Rozdział 16 - Eveneris (część 4)
Spostrzegł, jak zbliża się do nich biała chmura. Wyrazista i do tego bardzo dynamiczna. Chłopak nie zdążył mrugnąć, jak obłok urósł do postaci wielkiej chmary poruszających się istot. Chwilę później cała trójka wbiła się w stado puchaczy śnieżnych.
To mógł być ich koniec, gdyby nie fakt, że znaleźli się w muzeum.
Marmurowa posadzka ciągnęła się jak okiem sięgnąć. Co kilka metrów przewijały się wnęki z dziełami różnych twórców. Awangardowe twory oblegane były przez adoratorów tejże sztuki. Obcy ludzie uczestniczyli w wystawie, będąc jednocześnie jej nierozerwalną częścią. Mimo licznych zachwytów i fascynacji, żaden z obserwatorów nie ruszał się ze swojej pozycji.
Grupa przybyszów, spacerując alejkami muzeum wyróżniła wiele nurtów artystycznych. Monstrualne talerze, gigantyczne łyżki i nienaturalnej wielkości krzesła wystawały ze ścian niczym duchy, które nagle odzyskały życie. Gdzieniegdzie przewijał się minimal art, czyli płaskorzeźby figur, obrazy niesymetrycznych kształtów. Swoje miejsce znalazły również dzieła renesansu, rzeźby z czasów starożytnej Grecji czy Rzymu.
Mnogość tworów przerastała możliwości poznawcze Franka oraz, rzecz jasna, jego wiedzę na ich temat. Skupił więc wzrok na posadzce przed sobą, która określiła na horyzoncie długiego korytarza swoje zakończenie. Doszli wartko do owego punktu, lecz na miejscu okazało się, że ścieżka rozchodzi się w dwóch kierunkach.
Pośrodku rozdroża stała ociekająca flegmą kreatura, przypominająca lizak na długiej łodydze. Wokoło największego łba z potężnymi zębiskami, wyrastało sześć mniejszych. Obleśny bukiet przemówił, gdy tylko się zatrzymali.
– Chcecie znać drogę, ale ona poznaną być nie chce – warknęły wszystkie.
– Jedna z nas zawsze kłamie – odezwała się największa, po czym małe dodały chórem:
– Zatem reszta zawsze mówi prawdę.
Ponownie odezwała się największa:
– Kłamstwem jest, że droga po mojej prawej stronie prowadzi do wyjścia. Prawdą jednak nie jest stwierdzenie, że droga po mojej lewej jest właściwa.
– Kłamstwo jest prawdą w ustach tej największej – krzyknęło sześć małych.
– Które z nas mówi prawdę, a które kłamie? – podsumowały lizaki, oblizując wstrętne kły.
Otaron głośno analizował zagadkę.
– Czyli tak, jeśli dobrze rozumiem... Gdy ta duża kłamie, to te małe też kłamią, bo przecież twierdzą, że ta duża mówi prawdę. A jeśli ta duża mówi prawdę, to te małe też kłamią, wnioskując po tym, co powiedziały na początku. Mówiły, że reszta zawsze mówi prawdę, a przecież to nieprawda, bo wyszło, że kłamią. Więc wynika z tego, że ta duża mówi prawdę. Bo gdyby wszystkie kłamały zagadka nie miałaby sensu.
– Jaka jest zatem wasza odpowiedź? – zahuczały.
– Otaron, jesteś pewny? Bo patrząc na nie mam wrażenie, że to jakiś podstęp.
– Mam wszystko pod kontrolą. Odpowiedź brzmi – największa mówi prawdę, a wszystkie inne kłamią.
– Błąd! – krzyknęły małe, na co Franek drgnął wystraszony. Zanim dotarło do niego, że te małe dalej kłamią, duża głowa odkryła trzeci tunel. Korytarz prowadził do jakiejś nieokreślonej wiązki kolorowego światła. Przeszli jego długość, wychodząc przed grotę jaskini, z której wybijały tęczowe promienie.
Nad wejściem tkwiły trzy twarze. Jedna smutna, druga obojętna i ostatnia wesoła. Pierwsza z nich przemówiła głębokim męskim basem. W tym czasie pozostałe przeszły w stan letargu.
– W grocie odnajdziecie cel waszej wędrówki. Przedtem usłyszycie sześć zagadek. Na pytania możecie udzielić tylko jednej odpowiedzi. Powtórzyć zagadkę możemy tylko raz, więc słuchajcie uważnie. – Pierwsza twarz zrobiła pauzę, po czym ogłosiła:
– Zagadka brzmi następująco: jedno z was znajduje się w pokoju bez okien z jednymi drzwiami. To pomieszczenie połączone jest dwudziestometrowym korytarzem z leżącym po przeciwległej stronie pokojem. Korytarzem można przejść tylko raz. Nie ma powrotu, ze względu na to, że drzwi zatrzaskują się. W waszym pokoju są trzy włączniki, w tamtym zaś żarówka. Jak sprawdzić, który włącznik zapala żarówkę?
– Jakieś pomysły? – zapytał Franek, patrząc na zdezorientowanego staruszka i nieco oszołomioną Estonidę. Chłopak kiedyś słyszał zagadkę w szkole, ale nie pamiętał, jakie było rozwiązanie.
– Trzy włączniki, jedna żarówka. Można by wyrwać włączniki i sprawdzić, do którego z nich prowadzą kable, ale pewnie nie w tym rzecz. – Estonida starała się rozluźnić atmosferę, ale szybko stwierdziła, że to głupi pomysł. Umilkła natychmiast.
– Jeśli dobrze pamiętam, to chodziło o coś z żarówką. – Franek zmienił tor myślenia. Wrócił do tego, co albinoska powiedziała o jego rodzicach. Między natrętnym strachem pojawiły się dziwaczne uczucia. Bestialskie cierpienie. Aż wszystko skoncentrowało się na czterech cyfrach. Wtedy pojął. – Liczba jest kluczem do odpowiedzi. – Nie był pewien czy chce poznać te mroczne sekrety. Wolał kolejny raz odroczyć prawdę. Wartko powrócił myślami na właściwy tor i przypomniał sobie rozwiązanie zagadki. – Zwykłe żarówki się grzeją – westchnął radośnie, ogłaszając swoje odkrycie. – Pamiętam! – krzyknął podekscytowany. Spojrzał na pierwszą z twarzy i powiedział: – Odpowiedź brzmi następująco: naciskam pierwszy włącznik i czekam dziesięć minut. Wyłączam go, włączam następny i biegnę do drugiego pokoju sprawdzić żarówkę. Jeśli się świeci to znaczy, że drugi włącznik ją zapala, jeśli się nie świeci, ale jest gorąca to znaczy, że pierwszy włącznik ją zapala. Jeśli zaś jest zimna i się nie świeci to znaczy, że trzeci.
– Udzieliłeś prawidłowej odpowiedzi. – Smutna twarz po krótkiej pauzie dodała:
– Czas na drugą zagadkę. Kanarek ma szesnaście lat, czyli dwa razy tyle, ile wróbel miał wtedy, gdy kanarek miał tyle, ile wróbel ma teraz. Pytanie brzmi: ile wróbel ma lat?
Otaron odzyskał swoje miejsce w grze. Dokładnie podzielił sytuację na logiczne części.
– Kanarek ma 16 lat, czyli dwa razy tyle. To wróbel ma osiem. Ale wróbel miał osiem wtedy, gdy kanarek miał tyle ile wróbel. Czyli wróbel nie może mieć teraz ośmiu lat, bo to by się nie zgadzało. Zatem, jeśli wróbel nie ma ośmiu, to musi mieć więcej niż osiem. Kanarek ma szesnaście lat, a miał wtedy mniej niż szesnaście, ale musiał mieć więcej niż osiem, ponieważ jest starszy od wróbla. Czyli wróbel ma coś pomiędzy osiem a szesnaście lat. Można jeszcze raz powtórzyć zagadkę?
– Zagadka brzmi: kanarek ma szesnaście lat, czyli dwa razy tyle, ile wróbel miał wtedy, gdy kanarek miał tyle, ile wróbel ma teraz. Pytanie brzmi: ile wróbel ma lat?
– Tak, czyli dobrze myślałem. Kanarek miał tyle lat, ile wróbel ma teraz. Czyli między osiem a szesnaście środkiem będzie dwanaście lat. Wtedy jak wróbel miał osiem, to kanarek miał dwanaście lat, a jak kanarek ma szesnaście, to wróbel ma dwanaście lat. Odpowiedź brzmi: wróbel ma dwanaście lat – ogłosił staruszek głośno i wyraźnie.
– Dobrze odpowiedziałeś – stwierdziła pierwsza twarz, po czym zamknęła powieki oraz usta. Od razu obudziła się kolejna facjata.
– Zacznijmy od tego – powiedziała flegmatycznie, wręcz ospale – że na łące pasło się sześć zajęcy. Przyszedł myśliwy i zastrzelił jednego. Ile zajęcy zostało na łące?
– Zostanie pięć? – zapytała Estonida, szukając jakiegoś znaku porozumienia u pozostałych.
– Zające przypadkiem nie są płochliwe? – zastanowił się Franek, doszukując się podstępu. Zagadki logiczne nie były jego mocną stroną, ale obecność Otarona jakoś pomagała skoncentrować się chłopakowi na problemie.
– No tak, czyli żaden. Wszystkie by uciekły – odparła albinoska, zerkając na obleśną twarz w skale. Paskudne oczyska przypatrywały się im nieustępliwie, czekając na odpowiedź.
– Chwila, chwila, no właśnie nie wszystkie. Jeden jest zastrzelony, więc czy chce, czy nie chce, zostanie na łące – wydedukował Franek, zerkając na Otarona. Jego mina wyrażała pełną akceptację.
– Tylko jeden zostanie na łące – podniósł głos staruszek, odpowiadając na zagadkę. Twarz pozostawała niewzruszona.
– Zgadza się, to poprawna odpowiedź – padło po dziesięciu sekundach zastanowienia. Potem twarz kontynuowała:
– Kolejna zagadka brzmi tak... Pewien człowiek rzekł: mam dom, którego wszystkie cztery okna wychodzą na południe. Czy jest to możliwe?
– Bierzemy pod uwagę możliwość wystąpienia paradoksu? – zapytał Franek, szukając aprobaty pozostałych.
– Mijaliśmy mnóstwo niemożliwych figur. Istnieje taka opcja – odparła Estonida, spoglądając na Otarona. Ten kolejny raz przejął przywództwo w grupie.
– Poczekajcie, w gruncie rzeczy to bardzo prosta zagadka. Wszystkie okna nie mogą wychodzić na południe, bo wtedy dom byłby jednowymiarowy. Chyba, że postawimy go w punkcie, z którego wszystkie drogi prowadzą na południe. Przy założeniu, że dom postawiony jest na planecie będącej przybliżonym odpowiednikiem kuli, taka możliwość występuje tylko na biegunach. Jeśli wybudował dom na biegunie północnym to wszystkie jego okna będą wychodzić na biegun południowy. Chyba że bierzemy pod uwagę planety płaskie. Odkryli setki takich tworów w Wargulus.
– Ale na takiej planecie nie można określić północy ani południa. Dobrze myślę? – upewnił się Franek.
– Chyba nie ma takiej możliwości. – Otaron dokładnie przemyślał sprawę, decydując za wszystkich. – Dobra, odpowiadamy. – Odwrócił się i poinformował: – Posiadanie takiego domu jest możliwe.
– Zgadza się. Udzieliliście poprawnej odpowiedzi.
Jak w przypadku poprzedniej twarzy, ta również zasnęła, budząc ostatnią. Radosna facjata przywitała całą trójkę szaleńczym uśmiechem.
– Teraz ja was trochę pomęczę. Skupcie się, bo nie będę powtarzać. Wszystko jasne?
– Tak – odparł Franek podniesionym głosem.
– No i brawo, udzieliliście poprawnej odpowiedzi na pierwsze pytanie. Teraz drugie i możecie bezpiecznie wejść...
– To jakiś żart? Myślałem, że pierwsze pytanie będzie kolejną zagadką.
Bohater odezwał się na tyle głośno, że wesoła twarz przerwała swój monolog.
– Franek, zamknij się, daj mówić... – Otaron zawahał się. Nie wiedział jak nazwać to coś wystające ze skały. Była to jedna z tych sytuacji, kiedy stoisz na scenie bez spodni, zastanawiając się, co powiedzieć publiczności. Możesz kłamać do zebranych, że to nowy styl, barwny element twojej twórczej fantazji, albo zejść za kulisy i nie pogarszać sprawy. Staruszek wybrał drugą opcję. Odsunął się na bok.
– Bardzo dobrze powiedziane, mnie się nie przerywa. Za karę dostaniecie jedną zagadkę bonusową.
– Pięknie – syknął pod nosem sprzedawca.
– Do butelki wrzucamy banknot o nominale stu złotych. Do połowy butelkę zalewamy szkłem. Następnie do wnętrza ostrożnie wlewamy nitroglicerynę i ponownie zalewamy otwór tak, że nie można go normalnie otworzyć. W jaki sposób odzyskać banknot? – Gdy tylko stworek skończył, rozpoczęła się kłótnia.
– Widzisz, co narobiłeś? Masz jakieś pomysły, geniuszu? – Otaron nie ukrywał zażenowania.
– Skąd mogłem wiedzieć, że dostaniemy karne pytanie? – tłumaczył się.
– Pięknie. Po prostu wspaniale – staruszek podniósł głos, jednocześnie rozkładając ręce. – Przecież jak to ruszysz za mocno, to wszystko wybuchnie i rozsadzi banknot.
– Może trzeba ostrożnie przetopić spód – zaproponował chłopak.
– To żeś wymyślił. Tak, na pewno taka jest odpowiedź.
– A może po prostu ją sprzedać? – powiedziała nagle Estonida, wtrącając się w ich rozmowę.
– Taa! Chyba zdesperowanemu terroryście – popisał się sarkazmem Meczota.
– Zgadza się. Zdesperowany terrorysta to poprawna odpowiedź! – krzyknęła entuzjastycznie twarz.
Wszyscy spojrzeli po sobie zdezorientowani. Poziom komizmu tej zagadki, zważywszy na powagę sytuacji, był zaiste kwintesencją absurdu. Smaku dodał jeszcze śmiech twarzy, przypominający rechot lamy w połączeniu z syntetyczną wersją solowego występu operowego.
Z oczywistych przyczyn nie mieli zamiaru tego komentować, bo opinie byłyby jednoznaczne. Trzecia facjata zakończywszy żałosną czkawkę, powiedziała:
– Kolejna zagadka brzmi tak... Słuchajcie uważnie... Środkiem drogi jedzie agent. Ten nieduży facet o 176 centymetrach wzrostu, powiedzmy o wadze siedemdziesięciu kilogramów, ubrany w szykowny garnitur, pędzi swoim nowym samochodem marki Dodge Viper. Skupmy się przez chwilę na pojeździe. Agent korzysta z modelu SRT10 Coupe o masie 1565 kilogramów. Samochód ma możliwość wyciągnąć maksymalną prędkość 300 km/h przy dogodnych warunkach pogodowych. Jego koła mają dużo większą przyczepność niż koła standardowego modelu, więc jest w stanie prędzej osiągnąć docelową prędkość maksymalną. Warunki pogodowe sprzyjają agentowi, są idealne.
Twarz nie przerywała, z zawziętością przedstawiając kolejne elementy złożonej zagadki.
– Za agentem jedzie dokładnie siedem jednośladów. Wszystkie motocykle to Hondy z serii CBR 600F o masie 180 kilogramów. Model ten jest w stanie wyciągnąć prędkość 265 km/h bez modyfikacji. Należy założyć, że motocykle nie są modyfikowane oraz przyjąć fakt, że kierowcy korzystają z pełnej mocy silników. Każdy z prowadzących ważył około 90 kg. W trakcie jazdy mężczyźni strzelają pociskami kalibru 9 mm z pistoletów typu glock generacji 4. Po prawej stronie agenta ciągnie się przepaść, po jego lewej – strome zbocze. Agent ma kilka sekund, aby podjąć decyzję, ponieważ droga urywa się pół kilometra dalej. Ze względu na dużą prędkość pojazdu, czyli dokładnie 235 km/h, musi zdecydować, co zrobić. Na koniec najistotniejsza część zagadki. Sześć metrów przed nim z tą samą prędkością lewituje ogromna, różowa, błyszcząca i dwutonowa świnia. Pytanie brzmi: co powinien zrobić agent?
– Sądząc po świni, pewnie wrócić do zakładu psychiatrycznego i dać społeczeństwu normalnie funkcjonować. Ewentualnie „agent" powinien odstawić marihuanę lub zaprzestać spożywania grzybów.
Franek był wyraźnie zmęczony poczuciem humoru istoty w skale. Niestety, musiał stwarzać pozory, dlatego nie było innego wyjścia jak brnięcie w ten obłęd. Jego poczucie smaku uratował fakt, że czas humorystycznych zagadek właśnie się skończył. Wypowiedziana praktycznie w akcie zażenowania odpowiedź była prawidłowa. Rozwiązanie ostatniej zagadki uaktywniło jaskinię. Z groty momentalnie wybiło ostre, kolorowe światło, jakby ktoś zebrał wszystkie tęczowe promienie w jednym miejscu. Zaciekawieni weszli do środka. Przeszli długość wydrążonego tunelu, docierając do zjawiskowego portalu. Nadmiar kolorów oślepił ich. Franek przetarł oczy, powoli przystosowując je do nowego oświetlenia. Chwilę go popiekły, ale już po chwili ustabilizowały obraz. Wtedy zobaczył granitową ramę obleczoną tęczowymi żebrami, które wbite były w ścianę niczym podpory.
Ostrożnie zbliżyli się do przejścia. Energia wypełniająca portal zaczęła wibrować. Z każdym ich krokiem falowała coraz intensywniej, aż przeszła przez nią jakaś postać. Jej kształt określała tafla, później mężczyzna stał się niewidzialny.
Otaron wykorzystał wszystkie możliwe detektory. Filtry podczerwieni, sensory cieplne i sonary, ale nie zdołał określić, gdzie stoi nieznajomy. Nawet gdy tamten przemówił, ciężko mu było ustalić położenie istoty, bo dźwięk echem rozchodził się po jaskini.
– Ukończyliście próbę intelektualną. Jakie jest wasze życzenie? – zadudnił sędziwy głos.
– Chcemy odnaleźć księgę do srebrnika.
– To wasze życzenie?
– Tak, to nasze życzenie. Czy jest wystarczająco precyzyjne?
– Rozumiem. – Istota wyższa zamyśliła się, po czym oznajmiła: – Tak, wrota czasu będą w stanie wam pomóc. Podejdźcie bliżej – zachęcił mężczyzna, wracając ponownie do portalu. Jego sylwetka wyróżniła się na tle falującej tafli. Gdy tylko zniknął, breja portalu zamieniła się w stare, drewniane drzwi. Otworzyli je, uwalniając ogromne ilości światła. Zalało ono ich umysły i dusze blaskiem nadziei.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro