Rozdział 7 - Młodość (część 4)
Zwycięstwo prowadzone zachwytem zamienia w chaos ogrom istnienia. Pręży się wyniośle nie pokonanym czynem. Brak mu jednak faktu, bo bełkocze niczym zapchane usta pełne sarkazmu. Wszystko kaleczy lamentem, dając wolność parodii, nikczemnej ułudzie prawdy. Prowadzi do kontroli obojętnego spojrzenia. Zagarnia aksamitne tchnienie czynu, zamieniając na to co szorstkie. Urąga białym powiewom pamięci ceną chwili podniecenia słabości. Ubóstwia portret namalowany ręką lustra.Jedno zdjęcie światła spalone chłodnym ogniem rozpaczy i wściekłości. Nie patrzy okiem polnym, ale zwiędłym wewnętrznie, perspektywą zimnej klatki.Odmawia zmysłom duszy! Ubóstwia zamysł doczesnej pogardy absolutną gonitwą uporu. Nikczemnie zaprzecza odległej mądrości, plugawiąc zaszczytnie koronę miłości. Wielkie majętności składa na miejscu głupoty wyobrażenia o radości. I pięknie nazwany boskością ukłony składa. Gloryfikuje kłamstwo pustego umysłu,cześć oddaje wiecznym jękom pogardy. Złemu królowi służy, dla własnej zguby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro