Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9 - Kolejny krok (część 2)

Umysłem Franka szarpały niepożądane myśli. Im mocniej angażował się w relację z Anastazją, tym częściej pojawiała się niepewność. Obserwowany świat wydawał się zbyt idealny, przejaskrawiony i zarazem nienaturalny. Z każdym dniem coraz doskonalszy, a przez to bliżej przesytu. Jednak Franek szybko zamknął ten rozdział rozważań. Nie chciał sobie wmawiać, że żyje pustą mrzonką. – Może właśnie szczęście jest moim przeznaczeniem! –skwitował, czując nagromadzenie tęczowych fluidów. 

Za oknem ukazał się ciąg krajobrazów zasypiającej przyrody. Drzewa gubiły liście, kwiaty i trawa przygasały. Wszystko wokoło nabierało szarości, a mimo to oboje potrafili cieszyć się ostatnimi ciepłymi promieniami słońca.

Objął Anastazję mocniej, przesunął dłonią po policzku, na co podniosła głowę, uśmiechając się promiennie. Jej malachitowe tęczówki wytrwale obserwowały twarz ukochanego. Zauważyła poważnie uniesione brwi, delikatnie zadarty podbródek i skrywające wielką głębię oczy. 

Franek podniecony jej bliskością przeszedł do bezpośredniego ataku. Pogładził jej ramię, zmierzając ręką w stronę piersi. Oddech Anastazji z każdą chwilą stawał się coraz cięższy, temperatura ciała wyższa. Nie przestawał, dokładając ciągle nowych wrażeń. Wolną dłonią rozmasował jej uda. Powoli zbliżał się do intymnego miejsca powodując narastanie w niej burzy ciepła. W przypływie radosnego natchnienia dziewczyna pocałowała Franka w szyję, na co on przechylił jej brodę wyżej i oboje złączyli wargi.

Zaabsorbowani rozmową ciała spędzili w swoich objęciach przeszło godzinę, aż Franek postanowił, że przerwie panującą ciszę. Chciał umilić ukochanej ten wspaniały dzień, bombardując ją poetyckimi porównaniami. Męczył się z nimi dobre dwa tygodnie. 

– Mam coś dla ciebie – szepnął dziewczynie do ucha, rozglądając się po pojeździe. Szybkim spojrzeniem policzył głowy wystające zza oparć foteli. Szczęśliwie w autobusie było tylko pięcioro dodatkowych pasażerów. 

– Ojej, to wspaniale. A co takiego? – zapiszczała radośnie, zrywając się z prawie leżącej pozycji. 

Widząc jej zainteresowanie, wyciągnął zmiętą kartkę i nie pokazując dziewczynie wymalowanych bazgrołów, powiedział: 

– Cierpliwości, Słoneczko. Daj mi się mentalnie przygotować. – Dobra, dasz radę. Jeszcze raz rozejrzał się po okolicy. Najbliższa pasażerka siedziała trzy rzędy przed nimi, więc wziąwszy głęboki oddech, zaczął czytać: 

– Wspaniała i przesłodka Anastazjo! Twój głos ukojeniem dla mych uszu. Spojrzenie nieskończonego lasu postacią. Woń twa zapachem kwitnących kwiatów. Uśmiech powodem szczęścia, smutek niechybnym upadkiem. Niczym ciosane ręką doskonałego twórcy twe boskie ciało. Stópki drobne i malutkie dla mnie iście niemowlęce. Nogi gładkie i szczuplutkie niczym jagnięce. Owocowe biodra przywodzą w mej pamięci smak tegorocznego lata. Wspaniałości twe w idealnych proporcjach i piękna twarz zaczerpnięta z mądrości Afrodyty.– Tutaj się uśmiechnął. – Twa doskonałość przywodzi mi na usta wiele słów. Anioł, Bogini i Królewna, lecz żadne z nich nie jest w stanie opisać twej wspaniałości. Wraz z pięknem otrzymałaś od niebios o wiele więcej. Dostrzegam łagodność, wielką mądrość, miłości bezmiar i nieogarnione ludzką miarą szczęście. To tylko zarys potężnej głębi twojej złożoności. Ocean empatii i czułości. Chęć niesienia pomocy równa liczbie gwiazd na niebie. I to, co najbardziej w tobie kocham: szczerość. – Franek wziął głęboki oddech, kończąc tę farsę: – Przy tobie czuję się jak zwycięzca. Nadałaś kierunek mojej doczesności. Jesteś moim światem, moją wspaniałą boginią, najważniejszą osobą istnienia. Dla ciebie rzuciłbym się w przepaść, skoczył w ogień, pokonał każde przeciwności. Bądź na zawsze moja, o ukochana Anastazjo! 

Dziewczyna wysłuchała całego „wiersza" w poczuciu podniosłego oczekiwania. Oczy miała zamknięte, a usta ułożone w lekki półuśmiech. Jeszcze nikt nigdy nie pałał do niej tak gorącym uczuciem. Każde słowo sprawiało jej niewysłowioną rozkosz. Delektowała się cudownością tej chwili i wszystkimi drobnostkami, które rozgrzały ją jak puchaty różowy kocyk. Jego namiętny głos, uśmiech, zaangażowanie i niepewność, z jaką wypowiadał każde słowo. Chciała przedłużyć tę scenę choćby o sekundę, dlatego, nic jeszcze nie mówiąc, spojrzała odważnie w oczy swojego wybranka. Parę minut wcześniej obejmowali się mocno, Frank był niczym drapieżnik. Teraz przybrał postać małej owieczki. Stał się drobniutkim chłopcem o ogromnym sercu. Dziewczyna przymrużyła oczy i wyszeptała: 

– Ja... naprawdę... dziękuję. – Zamilkła, szukając ambitniejszego określenia tak zapoczątkowanej euforii. 

– Cieszę się, że ci się podoba. – Franek wyszczerzył się szarmancko, rozkładając się wygodniej w fotelu. Choć nie było tego po nim widać, odetchnął z ulgą. – Taki właśnie był zamysł. I wiedz, że to wszystko prawda. Jesteś dla mnie największym cudem świata – dodał już swobodniej. 

– To naprawdę przemiłe – oznajmiła oszołomiona. – Jak mi tak czytałeś, wyobraziłam sobie naszą wspólną przyszłość. – Zatrzymała się na chwilę, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie wybiega za daleko z myślami. Tyle się nasłuchała i naczytała o krótkowzroczności męskich wyobrażeń w młodym wieku! Pisali o tym w wielu czasopismach, była też wzmianka o planowaniu rodziny. Wiele praktycznych porad, które okazały się bezużyteczne w przypadku Franka. Im bliżej go poznawała, tym bardziej stawał się ponadprzeciętny. Potwierdzając jej przekonanie o swojej wyjątkowości, chłopak podchwycił temat i od razu go rozwinął: 

– Byłabyś cudowną gosposią, wspaniałą żoną, troskliwą matką. Moją małą Anastazją. – Uśmiechnął się, łagodnie gładząc jej głowę. Dziewczyna poczuła, jak komórki jej ciała śpiewają z radosnym ożywieniem. Przyszła jej nagła ochota, aby go pocałować. Zrobiła to bez wahania. Pozytywny dreszcz sprawił, że zamrugała, po czym wróciła myślą do wcześniejszej rozmowy. 

– Twoją – mruknęła słodko i subtelnie. Chciała być tylko jego i nikogo innego. Tylko przez milisekundę pomyślała, że mogłaby należeć do kogoś innego, co ją przeraziło. Nie była w stanie kochać nikogo innego. – Mój! Ten jedyny, na zawsze. – Chciała to wykrzyczeć, ale powstrzymało ją coś, czego nie potrafiła opisać. W tym samym momencie przyszło jej do głowy pytanie, przyćmiewając poprzednie rozważania. 

– A gdzie my byśmy mieszkali? – Poderwała się na chwilę, aby ściągnąć sweter. Od nadmiaru emocji zagrzała się niczym woda w czajniku. Gdy ona zaczęła rozpinać kasztanowy pas, Franek powiedział: 

– Chciałbym mieszkać na obrzeżach dużego miasta. Ot, choćby takiej Warszawy. Zawsze blisko różnych rozrywek i wystarczająco daleko, aby nie wdychać tych wszystkich spalin. Nigdy jakoś mocno się nad tym nie zastanawiałem. A ty gdzie chciałabyś spędzić resztę życia? – wyszeptał rozbawiony. 

Uwolniwszy się spod władzy płonącego swetra wtuliła się powtórnie w pierś swojego mężczyzny i zamknąwszy oczy zaczęła organizować przyszłość. Trzymała go za rękę, wpatrując się w piękny, jednorodzinny dom z garażem i ogrodem, po którym (z wywieszonym jęzorem) biegał wesoły, długowłosy psiak. Dostrzegła amarantowe azalie, jaśmin, drzewko wiśni, gruszę i kilka jabłoni. Spacerowała z Frankiem po kamiennej alejce okalającej dom, obserwując tabuny tulipanów, fiołków, krokusów i bujne krzewy bzu, których zapach uwielbiała. Teraz jednak nie potrafiła skupić się na szczegółach, bardziej zafascynowało ją to, jak szli ramię w ramię, obok ich wspólnego domu. Tego właśnie pragnęła, kroczyć przez życie przy ukochanym, być z nim już na zawsze. Czuć nieustannie jego obecność i akceptację. 

Mimo rozkojarzenia, zdołała wykrzesać z siebie parę detali, które Franek przyjął jako rozbudowany poemat. Nie kojarzył w ogóle nazw kwiatów, dlatego skwitował jej wypowiedź słowami: 

– Ładnie. To wygląda jakbyśmy mieli już po 60 lat i nie została nam żadna inna aktywność ruchowa poza uprawianiem kartofli – zaśmiał się cicho. – Aczkolwiek nie mam nic przeciwko roślinkom koło domu. 

– To wspaniale, bo planuję posadzić dużo kwiatów – odparła zaabsorbowana tematem. Przez chwilę rozmyślała o tym, jak świetnym ojcem byłby Franek, aby porzucić go na poczet roślinności. Wyobraziła sobie dokładniej zawartość ogrodu, gdy nagle natchnęło ją, aby wrócić do poprzedniego tematu. 

– A dzieci? – zapytała bez uprzedzenia. – Ile chciałbyś mieć? – Tu poczuła, jak lekko drży mu klatka piersiowa. Wyraźnie rozbawiło go to zagadnienie, bo rechotał jak dorodna żaba. Zaraz też wyjaśnił: 

– O dzieciach to ja jeszcze nie myślę. Za wcześnie na to – przyznał, sam się sobie dziwiąc. Zaczęła zżerać go wewnętrzna hipokryzja, bo przecież istniało niewielkie ryzyko zapłodnienia dziewczyny przy pierwszym stosunku. Oczywiście miał zamiar się zabezpieczać, ale mimo wszystko gdzieś głęboko targał nim strach. 

Anastazja uwielbiała dzieci, dlatego nie odmawiała sobie wyobrażeń na ten temat. Potrafiła rozmyślać o nich godzinami. Nadać im imiona i charaktery, daty urodzenia, a nawet przyszłych partnerów życia. Tym razem ograniczyła swoją fantazję na rzecz wspaniałej atmosfery. 

– A kto to wie – westchnęła. Myśl, która przeszła jej przez głowę sprawiła, że wtuliła się w chłopaka mocniej. – Byłby niezłym tatą – pomyślała. – Czuły, troskliwy, twórczy i bardzo opiekuńczy. Oczywiście wolałaby, żeby dzieci były nieco spokojniejsze i łatwiejsze w obyciu. Franek miał skłonności do imprezowania, ale wiadomo przecież, że maluchy nie rodzą się jako kopie rodziców. Mimo delikatnego problemu z procentami, Franek był najwspanialszym chłopakiem na świecie. Wcześniej spotkała kilka trefnych połówek. Przelotne zachwyty z krótkim terminem ważności. Negus wydawał się inny, bardziej dojrzały, rozsądniejszy. Gdy rozwinęła tę myśl, przypomniała sobie, w jakim oboje są wieku i zachichotała. 

– Co tam? – zagadnął Franek. 

– A nic. Po prostu uświadomiłam sobie, że wciąż chodzimy do szkoły, a ja już planuję zakładać rodzinę. 

– Fakt, to dalekosiężne plany. – Oboje wymienili jednoznaczne spojrzenia. Zapragnęli obdarzyć się rozkoszą. 

Franek zapoczątkował kolejny epizod euforii. Jego ręka błądziła wszędzie. Anastazja nie była w stanie określić, gdzie dokładnie. Ciepło promieniowało we wszystkie strony, powodując co chwila dreszcz podniecenia. Przypomniała sobie słowa wiersza i to, jak go skonstruował. Franek podziwiał jej ciało, ale również bogate wnętrze. Bardzo to doceniała. Napisał, że była łagodna, mądra i pomocna, przy czym użył do tego naprawdę podniosłych porównań, co przeniosło ją do innego świata. Według niego była czuła i empatyczna, dlatego postanowiła, że za wszelką cenę właśnie do tego będzie dążyć. Dla niego. Był pierwszym mężczyzną, który zauważył w niej takie cechy. Oczywiście zaakceptowała bogactwo, z jakim opisał jej ciało, mimo że nie czuła się wyjątkowa. Gdy tylko spoglądała w lustro, zawsze odnajdywała po drugiej stronie jakąś niedoskonałość. Dla niego jednak była boginią, co zmieniało postać rzeczy. 

Nagle dłoń Franka wkradła się pod jej stanik, przerywając natłok myśli. Powstrzymała się przed jęknięciem, tylko delikatnie wypuściła gorące powietrze z płuc. Wnet autobus zatrzymał się, dlatego Franek przerwał namiętny masaż. Obserwując wsiadających, powiedział: 

– Masz w planach coś jeszcze poza uprawą tych chwastów? – Anastazja opętana rozkoszą chwilę przetwarzała jego słowa. Gdy w końcu dotarła do niej treść wypowiedzi parsknęła śmiechem, mówiąc: 

– Och, no wiesz? – Odskoczyła od ramienia chłopaka, żeby zacząć je okładać swoimi małymi piąstkami. – Jesteś okropny! – krzyknęła rozbawiona. Chłopak śmiał się pod nosem, próbując chwycić jej drobniutkie rączki, co zresztą udało mu się po krótkiej gonitwie. Zamknął je w mocnym uścisku, uniemożliwiając dziewczynie kontynuowanie napadu agresji, na co ona odpowiedziała śmiechem i pisnęła: 

– Puść mnie, ty brutalu! – wrzasnęła, wychylając głowę zza fotela niczym świstak, aby upewnić się, że żaden pasażer ich nie obserwuje. Franek w ślad za nią rozejrzał się po siedzeniach. Ludzie zajęci własnymi sprawami nie zwrócili na to uwagi, dlatego dziewczyna szamotała się dalej. 

– Teraz jesteś moja – oznajmił, przyciągając ją do siebie. Musnął ją wargami po uchu, szepcząc: – Jesteś taka seksowna. – Anastazja pogładziła Franka po twarzy, na co on złapał ją silniej, całując w miejscu mostka. Objął ją w talii, za nogi wciągając na siebie. Gdy znalazła się na wysokości jego wzroku, zetknęli się wargami. Upojeni sobą wymieniali pieszczotliwe słowa i delikatny dotyk, aż pojazd dojechał do Warszawy. Wtedy kierowca krzyknął w ich stronę: 

– Eee, jazda mi stąd, to nie burdel, tylko autobus! 

Mężczyźnie puściły nerwy i uznał za stosowne wykrzyczeć bezpośrednie obelgi. W sumie nie robił tego bezpodstawnie, ponieważ siedzieli w środku dziesięć minut za długo. W ogóle nie czuli upływającego czasu. Przelatywał im przez palce niczym wiatr. 

Anastazja, rozczarowana, odkleiła się od Franka, błyskawicznie zarzucając na siebie sweter i płaszcz. Chłopak, podobnie jak ona, zaczął się ubierać. Dziesięć sekund później z całym arsenałem rzeczy przebiegli obok rozjuszonego faceta. Zanim wyszli, podsumował ich trafnym określeniem: „Zakochani".    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro