Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8 - Niepewność (część 1)

Ziółka działały pełną mocą. Franek już od paru minut znajdował się w szkolnym gabinecie pielęgniarskim. Placówka oświatowa skierowała jego wspomnienia w stronę Klotusa. 

Czyli śpię. Nie ulega wątpliwości, ale dlaczego pielęgniarka? – Pytanie rozbrzmiało w głowie Franka zmuszając oczy do analizy pomieszczenia. W środku nie wychwycił żadnych zabójczych anomalii, ale pewności nie miał. Wstał z pozycji leżącej. Rozejrzał się po okolicznych przedmiotach. Na biurku tkwiły ostre nożyczki, w oszklonej gablotce stały różne preparaty o wątpliwym składzie, a na zakrwawionym haku wisiała siekiera. To ostatnie zawarło się w fantazji chłopaka, jednak w dużej, zamkniętej na cztery spusty szafie, zmieściłyby się ze cztery takie cudeńka. Mina szybko zrzedła Frankowi, gdy zauważył, że w tej małej kanciapie znajduje się ktoś jeszcze. Jasnowłosa piękność miała na sobie tyle bieli, że siedząc tyłem w bezruchu stawała się niewidzialna.

– To ty – wyksztusił w końcu, gdy tylko się obróciła. Mimo woli skupił wzrok na albinoskiej cerze i jej turkusowoszafirowych tęczówkach. Jej rysy twarzy wydawały się takie łagodne, jakby po części była jeszcze dzieckiem, ale dojrzałym w przedziwny sposób. Gdy tylko ściągnęła fartuch uderzył go intensywny kolor sukni, którą miała na sobie. Jasnokobaltowy aksamit lśnił wyzywająco, przylegając ściśle do jej ciała. 

– Jeśli masz na myśli nasze pierwsze przelotne spotkanie, to tak. – Uśmiechnęła się, na co róż jej szminki drgnął łagodnie. Podniosła także brwi w wymowny sposób. 

– Kim jesteś? – zapytał prosto z mostu. 

Franek próbował przez chwilę ustalić relacje zachodzące pomiędzy osobami. Anastazja pojawiła się jako pierwsza, była jego przewodniczką i mentorką po świecie snu, jego pierwszą miłością. Przez głupią pomyłkę duch dziewczyny podzielił się na dwie części. Dobro Anastazji przeniosło się do rzeczywistości, zło ugrzęzło we śnie. To udało się ustalić Frankowi po kilku tygodniach konfrontacji z dziewczyną. Później, zarówno w rzeczywistości, jak i we śnie, zaczął pojawiać się Klotus. Historyk nie darzył Negusa przyjaźnią. Co do tego nikt chyba nie miał żadnych wątpliwości. Już przy pierwszym spotkaniu zadeklarował, że zmiecie licealistę z powierzchni ziemi. 

Do tego galimatiasu dołączyła się jakaś nieznajoma laska. Fakt, uratowała Frankowi tyłek, ale to nic nie zmieniało. Mógł przypuszczać, że chce mu pomóc. Jaką jednak miał pewność? Albinoska pojawiła się raptem na kilka sekund, po czym nie dawała o sobie znaku życia przez ponad dwa miesiące. Jednorazowa pomoc o niczym nie świadczy, nawet więcej – prowokuje do jeszcze większej podejrzliwości. Przecież dziewczyna mogła odegrać scenkę pozór dla zmylenia, aby zyskać sobie aprobatę chłopaka. Czego chciała? Kim była? 

– Trudno to wyjaśnić racjonalnie w tej chwili, ale... – Zamyśliła się, przyglądając się jego skupionej twarzy. Była wyraźnie zaniepokojona, zdenerwowana, ale gdzieś w środku lekko podniecona. 

– Ciężko mnie będzie zaskoczyć – przyznał z rozbawieniem, czekając na pikantne szczegóły. 

– Dobrze, skoro tak uważasz. Jestem spokrewniona z Klotusem. Właściwie to jestem jego siostrą. – Tak, w tym momencie nastąpiła autodestrukcja. Franek bezwiednie wcisnął czerwony guzik, bo widział przed sobą już drugą piękność, starającą się o jego zgon. Przyciągał zabójcze laski jak magnes, nie wiedząc sam, dlaczego tak się dzieje. 

Dotychczasowe plany wzięły w łeb. Aby odsłonić rąbka tajemnicy, zapoczątkował falę pytań: 

– Co? Czyli to wszystko nie jest prawdziwe. To znaczy i nie jest, ale... – Zawahał się. – Też chcesz mnie zabić? Ostrzegam! Lista robi się coraz dłuższa. Poza tym, lepiej się zastanów czy chcesz zadzierać z tą drugą, która chce mojej śmierci – oświadczył, przypominając sobie rozgniewaną do czerwoności Anastazję. 

Panowie, ostrzegam, jeśli kiedykolwiek doprowadzicie kobietę do białej gorączki, to spieprzajcie jak najdalej. Walka z takim żywiołem może pociągnąć za sobą ubytki na zdrowiu. 

– Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś. Pojawiłam się tutaj ze względu na Klotusa i na ciebie. Mój brat próbuje cię zabić – powiedziała pośpiesznie, starając się przekazać tę informację najłagodniej, jak tylko potrafiła.

– To już wiem! A ty mu pomagasz. Nie myśl, że pozwolę sobą tak łatwo manipulować, zdziro. Gdzie on jest? – Rozejrzał się po ścianach, czekając na spektakularne wejście historyka. Przygotował się na dematerializację ścian, eksplozję mebli czy przeniesienie do innego wymiaru, ale nic się nie stało. 

– Jestem tylko ja – odparła. 

Kobieta nie obcowała na co dzień z tak ostrym słownictwem, dlatego wycofała się. Przyciszyła głos do ledwie słyszalnego szeptu. – Nie chcę twojej krzywdy. Staram się rozwiązać to nieporozumienie pokojowo – dodała, pośpiesznie uciekając wzrokiem w inną stronę. Wcześniej przypatrywała się jego twarzy, gęstym włosom i powiekom, które trzepotały ilekroć coś mówił, ale gdy obnażył emocje, nieznajoma speszyła się. 

– Tak, a mnie się wydaje, że to jedna wielka bujda! Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? To wszystko może być doskonale zaplanowanym kłamstwem. Już rozumiem! – podniósł głos, oznajmiając w stronę ścian: – Próbujesz mnie zmiękczyć, śmieciu. Nie nabiorę się na tę łzawą bajeczkę z pieprzonym klonem w roli głównej. – Wskazał palcem jedyną osobę w pomieszczeniu krzycząc: – Pokaż się! 

Chciał wypłoszyć w ten sposób Klotusa z kryjówki. – Ty tak naprawdę nie istniejesz, a to jakaś chora próba manipulacji. Już więcej się nie nabiorę. Nigdy więcej! Wyłaź! – warknął wściekle.

Myśl! Jak go znaleźć? Jak uwolnić się z obłędu? – Po chwili intensywnych poszukiwań jęknął w duchu. – Pokaż mi prawdę. – Piękna, jak stała, tak stała, również pomieszczenie nie zmieniło swojego położenia ani układu. 

– Teraz mi wierzysz? – zapytała nieśmiało dziewczyna, odgarniając białą grzywkę na bok. Oczy, mimo ostrzeżeń umysłu, ciągle zbiegały w jego kierunku. Studiowała przez chwilę jego ubrania. Miał na sobie dżinsowe spodnie. Tors zakrywała wymiętoszona koszulka z wielką butelką wódki i nadrukowanym napisem „The best of me". Ozuty był w czarne tenisówki. 

– Czytasz mi w myślach? – jęknął zdziwiony, uważnie analizując jej reakcję. Kiwnęła na znak potwierdzenia, co zaraz skomentował: – Świetnie, fantastycznie, teraz ci wierzę – rzucił najbardziej sarkastycznie, jak tylko potrafił, jednak albinoska przyjęła to zbyt dosłownie. 

– Super, ulżyło mi – dziewczyna wypuściła z siebie mnóstwo powietrza. – Nie chciałam, żebyś się na mnie gniewał, nie mam złych zamiarów. 

Franek nie zamierzał dawać nieznajomej taryfy ulgowej. W sumie to nikomu jej nie dawał. 

– Ty kpisz? Jesteś jakaś głupia, czy co? No jasne, że ci nie wierzę. Jakby w tym wszystkim był chociaż cień prawdy! Pogięło cię! – wrzasnął, na co piękna posmutniała. Jej oczy momentalnie zalały się łzami. Teraz już nie było mowy o kontakcie wzrokowym. Pragnęła zniknąć. Zamienić się w niematerialny cień. Uciec jak najdalej. Nie potrafiła znieść jego pogardy. Ukryła zapłakaną twarz za drobnymi dłońmi. Zaraz też podkuliła nogi na taborecie, obejmując je rękami. 

Zapadła niezręczna cisza, przerywana delikatnym szlochem. Nieznajoma chlipała pod nosem, pozostając w swojej bezpiecznej pozycji. Z każdą chwilą Franek miał coraz większe wyrzuty sumienia. Wbrew rozsądkowi rozwijał w sobie przekonanie, że ona chce mu pomóc. Wyczuwając zmianę nastroju, nieznajoma bąknęła pod nosem: 

– Ale... – Chwilę później ten sam głos dotarł tam, gdzie nie powinien. – Ja naprawdę nie mam złych zamiarów. 

Twoje myśli, ja je słyszę? 

– Upodabniasz się do nas – szepnęła, ciągle pociągając nosem. 

Franek nadal pozostawał twardo na swojej pozycji. Był chłodny i rzeczowy. 

Do was? – zapytał, zastanawiając się, gdzie ukrywa się Klotus. Czuł w kościach wymowne kłucie, podsuwające mu jednoznaczne skojarzenia. – Ten śmieć gdzieś tu jest. 

My nie jesteśmy stąd. Nie z tej planety ani z tego Wszechświata. – Słuchając wyjaśnień dziewczyny, Franek zaczął macać otoczenie jak niewidomy. Wstał z łóżka zainteresowany regałem z ampułkami. 

– O czym ty mówisz? – wycedził. – To jest sen. Nie ma znaczenia kto skąd jest, bo wszystko można sobie wymyślić. 

Negus otworzył drzwiczki regału i powąchał pierwszą buteleczkę z brzegu. Zaraz też odkręcił wieko, pochłaniając zawartość szklanego pojemnika. Substancja w środku była bezbarwna, nie wydzielała zapachu i zdecydowanie nie nadawała się do spożycia. Krztusząc się, złapał za kolejną. 

– Ale ja mówię o rzeczywistości – wyjaśniła bez zastanowienia, obserwując wyczyny chłopaka. Franek na jej oczach wypił dwieście mililitrów wody utlenionej. Później pochłonął trochę neospasminy i soli fizjologicznej. W pewnym momencie zaczął macać bandaże przykładając je do nosa niczym tropiciel. 

– To co ty tutaj robisz... tak w ogóle? Twój „brat" – zaznaczył cudzysłów palcami – był w rzeczywistości, a ciebie tam nie widziałem. 

– Tylko tutaj mogłam się z tobą skontaktować. Słabo radzę sobie z wysokim szczeblem abstrakcji. Posłuchaj, to bardzo ważne! Wszystko, co się dzieje, czego doświadczasz, nie jest prawdą. To wielkie kłamstwo. Musisz uwierzyć! Przyjrzałam się bliżej Anastazji. Ona zamknęła cię w tym czymś, co nazywasz snem, aby tobą sterować. Franek, musisz zrozumieć, jak ważny jesteś. Dla całej ludzkości, a szczególnie dla mnie – to ostatnie powiedziała tak cichutko, że nawet przez megafon ciężko byłoby usłyszeć jej słowa. Zarumieniła się i ponownie uciekła wzrokiem w ścianę. Nie była jeszcze gotowa, aby na niego spojrzeć. 

– Chwila, jeśli nie sen, to co? Rzeczywistość? Chociaż, co to za rzeczywistość, skoro mogę nią sterować. – Przez chwilę mówił do siebie, starając się zrozumieć choćby jedno zdanie z tego chaosu. Segregując informacje w głowie wysunął szufladę z biurka i przekopał jej zawartość. 

– To nie jest sen, rzeczywistość też nie. To jest sztuczna struktura, którą sam stworzyłeś. – Gdy tylko dotarła do Franka złożoność tej debilnej konstrukcji, przerwał wszystkie czynności i wycedził: 

– Że co? Sam się tutaj zamknąłem? W tym nie-śnie? Coś ta twoja teoria nie trzyma się kupy. No proszę, sam próbuję się zabić. Tego jeszcze nie było. Wysłałem do siebie świra imieniem Klotus, aby zakończył moje nędzne, bezwartościowe życie. – skomentował w duchu. 

Franek, nie stworzyłeś tej celi świadomie, Anastazja od początku tobą manipulowała, wykorzystując twoją wrodzoną moc. Ta zdolność tworzenia, nieograniczona kreatywność naprawdę istnieje. 

– Aha, coś takiego... Masz jeszcze jakieś inne ciekawostki? Zamieniam się w słuch! – stwierdził ironicznie, jak to miał w zwyczaju robić, kiedy komuś nie wierzył lub nie chciał słuchać. W tym przypadku chodziło o jedno i o drugie. – Wymyślasz kwestie na poczekaniu, czy napisałaś je sobie wcześniej? 

– Na razie nie musisz mi wierzyć. Posłuchaj, czego się dowiedziałam. Później sam ocenisz, co uznajesz za prawdę – mówiąc to, dziewczyna westchnęła ciężko. 

– Jakoś wątpię. 

Kiedy to mówił, gładził dłońmi framugę okna z widokiem na białą przestrzeń. Dopiero teraz zauważył, że pokój pielęgniarski lewituje w jakimś nieskończonym mlecznym pustkowiu. 

– Proszę, to naprawdę istotne, nie tylko dla mnie. 

Kobieta pracowała całym ciałem. Jej brwi podskakiwały i opadały, gdy mówiła coś istotnego. Ciągle gestykulowała, podnosząc głos. Nie potrafiła tego kontrolować, skupić się na formie, musiała przekazać treść i zmusić Franka do akceptacji. I choć cel wydawał się trudny, bo Negus był uparty jak osioł, to nie poddawała się, brnąc w zaparte. 

– Powtarzasz się – oświadczył. – Dlaczego ważne? Dla kogo? Twoja historia nie trzyma się kupy. Szczerze powiedziawszy Klotus, wymyślając pokręcone scenariusze, wykazał się większym realizmem. A wracając do samego początku, powiedz, na jakiej podstawie mam uwierzyć w choćby jedno twoje słowo? 

Kpiny zaczęły drażnić dziewczynę, więc nie wytrzymała i palnęła: 

– Ale w to, że jestem jego siostrą uwierzyłeś! Też mogłam to zmyślić. Skąd masz pewność, że mówię prawdę! – Franek zauważył jak jej łagodna mina szybko zmienia wyraz na znaną powszechnie kobiecą frustrację. Połączenie furii z chęcią mordu w jednym spojrzeniu. Choć u nieznajomej ta forma przekazu przebiegała delikatnie, to Negus dla bezpieczeństwa przyznał jej rację.

– Dobra, ma to jakiś sens. 

Dziewczyna ujawniła zadowolenie skromnym uśmiechem, ale na krótko, bo cel nie został jeszcze osiągnięty. Franek kontynuował: 

– Tak nawiasem, ty to...? 

– Jestem Estonida – przedstawiła się prędko, wyciągając dłoń. Gdy tylko Franek się odwrócił, speszona uciekła wzrokiem gdzieś w bok, zmuszając sztywną buzię do skromnego uśmiechu. Negus odwzajemnił uścisk, ogarniając spojrzeniem jej twarzyczkę. 

Oczy nieznajomej były wielką paletą odcieni koloru niebieskiego. Jak ruchomy obrazek, który zmienia się pod różnymi kątami patrzenia, tak jej tęczówki przybierały inne odcienie błękitu wraz z każdym nowym zerknięciem. Lekko zadarty nos idealnie oddzielał od siebie skromnie zaznaczone bordowe brwi. Małe usta w kolorze lekkiego różu odkrywały co chwila porcelanowe ząbki, układając się w grymas lub rzadziej w niepewny uśmiech. Długie włosy miękko opadały pięknej do pasa, wspierając się o muszelkowe uszy, aby nie opaść na twarz. Dziewczyna była niezaprzeczalnie cudowna, jednak Franek szybko powrócił do realiów: 

– Miło mi, jestem kolesiem, którego próbuje zabić twój brat. – wypalił ironicznie. 

– Rozumiem, jesteś sfrustrowany. – To stwierdzenie aż prosiło się o komentarz.

Sfrustrowany? No, kurwa – jęknął w duchu, na co Estonida wzdrygnęła się. 

– Mam prośbę – powiedziała od razu. – Czy możesz opanować nerwy? Źle znoszę przekleństwa! 

– Dobra, laska. Skończę, jak ty przestaniesz czytać mi w myślach – oświadczył, nie hamując wścibskich docinków. 

– To u nas naturalne – zakomunikowała, skoncentrowana na jego plecach. 

Franek nie przestał molestować martwej natury w gabinecie. Przeszukiwał właśnie kosz na śmieci, kiedy wyrwało mu się pytanie: 

– Jakich: nas? 

– Mówię o naszej rasie. Wyjaśnię ci to za chwilę, skupmy się teraz na głównym problemie. – Widząc ignorancję rozmówcy, dziewczyna zmieniła temat. – Niestety, mój brat nie żartuje. Jest zdesperowany i będzie skłonny dopuścić się morderstwa, aby uratować własną skórę. Nie można zmienić przeszłości, ale jeszcze jest czas, aby zapobiec nadchodzącej tragedii. 

– Ciągle mówisz: my. Masz na myśli mnie i ciebie, czy tego twojego brata? – Cholera, gubię się w tym wszystkim. 

I to i to. – Dodała po chwili namysłu. 

– To żeś mnie oświeciła. Konkret! 

– Nie, nie, może inaczej. Mój brat tylko komplikuje sprawę. Wróćmy do początku. Musisz wiedzieć, że jesteś niewolnikiem Anastazji. Ona bezczelnie cię wykorzystuje. Anastazja nigdy nie była twoją sojuszniczką. Póki sobie tego nie uświadomisz, na nic zdadzą się moje starania. Anastazja zrobiła z ciebie publiczną księgarnię. Jesteś jak czysta kartka. Można na tobie napisać scenariusz istnienia, stworzyć wszystko. Ona zadowala cię wizją wspaniałego związku i życia, abyś nie próbował uciekać. 

Bogaty wywód Estonida przerwała rozżalonym: – Ojej, przepraszam. 

– Za co? 

– Klotus i ja wykorzystujemy twoje nieszczęście. Najmocniej cię za to przepraszam. Nie pomyślałam o tym wcześniej w ten sposób. Chciałam tylko pomóc, ale nie twoim kosztem – mówiąc to, znowu zaczęła płakać. Estonida przypominała chodzący bojler na łzy. Człowiek mógł mieć wrażenie, że dziewczyna umrze z odwodnienia. Ale nie! Ona potrafiła beczeć godzinami bez wpływu na funkcjonowanie organizmu. 

– Nieszczęście? – powtórzył zdegustowany. Nasłuchał się już tylu gróźb i negatywnych informacji, że kolejne nie robiły na nim większego wrażenia. 

– Anastazja udostępniła wszystkim twoje umiejętności. A my to wykorzystaliśmy. – Dziewczyna poczuła się współwinna nieszczęścia, jakie spotkało Franka. Zaczęły zżerać ją wyrzuty sumienia i wewnętrzna gorycz. Zanim popadła w głęboką depresję, Franek zaczął sondować: 

– Po co Anastazja miałaby to robić? – Spojrzał na Estonidę, jakby po czole biegało jej stado baranów. Negus domyślał się, że Anastazja może mieć spaczone zamiary, ale coś takiego jakoś do niej nie pasowało. 

Nie rozumiesz!? – krzyknęła energicznie, zupełnie zapominając o przygnębieniu. – Jesteś źródłem największej mocy we wszechświecie. Potrafisz zmieniać rzeczywistość, czy to nie wystarczający powód? Posiadanie takich umiejętności równa się władzy absolutnej. – Nagle jej entuzjazm przygasł. Mówiła do siebie: – Tyle że po przebudzeniu nic nie pamiętasz. A jak nic nie pamiętasz, to zginiesz. 

– Jak to zginę? Grozisz mi? Ostrzegam, że kolejka moich wrogów robi się coraz większa. Będziesz musiała poczekać. – W tym momencie Franek powinien wyciągnąć listę i odhaczyć kolejną osobę z kategorii: „moi znajomi mordercy". 

– Przepraszam. Źle mnie zrozumiałeś. Mówię tylko, co zapowiedział Klotus. Dał ci trzy dni. Jeśli nie pozbędziemy się jego unixum, to zginiesz bezapelacyjnie. Dezercja, nawet nieświadoma, traktowana jest jako przegrana. 

Estonida mówiła jakimś niezrozumiałym slangiem. Franek zdołał wyłapać kilka kluczowych słów tego bełkotu. 

– O czym ty mówisz, do cholery? Jakie unixum? Jaka dezercja? 

Ucieczka nie wchodziła w grę, Negus był gotów poruszyć niebo i ziemię, żeby dokopać temu dupkowi. Przy ostatnim spotkaniu tamten upokorzył Franka i doprowadził do załamania. Musiał mu się za to odpłacić. 

– Chwileczkę. Wszystko po kolei. Za trzy dni masz się stawić przy Kanionie Kolorado, gdzie stoczysz walkę z moim bratem. – Estonida zaczęła analizować fakty. 

– Coś wspominał. 

– To musi się wydarzyć, chyba że wcześniej znajdziemy inne rozwiązanie. Ale na razie, po przebudzeniu nic nie pamiętasz, więc nie dojdzie do konfrontacji. To będzie równoznaczne z poddaniem się. Dezercja zaś równa się śmierci. Dlatego musimy jak najszybciej uwolnić twoje wspomnienia – zadeklarowała stanowczo. 

– Uznajmy na chwilę, że to wszystko prawda. Jak chcesz uwolnić wspomnienia? 

Piękna podłapała dobry humor. Negus, choć powątpiewał w prawdziwość jej wersji wydarzeń, to słuchał i zaczynał ją akceptować. Z każdą chwilą jej teoria nabierała większego sensu. 

– Niektóre zdarzenia podczas snu miały związek i silną reakcję w rzeczywistości. Przepraszam, ale trochę poszperałam w twoich wspomnieniach – powiadomiła Franka, stawiając go w mało komfortowej sytuacji. 

– To ty tak możesz? – oburzył się. – Trochę kultury. 

Chłopak poczuł się jak kobieta przyłapana publicznie bez stanika. Całkowicie obnażony i zgwałcony umysłowo przez drugą osobę. Świadomość, że Estonida miała dostęp do jego mrocznych sekretów sprawiła, że przeszył go zimny dreszcz. – Przecież ona zobaczyła... To. O, matko... i tamto. Jasny gwint.

Nie czas na etykietę. Trzeba działać. – Dziewczyna przekartowała umysł bohatera jak otwartą książkę. Znalazłszy odpowiednie wspomnienie, spytała retorycznie: – Pamiętasz jedną z pierwszych walk, kiedy Anastazja stała się agresywna? Zniszczyliście wtedy szpital. 

Estonida nakierowała myśli Franka na tamte wydarzenia. Intensywnie konwertował zapisy przeszłości, aż w końcu odkrył pewną zależność. Wtedy oznajmił. 

– Ten szpital rozpadł się później w rzeczywistości. – To ma sens. – Pomyślał zdumiony. 

– Nie jest mi jeszcze znany dokładny algorytm powiązania obu rzeczywistości, ale to tylko kwestia czasu. Niedługo przełamię jej zabezpieczenia – zaczęła myśleć na głos. – To musi mieć związek z jej przemianą. Gdy dziewczyna szukała odpowiedzi, Franek wykopał kolejne wspomnienie. 

– Przeszedłem przez portal. Wtedy ona zaczęła świrować. – Chwilę deliberował nad tematem, miętosząc w ręce prześcieradło. 

– Ten portal istnieje naprawdę. Igranie z taką nieokiełznaną mocą to czyste szaleństwo. Jeśli posunęła się tak daleko, to albo jest genialna, albo bardzo głupia. Jeśli użyła portalu w rzeczywistości, to nie wiadomo, jak daleko posunęły się zmiany i gdzie właściwie jesteśmy. Mogła zaburzyć czasoprzestrzeń, przedefiniować strukturę Wszechświata. Nie rozumiesz, na czym polega ta moc?

W jego głowie zaświeciła się ogromna żarówka, sygnalizując rozpoczęcie pracy mózgu. Chwilę pomrugała, zmuszając synapsy do wybudzenia się ze stanu uśpienia. Gdy tylko zebrał potrzebne dane, przeliczył zmienne i wyznaczył prawdopodobieństwo wyniku, powiedział: 

– Sugerujesz mi, że jestem Bogiem? – Oczy rozbłysły mu jak robaczki świętojańskie, ale szybko przygasły. 

– Tego nie powiedziałam. Masz zdolności na takim poziomie. Możesz wszystko. To znaczy mogłeś wszystko, ale jako że jesteś uwięziony... – zatrzymała się w porę, nie kończąc zdania. Przez chwilę starała się wyciągnąć z tragedii jakieś pozytywy. – Masz połowę mocy mojego brata, czyli nie zostałeś z niczym. – Usta Estonidy drgnęły w wymowny sposób. Policzki napięły się delikatnie. 

– Jaka połowa mocy? – spytał bezmyślnie Franek. Zorientował się, że od jakiegoś czasu zadaje pytania automatycznie. Już nie zastanawiał się nad tym, co mówi i w jakim celu. Po prostu to robił, aby zapełnić ciągłość tej chorej rozmowie. Tym razem towarzyszyła mu ścisła obserwacja pościeli. Gniótł w dłoniach kołdrę, szukając nie wiadomo czego. 

– Ojej! Już mam! – krzyknęła, jakby odkryła niezawodne lekarstwo na raka. – Jakie to oczywiste. Unixum mojego brata wyparło twoją pierwotną moc, dlatego Klotus tak łatwo złamał zabezpieczenia. Jaka ja jestem ograniczona. Podstawowe prawo stacjonarnych cząstek unixum. W jednym ciele może przebywać tylko jedna zdolność ponadzmysłowa. To jest rozwiązanie. 

Testy miękkości poduszek wypadły znakomicie, dlatego Franek porzucił je na rzecz nagłej euforii Estonidy. Nieświadomy wagi jej spektakularnego odkrycia, zapytał: 

– O czym ty mówisz? – Milczenie sprowokowało chłopaka do sprecyzowania potrzeb: – Chociaż mi powiedz, czym jest to „unixum". Pleciesz o tym cały czas, a ja dalej nie wiem, co to jest. 

Wyrwana z głębokiej zadumy, odparła: 

– Już wyjaśniam! Unixum to ponadzmysłowa umiejętność, taka wrodzona zdolność. Zostałeś obdarzony najwyższą istotą mocy, czyli iskrą bożą, ale wyparła ją moc mojego brata. Ściśle rzecz biorąc, połowa jego unixum. Szczęście w nieszczęściu. 

– Szczęście, mówisz. Powiem ci, jak ja to widzę. Miałem wszechmoc, ale ją straciłem. Jakby tego było mało, twój brat chce mnie zabić, bo mam połowę tego debilnego czegoś. Nie wspominając o Anastazji, która, jak twierdzisz, cały czas mną manipuluje. O czymś zapomniałem? – W głosie Franka przeważała złość i krystaliczny sarkazm, przez co wypowiedź stała się puentą dotychczasowej wymiany zdań. 

– Rzeczywiście tak jest. Teraz posłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia. Anastazja budowała skomplikowany system zabezpieczeń przez kilka tygodni. Rozszyfrowanie jej zawiłych algorytmów zajęłoby mi lata. Ale szczęśliwie połowa mocy Klotusa trafiła do twojego ciała i wszystkie jej zabezpieczenia trafił szlag. 

– Jakie to ma znaczenie? – sondował na klęczkach, skrobiąc ścianę. Wyglądał przy tym jak stały bywalec zakładu psychiatrycznego. Drapał zaciekle białą tapetę, aż udało mu się odkleić jej kant. Wtedy mocno chwycił za oderwany fragment i zerwał silnym pociągnięciem. Pod tapetą namalowana była liczba. – 7293. – Odczytał bezgłośnie. W tym czasie Estonida kontynuowała: 

– Ogromne! Jedyną przeszkodą, jaka blokowała mnie przed uwolnieniem twoich wspomnień były właśnie jej zabezpieczenia. Wstyd się przyznać, ale słabo sobie radzę z wyższym poziomem abstrakcji – zwierzyła się. 

– OK. Chcesz pomóc, doceniam to. Ale ciągle nie pasuje mi w tym wszystkim twój brat. Dlaczego chce mnie zabić? – Franek kurczowo trzymał się ściany, macając ją jeszcze intensywniej. Szukał kolejnej wskazówki z cyklu „Tajemnice pokoju pielęgniarskiego". Robił to z taką zawziętością, że Estonida zaczęła się martwić. Patrząc na jego plecy, przemówiła. 

– Wiele lat Klotus pracował nad urządzeniem do klonowania unixum. Poszukiwał władzy, pragnął posiadać więcej i to doprowadziło go do katastrofy. Braciszek stracił panowanie nad maszyną. Rozwarstwienie płaszcza zewnętrznej osłony jądra kondensacyjnego spowodowało niespodziewany skok energii. Udało mu się podwoić wrodzoną moc, ale za cenę utraty sklonowanej połówki – wyjaśniła rzeczowo. 

– I tyle? To niech ją sobie weźmie – zirytował się Franek. – Niepotrzebne mi jego unixum. Miałem wszystko, a teraz... 

Ściana stała się mało interesująca, dlatego zaczął jeździć palcami po ościeżach drzwiowych, jakby szukał klucza. 

– Jeszcze nic straconego. Jestem pewna, że razem uda się nam przywrócić twoją wszechmoc. Kiedy tylko oddamy Klotusowi jego unixum, twoja moc wróci na miejsce. Franek, zrozum, że mój braciszek też jest w trudnym położeniu. Jeśli nie odzyska sklonowanego unixum, czeka go śmierć. Tak głosi prawo. 

Wysłuchawszy jej wywodu Franek zdębiał: 

– Niech sobie je wsadzi! Oddam mu jego moc od zaraz. Po co walczyć? – warknął sfrustrowany. 

– Gdyby istniało proste rozwiązanie... – Przerwała i natychmiast zmieniła temat. – Klotus nie chce ryzykować. Twoja śmierć może uratować mu życie i tego się trzyma. Nie szuka alternatywnych rozwiązań. 

– Oświeć mnie, jakie jest alternatywne rozwiązanie? – zapytał, wracając mimowolnie do sedna przerwanej chwilę wcześniej kwestii. 

– Słyszałam legendę o artefakcie. 

– Legendę??? – krzyknął zdenerwowany. – Czyli tak naprawdę nie ma pewności, że istnieje rozwiązanie. 

– Artefakt jest prawdziwy! – zaznaczyła dosadnie. W ciągu kilku sekund, kiedy Franek psioczył pod nosem, ona szukała sensownego uzasadnienia. – Usłyszałam o nim z wiarygodnego źródła. Mama nigdy by mnie nie okłamała. – Pośpiech nie podziałał na jej korzyść. 

– Ponad moje siły. Mama ci powiedziała? Serio? To pięknie! – Franek zrezygnowany machnął ręką, opadając na kozetkę. Zajebiście, mama jej powiedziała. Nie wierzę. Gorzej niż z Edkiem. Nie sądziłem, że na świecie żyją ludzie bardziej ograniczeni niż Krzysiek. A jednak! – Mimo wewnętrznej eksplozji sarkazmu, zdołał opanować emocje i zapytać: – A co, jeśli wygram walkę? 

– Wtedy zginiecie obaj. Nie możesz przyjąć więcej unixum. – wyjaśniła od razu, czekając niepewnie na kolejny wybuch. 

– Ty chyba żartujesz! – warknął oszołomiony. Przez chwilę wbijał paznokcie jak szpony w poduszkę, aby następnie rzucić nią w biurko. Wtedy krzyknął: – To jakiś pieprzony żart! 

– Niestety, nie – odparła, uchylając się od ciosu. 

– Czyli tak naprawdę już jestem trupem, bo czy będę walczył, czy nie, i tak zginę. 

Sprawa komplikowała się coraz bardziej. Frankowi groziła śmierć, a on nie mógł nawet spróbować zaradzić sprawie, bo był pod wpływem manipulacji Anastazji. Taka kolej rzeczy mogłaby wywołać u chłopaka histerię, gdyby nie prosta myśl: – Przecież to jakaś bujda. 

– Ale artefakt... – przypomniała nagle Estonida, starając się uratować gasnącą nadzieję. 

– No tak, zapomniałem, artefakt, który nie wiadomo czy w ogóle istnieje. No, po prostu idealnie. – Trwoga sukcesywnie pogłębiała się, aż przybrała formę strachu. Wtedy wycedził: – To wiesz co, ja już zostanę przy tym, co jest. Co za różnica czy Anastazja mną manipuluje, czy nie? Dała mi wszystko, czego pragnę. Wspaniałą dziewczynę, kumpli, na których mogę polegać i życie... – zawahał się, po czym dodał: – ...które jest znośne. 

– Ale to nastąpi, czy tego chcesz, czy nie. Za trzy dni będzie po wszystkim, a ja nie mogę cię stracić. Nie potrafię znieść cierpienia, jakim wypełniona jest twoja dusza. Masz tyle luk w pamięci, tyle otwartych ran. Nie mogę cię z tym wszystkim zostawić – powiedziała z czułością i troską w głosie. Kojące słowa Estonidy mogłyby utulić setkę dzieci do snu, zapobiec rozlewowi krwi oraz zatrzymać kometę, ale nie zdołały uśmierzyć goryczy Franka. 

– Jakby ci na mnie zależało! 

– Ale naprawdę zależy! To coś wyjątkowego – dodała pośpiesznie, siadając obok niego. Nie była tak wysoka jak Franek, ale wystarczająco, aby dostrzec jego rozgniewaną twarz. Na zewnątrz chłopak wydawał się zimny, pozbawiony życia, podczas gdy wewnątrz cały płonął. Nie przyznawał się do samotności, ale prawdziwie wypełniała go po brzegi. Pożerała go społeczna agonia i bezsens życia. Wspaniała rodzina, wierni przyjaciele i idealna dziewczyna stwarzali mu pozory normalności, ukrywając istotną prawdę. Wspomnienie z dnia 10 lipca.

Przypomniał sobie zarys wydarzeń tamtego dnia. Zobaczył ogień. Wszędzie mnóstwo piekielnego ognia. Płomienie były tak nieustępliwe, że przedarły się przez wspomnienie. Gabinet pielęgniarski momentalnie zapłonął. Estonida, wiedząc, czego jest to zapowiedzią, uśpiła Negusa. Raptownie wbiła strzykawkę i wprowadziła silny środek nasenny do jego organizmu.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro