Rozdział 16 - Eveneris (część 2)
Niedługo później cała trójka leciała w kapsule Keronta do jednego z największych ośrodków turystycznych w Wargulus. Gdy tylko Estonida dopadła Franka, mocno go wyściskała. Była taka szczęśliwa, że jest cały i zdrowy. Zachowywała się, jakby dopiero co umarł i znów ożył.
Franek nie pamiętał wydarzeń z junitury. Wszystko, co tam zobaczył, przepadło z nastaniem dnia. Wspomnienia nie zdążyły zgrać się z pamięci urządzenia do głowy chłopaka.
– Tak się bałam, że się nie obudzisz – oznajmiła troskliwie dziewczyna. Zapach jej słodkich perfum i szamponu wypełnił umysł chłopaka. Otaron sprawnie zepsuł tę piękną scenę.
– Ale jednak żyje, więc po co te histerie? Cholerne korki. – rzucił czarnoskóry. Wyglądał na spiętego. Nerwowo zerkał to na nią, to na niego. Właśnie przeglądał zgrany w nocy zapis treningu Franka, kiedy chłopak powiedział:
– Otaron ma rację, to chyba nie było nic groźnego. Obudziłem się w pokoju, ale mam takie przebłyski, jakbym zemdlał na ulicy. – Sprzedawca przeanalizował słowa bohatera. Szybko doszedł do wniosku, że nastolatek nie pamięta treningu w junitury oraz wydarzeń chwilę po wyjściu z programu. Postanowił więc udawać, że nic się nie stało. Kłamstwo było o tyle możliwe, że Estonida początkowo nie wiedziała o tym, co się stało Frankowi. Wróciła do domu ze świadomością, że Negus całą noc będzie ćwiczył techniki tworzenia. Dopiero rano Meczota poinformował ją, że chłopak stracił przytomność. Gdy tylko albinoska usłyszała tę straszną wiadomość, natychmiast teleportowała się na Ziemię pierwszą wolną kapsułą.
– Przepraszam, że nie byłam wczoraj przy tobie. Otaron o niczym mi nie powiedział – miała pretensje jasnowłosa.
– Powiedziałem z samego rana. Niech arcyksiężna nie przesadza – ironicznie odparł staruszek.
– Zostawiłeś go samego na drodze. Musiał sam wracać do mieszkania. Jak się z tym czujesz?
– Przykryłem go kocem – jęknął z wściekłością Meczota, wchodząc w wysokie rejestry. – Był podłączony pod junitury, nie można ruszać człowieka, kiedy jest w programie. Nie histeryzuj, młody żyje. To jest najważniejsze. – Księżniczka nadąsała się jak mała dziewczynka, zerkając w białą przestrzeń poza kapsułą. Franek jakoś nie potrafił ogarnąć kłótni, dlatego zapytał:
– Co wam się stało? Skąd tyle kwasu? Kłócicie się jak stare małżeństwo.
– Młody, lecimy na pieprzone Eveneris. Już pomijam fakt, że chcemy znaleźć księgę zaklęć do cholernego srebrnika wykutego w piekle. Potrzeba więcej powodów?
– Ale chyba nie o to chodzi. Przecież z tym pogodziłeś się już wczoraj – odparł Franek, starając się ustalić źródło problemu.
– Z tym nie da się pogodzić. Z Eveneris można nie wrócić. Sam ledwo uszedłeś z życiem. To, że raz ci się poszczęściło nie znaczy, że za drugim razem będzie podobnie. A druga sprawa – nawet jeśli przeżyjemy Eveneris, nie ma pewności, że księga nie zlasuje nam mózgów. – Otaron dobrze odegrał swoją rolę, jednak ciągle miał dylemat. Franek mógł pamiętać jakieś detale z poprzedniej nocy. Po czasie chłopak byłby w stanie odtworzyć z nich pełne wspomnienie. Sprzedawca postanowił zmienić temat, aby wybadać sprawę:
– Franek, kompletnie nie pojmujesz ryzyka. Zresztą nieważne. Jak poszła walka z klonem? – spytał beznamiętnie.
– Klonem? – zapytał chłopak ze zdziwieniem.
– Nic nie pamiętasz? Czyli dobrze, że wszystko nagrałem. Mieliśmy poćwiczyć, pamiętasz? Jak zemdlałeś, podłączyłem cię do junitury. Od razu sprawdziłem czy kontaktujesz i pokazałem podstawy walki... – zawiesił głos, po czym dodał z przekąsem w stronę albinoski: – I kontaktował. Więc stwierdziłem, że nie ma sensu cię niepokoić.
– Ale zostawiłeś go. Kto tak robi? – jęknęła Estonida niezadowolona.
– Kobieto, musiałem skołować kilka rzeczy z mieszkania. Uspokój się i zejdź ze mnie. Pięć minut później wróciłem, odłączyłem go i przeniosłem.
Na to chłopak ożywił się, mówiąc:
– A więc to byłeś ty. Otaron, dzięki za pomoc.
– Nie ma sprawy – rzucił staruszek, robiąc wielkie oczy do dziewczyny. Ona tylko skrzywiła się na ten widok i wydęła usta.
– Zgrałem ci cały zapis treningu. Podstawowe założenia i takie tam. Jak tylko wylądujemy wyślę ci plik – zapowiedział staruszek, skrupulatnie przygotowując nagranie z junitury. Usunął niepotrzebne sceny, przeredagował nieco część dialogów i w takim zmodyfikowanym stanie wysłał paczkę Frankowi.
Kapsuła Keronta powoli zbliżała się do Fadrum, czyli kompleksu planet wypoczynkowych. Oczywiście grupa nie planowała spędzić najbliższych kilku godzin na masażach relaksacyjnych. Ten kurort niefortunnie znajdował się blisko Eveneris. Pechowo dla zespołu na Fadrum odbywał się jubileuszowy konkurs pejzaży. Tysiące artystów przybyło z całego Wargulus celem przedstawienia swojej wizji eldorado.
Otaron spodziewał się przeludnienia na planecie, ale gdy dotarli do pola Ontentycznego, ręce opadły mu do samej ziemi. Kolejki do wyjścia ciągnęły się po kwadratowych trawnikach, tworząc spirale. Gdy tylko wydostali się spod oszklonej, pięknie oświetlonej konstrukcji, zobaczyli jeszcze więcej turystów.
Wszędzie wyświetlały się zakładki i odnośniki, zachęcające do obejrzenia wyszczególnionego krajobrazu w formie trójwymiarowej natury. Franek starał się uchwycić wszystkie nowości, ale w taki sposób, aby nie zgubić orientacji w terenie. Jego oczy nie nadążały z rejestrowaniem wszystkich elementów.
Nie zatrzymywali się do momentu aż Meczota wszedł do jakiegoś budynku przypominającego plastikowy nasyp. Staruszek przeniknął przez oszklone drzwi i po chwili wrócił, trzymając w ręku zielony znaczek.
Kręconymi schodami wszyscy troje zeszli za białą konstrukcję. Tam Franek zobaczył, że nikła wysepka to dach wielkiej konstrukcji wszczepionej w ścianę skarpy. Przy nim lewitowały połyskujące statki. W mgnieniu oka wsiedli do pojazdu przypominającego deskofot. Następnie polecieli w stronę nieba.
Maszyna latająca nie była przystosowana do dużych prędkości, dlatego chwilę zajęło im dotarcie do granicy atmosfery. W tym czasie Negus zdążył odebrać paczkę wspomnień. Estonida także próbowała jakoś spożytkować ten czas. Co chwila zerkała wymownie na Franka, czego on nie dostrzegał. Chłopak zajął się transferem danych do tego stopnia, że nawet nie reagował na delikatne chrząknięcia. Po kilku próbach jasnowłosa zaatakowała bardziej bezpośrednio.
– Hej! – zawołała w myślach.
Spojrzał na nią zdezorientowany. Właśnie udało mu się odtworzyć część zmodyfikowanego nagrania z poprzedniej nocy. Przypomniał sobie podstawowe założenia walki.
– Co tam?
– Nie wiem, co tam znajdziemy, ale chcę żebyś wiedział, że jesteś dla mnie bardzo ważny. Jako osob!. – dodała po niezauważalnej pauzie.
Franek wiele razy zastanawiał się, dlaczego Estonida chciała mu pomóc. Praktycznie się nie znali, a ta gadka o ratowaniu honoru rodziny jakoś nie pasowała do jej zaangażowania. Dużą rolę odgrywało tutaj uczucie, co do tego nie miał wątpliwości. Nie spodziewał się, jak wielka była to miłość. Nie miał bladego pojęcia o prawach rządzących emocjami i uczuciami zarówno księżniczki, jak i każdej kobiety należącej do Gurenlaktyki trzech żywiołów.
Przedstawicielki płci pięknej, odwrotnie niż dzieje się to na Ziemi, wybierały sobie drugą połówkę. Nie czekały na tego jednego. Obdarzone były bardzo wrażliwym, ale przy tym niezwykle dokładnym przeczuciem, wedle którego dobierały sobie wybranka, uzyskując tym samym najwyższą zgodność charakterów. Jasnowłosa wiedziała, że Negus jest jej przeznaczony, dlatego nie wahała się otwarcie okazywać swoich uczuć.
Tę miłość chłopak nieświadomie odwzajemniał. Oczywiście nie miał pojęcia, że stan zauroczenia spowodowany był niczym innym, jak nieodpowiednią komunikacją na poziomie emocjonalnym. Po części wina leżała również po stronie pięknej, która zafascynowana Negusem do szaleństwa, nie potrafiła się wewnętrznie opanować.
Patrzyli na siebie i uśmiechali się. Z zewnątrz mogło to wyglądać nawet przyzwoicie, ale w środku już mniej. W umysłach kilka razy wymienili ślinę, zakosztowali również rozkoszy porównywalnych do współżycia.
Otaron, choć zajęty swoimi sprawami, zauważył co się święci. Widział rozpaloną Estonidę oraz nastolatka, który nie mógł oderwać od niej wzroku. Byli skłonni rozebrać się przy biednym staruszku. Szczerze powiedziawszy, co do jasnowłosej sprzedawca nie miał żadnych obiekcji. Mógłby sobie popatrzeć. Ale Franek? Kategoryczne nie!
Nagle tę dziwną namiętność przerwał głośny alarm. Autopilot poinformował pasażerów, że zbliżają się do granicy osłony grawitacyjnej. Słysząc to, Otaron poczuł, że musi wkroczyć do akcji. Zszedł z fotela, obrócił się plecami do oczadziałych miłością, po czym zerwał obicie siedzenia. Następnie przebił ręką delikatną plastikową osłonę, odkrywając komputer pokładowy. Chwilę pogmerał przy mikroukładach, aż dokuczliwy dźwięk zniknął. Meczota zdjął blokadę prędkości i wprowadził nowe współrzędne.
Pokonali odległość trzech tysięcy lat świetlnych, docierając do szarej, mrocznej planety. Ten martwy glob przypominał dużą kulę z ostrymi wcięciami. Im bardziej zbliżali się do atmosfery, tym obiekt stawał się bardziej kanciasty. Nagle weszli w strefę grawitacyjną Eveneris i nastąpiły silne turbulencje. Trzy razy potrząsnęło statkiem, kiedy silniki wyłączyły się i maszyna zaczęła lotem nurkowym opadać w dół.
Wyglądało na to, że się rozbiją, dlatego powzięli odpowiednie środki bezpieczeństwa. Włożyli do ust kapsułki z tlenem. Małe dozowniki umiejętnie kontrolowały oddech użytkownika, aby ten nie miał ochoty nabierać do ust gazów z wrogiego środowiska. Chwilę później połknęli dodatkowe dwie pigułki. Pierwsza kapsułka wydzielała z potem przeźroczystą warstwę ochronną na całym ciele. Druga wprowadzała nietrwałą modyfikację siatkówki, która pozwalała widzieć w ciemności.
Pojazd z dużą prędkością zbliżał się do powierzchni. Już mieli się zderzyć z podłożem, kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach przenieśli się na powierzchnię kilometr od eksplozji. Obserwowali z daleka, jak ich statek kosmiczny przekształca się w czarną dziurę, pochłaniając okoliczne skały.
Otaron, choć wewnętrznie cieszył się na szczęśliwy obrót sprawy, to skomentował widowisko zupełnie na odwrót:
– Pięknie się zaczyna. Wprost cudownie – zakpił, przyglądając się okrągłej ssawce, która wchłaniała prostopadłościenne i czworościenne skały.
Cała flora przypominała jeden wielki matematyczny żart. W tle krążyły szare kostki Rubika wielkości kontenerowców, kręcące się według algorytmów Fridricha. Dało się wyróżnić kilka niemożliwych figur, takich jak trójkąty z trzema kątami prostymi czy gwiazdy poprzeplatane ze sobą niczym giętkie sznurki.
– Wiemy w ogóle gdzie idziemy? Jakiś kierunek? – zapytał Franek, obserwując przed sobą zmieniający się układ ścieżek. Drogi co chwila obracały się o 180 stopni, ujawniając przeszkody w postaci ścian czy schodów.
– Według mapy powinniśmy skierować się na północ. Czyli gdzieś tam. – Estonida wskazała zapadlisko przed sobą. Choć było pochłonięte przez szarą mgłę, dało się wyróżnić plątaninę korytarzy. Mieli przed sobą labirynt.
Zbliżali się nieuchronnie do zmieniającej się niczym w zegarku machinerii licznych zapadlisk i ukrytych pułapek. Przeszkoda była coraz bliżej, widzieli ją ze wzniesienia, na którym stali, aż platforma przekręciła się do góry nogami.
Tam napotkali na swojej drodze schody. Kilkanaście stopni kończących się tarasem. Pokonali wszystkie i dotarli do szczytu. Następnie przeszli długość płaskiego odcinka drogi. Na końcu znowu napotkali schody, więc wspięli się i skręcili na kolejny taras. Weszli tak kilka pięter, aż zorientowali się, że krążą w kółko. Wspinali się donikąd.
Gdy uświadomili to sobie, platforma odwróciła się do góry nogami.
Franek nie potrafił zrozumieć, jak graficzne paradoksy mogą mieć rację bytu w trzech wymiarach. Wtedy to właśnie przypomniał sobie szczegóły pierwszej mentalnej wyprawy. – Byliśmy tutaj z Anastazją. Właśnie na Eveneris ją straciłem. Przez tę cholerną liczbę. Przez głupie cztery cyfry. 7293 – wymienił je w myśli, prowokując Estonidę do zwierzenia się:
– Franek, dłużej nie mogę przed tobą tego ukrywać – stwierdziła bezgłośnie.
– Co takiego?
– Co? Ja nic nie mówiłem – bąknął Otaron, zastanawiając się do kogo skierowane było pytanie.
– Ta liczba nie jest przypadkowa – oznajmiła albinoska nieco skrępowana. Nie mogła dłużej zatajać przed Frankiem prawdy. Choć była bolesna, to musiała mu powiedzieć.
– Wiem o tym – odparł w myślach. – To piętno. Anastazja straciła przeze mnie rozum. To się wydarzyło właśnie tutaj. Przez tę liczbę.
– Liczba jest kluczem do wspomnień, które ci odebrano.
– Wspomnień? – zapytał na głos Franek.
– Straciłeś kogoś i wyparłeś to z pamięci. To, co się stało, jest straszne.
– Kogo straciłem?
Estonida zawahała się. Nie wiedziała czy to odpowiednia chwila. Niczego nie była pewna, ale to, co czuła nie miało już najmniejszego znaczenia. Zastanawiała się tylko, czy on zniesie informację tak ciężkiego kalibru. Walczyła ze sobą wewnętrznie, aż przełamała barierę:
– Rodziców. Twoi rodzice zginęli – jęknęła w duchu.
– Dlaczego tak mówisz? Oni... – Franek przerwał, a jego słowa rozlały się echem po okolicy. Chłopak nie potrafił zaakceptować czegoś takiego nawet z ust Estonidy. Przecież jego rodzice żyli. – Widziałem ich dwa dni temu – oznajmił w myślach.
– Anastazja kontrolowała wtedy rzeczywistość, to wszystko było wielkim kłamstwem.
– Franek, zamknij się. Nie słyszysz? – Otaron niecałe trzysta metrów przed sobą zobaczył zataczającą się kreaturę. Eveneris zamieszkiwały krwiożercze bestie zdolne wytropić człowieka po oddechu, a co dopiero po rozmowie.
– Otaron, poczekaj chwilę – zahuczał, a jego słowa rykoszetem odbiły się od niemych ścian. – Dlaczego mówisz mi o tym właśnie teraz? Tutaj, gdzie wszystko się zaczęło?
– Przepraszam, nie planowałam tego. Nie chcę cię ranić, ale ukrywanie przed tobą prawdy jest złe. Prędzej czy później i tak byś się dowiedział.
– Nie mogę w to uwierzyć. Proszę, zakończmy temat– poprosił w głowie.
– Przepraszam, nie chciałam. Mimo to muszę powiedzieć, że jest nadzieja. Gdy odzyskasz wszechmoc... – Nie dokończyła, bo nerwy przejęły kontrolę nad chłopakiem.
– Kobieto, przestań!
Franek miał już dosyć nadmuchanej nadziei. Nie miał pewności czy przetrwa następną godzinę. Brakowało mu sił do ciągnięcia dotychczasowego obłędu. Ale Estonida postanowiła obciążyć go jeszcze bardziej. Jakimiś bzdurami. Jakimiś wymysłami, które nie powinny, a bolały go jak cholera.
– Idioto, stul pysk – syknął staruszek, ustawiając głowę Negusa na zbliżający się cień. Franek dostrzegł mroczną kreaturę, ale było już zdecydowanie za późno na reakcję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro