Rozdział 10 - Ironia losu (część 3)
Oboje trafili do kopulastej groty z zieloną wyspą w kształcie soczewki pośrodku. Wokoło centralnie położonego wypukłego oka płynęła woda w układzie idealnego pierścienia. Nad strumieniem krążyła bulwiasta wichura owoców.
Wewnątrz tego chaosu Franek zobaczył wodospad uformowany w podkowę i Anastazję skupioną na medytacji. Widok oświeconej dziewczyny budził respekt, ale on bardziej skupił się na multiwitaminowym tornadzie. Kręcące się po spirali owoce wyglądały wyśmienicie. Wszystkie okazy były piękne i soczyste. Negus nie potrafił oprzeć się pokusie. Upatrzył sobie banana i po prostu musiał go dotknąć.
Oczywiście zbędne zdaje się przypomnienie, że oboje znajdowali się na obczyźnie. Można więc domyślić się, że miejsce usiane było szeroką gamą pułapek. A idiota złapał za banana. W tej sytuacji należałoby użyć łopaty z dwóch podstawowych powodów: aby ogłuszyć debila i zakopać jego martwe ciało pod ziemią.
Franek natychmiast po zetknięciu ze skórką egzotycznego owocu trafił do alternatywnego świata. Jasnowłosa sprawnie wyciągnęła bezmózga z powrotem. Nie było dla niej większym problemem uporać się z zabezpieczeniami średniego poziomu. Większą trudność sprawiała jej głupota Franka. Nie mogła skupić się na zadaniu, bo ciągle musiała wyciągać chłopaka z opresji.
– Byłem w pudełkowym świecie, jaja jak berety. Strzelały we mnie papierowe myśliwce i kartonowe czołgi, myślałem, że pęknę ze śmiechu. Te małe ludziki, ich panika. Nie... no, musiałabyś to zobaczyć – był rozbawiony, jak małe dziecko na widok lizaka.
– Słonko, miałeś się skupić. – Pieszczotliwe określenie przywróciło u Franka chęć współpracy. Zajmował się niepotrzebnymi sprawami, teraz to do niego dotarło. Zrozumiał aluzję.
– Zamieniam się w słuch.
– Dziękuję – skwitowała krótko. – Kiedy ty bawiłeś się pudełeczkami, mnie udało się znaleźć klucz.
– Masz go? Jak wygląda?
– Widzisz tamtego arbuza? – Dziewczyna wskazała jednego z większych zielono-pasiastych owoców.
– Zwykły arbuz – skomentował, szukając go wzrokiem.
– Wygląda jak każdy inny, ale ma czterokrotnie większą zaporę, czyli raczej nie jest taki przeciętny. – Wyjaśnienie z cyklu „powiedz mu cokolwiek", zdało egzamin. Franek i tak nie wiedział, na jakiej zasadzie działają zabezpieczenia.
– No dobra, to bierzmy go i spadamy stąd – zaproponował, nieświadomy skali problemu.
– To nie będzie takie proste. – Estonida poprawiła włosy, po czym zapytała: – Powiedz mi, czym różni się jej świadomość od mojej?
– Wystrojem?
– Tak, czymś jeszcze?
– U ciebie jest kilka klonów. Tutaj jest tylko ona – przyznał po chwili zastanowienia.
– Masz rację. Dlatego właśnie sprawa się komplikuje. Anastazja stworzyła samoświadomość. Albo samoświadomość wyparła jej świadomość samoistnie, gdy przechodziliście przez portal. Niezależnie od tego, co zaszło, nie walczymy z Anastazją. Nic dziwnego, że działała tak chaotycznie i agresywnie. Dlaczego nie domyśliłam się wcześniej?
– Anastazja żyje? – zapytał wzruszony.
– Przykro mi, ale nawet jeśli żyje, to trafiła do miejsca, z którego nie ma wyjścia.
– Zawsze jest jakieś wyjście.
– Ona przepadła na Eveneris – powiedziała zasmucona.
– Co za różnica, gdzie? Jeśli żyje, to można ją jeszcze uratować. Mówiłaś, że jak odzyskam wszechmoc, będę mógł wszystko zmienić.
– Tak, ale... – Zawahała się, dodając po chwili: – To skomplikowane. Franek, możemy porozmawiać o tym później. Proszę? To nie czas. Samoświadomość Anastazji obudzi się lada moment.
– Proszę, powiedz mi tylko, że można ją uratować – błagał rozżalonym głosem. Ta kwestia była dla niego priorytetem. Anastazja żyła i on musiał wiedzieć czy jest szansa, choćby najmniejsza, aby ją odzyskać. Był jej to winien.
– Naprawdę nie wiem. Chciałabym przyznać, że pstrykniesz palcami i przywrócisz jej życie, ale, niestety, mówimy o Eveneris. To najbardziej niebezpieczne miejsce, o jakim słyszałam.
– Nie mogę się poddać. Uwolnię Anastazję za wszelką cenę –stwierdził stanowczo. Teraz, gdy ponownie wypełniła go nadzieja, był skłonny zrobić wszystko, aby tylko odzyskać ukochaną.
– Myślę, że możemy wykorzystać twoją motywację w słusznej sprawie – stwierdziła nagle albinoska.
– Co masz na myśli?
– Nawet samoświadomość nie jest na tyle wszechstronna, aby współdziałać jednocześnie na kilku różnych płaszczyznach.
– Słucham? – zapytał, ciągle zdziwiony.
– Wrócisz do rzeczywistości i zaczniesz walczyć z Anastazją.
– Co? – wrzasnął. – Ona zeźre mnie żywcem. Nie ma mowy, bez ciebie się nie ruszam. Już tyle razy mnie wykiwała. Nie ma mowy – powtórzył. – Ona jest nieokiełznana i chaotyczna. Jak mam ją pokonać?
– Kto mówi o pokonaniu? Masz tylko odwrócić jej uwagę. Zrób masakrę. Kreuj brutalne rozwiązania – Estonida mówiła to z takim zamiłowaniem, że zainteresował się tematem.
– Przecież siła nic nie daje – odparł. Wizja totalnej destrukcji przypadła mu do gustu, jednak doświadczenie wywołało w nim falę obaw. Albinoska pospieszyła z wyjaśnieniem:
– Masz tylko odwrócić jej uwagę. Nic więcej. Pojedynek siłowy jest najlepszym rozwiązaniem. Zajmiesz ją wystarczająco długo, abym mogła rozkodować zabezpieczenia. To jak? Jesteś gotowy?
– A kopia świadomości? – zapytał, nadal niepewny tego, co robi.
– Już ją zrobiłam. System w razie manipulacji przypomni ci, kim jesteś naprawdę. Gotowy? – powtórzyła, zachęcając Franka szerokim uśmiechem.
– Jesteś pewna, że sama siła rozwiąże sprawę? – dopytywał, odwlekając nieuchronny moment konfrontacji.
– Skutecznie odwróci jej uwagę. W razie potrzeby możesz ją dodatkowo wkurzyć. – Ta opcja jakoś nie leżała chłopakowi na sercu.
– Dzięki. Już wystarczająco jest wkurzona. – Franek długo zbierał się w sobie, aż w końcu zapytał: – To gdzie jest wyjście?
– Zuch chłopak. – pochwaliła z entuzjazmem i zaraz zamyśliła się. – Wyjście? – powiedziała. – Nie wiem, może być metro?
Nie zdążył zareagować, kiedy w grocie pojawił się fragment podziemnego przystanku. W pojeździe z wolna zatrzymującym się na peronie przebywało wielu elegancko ubranych biznesmenów i grupa studentów. Tylko kilku pasażerów zauważyło anomalię w postaci zmiany w krajobrazie za oknem, reszta zaś nie przerywała lektury gazet.
– Anastazja obudzi się jak powiesz „Jestem gotowy" – ogłosiła, odprowadzając Franka wzrokiem do wnętrza maszyny. Gdy tylko metro ruszyło, zamknęła portal i zaczęła gmerać przy zabezpieczeniach.
Franek w tym czasie zbierał powielone reakcje fascynacji i pogardy. Poczuł się wyjątkowo, niczym gwiazda dużego ekranu, ale jednocześnie dość niekomfortowo ze względu na przenikliwe spojrzenia. Ci, którzy widzieli, co stało się naprawdę, zamarli, jakby ktoś zahibernował ich w czasie. Reszta zaś patrzyła z obojętnością. Wśród całej tej zgrai znalazła się osoba, która utworzyła trzecią grupę. Grono znajomych.
– Franek? – zapytała dziewczyna, zbliżając się do zdezorientowanego Negusa. Dopiero teraz zauważył, że jedzie londyńskim metrem. Wszyscy jednomyślnie nawijali po angielsku, poza uroczą koleżanką ze szkoły. Oczywiście tajemnicą było dla niego, jakim cudem dziewczyna z Polski wzięła się w Londynie, dlatego zapytał:
– Tak? My się znamy?
– Chodzimy razem do szkoły. 2C? – zatrzepotała rzęsami.
– Klasa językowa? – Był zszokowany. Nie ogarniał rzeczywistości. Jechał londyńskim metrem z koleżanką ze szkoły. Dziewczyna żądna odpowiedzi, pytała:
– Dokładnie! A co ty robisz w Londynie? Nie jechałeś z nami autobusem?
– Przyjechałem na własną rękę – poinformował ją na odczepnego. Franek wyczuł, że rozmowa skończy się w ciągu najbliższych pięciu sekund. Nie widział więc sensu jej kontynuować.
Ujechali metrem kilkaset metrów, kiedy maszyna gwałtownie zwolniła. Pasażerowie niesieni pędem pojazdu upadli na podłogę i siedzenia. Franek przewidział rozwój wydarzeń, dlatego zmodyfikował swoje ciało. Jak prawdziwy rycerz złapał zdezorientowaną koleżankę, ratując ją przed urazem głowy.
Akcja nabrała tempa. Po gwałtownym hamowaniu konstrukcja uderzyła częścią wagonów w sufit tunelu i zaczęła się zsuwać w kierunku przepaści. Okazało się, że szyny urwały się przy szczycie wodospadu Salto Angel. Czoło konstrukcji porwane strumieniem wody powoli osuwało się ze skarpy, aż całość poleciała w dół. Chłopak zareagował w ostatniej chwili. Przeniósł siebie i koleżankę na szczyt wzniesienia.
– Dziękuję. Ale jak...? – dopytywała się dziewczyna. Była oszołomiona i nieco wystraszona, ale w gruncie rzeczy szczęśliwa.
– Z doświadczenia ci powiem, że szkoda czasu. Za dużo tłumaczenia.
– Gdzie się podział Londyn? – pytała zdezorientowana i ogłuszona, na co Franek nie miał zamiaru odpowiadać. Sam nie był pewien tego, co się dzieje. Miał jednak pewne przypuszczenia.
– Najwyraźniej Estonida potrzebuje jeszcze chwili. Zanim wrócę do Warszawy zdąży się przygotować. – Wewnętrzny monolog Negus przypieczętował słowami: – Słuchaj, tutaj się rozstajemy, mam coś ważnego do zrobienia.
– Zostawisz mnie na tym pustkowiu? Nie rób mi tego, proszę, zabierz mnie ze sobą! – błagała, szukając racjonalnego wyjaśnienia dla zaistniałego zamieszania. Franek odczuł satysfakcję na myśl o tym, że dziewczyna chce trzymać się blisko niego.
– Ze mną nie będziesz bezpieczna – ostrzegł, starając się przemówić jej do rozsądku. – Zostań tutaj, fala zniszczeń nie powinna do ciebie dotrzeć.
– Musisz mnie zabrać – prosiła rozżalonym głosem. – Ty przynajmniej wiesz, o co chodzi w tym wszystkim. Jak mnie tu zostawisz, to co ja zrobię? Nawet nie wiem, gdzie jestem. Mam naprawdę fatalną orientację w przestrzeni. Proszę, nie zostawiaj mnie samej – dziewczyna mówiła jak najęta, pozbycie się jej nie wchodziło w grę. Przyczepiła się do Franka jak rzep do psiego ogona.
– Możesz mi przypomnieć jak masz na imię?
– Natalia – powiedziała, spazmatycznie łapiąc powietrze.
– Natalia! Dobrze, tylko potem nie mów, że cię nie ostrzegałem.
Wspominając zdarzenia sprzed ataku, Franek stworzył portal do Warszawy. Tym razem nie były to drzwi ani bliżej określone maziste jajo, a pionowy szyb. Pordzewiałą drabinką zeszli do mieszkania Ani. Pomieszczenie zbombardowało Negusa wspomnieniami z ubiegłej nocy. Ból jego duszy odnowił się. Negus nie potrafił znieść myśli, że zła Anastazja odegrała scenę miłości. Nie kochała go, jedynie bawiła się jego uczuciami. Umysł chłopaka na nowo wypełnił się raniącymi wspomnieniami. Przypomniał sobie namiętne pocałunki, spojrzenia i drobne czułości. Przebłyski związane z Anastazją sukcesywnie niszczyły go, aż wybuchnął. Musiał odreagować. Uwzględniając obecność Natalii, wyważył kopniakiem drzwi, choć miał ochotę zniszczyć kilka kilometrów okolicy.
Ciągnąc koleżankę za rękę, zbiegł po schodach na plac przed budynkiem. Przy jednym ze straganów uzbierał się tłum ludzi. Stała tam też karetka, co Negus odczytał jako jednoznaczny sygnał. W środku kręgu gapiów leżała Anastazja reanimowana przez ratowników.
– Dobra, szybko maksymalne wzmocnienie, jakaś bariera dla mnie i Natalii. – Spojrzał na nią. Nawiasem mówiąc, jest całkiem niezła. Ogarnął jej twarz jednym spojrzeniem. Niewątpliwie było na czym zawiesić oko.
Skończywszy modyfikację, powiedział:
– Pójdę w stronę tamtego tłumu. Zaczekaj na mnie.
– Jesteśmy w Warszawie? – zapytała, ciągle zdezorientowana.
– Tak. Zaczekaj chwilę – powtórzył, ruszając z wolna w kierunku zgromadzenia. Im bardziej się zbliżał, tym mocniej zaciskał pięści. Kiedy przedarł się przez ścianę ludzi, ratownicy stwierdzili zgon Anastazji. Franek miał co do tego inne zdanie, dlatego odsunąwszy gapiów. powiedział:
– Jestem gotowy. – Na te proste słowa dziewczyna wstała, wywołując ogólne poruszenie. Przechodnie zaczęli głośno komentować jej nagłe zmartwychwstanie. Negus jednak nie ulegał tej ogólnej fascynacji. Zachowując czujność, przypatrywał się, jak Anastazja wstaje, poprawia włosy i doprowadza ubrania do ładu. Chwilę popracowała nad swoim wyglądem, aż w końcu zagaiła słodko:
– Kochanie?
– Serio masz zamiar znowu się w to bawić? – odparł podenerwowany.
– Czemu nie, skoro tak skutecznie wyprowadza cię to z równowagi. Sprawia mi to wiele przyjemności, wiesz? – Franek nie miał zamiaru kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Podbiegł do Anastazji i uderzył ją pięścią w policzek. Uwolnił w ten sposób ogromną falę dźwiękową i podciśnienie zdolne rozerwać planetę. Na szczęście dla przechodniów Franek przewidział skalę zniszczeń i otoczył epicentrum wybuchu kopulastą barierą. Nie spodziewał się jednak, że przeciwniczka przyjmie tę destrukcyjną energię z taką lekkością.
– Zaczynasz agresywnie – przyznała, ocierając krew z kącika ust. Zaraz też uśmiechnęła się szyderczo, jakby chciała przez to powiedzieć „bardzo słabiutko". Dziewczyna miała wielki talent do wyprowadzania go z równowagi. Gotował się w środku ze złości.
– Będę jeździł twoją mordą po asfalcie, aż zedrę ten twój pieprzony uśmiech – zadeklarował wściekle, od razu ruszając w jej kierunku.
– Spróbuj – wysyczała.
Franek przestał zwracać uwagę na otoczenie. Był tylko on, przeciwniczka i to, co pragnął jej zrobić. Anastazja znajdowała się na wyciągnięcie dłoni, dlatego zatoczywszy barkiem delikatny łuk, złapał ją za włosy i pociągnął w stronę ulicy. Jak zapowiedział przeorał jej twarzą kilka kilometrów drogi. Następnie paręset metrów lotniska, aby na koniec cisnąć jej truchło w głąb miasta. Ona, niesiona destrukcyjną siłą, zrujnowała trzy wieżowce, dolatując do Mokotowa. Po tym, jakby nigdy nic, wygrzebała się spod tysięcy ton ziemi i zaatakowała Franka.
Oboje zaczęli okładać się pięściami niczym gimnazjaliści, wywołując kataklizmy w całej Warszawie. Grzmoty w postaci kul pędzącego powietrza początkowo powybijały szyby w większości budynków. Kolejne, coraz mocniejsze, poruszyły ziemię, symulując trzęsienia rzędu kilku stopni w skali Richtera. Po paru sekundach zatarła się granica i litosfera pękła na obszarze całej Polski. Dalej kontynent zapadł się do jądra planety, a na koniec sferyczny glob pokruszył się, rozpraszając na przestrzeni Kosmosu.
Nagle w niewyjaśniony sposób wszystko wróciło do punktu wyjścia. Anastazja właśnie wycierała kącik ust z krwi, chwilę po swoim zmartwychwstaniu.
– Co? – jęknął Franek w duchu. Nagła zmiana krajobrazu nieco przygasiła jego wewnętrzną furię. Porzucił ją na rzecz analizy złożonej sytuacji. – Ona musiała to zrobić, bo kto inny? – Spojrzał na Anastazję. Przeciwniczka wyglądała na równie zaskoczoną, co on.
– Jak to możliwe? – zapytała Natalia zza pleców Franka. – To, co myślę, dzieje się. – A, to ona! Fakt, dałem jej wolną rękę.
– Tak jak mówiłem, za dużo tłumaczenia. Spróbuj sama sobie to jakoś poukładać.
Koleżanka zawiesiła wzrok na dłoni, aż pojawiła się w niej purpurowa róża. – To obłędne. – krzyknęła zaskoczona.
Franek przestał zwracać uwagę na jej reakcje. Postanowił kreować z większym rozmachem. – Przejdźmy na trochę inny poziom – pomyślał, nakręcając się pozytywnie.
Wykorzystując telekinezę, wyrwał świerki, sosny i brzozy z najbliższych trzystu kilometrów kwadratowych. Zielonobrunatna tafla w kilka sekund zgromadziła się nad starym rynkiem, przysłaniając niebo. Wtedy z puli milionów drzew Franek niczym z rewolweru wystrzelił krótką salwę, co skutecznie spłoszyło przechodniów. Gdy okolica opustoszała, bez wahania przerobił środek miasta w puszczę. Ruchem ręki kierował pnie, rzędami po dziesięć, w kierunku Anastazji. Przeciwniczka zręcznie uchylała się przed atakami, przeskakując z dachów na ulice i między stragany.
– Skończyłeś? – zapytała z rozbawieniem, doprowadzając Franka do białej gorączki. Ze złości zaczęła chłopakowi spazmatycznie drgać powieka. Teraz już nie chodziło o to, że musi ją czymś zająć, on chciał ją zamordować. Ta żądza krwi zdała się dla niego pewną nowością. Nigdy wcześniej nie miał ochoty odciąć komuś łba przy pomocy nożyczek. Anastazja uzyskała wyższy priorytet nienawiści nawet od nauczycielki z francuskiego. Tylko obecność Natalii trzymała go w ryzach. W pewien sposób ograniczała jego spontaniczność, dlatego postanowił pozbyć się dziewczyny.
– Natalia, słuchaj, co ty na to, żebym odstawił cię do domu? – powiedział bez ogródek.
– Potrafisz to zrobić? – zapytała podekscytowana. – Nie, no kurwa, nie dam rady.
Franek zdusił w sobie falę przekleństw, aby nie spłoszyć koleżanki. Zachowując pozory stoickiego spokoju, stworzył kopię Wszechświata. Zaraz też przepisał na język rzeczywistości nową Ziemię i powiedział:
– Zaczekaj momencik. – Na poczekaniu przywołał do siebie łopatę i ruszył w kierunku Anastazji. Widząc Negusa ze szpadlem, dziewczyna buchnęła śmiechem.
– Masz zamiar wykopać sobie grób? – krzyknęła z rozbawieniem.
Gdyby Franek nie wprowadził odpowiedniej modyfikacji narzędzia, istotnie mógłby przy jego pomocy przygotować dla siebie miejsce pochówku. Na szczęście troszeczkę przy szpadlu pogmerał. Wymyślił sobie to w następujący sposób:
– Gdyby ustawić sto Wszechświatów w rzędzie, to chciałbym, aby łopata była zdolna przesunąć wszystkie Wszechświaty za pomocą jednego uderzenia, a moje ciało było w stanie unieść łopatę. – Momentalnie Negus przypomniał sobie coś ważnego i dodał w myślach: – Niech grawitacja łopaty nie wpływa na grawitację Ziemi.
Zaciskając mocno kosmiczną broń, Franek podbiegł do przeciwniczki i wystrzelił ją w Kosmos solidnym uderzeniem. Anastazja niczym pocisk opuściła atmosferę Ziemi. Chwilę później przecięła orbitę Plutona, aby dalej przekroczyć granicę galaktyki. Tak leciała ogłuszona, znikając w ciemnych zakamarkach Wszechświata.
Franek nie śledził kolejnych etapów jej podróży. Gdy tylko zniknęła za płaszczem nieboskłonu zajął się Natalią. Sprawnie odstawił koleżankę do kopii londyńskiego metra. Tam wszczepił jej fałszywą myśl.
– To wszystko mi się przyśniło. Jestem zmęczona – powiedział w głowie nastolatki, starając się oszukać jej wspomnienia. Zadbał o to, aby Natalia nie zaprzątała sobie głowy abstrakcją. Przekonał ją, że wszystko, co zobaczyła, było tylko snem. Zaraz też spowodował zanik prądu w metrze i wrócił do Warszawy.
Po kilku minutach poszukiwania Negus odnalazł Anastazję w pobliżu Wielkiej Mgławicy. Galaktyka prezentowała się troszeczkę inaczej niż ją zapamiętał z lekcji geografii. Niebieska poświata tarczy, okalającej siarkowosłomkowe jądro, przekształciła się w błękitnoszarą elipsę przeciętą wpół, z dwoma rudo-kanarkowymi lejami, wynurzającymi się z czarnej dziury. Zdjęcia zamieszczone w podręczniku przedstawiały życie galaktyki kilka miliardów lat przed wybuchem. Teraz była już u schyłku swego istnienia, co Negus wykorzystał jako rodzaj ataku. Zażyczył sobie, aby Wielka Mgławica rozpędziła się niczym tarcza szlifierki. Następnie zwiększył ciąg grawitacyjny centralnie położonego czarnego jądra i wepchnął Anastazję do środka. Tam zdetonował każdą cząstkę materii, wyzwalając energię w postaci jednego jasnego rozbłysku.
Kolejne małe zwycięstwo przypieczętował obserwacją destrukcyjnej aktywności galaktyki. Materia spalała się na jego oczach różnokolorowym światłem. Rozszerzająca się energia wystrzeliła poszarpanymi stożkami w dwóch kierunkach od epicentrum.
Franek żądny szczegółów przybliżył fragment obrazu jakby używał funkcji zoom na tablecie. Zwyczajnie rozsunął palcami przestrzeń, wyostrzając jeden konkretny detal całości. Na wybranym przez siebie kawałku gigantycznej galaktyki zobaczył różnokolorowe ciągi grawitacyjne zbudowane z pokładów gazu rozpadających się planet i gwiazd. Gdzieś po prawej dostrzegł Anastazję, wirującą pomiędzy strumieniami barw.
Wtedy właśnie coś go tknęło. Przeczucie lub inny rodzaj szóstego zmysłu. Cichy głos podpowiadał mu: „sprawdź, czy to ona", więc tak zrobił. Przeskanował truchło dziewczyny, dochodząc do jednoznacznych wniosków. – Uciekła. Zaraz po tym Franek dostał laserowym promieniem w plecy, co tylko potwierdziło jego stwierdzenie. Obrócił się, wychwytując z pewną dozą satysfakcji szalone spojrzenie Anastazji.
– Bawimy się światłem. Proszę bardzo! – skomentował w duchu, starając się podtrzymać u dziewczyny stan furii.
Negus stworzył siedem generatorów wielkości Słońca i wystrzelił z każdego podrasowany strumień światła. Zsumował ich moce w ogromnym przekaźniku, aby jedną skondensowaną wiązką zabić Anastazję. Dziewczyna jednak była zbyt szybka. Co chwila teleportowała się w różne miejsca, uciekając przez śmiercionośnym promieniem. W końcu przedefiniowała światło na nicość i machina zagłady stała się bezużyteczna.
Idąc za ciosem, przeciwniczka wciągnęła Franka do alternatywnego świata pułapki. Nie był to rodzaj manipulacji, bo miał świadomość tego, co się dzieje. Tajemnicza przestrzeń mimo wszystko w jakiś sposób go ograniczała. Krajobraz zielonych pagórków odciął go całkowicie od wszechmocy.
– Coś ty mi zrobiła? – krzyknął z trawiastej doliny.
Anastazja nie miała jednak zamiaru udzielać odpowiedzi. Zajęta była czym innym. Zapalczywie stukała w wapienną skalę położoną na szczycie wzniesienia. Dłubała w kamieniu małym młoteczkiem, aż przywołała do życia wielką armię. Żołnierze różnej maści wynurzyli się spod ziemi niczym żywe trupy, zbiegając po zboczu. Widok nadciągającej hordy skłonił Franka do intensywnych rozważań.
– Nie mogę nic stworzyć? – pomyślał, spoglądając na łopatę pozbawioną destrukcyjnych właściwości. – Anastazja też nie używa wszechmocy – zauważył, panikując z powodu zbliżającej się armii. Żołnierze wymachiwali orężem i darli się w niebogłosy zawężając dzielący ich od Franka dystans. – Może chodzi o rytm? – zapytał sam siebie. Niestety, nie miał czasu, aby szukać jakiejś innej opcji. Zdesperowany, zaczął wyklaskiwać łopatą takt pierwszej rymowanki, jaka przyszła mu do głowy. Jego nieszczęściem był to najbardziej żenujący wierszyk z czasów przedszkolnych.
– Wlazł kotek na płotek. I mruga! – zaśpiewał cicho, przyglądając się hordzie goryli. – Ładna ta piosenka. Nie długa! – Faceci byli coraz bliżej, a bohater kontynuował: – Nie długa, nie krótka, lecz w sam raz – zaskrzeczał, tracąc powoli nadzieję na ratunek. – Zaśpiewaj koteczku jeszcze raz.
Kończąc ostatni wers piosenki dla dzieci, Franek zamknął powieki. Nie chciał patrzeć na tę masakrę. Okrzyki stawały się coraz głośniejsze. Chłopak był pewien, że zaraz armia staranuje go w pędzie, ale nie. Ku jego zaskoczeniu z nieba spadł deszcz waleni. Dorodne okazy ssaków zgniatały żołnierzy, turlając się w dół wzniesienia.
Tym niezamierzonym kontratakiem udało się bohaterowi uniknąć śmierci ze strony armii, ale pojawił się kolejny, większy problem. W jego stronę przetaczały się siedemdziesięciotonowe kaszaloty. Negus już witał się ze śmiercią, kiedy inny samiec tego samego gatunku spadł na Anastazję. Dziewczyna przygnieciona cielskiem zwierzęcia zginęła na miejscu. To wyzwoliło reakcję w pseudoświecie i przeniosło zarówno Franka, jak i dziewczynę z powrotem obok Wielkiej Mgławicy.
Anastazja sprawnie przywdziała nowe ciało. Śmierć nie była dla niej przeszkodą w kontynuowaniu natarcia. Ruszyła z zamiarem zniszczenia świadomości chłopaka, kiedy u jego boku pojawiła się Estonida. Jasnowłosa trzymała w dłoni łodygę, co mogło oznaczać, że okradła jakąś skąpą kwiaciarnię albo znalazła klucz do wyjścia.
– Mam go – rzuciła entuzjastycznie. Zaraz też objęła Franka serdecznie i dodała: – W końcu go znalazłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro