Rozdział 15 - Trening (część 1)
Świadomość Franka powróciła do łask w junitury. Nie pamiętał, co się stało. Bez przyczyny obudził się na środku pustyni. Było gorąco, promienie słońca doprowadzały go do szału, w końcu do halucynacji. Zobaczył zataczającą się postać mężczyzny.
Był to człowiek ubrany w długą zwiewną szatę. Okrywała go całego. Wyglądał na wychudzonego, wręcz umierającego wędrowca. Sunął gołymi stopami po piasku, balansując raz po lewej, raz po prawej stronie. Zbliżył się na tyle blisko, że Franek poczuł zapach jego narzuty.
Obieżyświat wyciągnął trędowatą rękę. Chciał dotknąć chłopięcego policzka, kiedy ktoś pociągnął młodego do tyłu za bark, zwalając go z nóg. Gdy tylko uderzył kuprem w pustynny szczerk, rozległ się głos:
– Zemdlałeś? Dlaczego? – zapytał Otaron, nerwowo spoglądając na trędowatego.
– O czym ty mówisz?
Franek nie pamiętał, co się właściwie stało. Miał w głowie tylko jakieś strzępy, z których nie potrafił złożyć nic sensownego. Otaron wyjaśnił, nawiązując do wydarzeń z rzeczywistości:
– Padłeś jak zabity na środku drogi. Estonida była zdruzgotana. Potem przestałeś oddychać. Jakaś makabra. Co się stało?
– Ostatnie, co pamiętam to ogień. Mnóstwo ognia, potem film mi się urwał.
Staruszek chwilę wcześniej patrzył bezradnie na chłopca walczącego z nieznaną mu chorobą. Z desperacji wprowadził go do programu. Chciał sprawdzić czy mózg Negusa reaguje i udało się, bowiem utrzymywał kontakt ze świadomością Franka. Mimo to, ciągle żył wydarzeniami z rzeczywistości. Poziom adrenaliny w jego organizmie nie spadał.
– Dobra, Otaron, weź się w garść – powiedział sam do siebie. – Młody, sprawa przedstawia się następująco. Ty nie zadajesz zbędnych pytań, na które zapewne nie znam odpowiedzi, a ja zbieram się do kupy i zaczynamy ćwiczyć. Widzę, że się zgadzasz. – rzucił, nie czekając na jego reakcję.
– Ale...?
– Co ja mówiłem przed chwilą? – krzyknął, przywołując do życia umierającego trędowatego. Obieżyświat leżał nieruchomo, ale na podniesiony głos sprzedawcy drgnął i zaczął powoli czołgać się do przodu.
– Żadnych pytań – stwierdził niechętnie Franek.
Wędrowiec zaczął drążyć w piasku wąwóz swoim czołem. Gdy tylko znalazł się dostatecznie blisko Franka, wyciągnął rękę. Następnie zgiął się i chwycił zębami jego nogę. Otaron obserwował to wszystko, uśmiechając się złośliwie. Uznał jednak za stosowne zaznaczyć swoją dominującą pozycję, dlatego oznajmił:
– Jeśli masz się czegoś nauczyć, to musisz się skupić. Inaczej nic z tego nie wyniknie. Dziadek odgryza ci stopę, a ty nic. Zero reakcji. – Dopiero teraz Franek zauważył, że obieżyświat obżera się jego mięśniami. Na ten widok odskoczył przerażony. Co najdziwniejsze, chłopak wcale nie czuł bólu. Krew tryskała na prawo i lewo, rozerwane mięso walało się w piasku, a on nawet nie pisnął.
Otaron kontynuował lekcję.
– Do tej pory przeciwnik już dawno przerobiłby cię na papkę dla gryzoni – mówiąc to, pstryknął palcami i zamienił dogorywającego wędrowca w kupkę piasku. Następnie oznajmił: – Podstawowa i absolutnie najważniejsza zasada – zawsze blokuj świadomość. Są różne sposoby. Można tworzyć kopie, kreować odnośniki czasu rzeczywistego w bazie przestrzennej lub zniszczyć ją. Nie ma znaczenia, jak to zrobisz. Po prostu to zrób! – zaznaczył stanowczo Meczota.
– To Ameryki żeś nie odkrył, tak ci powiem.
– Jakiej Ameryki? – zdziwił się sprzedawca.
– Oj, tak się mówi. Nie powiedziałeś mi nic nowego.
– Tak, pewnie masz rację. Ale jakimś cudem znalazłeś się w moim świecie. Jesteś pod wpływem manipulacji. I co teraz zrobisz? Nie masz żadnego zabezpieczenia. Już przegrałeś, chłoptasiu. – Sprzedawca postanowił wyprowadzić Franka z równowagi i był coraz bliżej osiągnięcia sukcesu.
– Co, serio? Ale to nie fair. Byłem nieprzytomny.
– Sprawiedliwości to się tutaj nie doszukuj, maluszku. Klotus na pewno będzie grał nieczysto. On nie da ci taryfy ulgowej. – Otaron przerwał, podnosząc obie ręce do góry. Tym ruchem stworzył za sobą dwa drzewa owocowe. Zaraz też obrócił się, wybrał jedno z drzew, zerwał soczyste zielone jabłko, ugryzł duży kęs i powiedział:
– To jedyne i najważniejsze ćwiczenie. Musisz natychmiast zablokować swoją świadomość. Liczy się proste rozwiązanie. – Wymierzył nadgryzionym jabłkiem we Franka, po czym dodał: – Pocieszę cię, że ten jełop może zacząć od ataku, co daje ci strategiczną przewagę. Nie ma możliwości szybszego przetworzenia natarcia od obrony. Tak więc, jeśli zdołasz opanować do perfekcji technikę blokady świadomości, pozostanie ci jeszcze czas na wykonanie pierwszego ciosu. Musiałbyś zmieścić się w ciągu sekundy od startu systemu.
– Poczekaj, czyli muszę w sekundę zbudować potężny system zabezpieczeń? Czy ciebie do reszty powaliło?
Słowa Otarona wydały mu się niedorzeczne, jak próba ujarzmienia wściekłego byka przy pomocy chomików. Nie dość, że zakup tysiąca gryzoni wyniósłby krocie, to jeszcze nie byłoby żadnej pewności, że malutkie zwierzątka zeżrą wskazaną ofiarę. W sumie, gdyby tylko o pędraki chodziło, to sprawa przedstawiałaby się nawet obiecująco. Sprzedawca jednak zachęcał bohatera do użycia chomików jako żywej tarczy. Tego Franek nie był w stanie przebić żadnym ze swoich głupich pomysłów. Dawka debilizmu osiągnęła stan krytyczny, co podsumował w następujący sposób: – Uderzyłeś się w głowę, tak? To rodzaj żartu, którego nie rozumiem?
– Prościej nie potrafię ci tego wytłumaczyć – oznajmił staruszek nieco przygaszony.
– Ale ja wszystko rozumiem, tylko że prosisz mnie o coś niemożliwego! – jęknął Franek, łapiąc się za głowę. Wykreowanie skomplikowanego systemu zabezpieczeń w ciągu jednej sekundy było niewykonalne.
– Uznam, że tego nie słyszałem. Zaczynamy!
Licznik ruszył i Otaron z wyczekiwaniem przypatrywał się Negusowi. Ten z kolei stał, nie wiedząc, co zrobić. Gdy dotarło do niego, że staruszek mierzy czas, skupił się na procesie tworzenia.
Nie wiedział, od czego zacząć. – Może zbuduję pudełko i wsadzę do niego wspomnienia. Później zakopię to pudełko w ziemi. Ale nie, to głupie. Pudełko zawsze można wykopać. Może zaleję je betonem?
– Stop, stop, stop. Człowieku, minęło ponad pół minuty, a ty nie stworzyłeś nic sensownego. Poza tym, jak już coś planujesz, to zakoduj myśli! – podniósł głos i dodał: – Reakcja musi być natychmiastowa. To coś, co wiesz, a nie coś, nad czym się zastanawiasz. To tak, jakbyś nie wiedział, czym oddychasz.
– Oddycham płucami – odparł Franek bez zastanowienia.
– Chodziło mi o powietrze – oznajmił Meczota, kręcąc nieporadnie głową. – Zły przykład. Zacznijmy od początku. Zaprojektuj w głowie jakiś rodzaj blokady. Jak już będziesz gotowy, dasz mi znak, a ja odmierzę czas implementacji w systemie. Powtórz go kilka razy i spróbuj załadować wszystko w jednej myśli. Skleć paczkę danych opartą na skrótach, które wczytają się zaraz po starcie. Buduj wszystko na zasadzie skojarzeń. Nie komplikuj sobie życia, rozdrabniając elementy na małe części. Jak chcesz samochód to mówisz markę, model i kolor. Nie zastanawiasz się, jakie ma lusterka czy koło zapasowe. Kapujesz?
Franek nagle dostał olśnienia. Niemożliwa czynność nagle stała się całkiem prawdopodobna.
– Aaa! – Na jego ustach pojawił się uśmiech. – Czyli chodzi tylko o to, żebym miał oklepane rozwiązanie. Muszę zbudować zabezpieczenie i nauczyć się go na pamięć. Myślałem, że mam w sekundę stworzyć coś nowego.
– Nie no, gdzie... W sekundę to sobie tyłka dobrze nie wytrzesz – zażartował Otaron, rozładowując napiętą atmosferę.
– Nigdy wcześniej tego nie ćwiczyłem.
– To teraz jest na to idealny czas. Bierz się do roboty – rozkazał staruszek, motywując chłopaka do działania.
Początkowo Franek zakodował myśli. Nie chciał drugi raz popełnić tego samego błędu. Gdy już zapieczętował umysł pokręconym hasłem, zabrał się do głównego zadania.
– Świadomość – westchnął w duchu, szukając odpowiedniej drogi postępowania. – Podstawowa sprawa to kopia. Stworzę klona. Umieszczę go w kuli ulepionej z gliny na środku oceanu. Niech kula dryfuje na tratwie zbudowanej z metalowych bali. Planeta niech nie będzie Ziemią, a jej lustrzanym odpowiednikiem...
Wymieniał w głowie mnóstwo elementów, aż urosła z tego całkiem niezła historyjka. Na koniec, korzystając z rady jasnowłosej, zakodował wszystko złożonym szyfrem, w którym zamiast cyfr posługiwał się zwierzętami.
Po umieszczeniu kopii w szczelnym pudełku dorzucił: – Świadomość można jedynie odczytać. Franek w prosty sposób ograniczył dostęp nieproszonych gości. Dodatkowo obudował swoje pudełko systemem ostrzegania. System resetował się przy każdej próbie modyfikacji świadomości. Poza tym mechanizm kodujący zmieniał się elastycznie w zależności od sytuacji. Przez dwie minuty stworzył poważne monstrum. Był gotowy na wprowadzenie swojego giganta w życie, dlatego ogłosił:
– Otaron, mam to.
– Resetuję i spróbujemy ponownie.
Staruszek w trakcie mentalnej podróży nastolatka zamienił pustynny plener na wyspy tropikalne. Zażywał tam takich rozkoszy, jak masaż i słodka bezczynność w ciepłych promieniach słońca, jednak musiał z nich zrezygnować. Z lekkim grymasem przewrócił się z brzucha na plecy i poderwał tułów do góry. Następnie odprawił czarnoskórą ślicznotkę, przyglądając się jej kształtom. Trudno było mu odrzucić tak apetyczny widok na rzecz nudnych ćwiczeń, ale zmusił się do tego nadludzkiego poświęcenia. Wycieńczony podniósł rękę kilka centymetrów nad piasek i wcisnął czerwony guzik, który nagle wjechał na teleskopowym ramieniu pod jego rękę.
W wyniku tej operacji na horyzoncie pojawiła się czarna ściana. Z dużą prędkością zeskanowała przestrzeń, po czym pamięć podręczna junitury wyczyściła się. Wtedy Otaron powiedział:
– Na mój znak! – Nastąpiła długa pauza, wręcz nieskończona. Franek czekał w napięciu, aż Otaron wycharczał: – Ruszaj!
Bohater najszybciej jak tylko umiał przypomniał sobie o klonie całej konstrukcji i zabezpieczeniach. Mimo jego usilnych starań czas nie był zadowalający.
– Pięć sekund, to wciąż za dużo. Myśl bardziej skrótowo – zaproponował.
Spróbowali jeszcze kilkanaście razy. Franek ćwiczył do znudzenia ten sam schemat zabezpieczeń. Powtarzał tak długo, aż na pamięć zaczął wczytywać całe elementy. Przestał zastanawiać się nad detalami, uzyskując w ten sposób zadowalający wynik. Zszedł poniżej dwóch sekund.
– Dobra, młody, mamy jakiś postęp. Teraz coś na rozluźnienie. Nie wiem, do czego sprowokuje cię Klotus, ale warto przećwiczyć kilka wariantów. Jednym z nich jest walka w przewidywaniu przyszłości.
– Walka w przewidywaniu przyszłości? – zapytał machinalnie, obudowując niewiadomą mnóstwem wyobrażeń.
– To rodzaj gry umysłu, która polega na projektowaniu scenariusza walki. Chodzi o to, aby wyreżyserować przebieg starcia. Przeciwnik robi to samo. Na koniec oba scenariusze są konfrontowane i zostaje wyłoniony zwycięzca. Starcie powinno trwać około pół minuty. Na przygotowanie dostajesz w zakresie od piętnastu do czterdziestu minut.
– Poczekaj, ale jak przewidzieć, co zrobi przeciwnik? To niewykonalne – zaprotestował Franek, rozsiadając się w piasku. Usypał mały pagórek, gdy staruszek odpowiedział:
– Zauważ, że on jest w tej samej sytuacji. Obaj tworzycie pewien losowy schemat.
– Więc to loteria? – zaznaczył, pochłonięty zabawą.
– Można tak powiedzieć. Oczywiście, jeśli znasz swojego przeciwnika masz większe szanse. Klotus miał dużo czasu, żeby cię poznać, więc może dążyć do takiego wyjścia. Chociaż jego wygórowane ego nie pozwoli mu pójść na łatwiznę. Sam nie wiem... – Otaron zamyślił się, po czym powiedział: – Mimo wszystko nie ma co ryzykować. Przećwiczymy ze dwa, trzy razy. Przynajmniej będziesz wiedział, jak się zachować.
– Więc co robić?
– Masz piętnaście minut. Wyreżyseruj schemat walki. Przygotuj możliwy rozwój wydarzeń. Ty sobie ćwicz, a ja na chwilę uciekam. Idę zobaczyć, co jest z Estonidą. Zanim tutaj wszedłem, była w kiepskim stanie – zakomunikował sprzedawca, podchodząc do wyrosłych w piasku drzwi. Ruszył w ich kierunku, kiedy Franek oznajmił:
– Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że nic mi nie jest.
– Właśnie to planowałem zrobić. – Po tych słowach spojrzał w górę. Na słońcu wiszącym ponad horyzontem pojawiła się wielka czarna wskazówka, a chwilę później wyłoniła się podziałka odzwierciedlająca minuty oraz pręcik sekundowy. Gdy tylko Otaron zamknął odrzwia, przestrzeń wróciła do wielkiej pustyni. Wtedy uaktywniło się odliczanie.
Franek ponownie stanął przed trudnym dylematem.
– Co robić? – pomyślał. – Dobra, na początku zabezpieczam świadomość. I co dalej? – Zamyślił się, rysując przypadkowe znaki w piasku.– Przypuśćmy, że rzucam w niego młotkiem. A on przenosi mnie do innego wymiaru. No i jak to połączyć... Nie mogę przewidzieć, co on zrobi. Inaczej... – przerwał, zmieniając tok rozumowania. – Jeśli miałbym wygrać, moje ataki musiałyby zbiegać do jakiegoś punktu kulminacyjnego. No, OK. Przypuśćmy, że tworzę sobie takie urządzenia jak w filmie. Połykam Impin, co daje mi dużo siły. Wykorzystuję iluzioniery, żeby nie mógł mnie znaleźć i tworzę dla niego klatkę. Można by to troszeczkę ubarwić. W skałach znajdują się miny, aktywowane materiałem DNA. Właśnie! Niech reagują tylko na tego śmiecia. Lasery. – Westchnął. – Na księżycu umieszczę sobie laserowe działka i w razie potrzeby będę do niego strzelał. To by było pół minuty. Tak dla niepoznaki stworzyłbym jeszcze klona. – Krótka przerwa na zebranie myśli. – I teraz od początku. Klotus zablokuje świadomość. Najprawdopodobniej wzmocni się, żeby nie zraniła go żadna broń. Może też próbować stworzyć jakieś więzienie.
Franek kombinował na wszystkie strony, ale nie widział rozwiązania. Wszystkie te niewiadome doprowadziły go do tego samego wniosku. – To niewykonalne.
Stwierdzenie tak oczywistego faktu zmusiło go do zmiany działania. Staruszek zostawił go sam na sam z syntetykiem boskiego unixum. Mocy, o której zawsze marzył. Nie potrzebował wiele, aby przekształcić priorytety. Wystarczyła jedna myśl. I tak zrodziła się w nim potrzeba tworzenia.
Niespodziewanie kilkanaście metrów nad ziemią pojawił się ogromny wodny sześcian. Wedle kaprysu Franka z nieba spadły cztery wieżowce. Drapacze chmur zapaliły się podczas lotu i powbijały w piasek niczym dzidy. Chłopak postanowił ubarwić tę nudną scenę odrobiną akcji.
Przywołał do siebie dwa zmodyfikowane samurajskie miecze. Przy zetknięciu ostrza z materią wyzwalała się energia odrzutu działająca na broń. Z tego powodu szpada przechodziła dosłownie przez wszystko. Po każdym cięciu wybuchały kolejne ładunki spowalniające katanę. Miecz rozbłyskał na początku czerwono-pomarańczową smugą, a pod koniec niebiesko-zieloną.
Tak wyrafinowaną broń Franek postanowił wykorzystać przeciwko żywym trupom. Zdechlaki były jego osobistą pasją, ale nigdy w życiu nie miał z nimi większej styczności. Może poza bezcenną wiedzą z tysięcy filmów, jakie widział na ten temat.
Ile to razy, przechadzając się ulicą, planował schemat postępowania w przypadku ataku. Czego użyłby jako broni, których budynków jako schronienia? Całe życie prześladowała go chęć prawnie zatwierdzonego zabójstwa. Bo przecież kto może czuć się moralnie zgorszony morderstwem czegoś nieżyjącego? Wyrzuty sumienia wyklucza rozsądek i prosta logika. To, co jest martwe takie powinno pozostać.
Na życzenie wieżowce stały się wielką wylęgarnią wirusa. Franek teleportował się pod jeden z drapaczy chmur i kopniakiem wyważył zbrojone drzwi. U wejścia przywitał go odór rozkładającego się ludzkiego mięsa oraz straszne jęki martwych kobiet i mężczyzn.
Zobaczył wąski korytarz, znikający w ciemności. Przeszło mu przez myśl, aby oświetlić sobie drogę, ale szybko zrezygnował z tych udogodnień. Używając katan jako prowizorycznych latarek wbiegł głębiej. W ciemności gorące ostrza połyskiwały niczym karoseria samochodu w upalny dzień.
Po chwili sprintu chłopak dotarł do pomieszczenia. Wtargnął do środka bez zapowiedzi, wybudzając martwych ze snu. Rozjaśnił sobie pole widzenia, z uśmiechem wychwytując setkę trupów.
Przecinał istoty w niewielkich grupach. Eksplozje wytłumiające katany powodowały, że kolejne rzędy umarłych traciły równowagę. Negus wykorzystywał te momenty do zmiany kierunku ataku.
Z początku blask mieczy pulsował w stałym tempie. Niestety, z czasem siły bohatera zmalały. Ze zmęczeniem pojawił się pomysł, z którego musiał skorzystać.
Franek wbił ostrza w betonową podłogę. Rękojeści katan wyposażył w dodatkowy panel spustowy. Dobudował do tego minigun z trzema zestawami obrotowych luf, zespalając wszystko w jedną machinę zagłady. Kiedy wszystko było gotowe, pociągnął za spust. Pociski świergotały tu i ówdzie, wrzynając się w filary, tułowia zmarłych, ekrany monitorów i głowy wrogów.
Przez chwilę Negus rejestrował zdarzenia w trybie slow motion, przyjmując każdy najdrobniejszy szczegół rozpętanej przez siebie masakry. Widział w przybliżeniu odstrzeliwane skrzydła panoszących się w odorze much, pękające kości trupów. Dostrzegał oddalone o kilka metrów zderzenia pocisków z klawiaturami. Przyglądał się pękającym kubkom i ekspresom do kawy. Patrzył na odpadające kończyny i wyrywane siłą uderzenia palce, nosy oraz uszy.
Makabra tej sceny nie miała końca, bo umarłych ciągle przybywało, a kul nie przestawało brakować. Stosy trupów rosły, aż martwi utworzyli mur ciał do samego sufitu, blokując przejście nowym osobnikom. Wtedy Negus zdecydował się na spektakularny finał.
Teleportował się na bezpieczną odległość jednego kilometra od biurowców, po czym wypełnił je materiałami wybuchowymi. Na każdym piętrze znalazło się kilka ton dynamitu, ale bohater dodał coś jeszcze. W piwnicach umieścił bomby neutronowe.
Aby zachować pozory bezpieczeństwa zamknął wieżowce w polu siłowym. Stał kilkanaście centymetrów od przeźroczystej bariery, trzymając w ręku detonator w postaci czarnej skrzynki. Otworzył wieko i przekręcił wihajster.
Podziemne eksplozje wyrwały z fundamentów miliony kilogramów betonu. Dynamit dokończył dzieła, rozpraszając potrzaskane na drobne kawałeczki ściany. Sekundę po wybuchu fala uderzeniowa przywaliła w osłonę. Franek miał wrażenie, jakby objętość pola siłowego nagle wzrosła. Z wrażenia cofnął się krok do tyłu, niefortunnie wchodząc w spore wgłębienie w piasku. Upadł, uderzając głową w skałę. Jego przyćmiony umysł przez przypadek zwolnił osłonę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro