Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 - Pełna kontrola (część 6)

W anielskiej atmosferze doczołgali się do domu Franka. Dosłownie doczołgali, bo przecież nawet naćpany żółw poruszałby się szybciej niż ta dwójka. Anastazja ze względu na lekki ból w prawej kostce poruszała się nieco wolniej niż normalnie. Jak się okazało, rodziców chłopaka nie było w domu, jednak drzwi frontowe zastali otwarte. Nie szukał wyjaśnienia tego paradoksu. 

Zaprosił Anastazję do salonu i gdy spoczęła na skórzanym fotelu pobiegł do kuchni po apteczkę. Po chwili wrócił z całą masą opatrunków, bandaży i maści. 

– Przyznam się szczerze, że nie mam o tym bladego pojęcia – oznajmił, potrząsając metalowym pojemnikiem z dużym czerwonym krzyżem. 

– Dasz sobie radę. Gdybyś robił coś nie tak, poinformuję cię. 

Dopiero teraz, gdy włączył światło, Franek zdołał przyjrzeć się jej całej. Ubrana była w króciutkie czarne spodenki z brązowym paskiem i białą koszulkę z długim rękawem. Jej czekoladowa torebka, balerinki w panterkę i rozpuszczone włosy wyglądały w ostrym blasku LED-ów na połączenie beżu i cynamonu. Dawały razem niesamowitą paletę odcieni jednej barwy. Anastazja wyglądała wspaniale, mimo że na większej części jej ubrań zebrała się warstwa kurzu i sproszkowanego tynku.

Przykucnął, bacznie ją obserwując. Nie protestowała, więc delikatnie dotknął miejsca, w którym powstał obrzęk. Naciskał coraz mocniej, aż wydała z siebie stłumiony dźwięk. 

– Przepraszam – rzucił, natychmiast puszczając jej kostkę. Nie przerywał jednak pierwszej pomocy. Wyciągnął jedną z tajemniczych maści na opuchnięcia i rozmasował w zaczerwienionym punkcie. Po dokładnym rozprowadzeniu specyfiku rozwinął bandaż, wypatrując reakcji dziewczyny. Kiwnęła mu na znak zgody, dlatego ostrożnie przełożył miękki materiał przez jej stopę. Następnie drugi i trzeci, aż dokładnie zakrył obolałe miejsce. Przeciągnąwszy ostatni raz zapytał. 

– Nie związałem za ciasno? 

– Jest idealnie – przyznała szczerze, zrywając się do pionu. Cały ciężar przeniosła na zdrową nogę. Ból trochę zelżał, ale ciągle przeszkadzał jej w swobodnym poruszaniu się. – Kilka dni i opuchlizna zniknie – stwierdziła. Dała tym Frankowi do zrozumienia, że nie może już nic więcej zrobić. 

– Rozumiem. To może się czegoś napijesz. Kawy, herbaty? – zapytał, chowając zawartość apteczki do pojemnika. 

Choć Franek nie miał nic przeciwko temu, aby zaparzyć Anastazji filiżankę kawy, to fakt, że nie robił tego nigdy wcześniej wywoływał u niego swoisty niepokój. Mógłby zrobić coś nie tak, podobnie jak to się dzieje przy wlewaniu kwasu do wody lub odwrotnie. W każdym razie którejś z tych czynności kategorycznie nie powinno się wykonywać. Franek doskonale o tym wiedział. Której jednak? Dobre pytanie...

– Poproszę o herbatę – odparła, na co odetchnął z ulgą. Ostatni raz rozejrzał się po dywanie, czy nie zostawił tam jakichś medykamentów, po czym skierował się do kuchni. 

Może Anastazja ma cukrzycę? – pomyślał i zaraz krzyknął: – Słodzisz? 

– Dziękuję, nie słodzę. – Usłyszał głos dziewczyny z pokoju. 

Chociaż jakby się zastanowić, to nic nie znaczy. – Rozważania na temat stanu zdrowotnego Anastazji skłoniły go do kolejnego pytania. 

– Ale to nie możesz pić z cukrem, czy po prostu nie lubisz? 

Dziewczyna nie odpowiedziała, dlatego Franek ustawił czajnik z wodą na największym okręgu płyty grzewczej i wychylił się za futrynę. Uczennica zerknęła w kierunku kuchni i gdy tylko zobaczyła jego głowę odparła. 

– Lubię smak herbaty. Cukier zabija całą przyjemność. 

– Jasne. – Uśmiechnął się. – W moim przypadku to cukier nadaje smak herbacie i bez przynajmniej dwóch łyżeczek ani rusz – wyjaśnił, zaprzątając sobie głowę irracjonalnymi myślami. – Matko, ledwo co się poznaliśmy, a tutaj już pierwsza różnica. A jak będzie ich więcej i pomyśli, że nie pasujemy do siebie? 

Stwierdzenie tego typu na etapie pierwszego oficjalnego spotkania zdało się apogeum debilizmu. Fakt, Anastazja była nim mocno zainteresowana, ale przecież on nie miał pewności co wydarzy się następnego dnia. Mógł jedynie ślepo podążać śladami teraźniejszości i modlić się, żeby czegoś nie zepsuć. 

W jego wewnętrzny monolog wkradł się głos dziewczyny:

– Jak tu pięknie. – Podeszła do najbliższego krzesła, utykając na jedną nogę. – To naprawdę wspaniała posiadłość. Przyznam szczerze, że bliższe mojemu sercu są wiekowe budowle. Jednak ten dom ma swoją duszę. 

Franek pomógł jej usiąść. 

– Pochwały należy kierować w stronę moich rodziców. Tata zaprojektował dom z zewnątrz, a mama częściowo go umeblowała. Ona również nie przepada za nowoczesnym stylem, który tata uwielbia, dlatego poszli na kompromis i dom jest wybudowany w rytmie najnowszych trendów, a wnętrze udekorowane starociami z antykwariatów – wyjaśnił, opierając się biodrami o blat obudowanej kuchenki. 

– Tak coś czułam, że twoja mama maczała w tym palce. Nie żebym ją znała, ale widać, że przyłożyła do tego rękę kobieta. – Dziewczyna poczuła, że uwaga tego typu była nie na miejscu, co starała się zatuszować głupawym uśmiechem. Chłopak na szczęście jakoś szczególnie nie przywiązywał wagi do zasad dotyczących zachowania podczas rozmowy. Interesowało go bardziej, jak wyglądałaby Anastazja w stroju kąpielowym. Jego wspaniałą wizję przerwał pisk czajnika. Złapawszy za plastykowy uchwyt, zalał gorącą wodą dwa kubki. 

– Lubisz mocniejszą czy słabszą? – zapytał bez zastanowienia.

– Mocniejszą. Ale mogę już wyrzucić swoją. – Wskazała palcem dryfującą saszetkę. 

– Jasne. To proszę – mówiąc to, podał dziewczynie swoją łyżeczkę. Zaraz też dodał:

– Nieoblizana. – Po dosłownie sekundzie dotarły do mózgu jego własne słowa.  

O cholera – jęknął w duchu. Ta niewygodna uwaga wprowadziła do rozmowy nieco dystansu. Dziewczyna nie wiedziała, jak odpowiedzieć, a Franek szukał jakiegoś noża, aby skrócić swoje męki. Cóż. Samobójstwo było w tym momencie najrozsądniejszą opcją. Może jakimś cudem powróciłby do życia w innym ciele i odpokutował za głupotę, jakiej się dopuścił.

Anastazja wyrzuciła torebkę do kosza bez najmniejszego burknięcia. Choć gest ten mógł oznaczać bardzo wiele, Franek widział tylko jeden schemat. 

Pewnie ma mnie za idiotę. Dziewczyna, wbrew fantazjom chłopaka, nie miała w planach rozpracowywania jego profilu psychologicznego. Skupiła się na dębowym stole z wyrzeźbionymi na czterech odnogach pnączami i półokrągłymi wcięciami. Zaraz też objęła spojrzeniem resztę pomieszczenia. Zobaczyła kakaowe panele i białe firanki z kremowymi frędzelkami. Następnie ogarnęła wzrokiem resztę kuchni, gdzie ciemnokasztanowe podwieszane półki i szafeczki oraz orzechowe blaty obudówki pięknie współgrały z różnymi odcieniami brązu na ścianie w postaci jednolitych kafelków. Nad swoją głową wychwyciła jeszcze kołyszący się, ciemnobrunatny, odlewany ze stali żyrandol, z pięcioma kloszami przypominającymi świece. 

Zatrzymała w sobie tę magiczną chwilę aż do salonu, gdzie cały czar prysnął. W opustoszałym pomieszczeniu Anastazja poczuła się nieswojo. Poza sofą, dywanem, dwoma fotelami, stolikiem i jakąś marną imitacją szafki na telewizor nie zobaczyła tam nic więcej. Nie dała jednak tego po sobie poznać. 

– Herbata pachnie wspaniale – przyznała, upijając łyk z kubeczka. Franek ciągle milczał. Już szybciej zjadłby łyżeczkę i część ścian nośnych niż odezwał się słowem. Mógłby przysiąc, że Anastazja zeźre go żywcem za okazaną wcześniej głupotę, ale nie – ona pominęła tę niepowtarzalną okazję. 

– Nie chcę, aby panowała taka niezręczna cisza. Zarzućmy jakiś temat. Co ty na to? – Sugestia podziała na chłopaka ożywczo. Zrozumiał, że to, co powiedział w kuchni, nie miało dla niej żadnego znaczenia. Przy takim obrocie sprawy mógł swobodnie wrócić do rozmowy.  

– Jestem za. A zatem, Anastazjo... – powiedział z dziwnym akcentem. – Co lubisz robić, jak masz czas wolny? 

– Mmm. – Zamyśliła się. – Lubię przyglądać się przedmiotom z bogatą historią. Wtedy potrafię sobie wyobrazić przez ile rąk, sytuacji i zdarzeń się przewinęły i jak wiele tajemnic skrywają. Zdecydowanie jestem ciekawa świata. – Jesteś zdecydowanie zbyt zajebista, żebym mógł skupić się na tym, co mówisz. – ...Paryż, Wenecję, wszystkie kraje europejskie. Często przeglądam w Internecie różne strony podróżnicze. Wspaniale byłoby się wybrać w podróż bez zobowiązań, stresu czy konsekwencji. – Matko, ta talia! Skup się! 

Mhm – bąknął chłopak pod nosem. 

– Po prostu wsiąść w jakiś pociąg i pojechać gdzieś daleko, w głąb Europy. Uwielbiam zwierzęta. Najbliższe memu sercu są konie, bo ciocia na Mazurach ma dwa piękne jednorożce. Tak na nie mówię, bo są białe. Już od małego uczyła mnie, jak na nich jeździć. Kocham góry, ale nie pogardzę też wypoczynkiem na plaży. Z pozycji kulinarnych to łatwiej będzie powiedzieć, czego nie lubię. Nie przepadam za truflami. Dziwnie mi się kojarzą, tak poza tym jestem wszystkożerna. – Franek nagle złapał wątek i powiedział: 

– Może masz ochotę coś przekąsić? – Już po chwili usilnie modlił się w duchu, aby odmówiła. Przygotowywanie posiłków nie było jego mocną stroną. Sam niejednokrotnie walczył o przetrwanie w kuchni. Poza tym istniało niebezpieczeństwo zgonu za sprawą jakiegoś przeterminowanego specyfiku. Wolałby nie ryzykować, ale niestety musiał dopasować się do odpowiedzi pięknej. 

– Nie kłopocz się. Herbata wystarczy. – Z grzeczności musiał zapytać: 

– Ale na pewno

– Dziękuję – odparła stanowczo, ale uprzejmie. Anastazja nie musiała go przekonywać. Sam cały czas wzbraniał się przed tą opcją. Bo co? Poszedłby do kuchni i narobił jakichś zdeformowanych kreatur? Jeszcze zeskoczyłyby z talerza i ją zaatakowały. 

– Ty lubisz konie? – zapytała raptownie dziewczyna. Wzrokiem odnalazła jego twarz i tam się zatrzymała. 

– Nigdy nie miałem z nimi większej styczności – odparł. – Niekiedy tylko lądowały na mojej tapecie. Dzikie i samotne są piękne, a tak jak się je hoduje, to zaraz kojarzą mi się z rolnictwem.

Anastazja zachichotała. Miała naprawdę piękny śmiech, taki naturalny. Sprawiała wrażenie osoby, której można bezgranicznie zaufać. I nie było to tylko przekonanie Franka na podstawie kilku dni analizy, ale ogólnie przyjęta teza. Dziewczyna pozbawiona zepsucia, do obłędu doskonała. 

– Kiedyś będziesz musiał ze mną pojechać na Mazury. Z przyjemnością cię nauczę.

Propozycja niby banalna, a otwierała wiele możliwości. Dziewczyna uwzględniała go w planach przyszłościowych, dając mu jednoznacznie do zrozumienia, że jest nim zainteresowana. Franek w tym czasie delektował się jej krągłościami. Nie można powiedzieć, żeby robił to specjalnie. Wzrok sam uciekał mu w miejsca, na które nie powinien jeszcze spoglądać.

– Franek, a ty? Jakie rzeczy robisz w wolnych chwilach? – Pytanie postawiło go do pionu. Zesztywniał, bo właśnie patrzył się na jej piersi. 

– Ja? Nie, ten koleś po lewej. Jasne, że ty! 

W jego głowie rozpoczęła się debata na temat aktualnych spraw. Wyobraźmy sobie salę obrad w kształcie półksiężyca, gdzie kolejne rzędy stopniowo narastają w stronę sufitu. Wszystkie miejsca zajęte przez kopie bohatera krzyczą zaciekle, starając się przekonać pozostałych do swoich racji. W tej krzątaninie rzucanych kartek, czapek i marynarek, jeden głos wybił się ponad. 

– Opowiedz jej o grach komputerowych, o przygodach pijackich z kumplami. – Nagle inny zerwał się do pionu i niszcząc poprzednika wzrokiem, wrzasnął. 

– Tępa dzido. Dziewczyny nie lecą na graczy. Zmyśl coś. Powiedz, że czytasz powieści kryminalne. Słuchasz muzyki klasycznej. Grasz na skrzypcach, pianinie lub kontrabasie. Rozegraj to na gentelmana. – Gdy poseł skończył, wstał inny i negując wypowiedź kolegi, powiedział. 

– Panowie, to niedorzeczne. A co, jeśli ona dowie się, że ją okłamaliśmy? To koniec. 

– Ma rację! – poparła jedna połowa. 

– Tak, to zły pomysł! – zgodziła się kolejna część. 

Nagle spośród wszystkich tych klonów wstał najważniejszy i uciszył resztę. Wtedy właśnie Franek powrócił do łask i odpowiedział.

– Słuchaj, u mnie to tak trochę ze wszystkiego. Z górami i morzem mam podobnie jak ty. Lubię słuchać muzyki, zdarzy mi się przeczytać jakąś książkę. – Przerwał, aby przemyśleć kolejną kwestię. – Nie mam wyszczególnionego hobby. Często spędzam czas z kumplami. Robimy różne szalone rzeczy. Fascynuje mnie Kosmos. Nie wiem, dlaczego, ale lubię gapić się w gwiazdy. 

– Niebo ma w sobie coś magicznego – odparła, zakładając jedną nogę na drugą. 

– Tak. Ciągle przykuwa moją uwagę. Przez pół swojego życia marzyłem, aby zostać astronautą. Od pewnego czasu mi się zmieniło. 

– Dlaczego? To piękne marzenie. 

– Mówimy o robocie dla singli, a ja planuję założyć rodzinę. – Gadka wydała mu się oklepana, ale podziałała jak należy. Anastazja była zachwycona. Wyobrażała sobie właśnie, jak wyglądałoby jej życie u boku najlepszego przyjaciela.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro