Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13 - Film (część 5)

Na planecie Moki-Wes odbywały się właśnie tajne negocjacje. Hollin mówiła: 

– Agenci znajdują się aktualnie na czwartym poziomie. Wystarczy wydać komendę. – Głos pani senator nie przypominał ludzkiego. Był bardziej jak jego syntetyczna wersja, będąca splotem osobno wypowiedzianych słów.

– Don zablokował drogę ucieczki? – stanowczo zapytał prezydent Moki-Wes. 

– Zgadza się. Pierwsza, druga i trzecia brama są zamknięte. Jedyna droga prowadzi do rdzenia. 

– Wspaniale. W końcu nastał mój czas triumfu. Podbiję całe Wargulus, a ci idioci odpowiedzą za to głowami. Teraz już nic mnie nie powstrzyma. Zapłacą za to, co zrobili! – Mężczyzna mówił to, trzymając w dłoni oprawione w metalową ramkę zdjęcie swojej zmarłej żony i córki. 

Za ich śmierć oraz miliona ludzi byli odpowiedzialni agenci. Po nieudanej misji, Don, przechodząc przez portal ratunkowy, zostawił bombę neutronową. Wybuch zmiótł z powierzchni ziemi całą stolicę wraz z mieszkańcami. 

Prezydent w akcie zemsty wprowadzał w życie plan podbicia całego Wszechświata. Przejął kontrolę nad niszczycielskim wojskiem fortecy, aby zawładnąć Wargulus. W tym wszystkim Don i John pełnili rolę męczenników. Przekraczając mury fortecy, stali się przynętą dla mediów.

***

Wątek, po przejściu przez retrospekcję kilku innych postaci filmu, wrócił do Johna uwięzionego w bezkresnej czeluści. 

Minuty przedłużały się tam w nieskończoność, a czerń zaczęła się pogłębiać, kiedy ktoś łaskawie uwolnił Johna z wnętrza pułapki. Ku jego zaskoczeniu zamiast spodziewanej pani Hollin agent zobaczył Dona i nieprzytomną Emily. Zdezorientowany spojrzał na przyjaciela, później na ukochaną, leżącą nieopodal.

– Wszystko wyjaśnię – tłumaczył się Don. Ta sytuacja była o tyle dziwna, że John nie wiedział o pokrewieństwie dziewczyny z Donem ani Don nie odkrył miłości kolegi do jego kuzynki. 

– Nie musisz – skwitował John, podchodząc do nieprzytomnej Emily. Już nic więcej nie powiedział, tylko zabrał MP5 koledze i strzelił dziewczynie prosto w czaszkę krótką serią. 

Don wzdrygnął się na ten widok. Zaraz też podbiegł do przyjaciela i wytrącił mu pistolet maszynowy. 

– Odbiło ci? – Sam nie wiedział czy odezwała się w nim troska, czy obawa, ale było pewne, że z Johnem nie jest najlepiej. Bohater jednak, trzymając się swojej teorii wskazał trupa wyciągniętym palcem i powiedział: 

– Patrz na nią! 

Skóra z czoła Emily zaczęła zapadać się do środka, aż ukazał się metaliczny krater. Po chwili miękka gumowata powłoka sproszkowała się, ujawniając sylwetkę Hollin. Choć ten widok powinien wstrząsnąć Donem, to nie zrobił na nim większego wrażenia. Wydawało się, że wszystkie chwile spędzone z myślącym robotem były dążeniem do zaspokojenia własnej przyjemności, ale tak naprawdę chodziło o coś więcej. Don wiedział, że nie ma sensu dłużej udawać. Zatrzymał wzbudzone sztucznie uczucia i emocje, odpowiadając beznamiętnie: 

– W końcu mamy ją z głowy. Możemy kończyć. – John kiwnął głową przyjacielowi na znak zrozumienia, po czym ruszył w kierunku piątego poziomu. 

W milczeniu pokonali kolejne dziewięć pięter, poznając nowatorskie technologie wroga, aż dobrnęli do samego szczytu. Tam zobaczyli główny rdzeń fortecy, lewitujący metr nad ziemią. Przypominał on kryształowy kłębek różnokolorowych niteczek. Światło pulsowało w rytm przepompowywanej energii. Jądro zamknięte było czterema kolumnami, które łączyły się w grot. 

Wyciągnąwszy z kieszeni marynarki czarnego wirusa, John wprowadził go do serca fortecy. Mrok powoli przejmował główne organy sztucznego organizmu, aż kolorowe okręgi poniższych poziomów zgasły. 

Tymczasem... 

Pani Hollin po otrzymaniu ostatnich wytycznych, przeniosła się do Kapitolu. 

Prezydent Moki-Wes postanowił zabić myślącego robota. Nie chciał zostawiać żadnych śladów, które mogłyby go obciążyć. Wprowadził więc do systemu Hollin destrukcyjny kod, który powinien przepalić obwody jej układu świadomości, lecz ona nie zginęła. Wróciwszy do Kapitolu udała śmierć, po czym przeniosła się szyfrowanym kanałem do fortecy na czwarty poziom. Tam odnalazła zamordowaną wersję samej siebie i zabrawszy ją ze sobą, teleportowała się w bezpieczne miejsce. 

Akcja ponownie wróciła do dwóch agentów. 

Don spojrzał tryumfalnie na przyjaciela. Obaj wiedzieli, że najlepsza część misji właśnie się zaczyna. Szczerząc się do siebie, połknęli po jednej tabletce Impinu. Gdy tylko substancja przedostała się przełykiem do żołądka, poczuli ciepło promieniujące na mięśnie całego ciała. Z tym niesamowitym uczuciem ruszyli pędem w kierunku przepaści. Pole siłowe okalające rdzeń zniknęło, dlatego dobiegłszy do krawędzi, wyskoczyli w bezkresną czeluść. Nie minęła sekunda jak czubek eksplodował. Był to akt desperacji systemu. Samoistna anihilacja głównego jądra pozwoliła aktywować program zapasowy. 

Po całej fortecy rozproszył się potężny stożek jasnożółtej energii. Kolory odżyły, otwierając kolejne piętra począwszy od szczytu. Teleskopowa piramida zwinęła się do pierwszego poziomu, niczym żabi język powracający ze zdobyczą do ust. Wypuszczone na wolność kreatury wypełniły podziurkowaną płytę metalicznej podstawy. Fala uderzeniowa poderwała robactwo ze skrzydłami z drugiego poziomu i inne latające jednostki z pierwszego. Czołgi rozgrzewały głowice. Cyborgi z korzeniami zamiast głów skanowały otoczenie. Malutkie roboty, wchodzące w skład substancji podłoża, uformowały macki. W kilka sekund z chaosu wyodrębniły się równe szeregi. Widząc to, John krzyknął do lecącego obok kolegi. 

– Dobrej zabawy. 

Don nawet nie zareagował. Wbił się z wrzaskiem w chmurę zaprogramowanych opiłków, ginąc w jej wnętrzu. Skupisko miniaturowych szpileczek pożarło go, faszerując ciało ładunkami wybuchowymi. Gdyby nie Impin, John mógłby zeskrobywać flaki przyjaciela z dna fortecy. Na szczęście Don miał we krwi substancję ochronną. 

Jej działanie polegało na przetworzeniu ciosów przeciwnika bezpośrednio na odporność. Przy każdym uderzeniu, wybuchu czy próbie podpalenia, wytrzymałość skóry i mięśni atakowanego wzrastała wykładniczo. 

Po kilku bardzo szybkich uderzeniach pięściami w metaliczną masę, Don wytworzył niemożliwy do wytrzymania nacisk i drgania porównywalne do trzęsienia ziemi. Jakiekolwiek próby zatrzymania go w powietrzu stały się niemożliwe. Wyładowywał swoją frustrację na lewitującym złomie, aż zredukował jego liczbę do zera. Wtedy zajął się robotami spacerującymi po powierzchni. 

John walczył w tym czasie z latającymi owadami. One to, porozrzucane w regularnych szeregach przypominających trójkąty, strzelały w niego laserowymi wiązkami. Po kilku seriach zaprzestały ataku, przegrupowując się w powietrzu. Latające fioletowe świetliki ustawiły się pionowo jeden nad drugim, tworząc tunel polaryzacji zaginającej fragment czasoprzestrzeni. Zanim John zorientował się, czego początkiem jest ich rotacja, wessały go do środka. Skrzydlate robaki utworzyły razem ruchomego oscypka. John czuł się, jakby z każdej strony przylegała do niego litosfera, ale gdy poruszał kończynami wychodziło na to, że nie ogranicza go żadna siła. Mógł się poruszać, ale wyłącznie w obrębie własnej osi obrotu. 

Układ idealnie neutralizował działanie Impinu, bo John nie mógł rozszerzać swoich możliwości. Na szczęście program decyzyjny fortecy nie przewidział wsparcia ze strony przyjaciela. Don miał oczy dookoła głowy, przez co sprawnie wypatrzył wielkiego, fioletowego oscypka. Odbił się od powierzchni, nadając ciału odpowiedni kierunek. Z prędkością samolotu odrzutowego i energią wyzwalaną przy wybuchu bomby atomowej, werżnął się do środka. Z wielką przyjemnością zrujnował mechanizm napędu grawitacyjnego, doprowadzając do jego przeciążenia.

Zdestabilizowany oscypek załamał się do środka, przekraczając masę krytyczną. Fioletowe jądra owadów sprasowały się do jednej metalicznej kuli i nastąpiła intensyfikacja energii. Uwolnione pokłady radioaktywnych substancji rozproszyły się na przestrzeni nieba, spalając się różnokolorowym światłem. 

Agenci, poszukując większych pokładów mocy, pozostali w centrum podniebnego chaosu. Pochłonęli tak dużą ilość energii, że byli zdolni odbijać się od gazów wchodzących w skład atmosfery. Od tego momentu systemy namierzania nie nadążały za nimi. 

Przyjaciele walczyli przeciwko armii robotów, bawiąc się przy tym wyśmienicie. Rozbijali urządzenia, niszczyli elementy konstrukcyjne i dziesiątkowali oddziały.

Ich osobista impreza zwolniła tempa w momencie, gdy Impin przestał działać. Wtedy ciała mężczyzn powoli zaczęły wracać do normalności. John tego nie zauważył, przez co ponownie trafił w sidła wrogów. Don był ostrożniejszy. Gdy tylko poczuł spadek mocy, włożył do ust kolejną tabletkę. 

Z powodu zaistniałej sytuacji, agent znów musiał mu pomóc. Rozpędził się i łapiąc w locie wyrzynającą się z podłoża gąsienicę, cisnął nią w kierunku przyjaciela. Ku jego zaskoczeniu kosmiczny robal przeniknął przez Johna, jakby był niematerialny. 

Agent domyślił się, że ma do czynienia z fragmentatorem. Ta broń była zdolna do wyrwania duszy z ciała. Słyszał o niej, ale nie wierzył, że w ogóle istnieje. Mimo rozsądku przygotował się również i na tę ewentualność. 

Wyciągnął szkła kontaktowe i zaaplikował pod powieki. Dalej wyszperał z kieszeni dwa długopisy i aktywował je. Bez namysłu połknął trzecią z kolei kapsułkę Impinu. Na koniec założył jasnoniebieskie rękawiczki, dające mu możliwość dotknięcia układów niematerialnych. 

Gdy tylko soczewki wniknęły w siatkówkę, mężczyzna zobaczył cztery bryły otaczające Johna. Pierwsza przypominała połączenie dwóch czworościanów foremnych w jedną przestrzenną gwiazdę. Druga była hipersześciennym pudłem piątego stopnia. Kolejna, pozorowana na spiralę, składała się z kul, oscylujących po jednej osi obrotu. Czwarta przypominała stożkowy krzew, o mocno wydłużonych szpicach. 

Czasu było coraz mniej, dlatego Don przyspieszył zaplanowany wybuch swoich długopisów. Zanim pisaki eksplodowały, przykleił je do butów i wyskoczył na wysokość kilometra. Kontrolowany rozbłysk podziałał na Dona jak proch strzelniczy na kulę armatnią. Wewnętrznie uaktywniona machina wzmocniła agenta do tego stopnia, że podczas krótkiego lotu objawił się jako snop światła. W ułamku sekundy doleciał do pułapki. Niebieskie rękawiczki oparły się na niematerialnej przeszkodzie, po czym spłonęły od nadmiaru tarcia. 

Don zniszczył fragmentator, ale nie zatrzymał się. Werżnął się w litosferę jak meteor. Fala uderzeniowa poniosła skały w dal. Grudy ziemi zawirowały, przemieniając się w czarne huragany. Planeta, pozbawiona krągłości, zaczęła pękać na wszystkich równoleżnikach. Ostatecznie kratery pogłębiły się, docierając do metalicznego jądra i planeta Ikiki rozsypała się po Kosmosie.    

***

Na tym projekcja filmu urwała się. Franek powrócił do pierwotnej formy nastolatka, nadal pozostając w programie. Wszystkie wspomnienia fikcji dużego ekranu ułożyły się w fabułę. Wtedy jakiś miły mężczyzna przedstawił bohaterowi warunki konkursu i poprosił o zgodę na przetwarzanie danych. Gdy tylko Negus zgodził się na wszystko, pokazano mu cztery możliwe zakończenia krótkiego filmu. 

Epilog pierwszy.

John wraz z Donem wracają do ruiny Olumii. Gdy docierają na miejsce, dowiadują się, że zginęli praktycznie wszyscy obywatele państwa. Z tego powodu mieszkańcy sąsiednich planet domagają się egzekucji obu agentów. Uchylając się przed wymiarem sprawiedliwości mężczyźni uciekają. Po pięciu latach tułaczki John zdobywa niezbite dowody, obciążające prezydenta Moki-Wes. Podczas procesu zbrodniarza, agenci ogłoszeni są wybawcami narodu. Zostają oficjalnie oczyszczeni ze wszystkich postawionych im zarzutów. Niestety, John nie ma powodów do radości. Okazuje się, że Emily jest mocno zamieszana w plan inwazji. Jej kłamstwa i zdrada są dla niego zbyt bolesne, dlatego popełnia samobójstwo. 

Nastąpiła chwila przerwy, podczas której Franek mógł przemyśleć przedstawioną mu opcję. 

Epilog drugi. 

John wspólnie z Emily i Donem przejmuje kontrolę nad panią Hollin, dając prezydentowi Moki-Wes sztuczne poczucie zwycięstwa. Planeta zostaje odbudowana, złoczyńca wtrącony do więzienia, a szpiedzy okrzyknięci bohaterami Olumii. John postanawia rzucić dotychczasową pracę, aby poślubić Emily. Kilka miesięcy po ożenku dziewczyna przyznaje się do kradzieży, jakiej dopuściła się z Hollin po ucieczce z fortecy. Młoda para, wykorzystując nielegalne pieniądze, żyje długo i szczęśliwie.

Epilog trzeci. 

Prezydent Moki-Wes miał ukrytego asa w rękawie i choć szpiegom udało się zapobiec anihilacji ludzkości, to nie przerwali inwazji. Prezydent przechytrzył Emily, która już od dawna próbowała rozpracować jego plany, wcielając się w postać pani Hollin. Spod litosfery Ikiki wynurzają się miliony statków kosmicznych. Przy pomocy mechanicznej piechoty prezydent plądruje Wargulus. Po wielu latach rządów tyrana na jaw wychodzi prawda, że postać prezydenta Moki-Wes to tylko wykreowana marionetka, sterowana przez Fugima. 

Epilog czwarty.

Szpiedzy pokonują nację wroga kosztem własnej planety. Przez naruszenie płata zewnętrznego, następuje bardzo silna zmiana polaryzacji i uszkodzenie jądra. Eksplozja Ikiki jest tak potężna, że cierpi na tym kilka najbliższych cywilizacji. Za śmierć ludzi odpowiedzialni są dwaj agenci. Latami uciekają przed wymiarem sprawiedliwości, lecz pewnego dnia popełniają błąd i trafiają do więzienia. Po długim procesie zostają straceni. Kilkadziesiąt lat później Emily dowodzi słuszności ich sprawy. Pośmiertnie ogłoszeni są bohaterami narodu. 

Franek rozważył wszystkie cztery przedstawione mu epilogi. Na samym początku odrzucił dwie skrajne opcje. Szczęśliwe zakończenie jakoś nie pasowało chłopakowi do gatunku filmu. Z drugiej strony śmierć obu agentów także nie trzymała się kupy. Opcje pierwsza i trzecia wydały mu się najbardziej prawdopodobne. Nie miał jednak pojęcia, który z dwóch wybranych epilogów jest właściwy, dlatego strzelił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro