Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wyścig 20


10 sierpnia 2023



Cynthia wpadła w ramiona taty kiedy tylko wyszła z pokoju przesłuchań. Mimo że cała rozmowa była dość krótka, o ile można nazwać to rozmową, to dziewczyna była wyczerpana. Chciała znaleźć się już w swoim pokoju i znowu zasnąć. Nie umiała na razie się z tym zmierzyć. Jak na węża przystało musiała schować się w bezpiecznym miejscu i przeczekać najgorsze. Na pokazanie kłów i jadu przyjdzie później pora. Teraz musiała też obmyślić plan działania.
– Wszystko w porządku? Co tam się stało? – zapytał Roger, który trzymał mocno Cynthię w ramionach.
– Chcę do domu – odpowiedziała stłumionym głosem.

Roger o nic już nie dopytywał. I tak miał zamiar porozmawiać z Harrym Potterem, ale w obecnej sytuacji po prostu musi wrócić z Cynthią do domu. Patrząc na córkę nie miał siły o nic pytać, bo i tak pewnie nie dostałby odpowiedzi.

Zaczęli kierować się w stronę zakratowanej windy. Roger nie odwrócił się nawet wtedy kiedy usłyszał wołanie Aurorów. Udawał, że nie słyszał, bo byli dwa kroki od tego żeby kliknąć przycisk wzywający windę. Cynthia cały ten czas szła przytulona do niego i pewnie też nic nie słyszała. Pracownicy Ministerstwa dziwnie im się przyglądali, a przede wszystkim kobiety o współczującym spojrzeniu. Chociaż jedna prychnęła jak tylko ich minęła, ale nikt nie zwrócił jej uwagi.

Russel wchodząc do małej windy i klikając przycisk Atrium nie puścił córki nawet na chwilę.



***



− Panie Potter, pan nie rozumie... − zaczął się marnie tłumaczyć Auror Rephard. Dosłownie pięć minut temu miał szansę dowiedzieć się o co faktycznie chodzi w tym dziwnym morderstwie. Przecież nie tylko on miał wątpliwości. Nie było ważne, że to dopiero drugi dzień śledztwa.

− Rehpard, nie miałeś prawa ją oskarżać o śmierć przyjaciółki.

− Szefie, ale oni coś ukrywają. I powinni nam o tym powiedzieć – upierał się przy swoim młodszy mężczyzna. Harry usiadł za swoim biurkiem, które było wyjątkowo nie zawalone wszelkimi pergaminami i dokumentami. Owszem, w prawym rogu było kilka teczek, ale to były bardzo ważne sprawy, których nie mogli zamknąć, a papierów odesłać do Archiwum. Szef Biura Aurorów zdjął okrągłe okulary i przetarł je rąbkiem niebieskiej koszuli. Nie było jeszcze południa, a przerwa na lunch miała być dopiero za półtorej godziny, ale i tak Potter był już zmęczony. W nocy nie spał za dużo.

− Sam w ich wieku nie byłem chętny dzielić się z dorosłymi wszystkimi tajemnicami – odpowiedział już spokojniej Harry. Kiedy miał siedemnaście lat, szukał po całym kraju horkruksów, ale ogólnie naprawdę nie wierzył w tym czasie dorosłym. Jego dzieci były wychowywane w inny sposób i innych czasach, ale nadal byli tylko młodymi czarodziejami.

− Panie Potter, to nie jest wojna, a społeczeństwo powinno wiedzieć, że zawsze może liczyć na Aurorów.

Harry Potter wywrócił oczami, na to oświadczenie. Nikt nie musiał mu przypominać, że wojna się skończyła, bo to w końcu on tego dokonał. I nie potrzebował przypomnienia dotyczące zasad, które każdy Auror musiał znać i przestrzegać. Część z nich wymyślił sam Potter. Naprawdę Rephard mógł sobie to darować i milczeć.

− Moje syna też byś oskarżył o morderstwo Calisty Krum? – zapytał się znienacka Potter. Był ciekawy odpowiedzi jakiej udzieli mu młodszy Auror.

− Oczywiście, że nie! – Adam Rephard oburzył się na to oskarżenie. Przecież doskonale wiedział, że nie mógłby zrobić czegoś takiego z Albusem Potterem. Poza tym musiał przyznać przed samym sobą, że gówniarz naprawdę wiedział jak unikać odpowiedzi na pytania. Przesłuchanie go to była prawdziwa katorga. – Przecież to pański syn!

− Tak zgadza się. To mój syn – powiedział mocno Potter. Nie było sensu ukrywać, że nie jest dumny ze swojej rodziny. – Ale to też świadek morderstwa. Tak samo jak Scorpius Malfoy czy Cynthia Greengrass.

− Ale...

− Nie ma żadnego „ale" Rehpard. Nigdy więcej nie patrz na kogoś przez pryzmat jego nazwiska. Nie ma nic gorszego niż takie coś.

− Tak jest, sir – powiedział zaskoczony Auror. Widział czasami jak pan Potter jest zły, ale teraz... teraz bił od niego pewnego rodzaju smutek, a mężczyzna nie rozumiał dlaczego. Obstawiał, że to przez wspomnienia wojny, ale nie mógł być pewny. Nie chciał też pytać i jeszcze bardziej narażać się szefowi.

− Możesz odejść – powiedział Harry kiedy cisza w gabinecie się przedłużała. Nie spojrzał już na młodszego Aurora i nie odpowiedział mu na pożegnanie. Przed oczami Pottera stanęły te wszystkie sceny z lat szkolnych. W prawie wszystkich była jedna postać – Severus Snape. Mężczyzna, który przez ten cały czas patrzył na niego przez pryzmat ojca. Teraz to już przeszłość, ale to nie znaczy, że to nie bolało do tej pory.

Potter spojrzał na rozłożone dokumenty na jasnym biurku na zegar wiszący nad drzwiami i westchnął głęboko. Było zbyt wcześnie, by pójść do domu. Ginny przez ostatnie lata ciągle narzekała mu, że za mało czasu spędza na Grimmuald Place 12, a teraz sam Harry najchętniej siedziałby w domu przy synu. Chciał być dla niego wsparciem, a nie mógł nic zrobić, by ulżyć mu w tym wszystkim. Patrząc jak Cynthia z ojcem idą korytarzem, ciasno przytuleni do siebie czuł ukucie zazdrości, bo Albus nie wpuścił nikogo do siebie od wczoraj.

Harry jeszcze raz zerknął na wskazówki zegara i wstał gwałtownie od blatu. Nie miał zamiaru spędzić tu, ani chwili dłużej. Chciał być przy synu. Całą sprawą zabójstwa zajmował się Denber, a jemu mógł zaufać w prowadzeniu śledztwa. Nie ma potrzeby, by siedział tutaj i czekał na jakieś nowe informacje.

Otwierając z rozmachem drzwi do swojego pokoju, przestraszył sekretarkę, która właśnie odpisywała na list. Emily Kent podskoczyła nerwowo i odłożyła gęsie pióro do kałamarza.

− Panie Potter, wychodzi pan? – zapytała zdziwiona. Przecież doskonale wiedziała, że szef nie ma dzisiaj żadnego umówionego spotkania, a poza tym sprawa śmierci Calisty...

− Tak i nie wracam dzisiaj do Ministerstwa – odpowiedział szybko Harry. – Jakby ktoś pytał to mnie nie ma.

Zanim kobieta zdążyła odpowiedzieć i powiedzieć, że przecież cała masa dokumentów czeka na to żeby je przeczytać i podpisać, Potter szedł już jasnym korytarzem. Emily nie miała zamiaru krzyczeć i nakłaniać szefa na powrót do biura. Była jego sekretarką, nie nianią.

Potter przechodząc przez wiecznie zatłoczone Atrium starał się znaleźć jak najszybciej w kolejce do kominków. Nie chciał się teleportować czy używać publicznych toalet. Kominek był teraz najlepszym wyborem mimo że nie przepadał za tego rodzajem środkiem transportu.

Chciał wrócić do domu. Do syna. Do Albusa Severusa.



****

Widać co zrobiłam? Tak, znowu zmieniłam okładkę (okładki w sumie, bo reszta opowiadań też ma nowe.) Ta jest chyba lepsza, czy może zbyt ciemna?

Bardzo lubię pisać tutaj w perspektywie Harry'ego. Jest tu dorosłym facetem i na pewne sprawy patrzy inaczej niż reszta i inaczej niż to było jak sam był uczniem.

Piszcie jak tam wasze wrażenia po rozdziale :D

Do następnego,

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro