Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 - Ostatnie tchnienie wolności (część 4)

Substancja zaczęła wibrować niczym membrana głośnika basowego, pochłaniając fragmentami ciało Franka. Zawahał się, bo uczucie zdało się dla niego nienaturalne. Jeszcze nigdy nie miał z czymś takim do czynienia. Powłoka niby wilgotna, a jednak sucha. Niby ciepła, a mimo wszystko schłodzona. Delikatnie szorstka i jednocześnie sprawiająca pozór gładkiej. Ta ciągła gradacja wyprowadziła jego umysł na manowce, uniemożliwiając dokończenie kodu. To przerwało procedurę, przez co portal zareagował niczym ssawka. Potwierdziły się czarne scenariusze Anastazji. Franek nie podołał wyzwaniu, sprowadzając zgubę na cały Wszechświat. 

On jednak nie był świadomy zagrożenia. Po prostu teleportowało go w inne miejsce. Przeniósł się do miejscowości rodzinnej pod lokalny szpital. Dziwił się, że właśnie tam trafił, ale jakie to miało znaczenie? Założył, że musiało się udać. Anastazja ostrzegała, że w przypadku porażki skutki będą natychmiastowe i katastrofalne. A tu cisza i spokój. Atmosfera nie wykazywała żadnych symptomów nadchodzącej apokalipsy. Budynki stały tak jak dawniej. Z nieba nie spadały meteoryty. 

Gdy rozglądał się po okolicy, doszukując się destrukcyjnych zjawisk, zauważył Anastazję. Stała skulona i trzymała się rękami za brzuch. Zbliżył się, zaniepokojony o jej zdrowie. 

– Anastazja, wszystko dobrze? – zapytał troskliwie, obejmując ją ramieniem. 

Ona nie była skłonna do odpowiedzi. Jedyny dźwięk, jaki wydobywał się z jej ust to lekki świst. Franek nie miał pewności, czy w grę wchodzi niewydolność płuc, czy może głęboka furia. Z każdą chwilą skłaniał się jednak ku temu drugiemu. Dyszała z wściekłości.

Dziewczyna zmieniła się po powrocie z Eveneris. Wcześniej istniała pomiędzy nią a bohaterem silna więź. Mieli ze sobą stały kontakt ponadzmysłowy. Teraz nie dość, że nie potrafił jej rozpoznać, to jeszcze zauważył coś strasznego. Znalazł w jej sercu nieposkromioną żądzę. Prostą i pierwotną potrzebę zabijania. 

Nie wiedział, jak na to zareagować. Przez pierwszą chwilę myślał, że może to coś między nimi się zepsuło. Niestety, ta komunikacja dalej istniała. Anastazja po prostu utraciła cząstkę dobra na rzecz demonicznych zapędów, które nagle się w niej obudziły.

– Zginiesz tutaj, z mojej ręki! – wrzasnęła. 

Chłopak robił sobie jeszcze nadzieję. Wmawiał, że to jakiś chory żart i zaraz wszystko wróci do normy. Niestety, prawda zniszczyła budowaną resztkami sił konstrukcję. Anastazja chciała go zabić i była zdolna zrobić wszystko, aby dopiąć swego. 

Pogodzenie się z porażką nie było łatwe, ale w jakiś przedziwny sposób otworzyło mu oczy. 

– Gdzie jest Anastazja? – zapytał. – Co z nią zrobiłaś? 

– Jestem tutaj. Masz jakiś problem ze wzrokiem? – zapytała pełna sarkazmu. 

– Zmieniłaś się, ten portal cię zmienił. 

– Nie mogę chcieć cię tak po prostu zabić? Zawsze musi być jakiś ukryty powód? Przerwijmy schemat. Rozszarpię cię na kawałki z czystej przyjemności

Postanowiła nie rzucać słów na wiatr. Niczym gepard dobrała się do gardła zdezorientowanego chłopaka. Szpiczastymi paznokciami przebiła skórę, paraliżując jego układ nerwowy. Następnie zacisnęła ręce na szyi i odcięła mu dopływ tlenu.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro