Rozdział 14 - Połowa drogi (część 1)
Franek wrócił do rzeczywistości. Gdy tylko odzyskał ostrość widzenia zaczęły boleć go wszystkie mięśnie. Dodatkowo rypało go jeszcze w krzyżu i łeb pulsował niczym serce po tygodniu sprintu. Wystarczyło tylko, żeby przejechała go betoniarka i połamała mu kości, a miałby komplet.
Lekko poirytowany zrzucił kaptur z głowy. Zanim rozejrzał się po Romturze rozmasował sobie kostki, będące w krytycznym stanie. Nie potrafił zrozumieć jak to się stało, że dwadzieścia sekund bezczynności doprowadziło go do takiego stanu. Wydawało mu się, że jego ciała używano jako zastępczej piłki do gry w rugby lub tenisa stołowego. W jego opasłej fantazji zmieścił się jeszcze pociąg towarowy, ale zanim przejechał jego stopy, chłopak krzyknął do budzącego się Otarona:
– Dwadzieścia sekund, mówisz?
– Przepraszam cię bardzo – warknął sarkastycznie. – Zaokrągliłem o dwie sekundy, to źle?
– Dwie sekundy? Otaron, czuję się, jakby przejechał mnie pociąg, a ty mówisz o dwóch sekundach! – oburzył się chłopak, dając tym staruszkowi mocno do myślenia.
– Boli cię głowa i czujesz wszystkie mięśnie?
– No, boli jak cholera.
– Mój błąd, młody. To przez junitury – oznajmił bez wahania. – Twój mózg próbuje zaadaptować protokoły. Dlatego czujesz się tak, a nie inaczej. Ból ustanie za kilka minut.
– Niemożliwe – jęknął, mało przekonany. – Czuję wszystkie mięśnie. Chcesz mi powiedzieć, że to wytwór wyobraźni?
– Nie – wypalił nagle Otaron. Wyjaśnił słowami: – To jedynie reakcja obronna. Wchodząc do junitury dajesz przyzwolenie na włamanie się do własnego umysłu. Nie wiadomo dlaczego ludzki mózg nie życzy sobie, aby przy nim majstrować. Na szczęście po kilku powtórzeniach staje się bardziej przychylny.
Mówiąc to, staruszek wstał i rozebrał się z płaszcza. Franek ciągle siedział na podłodze, pojękując z bólu. Widząc to, Otaron pomógł chłopakowi zdjąć jesionkę.
– To co, młody? Ruszamy po artefakt! – oznajmił radośnie, wyprowadzając tym Negusa z równowagi. Nie wiedzieć czemu, określenie „młody" nie przypadło chłopakowi do gustu.
– Chwila, wyjaśnij mi coś – rzucił Franek, biorąc sobie za cel pozostanie w bezruchu. Znalazł jako powód ku temu rozbudowany temat do rozmowy. – Mówiłeś, że woźny żyje w latach pięćdziesiątych. Chcecie cofnąć się w czasie?
– Ujmując sprawę w ten sposób, faktycznie może to wyglądać na podróż w czasie.
– Czyli mógłbym zabić siebie przy narodzinach?
– Jeśli cofnąłbyś się w jednofazowej czasoprzestrzeni to tak, ale w przypadku czasoprzestrzeni wielofazowej już nie. – Franek natychmiast dowiedział się, jaka jest różnica pomiędzy obiema czasoprzestrzeniami.
Zrozumiał to na podstawie dwóch prostych przykładów.
Gdyby główny bohater zamordował dziadka przed narodzinami swojej matki w czasoprzestrzeni jednofazowej, doprowadziłby do paradoksu, który wykasowałby jego istnienie. Biorąc jednak pod uwagę czasoprzestrzeń wielofazową, taka operacja nie doprowadziłaby do jego zniknięcia. Franek, zabijając swojego dziadka, wykasowałby jego istnienie tylko i wyłącznie w minimalnym ułamku czasu. W wyniku tej operacji w teraźniejszości żyliby wszyscy, zarówno dziadek, matka, jak i Negus.
Nastolatek przewertował teorie związane z podróżami w czasie, pogłębiając agonię swojego mózgu. Miał wrażenie, jakby ktoś ostrzył tasak na jego czaszce. Katusze zmusiły go do odcięcia się od napędu wiedzy. – Panel sterowania – pomyślał, odczekując kilka sekund. – Przełącz moduł w tryb uśpienia – dodał i chip zaprzestał pracy. Wtedy ból ustąpił, ale nie na tyle, aby Franek przestał o nim myśleć. Złapał się za skronie, pocierając je lekko.
– Ale podróże w czasie to nadal fikcja – stwierdził nagle Otaron, przyciągając zainteresowanie bohatera.
– Jak to – fikcja? – zapytał.
– A słyszałeś, żeby ktoś cofnął się w czasie? – Staruszek prychnął, jakby to, co powiedział, było oczywiste. Zaraz też usiadł obok chłopaka, lustrując go wzrokiem.
– Mówiłeś, że my się cofniemy – dodał ten nieco zaskoczony.
– Oj, daj spokój, młody. Nigdy w życiu nie zgodziłbym się na podróże w czasie. Dobra, momentami jestem jebnięty, ale bez przesady. Naprawdę wyglądam jak idiota? – Na koniec Otaron zapytał śmiertelnie poważnie. Staruszek od dawna borykał się z negatywnymi myślami na temat swojej osoby, a teraz jeszcze okazało się, że jego głupotę widać gołym okiem. Był zdruzgotany. Każda próba zażegnania problemu umierała w zarodku.
– To ja już nic nie rozumiem – podsumował Franek.
– Posłuchaj... – oznajmił stanowczo Meczota. – Lata pięćdziesiąte to w tym przypadku wyznacznik miejsca, nie czasu. Lue zwerbował woźnego na Ziemi. Sześćdziesiąt lat temu dał mu AMAL, przez co stworzył sztuczne przejście w przeszłość. Sztuczne! – podkreślił, kontynuując. – AMAL znajduje się w latach pięćdziesiątych, przez co wydawałoby się, że my przeniesiemy się w przeszłość, ale tak naprawdę będziemy w obrębie Uki, czyli w przestrzeni pozbawionej ram czasowych.
Wszystkie elementy ułożyły się w logiczną całość, poza jednym.
– Ale woźny będzie z tamtych czasów, czy z teraźniejszości?
– No właśnie, tego do końca nie jestem pewien. – Otaron próbował wysnuć jakieś mądre wnioski, aby podbudować swój wizerunek. – Rozsądek podpowiada mi, że woźny transkoduje myśli w przyszłość. To oznaczałoby, że spotkamy jego wersję teraźniejszą. Wnioskując jednak po metodach Lue, możemy się raczej spodziewać woźnego z tamtych czasów. – Franek przyjął te informacje, nie starając się rozwikłać ich złożoności. Poza tym, znalazł już nowy temat do rozmów.
– Właśnie, Otaron. O co chodziło z Lue?
– Lue? – zapytał zdziwiony mężczyzna. Nagle jednak go olśniło i powiedział: – A, ty ciągle o to pytasz? – Zrobił krótką pauzę, po czym dodał: – Pamiętasz przyspieszone szyfry?
– Poczekaj, Emily o tym mówiła. Coś na zasadzie, że ukrywasz kilka zdań w jednym słowie. Mówisz tak szybko pozostałe słowa, że powstaje z tego jedno słowo.
– Zgadza się – potwierdził staruszek. – Na tej zasadzie rozmawialiśmy z Lue.
– Jak można mówić tak szybko!?
– Modyfikacja genetyczna krtani. Na dzisiejsze czasy jeszcze trudno dostępna, ale kilka lat i stanie się powszechna jak AMAL. W filmie trochę to uprościli, bo słowa były takie same, czyli wystarczyło wyskandować pierwsze litery. Przy normalniej rozmowie trzeba na bieżąco szyfrować i dobierać słowa, a przy okazji jeszcze dekodować wypowiedź rozmówcy. To dość wyczerpujące, dlatego miałeś wrażenie, że jestem spięty – wyjaśnił, zrywając się z miejsca.
Gdy tylko Franek zobaczył staruszka na nogach, przypomniał sobie o bolesnych dolegliwościach. Choć wszystkie mięśnie nadal go piekły, to zdecydowanie mniej niż na początku. Postanowił więc podążyć za Otaronem. Niechętnie poderwał się do góry.
– Często posługujesz się czymś takim?
– Prawie cały czas. To wyrabia dobre nawyki i ćwiczy umiejętność swobodnej komunikacji.
– Cały czas? – jęknął zaskoczony. – To co takiego mówiłeś?
– Teraz? – Franek kiwnął twierdząco głową, dlatego Otaron kontynuował: – Powtarzałem najświeższe wiadomości. Żeby nie skłamać. – Wziął głębszy oddech. – Nadal nie potrafimy rozpracować struktury sfery ograniczającej Wargulus. Z najświeższych badań wynika, że opracowanie analizatora cząstek niematerialnych potrwa jeszcze do kilkudziesięciu lat. Największą przeszkodą w budowie urządzenia jest synteza wirtualnie otrzymanej substancji.
– Niemożliwe – stęknął.
– Jak nie wierzysz, to wstukaj sobie nazwisko Lapom. – Meczota przerwał wypowiedź, zbliżając się do Franka. Stanął pół metra przed nim, pokazując wyciągniętym palcem własne oko. Wtedy dodał z zamiłowaniem. – Na własne ślepia widziałem jak babka szyfruje ponad siedem tysięcy słów. I do tego zrobiła to w sześciu różnych językach.
– Siedem tysięcy... pieprzysz?
– Zobacz, jest o niej głośno w sieci. – Franek skrzywił się, ciągle nie dowierzając. Przez chwilę kiwał głową, aż w końcu odsunął się na bok i ponownie usiadł. Opierając się plecami o ścianę wybudził system komendą. – Lapom. – Na to skromne życzenie otoczyły Franka przeźroczyste płyty, będące częścią przeglądarki. Pod zadanym hasłem wyskoczyło multum informacji, ale większość wskazywała na amatorski filmik, więc go włączył.
Nagranie ujmowało w krzywym kadrze krępą kobietę, stojącą w otoczeniu około dwudziestu facetów. W tłumie stał również Otaron. Były krzyki i wrzawa. Dało się również słyszeć głos kobiety i szybko wypowiadane zdanie. W ciągu dziesięciu sekund Lapom powiedziała dokładnie siedem tysięcy dwieście dziewięćdziesiąt trzy słowa, na jednym wdechu. Negus oniemiał. I nie chodziło wcale o ustanowiony rekord.
Licznik wskazywał numer, który dobrze znał. Ten czterocyfrowy symbol prześladował go od czasu, kiedy dusza Anastazji zginęła. Franek przypomniał sobie również, że kryje się pod nim coś więcej niż tylko głupi błąd. Pod liczbą kryło się wspomnienie tak straszne, że nie chciał do niego wracać. Celowo zatuszował w sobie tę makabryczną prawdę. Pragnął odseparować się od tamtych wydarzeń, ale one ciągle wracały. Nieustannie prześladowała go data. 10 lipca.
– I co? – zapytał Otaron, wyrywając go z natłoku myśli.
– To jakieś szaleństwo – oznajmił, po czym dodał: – Musisz mnie tego nauczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro