Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Puste korytarze

Conner Banner, uczeń pierwszej klasy liceum nie należał do ludzi o złej sławie. On po prostu nie cieszył się żadną sławą. Przygarbiony nastolatek zdecydowanie niższy niż jest to wymagane, od jego gatunku — szedł, jak na skazanie po szkolnych korytarzach.

Nie był też typem ucznia, co odwiedza szkołę w weekendy, a już na pewno nie z powodu kary. Koza. To słowo nie chciało mu przejść przez gardło. Już samo myślenie przyprawiało go o ciarki wstydu. Nie był pewny, gdzie leży tego przyczyna, ale korytarze Monument Mountain Regional High School [1] napawały go grozą i wzbudzały niepokój. Czuł się nieswojo wśród szkolnych szafek i to nie tylko dlatego, że jedną z nich zniszczył zaledwie wczoraj.

Zerknął na zegarek, a czerwone liczby elektronika wskazywały, że jest o dużo za wcześnie. Westchnął niezadowolony i oparł się o ścianę, wlepiając spojrzenie w zamknięte drzwi. Lakier pękał, a kompilacja kropek na drewnie sprawiała, że czuł się jeszcze gorzej. Odwrócił wzrok, chcąc skupić swoją uwagę na czymś o wiele przyjemniejszym dla jego układu nerwowego. Niebieskie tęczówki sunęły po pustych korytarzach liceum. Chłopaka uderzył panujący wokół spokój oraz cisza. Zgoła odmienne od gwaru, jakie ma miejsce w tygodniu.

Zmarszczył nos na widok jednej ze szkolnych szafek. Conner nie wiedział, co przedstawiał rysunek i nawet go to nie obchodziło, ale już na pewno zniesmaczyło.

Spojrzenie utkwił w tablicy informacyjnej przepełnionej kartkami, słabej jakości druku. „Nasi sportowcy", krzyczał napis. Tuż pod nim widniała galeria zdjęć zawodników futbolu. Przepych pucharów i mieniące się w blasku porannego słońca medale aż raziły go po oczach.

Odwrócił wzrok. Zawiesił go tym razem na obrazach kółka artystycznego. Wpatrywał się w rozmaite malunki, zachodząc w głowę czy powinno mu się to podobać, czy też nie. Pokraczne wzory nijak miały się z poczuciem gustu czy jakiejkolwiek estetyki, jaką on znał.

Artystyczne rozważania przerwał stukot obcasów. Oszołomiony zerwał się z zajmowanego przez siebie miejsca. O mało się nie poślizgnął, a odzyskując równowagę, stracił okulary. Szkła ze stukotem uderzyły o ziemię.


~*~


— A gdzie pozostała dwójka?

Blondyn nagle stracił zainteresowanie malunkami kółka. Odwrócił głowę w kierunku źródła znajomego głosu. Z roztargnieniem spojrzał na Ashley, niezadowolenie wykrzywiało jej śliczną buzię.

— N-nie wiem — odparł, czując się w obowiązku udzielić odpowiedzi.

Pani Collins niezbyt zadowolona z takiego obrotu spraw sapnęła ciężko. Wciąż obracając pęk kluczy w palcach, omiotła oceniającym wzrokiem dwójkę uczniów. Brązowe oczy na dłużej zatrzymały się na dziewczynie. Okrągłą twarz nauczycielki wykrzywił grymas, za to blondynowi posłała szeroki uśmiech. Jednak chłopak mocno wątpił w jego szczerość.

— Psia mać — syknęła niezadowolona, mocując się z niesfornymi drzwiami. Zamaszystym ruchem pociągnęła za klamkę i tylko cudem przedmiot nie został jej w rękach.

Jak na kogoś w grupie ryzyka zawałem, ma w łapach dużo pary — skwitował kwaśno, widząc jej poczynania.

— Wchodzicie czy czekacie na specjalne zaproszenie?

Conner nie potrzebował większej zachęty. Pokornie zajął miejsce na końcu klasy, zresztą jak zawsze, gdy miewał tu lekcje. Pani Collins rozsiadła się na drewnianym krzesełku, które to zaskrzypiało nieprzyjemnie na znak protestu. Za matematyczką z miną wyrażającą wielkie niezadowolenie podążyła Ashley. Dziewczyna zmarszczyła zgrabny nosek, a idealnie wyprofilowane brwi znikły pod równo ściętą grzywką.

Szesnastolatek zerknął na nią z nieukrywanym zainteresowaniem. Musiał przyznać, że obecność szkolnej divy jest tą — zaraz po nim — której najmniej się spodziewał. Bo przecież ktoś taki, jak Ashley Canavan, córka burmistrza nie powinna przebywać w takim miejscu, jak to. A jednak tu była. I Banner z pewnymi oporami musiał przyznać, że ta kwestia intryguje go o wiele bardziej niż szkolna gazetka.

Uczucie to umarło niemal natychmiast, gdy sama zainteresowana posłała mu spojrzenie godne jego matki. Wzdrygnął się i tym razem obserwował widok za oknem. Przyglądał się pełzającym po szybie kroplom. Uważnie śledził, która dotrze pierwsza, do wyimaginowanej mety.



~*~


Krzesło zaskrzypiało, przykuwając tym samym uwagę chłopaka. Pani Collins obrzuciła ich ostatnim spojrzeniem i nim zostawiła ich samych, mruknęła tylko, że mają być cicho.

Conner oparł podbródek na zewnętrznej stronie dłoni, powracając do wcześniejszego zajęcia. Krople deszczu kreśliły wymyślne wzory na szybie. Obraz stawał się zamglony mimo okularów. Powieki ciążyły chłopakowi, uświadamiając mu, że całonocny maraton „Sherlocka" nie był dobrym pomysłem.


~*~ 


Zerwał się nagle, wyrwany brutalnie z ramion snu. Krzyk pełen przerażenia i gniewu brzęczał mu w uszach. Błękitne oczy błądziły po sali, szukając źródła owego dźwięku. Niezrozumienie malujące się na piegowatej buzi powiększyło się, gdy dostrzegł dwie nowe osoby. Zaspany umysł potrzebował więcej czasu, aby rozpoznać ich twarze.

Nick Affleck, niewątpliwa duma szkoły w sporcie, ale i jej utrapienie w każdej innej dziedzinie — szarpał się z dziewczyną, której imię jak i nazwisko nie było mu znane.

Jednak to nie to najbardziej zaskoczyło Connera, a szkielet.

Przemierzył pół klasy niczym Superman i wylądował tuż obok ławki okularnika. Wytrzeszczył on oczy, będąc pewny, że wciąż śpi. Nie odrywał tęczówek od układu kostnego. Bujna wyobraźnia podesłała mu co rusz kadry z nocnego maratonu.

— Puszczaj ją.

Conner na nowo zainteresował się Nickiem i tą dziewczyną. Kątem oka dostrzegł uchylone drzwi od składzika, w którym nauczyciele przechowywali podręczniki i pomoce dydaktyczne, jak chociażby leżący pod jego nogami ludzki szkieletor, oczywiście plastikowy.

Nagle pokój wypełnił wokal Ariany Grande — jak się wydawało Bannerowi — i wtedy Conner dostrzegł osobę, która była tu od początku. Ashley Canavan stała oddalona od kłócącej się dwójki. Z kamienną twarzą odebrała telefon.

— Tak? — jej głos był surowy, wręcz lodowaty. — Nie mogę — o ile było to możliwe, jej tembr przepełnił się jeszcze większą nienawiścią, a niepozorne słowa ociekały jadem. — Dobrze — wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Uwaga całej trójki była skupiona na blondynce. Ta jednak nie zaszczyciła ich żadnym spojrzeniem. Dumnie uniosła podbródek, zmierzając ku wyjściu. Nie zaszła jednak daleko. Tęga sylwetka nauczycielki skutecznie uniemożliwiła jej to, co zamierzała. Kobieta machnęła ręką w ponaglającym geście. I choć polecenie nie tyczyło się jego, Conner potulnie zajął swoje miejsce, mimo że towarzystwo szkieletu nie było mu na rękę. Miał nieodparte wrażenie, że ten go obserwuje.

W opozycji do niemych rozkazów nauczycielki pozostał Nick. Z szelmowskim uśmieszkiem i kpiącym spojrzeniem wpatrywał się w pedagożkę, a pani Collins z równą intensywnością je odwzajemniła.

— Słuchaj chłopcze — zagrzmiała kobieta — twój ojciec może i jest dyrektorem, a jej — ruchem głowy wskazała na Ashley siedzącą bliżej wyjścia niż wcześniej — burmistrzem. Ale. Tu. Jesteście. Moimi. Uczniami. Rozumiesz?

Nick nie odpowiedział. Po prostu stał. Jedyną zmianą był wyraz jego twarzy. Teraz zagościła na niej maska obojętności, niewyrażająca najmniejszej nawet emocji.

— Siadaj — rozkazała, podpierając się pod boki — albo sprezentuję ci kolejny rok w tej samej klasie. Ponownie.

Chłopak drgnął i o dziwo posłuchał. Plastikowe krzesełko zaskrzypiało, a Conner doszedł do wniosku, że z dwojga złego woli szkieletora, którego właśnie pani Collins odniosła na swoje miejsce niż towarzystwo szatyna.


~*~

Banner na nowo wrócił do obserwowania kropel, ale matematyczka miała zupełnie inne plany. W osłupieniu wpatrywał się w białą kartkę i ołówek tuż przed nim.

— Co to jest? — nieznajoma dziewczyna wypowiedziała na głos jego myśli.

— Ty — tu kobieta wskazała ku jego przerażeniu na niego — i ty — tłusty palec powędrował w stronę Ashley — razem. A Romeo i Julia — rzekła kwaśno — razem. — Każde z was. Bez wyjątku — dodała z naciskiem. — Przeprowadzi ze sobą wywiad. Poznacie się lepiej, bo coś czuję, że jeszcze spotkamy się w tym gronie — spojrzenie brązowych oczu prześlizgnęło się po każdym z nich — a przynajmniej z większością z was — dodała pod nosem.


~*~

Powpisuj coś — powiedziała Ashley Canavan i wyszła.

Connor Banners dzisiejszą sobotę spędza w szkolnej kozie tylko dlatego, że przez przypadek zniszczył szkolną szafkę. Chwila niezdarstwa kosztowała go gniew matki i to. Teraz tak, jak go poproszono „wpisywał coś" byle jak najszybciej zegar wybił piętnastą.


~*~


[1] Monument Mountain Regional High School — Jest to prawdziwa szkoła, położona w Great Barrington w Massachusetts.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro