Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13 - Film (część 4)

W tym samym czasie, gdy John wspominał różne wydarzenia z przeszłości, jego najlepszy przyjaciel Don wykonywał poboczne zadanie. Właśnie majstrował coś przy systemie plutonu, gdy ogłuszyła go jakaś zamaskowana wojowniczka. Wciągnęła agenta do binarnego świata.
Arena ćwiczebna zmieniła się z polecenia nieznajomej w las, którego drzewa sięgały chmur. Kobieta pozwoliła sobie także na pewne modyfikacje w programie, przez co w walce brały udział tylko dwie osoby. Ona i agent. Świadomie powołała się na zasady turniejowe, wyznaczając racjonalną granicę zwycięstwa. Wygrana polegała na całkowitym zablokowaniu przeciwnika w ciągu jednej minuty. Gdy obie walczące strony zaakceptowały warunki, pojawił się elektroniczny sędzia. 

Don bez wahania przyjął wyzwanie. W programie czuł się bardziej swobodnie niż we własnym ciele. Dlatego tak bardzo intrygowała go Hollin. Jej świadomość była doskonałym abstrakcyjnym tworem. Musiał wejść w jej posiadanie.

Zawył głośny dzwon i rozpoczęła się walka. Don zaczął typowo, acz agresywnie. Podkręcił siłę mięśni do dużych wartości. To pozwoliło mu ruszyć z polotem. Odbijając się od ściółki, zmiótł falą uderzeniową kilka kilometrów potężnych drzew. Śmignął do przeciwniczki i unieruchomił jej mięśnie paraliżującym strumieniem energii. Kobieta porażona fikcyjną mocą, niczym kłoda rzucona z urwiska, poleciała w głąb lasu, ginąc na jednym z pni. Jej ciało zostało doszczętnie zniszczone, dlatego przeszła w formę duchową. Jako niematerialna jednostka pozwoliła sobie na odrobinę abstrakcji. Stworzyła kilka pułapek, które pieczętowały w ludzkich kościach nowe dusze, pojawiające się w przestrzeni. Don oczywiście nie mógł się tego domyślić. Idąc tropem zamordowanej przeciwniczki popełnił samobójstwo, tym samym trafiając do więzienia ukrytego w kościach. 

Z prostych przyczyn dziewczyna blokowała próby ucieczki swojej ofiary. Zamykała Donowi przed nosem kolejne furtki, aż wymyślił skuteczny sposób i wydostał się. 

Don przedefiniował rzeczywistość na własne zasady, sprowadzając kobietę do postaci materialnej. Gdy tylko stanęła swoimi delikatnymi nóżkami na konarze wystającym z ziemi, przywitał ją pięściami. Dziewczyna porwana niebotyczną energią wykarczowała kilometr lasu w linii prostej, aż zatrzymała się na którymś z pni. Agent nie przerywał. 

Zaciskając razem obie dłonie, przeskoczył kilkaset metrów do przodu, po czym wbił się w grunt, wywołując potężną falę podrywającą wszystko do góry. Ziemne tsunami pochłonęło nieznajomą, przenosząc ją gdzieś na obrzeża puszczy na dno głębokiego wąwozu. Don z wysokości lotu ptaka złączył oba klify urwiska, tworząc wspólną powierzchnię. Zamknął przeciwniczkę w głębokiej na sto metrów trumnie w pobliżu płynącego strumienia. Zgniótł pierścień górskich szczytów, obejmujący obszar dziesięciu tysięcy hektarów, co budziło respekt. 

Zamaskowana przeciwniczka była ogłuszona, więc pozwolił sobie na chwilę refleksji. Wieloletnie treningi nauczyły go, że pokaz siły to dobry motyw na start, ale później trzeba było wytoczyć cięższe działa. Stworzył więc pseudoświat, posiłkując się nagłym przypływem natchnienia. Jak się spodziewał, dziewczyna długo nie użalała się nad swoim marnym losem. Korzystając z przysługującego jej kontrataku, poderwała w powietrze połacie gruntu, tworząc lewitującą wyspę tysiąc stóp nad ziemią. Następnie podzieliła ją na dwie części, bombardując Dona ziemią i pociskami atomowymi. 

Ładunki jądrowe szybko przerwały zadumę agenta. Nie zdążył nawet mrugnąć, jak pierwsza głowica eksplodowała mu przed twarzą, wysyłając jego ciało w głąb wcześniej zmasakrowanej puszczy. Zaraz za nim w tym samym kierunku poleciało sześćset następnych. Rozwścieczony mężczyzna wystartował z krzykiem na ustach. Odbijając się od powierzchni, stworzył krater wielkości Morza Śródziemnego. W tej furii i pędzie kopnął przeciwniczkę, która nawet nie drgnęła. Zablokowała jego atak gołą dłonią, dlatego postanowił wdrożyć w życie wcześniej przygotowany plan. Wepchnął ją do stworzonego sekundę wcześniej świata-pułapki. 

Przeszedłszy przez portal znaleźli się w sklepie wielobranżowym. Kobieta przyjęła formę miłej acz sarkastycznej ekspedientki w wieku młodzieńczym. Aby wygrać to starcie zaaranżowane przez Dona, dziewczyna musiała obsłużyć wszystkich klientów z iście anielską cierpliwością. To banalnie proste zadanie agent ubarwił nieznośnym charakterem masy paskudnych klientów. 

Przeciwniczka stała przy stoisku z wagą. Za nią znajdował się groteskowy, dwudziestosegmentowy regał z pięćdziesięcioma oszklonymi szufladkami. W każdym z tysiąca pudełeczek znajdowały się różnorodności o wysokiej zawartości cukru oraz bliższe babcinym wypiekom ciasta. Zarówno na ladzie, jak i przed ladą, stały beczułki z solą, cukrem, mąką, a także grochem, fasolką, kukurydzą, kiszonymi ogórkami itp. Po prawej wypatrzyła jeszcze drewnianą konstrukcję z warzywami i owocami. Don postarał się, aby było tam wszystko, czego może zapragnąć zachłanna konsumencka dusza. 

Dziewczyna nie zdążyła się obejrzeć, kiedy z prawej, przy jej kąciku spożywczym, zatrzymało się trzech klientów. Pierwsza pani, wspomagająca się laską, stanęła na wysokości wzroku sprzedawczyni i zapytała: 

– Czy dostanę u pani cukier? – Warto zaznaczyć, że staruszka spoglądała właśnie na beczułkę z wielką, jaskrawożółtą karteczką z napisem: „Cukier tylko 2,99 za kilogram". Ekspedientka, jako że był to pierwszy klient, zachowała pozory, odpowiadając: 

– Tak, mamy cukier w promocyjnej cenie 2,99 za kilogram. 

– Dobrze, to poproszę kilogram – odparła babcia, poprawiając swoje wielkie okulary. 

Dziewczyna, spoglądając na gromadzącą się czteroosobową kolejkę, sprawnie uwinęła się z zamówieniem. Usypała idealny kilogram, pakując go do kartonowego opakowania. 

– Podać coś jeszcze? – zapytała, gdy tylko skończyła. 

– A po ile ten cukier? – Kartka z ceną cukru nabrała nagle bardziej wyrazistego koloru. Ekspedientka jednak trzymała nerwy na wodzy. Odparła uprzejmie: 

– Kilogram cukru kosztuje 2,99. 

– To wie pani co, wezmę pół kilograma. 

Na te słowa dziewczyna lekko się zirytowała, jednak wykonała skrupulatnie powierzone jej zadanie. Spoglądając na zniecierpliwionych i ciągle przybywających klientów, powiedziała: 

– Proszę bardzo. Pani pół kilograma cukru. 

– Albo nie. Wie pani co, wezmę jednak kilogram cukru. Może mi się przydać. – Ekspedientka już miała przerywać śluby uprzejmości, ale opamiętała się i dosypała pół kilograma do kartonowego opakowania. Aby zachęcić klientkę do zabrania towaru postawiła paczuszkę tuż przed jej nosem. Na to pani w podeszłym wieku zakomunikowała: 

– Przepraszam, a może mi pani powiedzieć, jak słodki jest ten cukier? – Buddyjski spokój powoli zaczął tracić swoją datę ważności. Wewnętrzna potrzeba sarkazmu zaczęła pożerać przeciwniczkę Dona. Miała nieodpartą ochotę wyśmiać staruszkę przed tabunem zniecierpliwionych klientów, ale odpowiedziała z opanowaniem: 

– Wydaje mi się, że bardzo słodki. 

– Jak bardzo słodki, to dziękuję. Jeszcze dostanę cukrzycy. 

Staruszka już odchodziła, jak przypomniało się jej coś ważnego. Zajrzała więc do torebki, pogrzebała w niej przez cztery, może pięć strasznie długich sekund i wyciągnęła zawiniątko. Po kolejnej opasłej niczym nażarty komar sekundzie zaczęła je rozkładać. Początkowo na dwa, później na cztery, dalej na osiem i szesnaście, aż doszła do formatu A4. Poprawiwszy swoje okulary, przeczytała. 

– Wie pani co, zamiast cukru poproszę trzydzieści pięć i pół deko tych różowych karmelków w kształcie zwierzątek. Wskazała palcem którąś z szufladek. Dwadzieścia osiem i cztery deko landrynek. Piętnaście i sześć deko tych kolorowych lizaczków, osiem deko puszystych pianek, po dwadzieścia dwa deko wafelków z każdego rodzaju, trochę tych czekoladowych batoników, tak nie więcej jak trzydzieści deko, oraz pół kilograma galaretek w czekoladzie, szesnaście i siedem deka chałwy i kilogram paluszków. 

Gdy staruszka skończyła, dziewczyna zdębiała. Zapamiętała tylko paluszki i chałwę, choć szczerze powiedziawszy miała już serdecznie dosyć wszystkiego. Postanowiła wyrazić zgromadzoną w sobie frustrację, gdy babcia kaprysiła: – Przepraszam, wkradł się drobny błąd. Zamiast trzydziestu pięciu i pół deko karmelków w kształcie zwierzątek poproszę trzydzieści cztery i pół. Trzydzieści pięć i pół to wyraźnie za dużo, jeszcze dostanę cukrzycy. 

Dziewczyna resztkami sił zmusiła swoją twarz do delikatnego uśmiechu, po czym zważyła chałwę i paluszki, czekając na reakcję starszej pani. Kartonowe woreczki płonęły wewnętrzną wściekłością przeciwniczki Dona, aż w końcu klientka zapakowała zakupy do torebki i dziękując serdecznie oddaliła się w prawo. Gdy mijała regał z warzywami dziewczyna wstrzymała oddech. Babcia powolutku przeczłapała obok marchewek, zerkając na nie z ukosa, dalej rzuciła okiem na seler, kapustę, ziemniaki oraz ułożony w równym rządku por. 

Podszedł kolejny klient, na co z wymuszoną uprzejmością powiedziała: 

– Dzień dobry. Co podać? – dopiero teraz zauważyła, że następny w kolejce był wyglądający na jeszcze bardziej upierdliwego staruszek z balkonikiem. 

– Dobry. Macie tutaj ogórki? – zapytał trzęsącym się głosem mężczyzna. 

– Tak, potrzebuje pan kiszone, konserwowe, czy małosolne? 

– Nie chcę kiszonych, chcę ogórki. Takie za złoty piętnaście od kilograma. Macie tańsze od tych na rogu? Ale marchewkę macie droższą o dwa grosze. Zdzieracie z ludzi takie grube pieniądze, jak żyć w tym kraju? – Dziewczyna odruchowo zerknęła na stoisko z warzywami, gdzie poprzednia klientka wąchała pomidora. Było to o tyle komiczne, że wkładała go sobie praktycznie do nosa. 

– Przepraszam, ile podać tych ogórków? – zapytała, wracając wzrokiem do staruszka. 

– Niech pani wybierze takiego najmniejszego i przekroi go na pół – odparł starzec, ciamkając ruszającymi się sztucznymi zębami. 

– Niestety, nie sprzedajemy ogórków na części – odparła bez zastanowienia, zerkając na stragan z warzywami. Babcia o lasce dobiła do wyższego poziomu chamstwa. Od wąchania przeszła do lizania skórki. Szybko zorientowała się, że tak nie poczuje smaku miąższu, dlatego zaczęła nacinać wierzchnią warstwę paznokciem i wysysać wnętrze warzywa. Sprawdziła w ten sposób trzy pomidory, aż dziewczyna zareagowała: 

– Będzie pani musiała zapłacić za te pomidory – oznajmiła, na co staruszka w wymowny sposób odwróciła się i pognała tempem kilometra na godzinę w głąb sklepu. W tym czasie dziadek zdążył już podnieść sobie ciśnienie. 

– Jak to nie sprzedajecie? Nie wezmę całego ogórka. To jakiś rozbój w biały dzień. – Zaczął się trząść, podnosząc głos. 

– Przepraszam, ale waga nie uchwyci tak małego towaru. Musi pan wziąć minimum jednego ogórka.

– Zdzieracie z ludzi pieniądze, złodzieje! – krzyknął gniewnie, oddalając się ślimaczym tempem w tym samym kierunku, co poprzednia klientka. 

Dziewczyna zrezygnowana przyjrzała się następnym trzem klientom. Wszędzie byli staruszkowie. Istna plaga sędziwego wieku, zdolna pożreć sklep niczym termity drewnianą komodę. To przerosło jej możliwości, dlatego pałając istną nienawiścią do wszystkiego, powywracała beczułki, ladę i stragany z warzywami. Waga poleciała w głąb sklepu, wbijając się w piramidkę z makaronów. 

Don wygrał tę nierówną bitwę, ale nie wojnę. Zaraz jak wrócili do zmasakrowanego lasu, przeciwniczka ruszyła na agenta. Śmignęła kilka centymetrów obok niego, zarzuciła mu metalowy sznur na szyję i zacisnęła pętlę. Następnie wyrwała jego ciało w powietrze. Rozpędziła go na obszarze nieba, kręcąc wokół własnej osi stumetrową liną. Gdy osiągnęła odpowiednią prędkość kątową puściła końcówki metalowego sznura. Tym sposobem Don przeleciał przez sferyczny portal na tle nieba. Ten przerzucił go jednocześnie przez dwanaście wymiarów. 

Don trafił do kilku różnych rzeczywistości i czasoprzestrzeni, co utrudniło mu kontynuowanie walki. Bilokacja na poziomie jaźni zbombardowała go nadmiarem bodźców, przez co zagubił realny punkt odniesienia. Jego powrót do spójnej formy wymagał przeniesienia wszystkich kooperujących ze sobą cząstek w jedną wspólną osobowość. 

Po ciężkich próbach odbudowania świadomości Don poskładał zmysły do kupy, ale było już zdecydowanie za późno. Nieznajoma w czasie jego duchowej podróży zdążyła przygotować rozbudowaną pułapkę. Efekt trzydziestosekundowej pracy kobieta przypieczętowała szyderczym uśmiechem. Zanim agent zdążył zareagować, stał już przed nagrobkiem najlepszego przyjaciela. John umarł. 

Don wpadł w pułapkę przywiązania. Nie było mowy o ucieczce od tych uczuć, zwłaszcza, że opierały się na prawdziwych wydarzeniach. Zaczęło zżerać go poczucie winy. Nie potrzeba było wiele, by zatracił się w przepaści niemocy. Wraz z pogłębiającą się rozpaczą czas przekroczył niebezpieczną granicę, prowadząc go nieuchronnie ku przegranej. 

Dochodziła minuta i kobieta cieszyła się w duchu upragnionym zwycięstwem. Tylko przez ułamek sekundy prześladowało ją przekonanie, że coś poszło nie tak. Zakończenie działania systemu rozwiało jej obawy. Don leżał nieprzytomny na zimnej płycie trzeciego poziomu. 

Jak się okazało, zamaskowaną przeciwniczką była Emily. Dziewczyna chwilę po zwycięstwie zdjęła z twarzy osłonę, ujawniając swoją tożsamość. Niewątpliwie odetchnęła z ulgą, ale pojawił się niecierpiący zwłoki problem. 

Już podczas walki Emily miała dylemat, jak zachować się wobec Dona. Zastanawiała się, czy pozostawić sukinsyna przy życiu. Równie dobrze mogłaby go zabić pod pretekstem zdrady najlepszego przyjaciela. Od samego patrzenia na jego parszywą twarz zbierało jej się na wymioty. Niestety, więzy krwi nie pozwoliły jej na dokonanie zbrodni. Agent był jej kuzynem.

Czas do pobudki Dona sukcesywnie się skracał, dlatego musiała podjąć decyzję. Zabić czy puścić wolno? Miotała się po dwóch sprzecznych horyzontach, aż doszło do punktu kulminacyjnego. Wybrała śmierć. Wyciągnęła nóż i wymierzyła w jego klatkę piersiową, jednak zanim wbiła ostrze, mężczyzna ocknął się. Było to grubo przed wyznaczoną granicą zero. 

Emily zorientowała się, że walka trwa dalej. To oznaczało z kolei, że jej kuzyn miał mnóstwo czasu na przygotowanie pułapki. Ponad minutę planowania i tworzenia. Jej los był przesądzony.

Klon Dona poderwał się z podłogi, oznajmiając uszczypliwie: 

– Słabiutko. Słabiutko. 

Od rozpoczęcia konfrontacji agent starał się ustalić tożsamość przeciwniczki, lecz za każdym razem dziewczyna chowała swoją twarz za nowymi zasłonami. Wtedy wpadł na pomysł, że podłoży się i poczeka, aż sama ujawni, kim tak naprawdę jest. Mało skomplikowany plan zadziałał perfekcyjnie. Emily przegrała z kretesem, ginąc w przełożonej na rzeczywistość podświadomości Dona. Nic w jego świecie nie trzymało się kupy. Fakty były pomieszane, nielogiczne i zatrważająco destrukcyjne, przez co nie potrafiła wyodrębnić elementu wspólnego, pełniącego rolę klucza. 

Nieuwaga doprowadziła Emily do przegranej, a ta z kolei do jednominutowej śpiączki farmakologicznej. Tym samym dziewczyna wystawiła się na łaskę swojego kuzyna. Don mimo pokrewieństwa sprawnie podjął decyzję. Nie zadręczał się dylematami. Pozwolił jej żyć.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro