Rozdział 1 - Decyzja (część 5)
Jak na jeden dzień zdarzeń było zbyt wiele. Franek musiał odsapnąć w swoim domowym azylu. Przyjął plan z rana. Postanowił jeść chrupki serowe aż do niestrawności żołądka i grać tak długo, aż oślepnie. Ochoczo podjął się realizacji planu i szybko dobrnął do punktu kulminacyjnego. Zemdliło go do tego stopnia, że samo patrzenie na kolejną pełną paczkę chipsów wzbudzało w nim odruch wymiotny.
Mimo wyraźnej chęci na ulżenie sobie gdzieś w kącie, zatrzymał posiłek w żołądku. Nabrał kilka głębokich wdechów i kontynuował grę do wstępnej ślepoty. Tak intensywnie skupiał wzrok przez kilka godzin na jednym mało ruchliwym punkcie, że lekko go zamroczyło. Postanowił trochę się przewietrzyć. Wyszedł więc na tyły posesji, aby w ciszy podziwiać nieboskłon ginący w granacie nocy. Powoli dostrzegał pierwsze światła gwiazd. Uwielbiał wpatrywać się w wydzielony nad jego głową fragment Wszechświata. Czuł nad sobą jego wielkość, nieposkromioną siłę tysięcy reakcji zachodzących na odległych planetach. Fascynował się tą potęgą nie bez powodu. Uwielbiał wyobrażać sobie, że to wszystko jakoś go dotyczy. Cały Wszechświat. W pewien sposób mógł przez chwilę poczuć się jak ktoś istotny. Mocarność tak odległa, a jednak spójna z jego naturą.
Stał, podejmując kolejny raz pewien temat rozmyślań. Co by było gdyby... Gdyby otrzymał wszechmoc, której zawsze pragnął. Z podniesioną głową przypatrywał się cichości Wszechświata, czekając na jego sygnał. Pragnął, aby coś się zmieniło, bo rutyna egzystencji doprowadzała go do szału. Wtedy zrozumiał, że przecież nastąpiła zmiana. Anastazja pojawiła się w jego marnej codzienności, rozjaśniając mroki swoim entuzjazmem i pogodą ducha. Może ona była odpowiedzią na jego wołania. Wypełnieniem pustki po zacierającym się marzeniu dzieciństwa o wielkiej potędze. Przemyślał tę opcję i faktycznie wydała mu się realna. Ona była wyjątkowa, może właśnie jemu przeznaczona.
Franek szybko wyzbył się tych niedorzeczności ze swojej małej głowy. Lubił poczuć się wyjątkowo, ale nie mogło to trwać dłużej niż kilka minut. Potem wtryniał się rozsądek w swoich buciorach, przypominając o rzeczywistości. Tym razem było nie inaczej. Po wzniosłej chwili nastąpił przesyt uniesień, dlatego westchnął ciężko i wrócił do budynku.
W wejściu spotkał dziadka i puścił mimo woli jego usilne próby wyjaśnienia złożoności działania narodowej gospodarki, poprzez nerwowe ruchy brwiami. Nie dało się ukryć, że staruszek znaczną część swojego życia milczał. Porozumienie odbywało się najczęściej na zasadzie cichych pomruków lub bełkotu.
Chłopak oczywiście nie miał z tym problemu. Czuł, że tkwi w tym pewnego rodzaju równowaga. Jego babcia i matka gadały jak najęte, przez co ojciec i dziadek zwykle milczeli. Nie było to dla Franka wielką tajemnicą. On sam nie wyrażał potrzeby rozwlekłego mówienia o przeszłości, przyszłości czy teraźniejszości. Nie mógł przewidzieć dnia następnego. Wszyscy widzieli aktualne zdarzenia, więc uważał, że komentowanie ich byłoby czystym nadużyciem. O przeszłości zaś zwykł nie wspominać, bo zazwyczaj ją zapominał. Zaaferowany tym zagadnieniem wszedł do dużego pokoju, gdzie od razu usłyszał:
– Wnuczku, dobrze, że przyszedłeś. Mama prosiła, żebyś jutro przyjechał do domu.
– Mama? A wiadomo w jakim celu?
– Twoi rodzice zamówili mszę za Michała.
– No jasne, w poniedziałek wypadnie mu oczko. Dlatego pojechał do Tomka. To wiele wyjaśnia. Można wiedzieć na którą?
– Siódmą rano.
– Siódmą. Po moim trupie – warknął w myślach. - Są wakacje, nie ma takiej opcji.
Poranki nie były mocną stroną Franka. Podnosił się, ale błędem byłoby nazwać tę czynność wstawaniem. Bardziej przypominało to zmartwychwstanie. Tak jakby przez noc umarł i zdążył już przegnić, aby nad ranem odzyskać witalność.
Długo ze sobą walczył, mimo faktu, że starsza kobieta miała jego wybory głęboko w poważaniu. Czuła się odpowiedzialna za przekazanie mu informacji i na tym koniec. Gdy tylko dopełniła powinności, wróciła do oglądania serialu. Ze skupieniem sępa pochłaniała tajniki powtórki kolejnego odcinka jej ulubionego tasiemca. Prezentowana była jakaś ważna scena. Może kulminacyjna. Franek nie miał zielonego pojęcia. Sugerował się progresją muzyki i niecodziennymi reakcjami babci. Usiadł na kanapie, z zażenowaniem przyglądając się przeciętnej grze aktorskiej postaci z serialu.
– Babciu, dlaczego oglądasz taki chłam? – zapytał po kilku sekundach męczarni.
– Franeczku, Karolina dowiedziała się, że Robert ją zdradza. To straszne.
– Właśnie o tym mówię.
Ciągnięcie rozmowy zdało się zbędne. Staruszka nie widziała sensu w przerywaniu sobie sześćsetnego odcinka za sprawą wstrętu wnuczka do tego typu programów. Oglądała dalej, a że Franek nie miał nic innego do roboty, próbował wytrzymać tortury umysłu.
Minęła dwudziesta druga, kiedy do pokoju wszedł dziadek Franka, jak zwykle zajęty swoimi sprawami. Mamrotał coś pod nosem, jakby obliczał w głowie ilość spalania skody oktawii w podróży z Księżyca do Słońca. Franek wyrwany z letargu zauważył, jak starszy mężczyzna przechodzi obok telewizora i zatrzymuje się na wieść o zbliżającej się prognozie pogody. Chwilę później weszła czołówka programu i oczom wszystkich ukazała się pani pogodynka. Przywitała publikę szerokim uśmiechem, przechodząc do sedna.
– Wieczorem nad wschodnią Polską mogą pojawić się burzowe chmury. Wyraźne obniżenie ciśnienia wskazuje na spadek temperatury. Należy spodziewać się mgły i gęstych cumulonimbusów. Jutrzejszego dnia pogorszy się widoczność.
Była raptem połowa lipca, jeszcze kilka miesięcy do głębokiej jesieni. Franek nie potrafił nadziwić oczu. Porównując prognozę z dotychczasowymi upałami, jakoś nie mógł uwierzyć kobiecie na słowo. Dziadek chłopaka był wyraźnie zawiedziony.
– Przecież dzisiaj było tak słonecznie – zaczął ględzić pod nosem, przeskakując z nogi na nogę. Z pozycji siedzącej wyglądało to, jakby odprawiał kult ku czci deszczowego bożka. Mężczyzna mówiąc gestykulował, co tylko podkreśliło komizm sytuacji. Wtedy odezwała się kobieta:
– Nie jęcz. Cały dzień siedzisz w domu. Jeden więcej wytrzymasz. Niech pada, już dawno nie padało.
Staruszek, nie przerywając swojego tańca plemiennego, wsłuchiwał się w kolejne słowa pogodynki.
– W poniedziałek nad centralną Polskę zawita słońce. Warunki atmosferyczne ustabilizują się.
Modły starca zostały wysłuchane. Swoją radość wyraził poprzez rączy bieg w kierunku łazienki. Jego szamański taniec, jak się okazało, spowodowany był naporem na pęcherz. Gdy Franek to sobie uświadomił, buchnął głośnym śmiechem, po czym solidnie ziewnął. Ten sygnał skłonił go do ulotnienia się z dużego pokoju. Pożegnał się z babcią, rzucając jakąś oklepaną formułkę i ruszył do swojego pokoju. Przechodząc obok półkolistego załomu ściany zauważył, że w gościnnym świeci się światło. Nie zwróciłby na to większej uwagi, gdyby nie fakt, że Michał pojechał na imprezę urodzinową do przyjaciela.
Mógł to być czysty przypadek, ale Franek musiał to sprawdzić. Uchylił drzwi i wszedł do środka. Pomyślał, że może Michał, lekko wcięty, już zdążył wrócić, ale nie. Pokój był pusty. Dla pewności sprawdził szafy. Te również świeciły pustkami. Rozczarowanie skłoniło go do wyjścia. Zanim zamknął drzwi wyłączył górne światło i wtedy właśnie zauważył błysk. Ciekawość zwyciężyła, dlatego włączył światło ponownie. Końcówka przedmiotu schowanego pod poduszką błysnęła w smugach światła żarówki. Zainteresowany podbiegł do łóżka. Odchylił kant podgłówka, ujawniając ukrytą pod nim klawiaturę. Wziął przedmiot do ręki i uważnie go obejrzał.
Nie ulegało wątpliwości, że ma do czynienia z ciekawym antykiem. Klawisze wyglądały, jakby zrobione były ze spróchniałego drewna. Litery w większości były pościerane. Patrząc na obudowę miało się wrażenie, że służyła za element samoobrony. Pęknięcia rozpościerały się na całej powierzchni tylnej płyty. Zbiegały się w jednym punkcie, jakby właściciel wbijał klawiaturą gwoździe lub gorzej – znaki drogowe. Przyglądając się szczelinie, Franek zauważył, że pod spodem kryje się jakiś dokument. Ostrożnie go wysunął, aby niczego nie uszkodzić i rozwinął.
Na arkuszu formatu A4 rozrysowane były w trzech słupkach różne wyrażenia w dziwnych konfiguracjach. Franek mógł się tylko domyślać, że to inny język. Nie wiedział, z czym ma do czynienia, ale ciekawość nie pozwalała mu pozostawić tego bez rozwiązania. Postanowił sprawdzić tajemniczą treść, przynajmniej dwa spośród setki wyrazów. Poczuł, jak mocno nakręca się na odkrycie sekretu brata. Fakt, że Michał trzymał w pokoju prehistoryczną klawiaturę, świadczył o tym, że to nie przypadek. To musiało coś znaczyć.
Pognał po swojego laptopa, zalogował się do systemu i wszedłszy w przeglądarkę wpisał pierwszą frazę z kartki. Serwer przemielił miliony stron internetowych, ale niestety nie znalazł nic sensownego. Wyskakiwały podpowiedzi do zmiany szyku liter lub rozdzielenia sylab, ale poza tym – nic konkretnego. Jednak Franek się nie poddawał. Wpisał kolejną frazę. Chęć poznania prawdy tak bardzo nim zawładnęła, że przeleciał sto wierszy. Za każdym razem doprowadziło to do tego samego rezultatu. Słowa nie istniały lub były w jakiś sposób zakodowane.
Patrząc na klawiaturę wpadł na pewien pomysł. Wcześniej zauważył, że niektóre klawisze nie są przetarte, więc spisał je na kartkę. Znalazły się tam wszystkie samogłoski. Nijak nie mógł zbudować z tego jakiegoś słowa. Wziął jeszcze raz kartkę do ręki. Przeliterował pierwszą frazę szukając jakichś zależności. Kolejna porażka sprowokowała go do głębszej analizy faktów.
– Nie używa samogłosek. Klawiatura ma przetarte wszystkie spółgłoski i liczby. Samogłoski są nietknięte, zero też. Chwila, samogłosek jest sześć. Sześć, ale licząc z polskimi znakami dziewięć, czyli tyle, ile jest nieprzetartych liczb. Michał używa liczb zamiast samogłosek. Dobra, to już jakiś trop.
Franek spojrzał ponownie na kartkę, wychwytując samogłoski ukryte w wyrazach. Na osobnej kartce przyporządkował kilkunastu samogłoskom liczby od jeden do dziewięć. Następnie sprawdził kilka słów, dochodząc do wniosku, że to, co robi nie ma żadnego sensu.
Emocje opadły i poczuł się zmęczony. Zanim jednak porzucił tajemnicę swojego brata na rzecz snu, zrobił zdjęcia zarówno klawiatury, jak i kartki. Chwilę później zatuszował ślady włamania i wrócił do swojego pokoju.
Leżąc w łóżku powrócił myślami jeszcze kilka razy do tematu. Niestety, jego mózg nie potrafił wykrzesać pożądanych odpowiedzi. Nie zdołał przełamać bariery niewiedzy. Franek doszedł tylko do wniosku, że Michał musiał zakodować tam jakieś istotne informacje skoro tyle się namęczył, aby stworzyć cały alfabet. Choć nie dawało mu to spokoju, zaniechał głębszego drążenia. Pomyślał o bliższym problemie.
Alicja prosiła, żeby pojawił się w domu około siódmej rano. Godzina zdawała się nieludzka jak na wakacje. Franek nie był zdolny do takich poświęceń. Jednak musiał jakoś uspokoić swoje sumienie. W tym celu ustawił budzik.
Na koniec postanowił zająć myśli czymś przyjemnym. Wrócił do najważniejszego wydarzenia dnia. Spotkania z Anastazją. Wspominał jej urodę, śmiech i wszystkie cechy, które sprawiały, że była tak niesamowicie cudowna. Wizja najlepszych przyjaciół jakoś nie dawała mu spokoju. On pragnął rozszerzyć tę perspektywę. Chciał przeobrazić tę relację w coś więcej. Postanowił zdobyć serce dziewczyny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro