak tylko podliczył wszystkie cyfry i zobaczył, że to prawie osiemset kilometrów do pokonania. Mogło zająć im to jakieś siedem godzin, o ile bez problemu będą znajdywać poszczególne adresy. – Dzielimy się. Kto chce lecieć do Leeds?

– A co z resztą?

– Tu jest napisane, że dostaniemy świstoklik na podany adres żeby czekać tam na osobę, która leci ze zniczem – wytłumaczył Albus.

Spojrzeli na siebie wszyscy. Spodziewali się czegoś zupełnie innego. I przede wszystkim nie podobał im się fakt, że o ich zwycięstwie ma decydować fakt czy są w stanie pokonać połowę kraju w ciągu kilku godzin. To nie był wyścig o nagrodę. To był wyścig z czasem.

– Zapraszam liderów grup do mnie! – Po hangarze po raz kolejny rozniósł się ten sam głos. Albus oddał instrukcję Scorpiusowi. – Nie bójcie się! Dostaniecie srebrne znicze i powiecie nam o tym jak będzie lecieć. Połamania mioteł będziemy wam życzyć tuż przed startem.

Pottera nie było kilka minut, podczas których reszta grupy czytała jeszcze raz instrukcję i przeglądała mapę. Gdy wrócił nadal nie mieli stworzonego planu. Podniecenie, które czuli aportując się tu, uciekało i zostało zastąpione nerwami, które tylko się powiększały jak dowiadywali się nowych informacji.

– Jestem – odezwał się Albus. Między jego palcami, trzepotały srebrne skrzydła znicza, który chciał się wyrwać.

– Polecę do Leeds – powiedziała Cynthia i odebrała od Albusa srebrny znicz. – Cholera wie jak znajdę adres w mieście, ale mam jakieś cztery godziny, by o tym pomyśleć, prawda?

– START ZA DZIESIĘĆ MINUT! START ZA DZIESIĘĆ MINUT! 




****


Bogowie, jest mi głupio  i przepraszam za prawie roczną przerwę w publikacji rozdziałów? Dokończę to ff. 

I nie bijcie, proszę. 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro