Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18 - Zatracone wartości (część 4)

Urządzenie wyzwoliło reakcję, przenosząc świadomość Franka i Klotusa do programu. Wydawałoby się, że to jasnowłosa powinna trafić na jego miejsce, ale tak się nie stało. Przyczyną tego ewenementu była wcześniejsza zamiana. Negus ciągle pozostawał w ciele Estonidy. Przemiana, której dokonali z jasnowłosą była w pewien sposób wiążąca. Dlatego też w programie znalazł się nastolatek, a nie albinoska. 

Zanim Franek cokolwiek powiedział, włączył pełen zestaw startowy walki, w którego skład wchodziła blokada świadomości, stworzenie alternatywnej drogi ucieczki oraz pakiet bezpieczeństwa pod kątem obrażeń cielesnych. Otaron uprzedzał, że Klotus będzie grał nieczysto, dlatego Franek postępował według zaleceń. Gdy wszystko było gotowe, wycharczał:

– Co zrobiliście? Wróciłem przecież do własnego ciała. Dlaczego jestem tutaj? 

– Ograniczone dziecko. Nie dokonaliście pełnego transferu świadomości. Dalej jesteś w niej, dlatego nie ma czasu do stracenia. Najlepiej poddaj się od razu. 

– Chyba śnisz! 

– Tak myślałem. Zaczynajmy więc! Mam nadzieję, że Otaron poinformował cię, na czym polegają zasady turniejowe. Jeśli nie, twoja strata. 

Warto zaznaczyć, że krajobraz nie zmienił swojej formy, przez co ciągle stali nad urwiskiem. Oczywiście program pozbył się zbędnych detali, takich jak obserwatorzy czy wybieg Skywalk. Otoczenie z reguły miało przypominać jałową przestrzeń bez większych ekscesów. Chodziło o to, aby przeciwnicy mieli równe szanse co do możliwości tworzenia. 

Klotus ruszył jako pierwszy. Wpakował Franka do przypadkowego świata, sprawdzając stopień jego zabezpieczeń. Chłopak znalazł się w teatrze. Obok siebie miał puste siedzenia i lekko oświetloną scenę. Zza kurtyny wydobywał się dym. Skupił wzrok na sztucznych chmurach, czekając na rozwój wydarzeń. 

Nastolatek miał pojęcie, kim jest i co się dzieje, dlatego z każdą chwilą rosło napięcie. Nagle usłyszał jakiś szelest, dlatego napiął wszystkie mięśnie. Zatrzymał się, mierząc pięściami pustkę, jaka go otaczała. Dym poruszył się, ujawniając ubrane na szaro postacie. Franek nie potrafił dojrzeć ich sylwetek, tylko zarys ruchów. Miał wrażenie, że walczyć będzie z wojownikami ninja i nie pomylił się. 

Zasłona dymna rozprzestrzeniała się coraz bardziej, aż zaczęła pochłaniać pierwsze rzędy. Wtedy grupa zamaskowanych mężczyzn zaatakowała. Przecinali szarość swoimi mieczami, niejednokrotnie raniąc bohatera. Cięli i dźgali bez opamiętania, aż stracił czucie w nogach. Upadł na bok, jęcząc z bólu. 

Żołnierze cienia byli przekonani, że pokonali wroga. Zaprzestali dalszych ataków. Prawa była jednak zupełnie inna. Franek tylko grał na zwłokę. Odegrał scenkę konania, po czym zabrał się za porządny kontratak. Gdy tylko skończył przygotowania, rozrzedził dym i oznajmił. 

– Przywitajcie się z Seleną. Uzbrojony w działko czterolufowe wystrzelił tysiąc dwieście pocisków w przeciągu minuty. Przerobił scenę i siedzenia na drewniane wiórki. Rozdmuchał zasłonę dymną litrami krwi. Na koniec doprawił jeszcze pobojowisko pociskiem rakietowym. 

Zaraz po wybuchu, gdy tylko opadł kurz, teatr powrócił do początkowej świetności. Klotus stał pośrodku estrady obleczony strumieniami światła. Podszedł do mikrofonu pośrodku i powiedział. 

– Wybornie! – Zaczął klaskać z taką zawziętością, że pomieszczenie zaroiło się od aplauzu publiczności. Wraz z dźwiękiem pojawiła się chmara ludzi zwrócona w jego stronę. Wrzawa i entuzjastyczne okrzyki trwały do momentu, aż Klotus przemówił ponownie. Wtedy wszyscy zamarli. – Spróbujmy troszeczkę głębiej. – Na te słowa Negus przeniósł się do ekskluzywnej francuskiej restauracji na wolnym powietrzu. Siedział sam przy stoliku, wpatrując się w wyjątkowo piękną dziewczynę. Śledził ją od paruset metrów z zamiarem przedstawienia się i wymiany poglądów. 

Młodzieniec miał wewnętrzny opór, aby ruszyć się z miejsca. Po pierwsze było małe prawdopodobieństwo, że dziewczyna w Paryżu będzie potrafiła porozumieć się płynnie po angielsku. Nie wykluczał jednak takiej możliwości. Mogła mówić swobodnie, ale co jeśli nie? Druga sprawa, że nie wiedział czy jest wolna. Wyglądała jak modelka, a takie zawsze miały chłopaka lub, co gorsza, męża. Bił się ze swoimi myślami, aż zebrał w sobie siłę i ruszył na podbój. Poprawił kołnierzyk białej koszuli, nabrał powietrza do płuc i zagaił: 

– Co piękna dziewczyna robi sama w tak cudownym miejscu? – Spojrzał na stolik, na którym leżała chusteczka z aktualną datą. 

Dziewczyna zerknęła na przybysza zainteresowana. Uśmiechnęła się. – Czekam – oznajmiła nagle, zaciskając w dłoni kawałek materiału. 

Wyjaśniła się sprawa porozumienia. Mówiła swobodnie po angielsku. Pozostał tylko motyw spotkania. Na kogo czekała? Franek pomyślał, że na chłopaka, dlatego odparł: 

– Przepraszam, nie chciałem przeszkodzić. – Odwrócił się z zamiarem powrotu do domu, gdy nieznajoma zawołała: 

– To nic ważnego. Proszę, usiądź. – Zachęciła go uniesionymi kącikami ust. Splotła dłonie na prawym kolanie, zakładając równocześnie jedną nogę na drugą. Jej słomkowe włosy kołysały się delikatnie na wietrze. Policzki lekko zabarwione różem ukazywały dołeczki. Wydawała się radosna i szczęśliwa z jakiegoś powodu. 

– Na kogo czekasz? 

– To nic ważnego – powtórzyła, dając chłopakowi wyraźnie do zrozumienia, że nie powinien drążyć tematu. 

Franek postanowił zmienić front. Zapytał. 

– Może masz ochotę na kawę lub trochę słodkości? 

– Czy jestem aż tak gorzka, że potrzeba mi słodkości? – spytała zadziornie. 

Negus zastanawiał się, której drogi się chwycić. Gdyby powiedział, że nie potrzebuje więcej słodyczy, bo jest wystarczająco słodka, to byłby hipokrytą, bo właśnie zaproponował jej trochę słodkości. Odpowiadając zaś twierdząco mógłby ją zrazić do siebie. Którą kobietę zachęci stwierdzenie, że jest wyjątkowo gorzką partią? W porę znalazł okrężne wyjście z sytuacji. Powiedział: 

– Czy mogę wysunąć jakikolwiek wniosek po minucie znajomości? – Okazało się jednak, że to tylko chwilowe rozwiązanie. 

– Zaryzykuj – odparła zaciekawiona. Przypatrywała się chłopakowi jak walczy wewnętrznie, aby nie zawalić sprawy. 

– Jesteś intrygującą osobą z dużym zapasem czasu. Wydajesz się być ciekawa świata. Poszukujesz czegoś, aby wypełnić lukę po tym, co ci odebrano. Może bratniej duszy? Wsparcia? – Franek podniósł brwi, nieznacznie się uśmiechając. Eksperymentował, wysuwając coraz to głębsze analizy jej zachowania. Nie miał z tym problemów, bo według scenariusza nadanego przez Klotusa był świeżo upieczonym magistrem psychologii. 

– Mów dalej... – wtrąciła. 

– Jesteś obserwatorką zdolną do surowej oceny ludzi, ale starasz się wyciągać z nich same pozytywy. Musisz być szczęśliwa w życiu. Twoje rysy twarzy wskazują na to, że nie miałaś trudnego dzieciństwa, raczej spokojne i błogie. Teraz też wydajesz się być szczęśliwa. Wolna – dodał, odnajdując w głowie odpowiedni argument. – Czyżbyś była zamożną szczęściarą jakiegoś telewizyjnego teleturnieju? 

– Pieniądze szczęścia nie dają – skwitowała jego wniosek. 

– Nie chodzi o majątek. W takim razie nie pojmuję, jak taka młoda kobieta może ze spokojem zerkać w przyszłość. Musiałabyś dopiero co odkryć powód, dla którego istniejesz. Ideę zdolną sprawić, że życie stało się dla ciebie klarowniejsze. Głębię własnej egzystencji na tyle czystą i piękną, aby dała ci powód do autentycznej radości. 

– To coś innego. 

– Zatem miłość? – powiedział, po czym zmienił zdanie, wyjaśniając na głos: – Nie. Jesteś za spokojna i zbyt młoda na próbę docenienia wartości własnego męża po wielu latach związku. Nie przypominasz mi również korporacyjnej służki realizującej aspiracje na wyżynach ludzkiego wyzysku. Chyba że jesteś aktorką i ćwiczysz rolę do jakiegoś romansidła. To by potwierdzało brak faceta i dystans do problemów codzienności, który wprawdzie jest pozorem symulowanym na potrzebę chwili. 

– Pudło – oznajmiła z uśmiechem. 

Dokładnie w tej chwili system zabezpieczeń ogłosił alarm w głowie Franka, informując go o oszustwie, jakim raczył go Klotus. Dowiedział się, że wszystko było tylko próbą manipulacji, jednak mimo to nie przerywał rozmowy. Postanowił doprowadzić scenariusz do końca. 

– Czy mógłbym otrzymać jakąś wskazówkę? 

– Poddajesz się? 

– Chyba tak, przerosła mnie twoja złożoność. Nie jesteś klasycznym przypadkiem, który można skategoryzować, zamknąć w schemacie. Masz w zanadrzu, coś, co czyni cię wyjątkową. To musi mieć związek z datą na chusteczce. Schowałaś ją, gdy podszedłem. 

– Zgadza się. To data pożegnania. 

– Pożegnania? Czyli kogoś straciłaś, ale to musiało być dawno, bo nie przejawiasz oznak smutku.

– To moment mojego pożegnania, ale już niedługo spotkania. – Zrobiła wymowną pauzę, po czym dodała. – Spotkania z moim ukochanym. 

– Ale wydawało mi się, że nie jesteś mężatką. Mówiłaś, że nie czekasz na nic ważnego. 

– Tak, na nic ważnego. Czekam na drobnostkę, aby poznać szerszą perspektywę. 

– Zatem, jeśli to drobnostka, to chcesz z nim zerwać? 

– Chcę połączyć się z nim już na wieki, abyśmy stali się jednym ciałem i jednym duchem. 

– Wychodzisz za mąż, o to chodzi? Ale zatem nie rozumiem pojęcia „drobnostka". 

– Drobnostką jest stan przejściowy. Droga, jaką muszę pokonać, aby go zobaczyć. Nie zdążę zasnąć, a już będę przy nim. 

– Ty umierasz? – jęknął Franek spoglądając na dziewczynę współczująco. 

– Tak. Śmierć zostawiła mi kilka dni życia. Ukochany oczekuje mojego przybycia. Oboje znaliśmy daty własnej śmierci. Lekarze nie dawali nam więcej niż kilka miesięcy, dlatego się pobraliśmy. On umarł niedawno, a ja czekam na koniec, aby zacząć od początku. 

– Współczuję – powiedział i obraz zalała czerń.

***

Klotus podczas tej krótkiej scenki błędnie założył, że Franek nie ma żadnych zabezpieczeń. Tym sposobem sam osłabił swoją pozycję. Negus miał przewagę, bo choć był manipulowany to miał tego pełną świadomość. 

Podążając zgubnym schematem, Klotus stworzył pseudorzeczywistość. W niej rywalizacja mogła odbywać się tylko przy użyciu siły. W krajobrazie nic się nie zmieniło. Jedyną różnicą było to, że obaj tkwili nie naprzeciwko, ale obok siebie. Przed nimi rozciągał się skalisty płaskowyż i wyznaczona białą kredą linia startu. Wtedy ktoś nadał sygnał i ruszyli. Z początku szli wolno. Spoglądali na siebie, nieustannie przyspieszając. Ich trucht w pewnym momencie przybrał formę sprintu. Pędzili coraz szybciej.

Z butów przenieśli się na rolki, dalej na hulajnogi. Moment później jechali już na rowerach, aby znowu przesiąść się do jednośladów. Franek jechał na czarnym Suzuki Hayabusa, Klotus na srebrnym Kawasaki z serii ZZR – 1400. Pędzili niczym demony, aż osiągnęli limity maszyn. Wtedy przerzucili się do dwóch Bugatti Veyron'ów. Dobiwszy do ponad czterystu kilometrów na godzinę przenieśli się do samolotów wirnikowych. Na ostatni ogień poszły odrzutowce i rakiety kosmiczne. 

Ścigali się tak łeb w łeb, aż wyczerpali bank rozsądnych możliwości, wtedy rozpoczęli bardziej wyrafinowaną rywalizację. Wymieniali się trikami różnych sportów ekstremalnych. 

Franek zaczął od Back Flipa do wody z wysokiej skarpy. Chwilę po nim jego przeciwnik pochwalił się saltem wykonanym w przód. W następnej scenie Klotus skoczył na King Konga robiąc pełny obrót wokół własnej osi. Wylądował rollem na piasku. Nastolatek zaś, wbiegając z dołu, pochwalił się trzymetrowym wall runem zeskakując ze szczytu na męczennika. Podczas spadania rozłożył ręce, przez co jego ciało przyjęło kształt krzyża. 

Z technik parkur wkroczyli na wyższy poziom. 

Wskoczyli na deskorolki. Franek pochwalił się boardside'em po czteropoziomowej rurce ze stromym spadem. Zeskakując pokazał jeszcze indy graba. Klotus spróbował czegoś innego. Wykonał manual na szczycie wyimaginowanego wieżowca, aby chwilę później dołożyć do tego grind po krawędzi zwrócony w stronę przepaści. Na koniec odepchnął się od deskorolki i pofrunął między budynkami używając wingsuitu. 

Negus nie dał za wygraną, przechodząc sprawnie do sportów zimowych. Uzbrojony w snowboard zrobił 540, ponad cztery metry nad ziemią, aby na kolejnej jeszcze większej skoczni wykonać pozór helikoptera. Zwrócony głową do ziemi przekręcił się dwa razy wokół własnej osi niczym korkociąg. Przeciwnik zaskoczył chłopaka perfekcyjną 720 oraz alley oopem na ściance ogromnej rynny. 

Później poszły w ruch maszyny. Historyk rozpędził się na Kawasaki doprowadzając silnik do wycia, po czym wjechał na kładkę przeskakując sto metrów nad wąwozem. Młody w tym czasie wykonywał na crossie podwójny back flip, hard attack oraz inne ewolucje typu rock solid, tsunami lub barhop. 

Wszystkie te ekstremalne sceny były ze sobą wymieszane. Przedstawiali triki w różnych kolejnościach w miarę tego, co przychodziło im do głowy. 

Ta ciągła konfrontacja zamieniła ich w rewolwerowców. Właśnie stali naprzeciw siebie, przypatrując się swoim parszywym twarzom. W napięciu trzymali dłonie blisko pistoletów, czekając na wybicie południa. Słońce z wolna sunęło po nieboskłonie. Nagle czas przyspieszył i ognista gwiazda przemknęła po całym horyzoncie, docierając do jego przeciwległego krańca. Wtedy wystrzelili. 

Kule przedzierały się przez fałdy powietrza. Wokoło każdej z nich tworzyła się fala uderzeniowa w formie małych okręgów dymu. Wyleciało sześć pocisków, po czym zatrzymały się i w tempie ślimaka zaczęły wracać do komór. Ogień przygasał, na powrót wybuchał i znów zanikał. Wtedy nastąpił moment kulminacyjny i każdy wystrzelił po osiem pocisków. Ołów ponownie wypełnił powietrze. 

Tym razem jednak kłęby spalonego prochu stały się bardziej rozłożyste. We wnętrzu każdej z nich pojawił się obraz drużynowej rywalizacji Franka i Klotusa. Sparing był niejako wyświetlany na rozłożystych szarych chmurkach.

W piłce nożnej zatriumfował Franek. W kłębach dymu pojawił się skrót zwycięskich bramek. Niszczycielski atak w okienko wewnętrzną stroną stopy. Piękny strzał z główki po perfekcyjnym dośrodkowaniu. Pokazany został fragment dryblingu z obrońcami zakończony lobowaniem bramkarza. Franek zapuścił petardę z dwudziestu metrów, podkręcając piłkę w lewy górny narożnik. Zaskakiwał również celnymi strzałami z pół obrotu oraz z przewrotki. 

Klotus pochwalił się podczas meczu siatkówki. Raczył nastolatka i jego drużynę uderzeniami tak potężnymi, że piłka często znikała z pola widzenia. Wbijał gwoździe, atakował z drugiej linii. Zagrywał w taki sposób, że piła zawsze lądowała na boisku. W chmurkach pokazały się tylko najlepsze uderzenia, w tym asy serwisowe. 

Historyk górował również w takich dyscyplinach, jak hokej, futbol amerykański i krykiet. Franek poszczycił się niesamowitymi rzutami w koszykówce i piłce ręcznej. 

Szukając kolejnych motywów do skonfrontowania umiejętności, obaj zawodnicy przerzucili się na sporty jednoosobowe. Grali w ping-ponga, tenisa ziemnego, golfa, bilard, kręgle i rzutki. 

W pewnym momencie zabrakło im pomysłów i pociski, które wystrzelili jako rewolwerowcy wbiły się w ich klatki piersiowe. Trafieni ośmioma kulami zaczęli powoli opadać na ziemię. Gdy tylko wydali ostatnie tchnienia, wysuszoną prerię zalał półmrok. 

Niewielkie wzniesienia i bruzdy planety, na którą trafili spowił płaszcz czerni i bursztynu. Był to jeden z tych globów, na których życie już dawno obumarło. Sucha i martwa ziemia czekająca na zatracenie w bezkresnej czeluści Wszechświata. 

Przeciwnicy wraz z planetą zmienili swoje profesje. Już nie byli mężami Dzikiego Zachodu, ale wojownikami, gladiatorami. Ubrani w skąpe stroje przyklęknęli na jedno kolano. Ich mięśnie rozrastały się z każdą chwilą, przekraczając racjonalne proporcje. Obleczeni żółtymi okręgami mocy przygotowywali się do walki. One ciągle rozszerzały się, wskazując na dynamiczny wzrost wewnętrznej energii obu rywali. 

Gdy tylko kilometrowej średnicy pierścienie przecięły się, ruszyli na siebie, rujnując podłoże. Skały pękały od ich kroków. 

Franek uderzył jako pierwszy. Przetrącił przeciwnikowi szczękę, ale ten nie zwrócił nawet uwagi na dziewczęcy cios nastolatka. Splótł szybko dłonie w młot i rąbnął chłopaka w potylicę. Negus przeorał twarzą skały. Wstał, otrzepał się ze skał i podciął nogi przeciwnikowi. Następnie zmasakrował jego wnętrzności, uderzając pięściami w brzuch historyka. Klotus odpowiedział na ten atak furii swoimi pięściami. Wymierzył i rąbnął chłopaka w szczękę. Energia ciosu poniosła młodego w przód. Franek grzmotnął mocno o ziemię, ale szybko się pozbierał. Dużymi susami doskoczył do przeciwnika. Kicał zygzakiem, unikając zderzenia ze skałami, które ciskał w jego stronę Klotus. Nastolatek przejechał się na twarzy rywala niczym na deskorolce, po czym wgniótł go w ziemię. Wyżłobił w ten sposób krater długi na kilka kilometrów. 

Klotus długo nie wytrzymał w roli sadzonki. Wyskoczył z podziemnego grobowca i wykopał bohatera w powietrze. Franek poleciał dwadzieścia metrów w górę. Później w dół, co historyk wykorzystał. Zrobił zamach nogą i wybił chłopaka kopniakiem w głąb planety. Nastolatek niesiony abstrakcyjną energią, odbijał się niczym płaski kamień od powierzchni wody, aż wylądował na jednym ze wzniesień. Wkurzył się, bo zabolało go to bardziej niż poprzednie uderzenia. Stanął mocno na nogach i wystartował, niszcząc do końca skalisty pagórek. 

Przeciwnik w tym czasie podnosił oberwane kawałki podłoża i ciskał w bohatera. Zgrabnie omijając rzucane z daleka przeszkody, Negus dobiegł do brata Estonidy i walnął go pięścią w czoło. Wybił go na dużą odległość. Klotus rąbnął o ziemię, potem wstał, zatoczył niewielki łuk i oddał Frankowi w podbródek. 

Tym razem mężczyzna wybił wroga w głąb planety. Dzielił ich większy dystans niż przed rozpoczęciem walki. Gdy tylko chłopak stanął na nogach, w kilku susach dobrnął do mężczyzny, wgniatając z wściekłością skały w ziemię. Ten, widząc jego szał, także nie próżnował i rozpędził się na krótkim odcinku. Zderzyli się swoimi pięściami, przez co nastąpiła eksplozja. 

Na ich oczach planeta rozpadła się. Gorące jądro potrzaskane w drobny mak zdeformowało grawitację. Ale to nie było dla nich przeszkodą do walki. Od teraz konfrontacja nabrała tylko rozmachu.

Przebijali się przez kawałki kontynentów. Ciskali w siebie ociekającymi magmą elementami, nie zważając na palące skórę gorąco. Najważniejsze było, aby gołymi dłońmi zatłuc przeciwnika. I tak bili się bez ustanku, aż okolica przyjęła formę kosmicznego cmentarzyska. Ostatni obraz, jaki było widać, to dwie ciemne postaci na tle wygasającego centrum planety. 

Nagle scena otrzymała szerszą perspektywę. Przeszła na ujęcie całej galaktyki, która przyspieszona w czasie zaczęła wirować. Rozpędzała się, a kolory tworzących ją gwiazd połączyły się w jedną taśmę światłości. Kręciła się wraz z czarnym jajem w środku, aż gdzieś na obrzeżu wybiły dwa tęczowe promienie. To byli oni. Franek i Klotus rozszerzyli zakres swoich działań. Ubarwili własne wyobrażenie o konfrontacji. 

Franek przywołał do siebie wszystkie gorące ciała niebieskie i kierując je ruchem ręki detonował w pobliżu przeciwnika. Zawzięcie ciskał nimi, nie zwracając uwagi na wielkość i masę obiektów. Każdy z nich był dla niego amunicją. Liczyło się tylko to, aby trafić śmiecia i rozerwać go na strzępy. 

Klotus był jednak zbyt szybki. Poruszał się zwinnie i omijał wybuchające jaskrawymi kolorami supernowe. W odwecie na nieustanne ataki chłopaka, przepuścił go przez kilka alternatywnych światów. Złapał nastolatka za chabety i zaciągnął na wierną kopię Kanuy. Gdy tylko przelecieli przez portal, pchnął go w powyginane abstrakcyjne wieżowce. Niesiony niebotyczną siłą porozbijał drapacze chmur i kilkaset kilometrów podmiejskich osiedli. Fala uderzeniowa uzupełniła zniszczenia, dlatego też z wielkiego pola domków pozostało gruzowisko. 

Chwilę powalczyli na Kanuy, rujnując całkowicie dorobek tysięcy lat pracy ludzi. Używali wymyślonych na poczekaniu giwer, strzelając do siebie bez opamiętania. Obaj poruszali się zbyt zwinnie, ażeby którykolwiek pocisk dotarł do celu. Z tego też względu bomby, lasery, rakiety i ładunki wybuchowe aplikowały się w litosferze planety. 

W pewnym momencie Franek stworzył wielką ssawkę nad Klotusem i przeniósł zarówno siebie, jak i jego poza planetę. Zobaczywszy ogromną galaktykę, przywołał do siebie jedną myślą miliardy myśliwców kosmicznych, tak że ich metaliczne karoserie oślepiły przeciwnika. Wtedy wydał rozkaz i z każdego działka wydobyło się światło. W wyniku tego powstał potężny kanarkowy promień o średnicy kilku planet. Monstrualna energia pochłonęła historyka. Zaraz też bohater dodał do tego drgającą tubę zmiennej grawitacji, tak że przeciwnik trząsł się niczym ostrze młota pneumatycznego. 

Klotus sprawnie uwolnił się z przestrzennej pułapki i przywołując własną flotę natarł na Negusa. Zieleń zabarwiła próżnię, chwilę później z prawej wybił róż i błękit. Zanim Franek zdążył się zorientować, historyk wciągał go już do nowego portalu. Tym razem obaj trafili pod potężny horyzont zdarzeń jednej z największych dziur we wszechświecie. Czarna spirala pochłaniała planety i gwiazdy niczym odkurzacz. W pewnym momencie ich też zaczęło ściągać do środka.

Nastolatek nie zważał na zbliżające się zagrożenie. Chwytając się najbliżej położonych planet, zgniatał je do postaci małych kulek i rzucał w Klotusa. Piłki były tak nieuchwytne dla oka, że przeciwnik nie nadążał z reakcją. Mężczyzna po kilku ciosach zareagował. Stworzył przeźroczystą tarczę wielkości dachu samochodu. Następnie zniekształcił ciąg grawitacyjny horyzontu zdarzeń tak, że z czarnej masy wydobyły się grawitacyjne macki. Klotus starał się złapać bohatera w czarne dłonie, wywijając nimi we wszystkie strony. Franek wymijał je, aż jedna musnęła go w ramię. Efekt był natychmiastowy. Macka uczepiła się jego ciała, po czym wciągnęła go do jądra czarnej dziury. 

Portal skompresowanej materii przeniósł chłopaka gdzieś daleko na obrzeża Drogi Mlecznej. Klotus zaś znalazł się na przeciwległym krańcu i gdy to dotarło do obydwóch, ruszyli na siebie. 

Lecąc, Franek gromadził materię, jaką tylko napotkał na swojej drodze. Kumulował ją w małym pakunku. Klotus skorzystał z tego samego pomysłu. Tak też gnali niczym dwa pociągi towarowe na jednym torze kolejowym. Dzieląca ich odległość była naprawdę spora, przez co ładunki nabrały krytycznej masy. W końcu rdzenie owych kul rozgrzały się, emanując tęczowym światłem i wtedy to właśnie się zderzyli. 

Światło rozchodzi się z ograniczoną prędkością. Nie dałoby się zobaczyć tego wybuchu z perspektywy większego kawałka Wszechświata w trakcie samej eksplozji. Trzeba by przyspieszyć czas. 

Rozbłysk nie przeszkodził im w kontynuowaniu walki. Uzewnętrzniali swoją kreatywność w postaci różnych abstrakcyjnych tworów, nie zważając na ich skalę. Liczyło się tylko to, aby zaatakować przeciwnika czymś bardziej zjawiskowym. 

Skala ciągle rosła i galaktyki oraz supergalaktyki przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. To doprowadziło ich do ostatecznego rozstrzygnięcia. Lecieli właśnie z krańców Kosmosu ogarnięci iskrzącym światłem. Obaj emanowali jęzorami kolorowej energii. Tak gromadzili w sobie wściekłość i materię aż zderzyli się. Przez czerń Kosmosu przemknęła struna bieli i ekran zgasł. Ktoś zapyta: jaki ekran? Chodzi o telewizor. Ktoś wyłączył gigantyczną kosmiczną plazmę. 

– Musiałeś akurat teraz. W takim momencie. Grałem w to! – zahuczał Franek. 

– Lekcje, młody człowieku! Ile razy mam ci powtarzać o priorytetach! – rozbrzmiał głęboki głos Klotusa. 

Franek czekał na zakończenie gry, a ojciec wyłączył mu telewizor. 

– To było rozstrzygnięcie. Nie mogłeś poczekać? Teraz nie wiem, kto wygra. – Dąsał się chłopak.

– Klotus oczywiście. Musisz wiedzieć, że Franek cały czas był pod jego kontrolą. On wcale nie zabezpieczył świadomości. Teraz, jak już wiesz, marsz do lekcji. 

– Zabawne – oznajmił nagle. 

– Coś ty powiedział? 

– Zabawne, bo to ja powinienem triumfować. Tutaj wszystko można i wystarczy proste pragnienie, aby zmienić pozornie przegraną sprawę w zwycięstwo. 

– Sądziłem...

– Tak sądziłeś. 

To Klotus usłyszał jako ostatnie, bo program wyłonił zwycięzcę. Franek wygrał konfrontację ze względu na błąd przeciwnika, ale również subtelne odwrócenie faktów. Zażyczył sobie, aby jego klęska przeobraziła się w zwycięstwo. Tym sposobem, choć przegrał jedną bitwę, to wygrał całą wojnę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro