Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 - Decyzja (część 4)

Franek odprowadził Anastazję pod sklep, skąd poszedł bezpośrednio do parterowego domu babci. Gdy wszedł na posesję zbliżała się osiemnasta. Słońce powoli wędrowało w stronę horyzontu. 

Pokonał długość kamiennej ścieżki i wdrapał się na taras, gdzie oznajmił swoje przybycie, głośno pukając w szybę. Starsza kobieta przywitała go mieszanką znanej mu frustracji, połączonej z obawą i jednoczesną ulgą. W głowie Franka nie mieściło się tak wiele sprzecznych elementów, ale wiedział, co jest grane. 

– Babciu, nie mam pięciu lat – jęknął, gdy tylko uchyliła drzwi. 

– No wiem, wiem. Ale pamiętaj, żeby następnym razem dać mi jakiś sygnał, że żyjesz. Odchodziłam od zmysłów. Znikasz na cały dzień bez słowa, więc się martwię. 

– Przepraszam, nie zabrałem komórki. Spotkałem znajomą. Nie widzieliśmy się kilka ładnych lat – wyjaśnił, próbując tym uspokoić staruszkę. 

– Dobrze, że już jesteś. Zrobić ci kolację? – To łagodne pytanie nie uwzględniało odmowy. Kobieta pozostawiała Frankowi jedynie możliwość wyboru składników posiłku, dlatego odparł: 

– Z szynką poproszę. A, za pamięci. Michał mówił, że nie będzie do wtorku.

– Do wtorku? Nie wspominał o tym ani słowa – odezwała się kobieta z wnętrza lodówki. 

– Z tego, co zrozumiałem nie miał okazji powiedzieć o tym wcześniej. Dziadek podwiózł go do Tomka samochodem. Kurde... – jęknął Franek pod nosem. 

Dopiero teraz do jego małego móżdżka dotarło, że znowu zapomniał jednośladu. Skleroza dopadała go, ilekroć rozstawał się z Anastazją. Nie chodziło o to, że dziewczyna działała na niego amnezyjnie, ale czuł się w jej obecności niecodziennie. Rzeczywistość nie miała przy niej znaczenia, mogła być szarą papką bez kształtu. Liczyło się tylko to, co zaistniało między nimi. Oczywiście Franek nie potrafił nazwać po imieniu powstałego tworu. Czuł, że jest lepiej niż było przedtem, dlatego postanowił to tajemnicze coś pielęgnować. 

– Co się stało? – Zapytała zaniepokojona staruszka, opierając nóż z cienką warstwą masła o kromkę chleba. 

– Zapomniałem zabrać rower spod sklepu – oznajmił z pewną dozą ulgi. 

Z całej tej niedorzecznej sytuacji chłopak zdołał wyłuskać jeden sensowny element. Niewymuszone spotkanie z Anastazją. Mógł przyjść do niej i wytłumaczyć się rowerem. Bez tego dziewczyna pewnie i tak zaakceptowałaby jego przybycie, jednak ten argument jakoś mu pomagał. 

Anastazja naprawdę zawróciła mu w głowie. Była zabawna, atrakcyjna, a do tego łagodna, uprzejma i ubierała się z klasą. Mimo silnie rozwijającej się w nim nadziei, że może będzie z tego coś więcej, postanowił nie tworzyć sobie wygórowanych wyobrażeń. Jakie było prawdopodobieństwo, że taka ponętna laska nie ma faceta? Już prędzej zabraknie tlenu na Ziemi. Poza tym dostał jasny przekaz, że są przyjaciółmi. Nawet jeśli istniał cień szansy na rozwój tego niedorzecznego związku, to zaiste niewielki. Ujmując rzecz najbardziej powierzchownie – jedyne co ich łączyło, to wspomnienia z dzieciństwa, a poza tym w ogóle się nie znali. Prawda, Franek miał z tego tytułu większe szanse, niż podrzędny pędrak z ulicy, ale nadal bardzo malutkie. 

Babcia zmartwiła się wieścią o porzuconym na pastwę mroku rowerze. 

– To niedobrze, przez noc ktoś go może ukraść – stwierdziła. 

– Schowałem go w mało widocznym miejscu. Nie ma się czym przejmować. Poza tym widziałaś, jak wygląda ten rower. To prehistoryczna wersja przeżarta rdzą i korozją. Lepsze mają na złomowisku. Mniejsza. Myślę, że Anastazja dobrze się nim zaopiekuje. 

Nie wiadomo dlaczego, ale właśnie wspomniał imię dziewczyny do największej plotkary we wsi. Momentalnie poczuł jak w staruszce rozpędza się nieposkromiona machina. Ciekawość.

– Anastazja? Mówisz o wnuczce właściciela sklepu. Właśnie byłam u Baśki i mówiła, że przyjechała z daleka. Podobno wyrosła na piękną dziewczynę. Pamiętam, jak bawiliście się razem jako małe szkraby. 

Temat roweru nagle zszedł na drugi plan. W centrum stanęła Anastazja i Franek oraz wyobrażenia staruszki napędzające plotkarski pociąg. 

– Wspominaliśmy tamte czasy. – Nieświadomie podsycił tylko ogień w lokomotywie. 

– To bardzo poukładana dziewczyna. Pasujecie do siebie – powiedziała, przenosząc kanapki na stół. Zaraz też postawiła herbatę, siadając obok. Jej bliskość i zafascynowanie tematem wyraźnie zaniepokoiły Franka. 

– Babciu, to było spotkanie towarzyskie, nie randka. Poza tym wątpię, żeby taka dziewczyna była sama. W dzisiejszych czasach to raczej niemożliwe. 

Za późno ugryzł się w język. Kobieta zbyt dosłownie złapała kontekst. 

– Podoba ci się? 

– Nie będę cię czarował. Jest pozytywnie zakręcona. Wygląda oszałamiająco. Tak, podoba. Tylko, babciu! – Zaznaczył surowo. – Nie chcę generalizować, ale słabo by wyszło, gdyby ona dowiedziała się tego od osób trzecich. Plotki szybko rozchodzą się po wsi. Jeśli coś ma zaistnieć, to lepiej na normalnych warunkach. 

Nie potrafił uwierzyć, że taka plotkarska perełka pozostanie w sekrecie, ale musiał się jakoś pocieszać. 

– Ależ Franeczku, nigdy w życiu. Baśka siłą ze mnie nie wyrwie tej nowiny. Tutaj chodzi o ciebie. Nie rozmawiamy zbyt często, a jako twoja babcia powinnam wiedzieć co nieco o swoim wnuczku. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzą pierwsze miłości. 

– Babciu, jakie pierwsze miłości? Po prostu mi się podoba i tyle. Nie przesadzajmy. – Chłopak daremnie próbował ugasić plotkarski ogień. 

– Dobrze, to ty sobie jedz. Widzę, że nie chcesz zdradzać szczegółów. Ale pamiętaj, że do babci z takimi nowinkami zawsze możesz przyjść. Teraz zadzwonię do twojej mamy, nie rozmawiałyśmy od rana. 

– Babciu, serio? Nie rozpowiadaj tego dalej. To tylko znajoma. – Jęknął zrezygnowany, przyglądając się jak staruszka szparkim krokiem zmierza w kierunku telefonu stacjonarnego. Zanim podniosła słuchawkę, odpowiedziała: 

– Tak, tak, Franeczku, jedz sobie spokojnie, a ja zadzwonię. 

Uzbrojona bomba danych właśnie czekała na odpalenie. Nie miał jednak już większego wpływu na rozwój wydarzeń. Zajadając zaciekle trzy kromki chleba, wsłuchiwał się w ożywioną rozmowę babci z jego matką Alicją. To tak, jakby wsadzić ładunek jądrowy do pieca. Nie masz pewności, kiedy ustrojstwo wybuchnie, wiesz tylko, że to nastąpi. Dla Franka była to kwestia kilku dni, może tygodnia. W końcu musiał pojawić się w domu, żeby Alicja wyrwała z niego siłą najdrobniejsze szczegóły relacji z nową sympatią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro