Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18 - Zatracone wartości (część 3)

Zamarł przyglądając się jak ich skóra pęcznieje i płatami odrywa się od mięśni. Alicja i Jan wrzeszczeli, darli się w niebogłosy, dołączając do wspólnego chóru krzyków. Cały kościół zaśpiewał wspólną pieśń. Dane im było wykonać tylko jeden koncert. Po tym wszystkie jęki ucichły. Po świątyni panoszył się dźwięk skwierczącego mięsa i pękającego drewna. 

Franek zadał sobie cios o sile zbyt dużej, aby mógł go udźwignąć. Zabił ich! To on sprawił, że ich istnienia przygasły. Nie potrafił przetrawić takiej ilości stresu, dlatego zaprzestał myślenia. Uciekł stamtąd. Pokonała go wewnętrzna ciemność i zagarnęła mu wszystko.

Wybiegł na deszcz palony własnymi łzami. Nie widział, dokąd zmierza. Wcale go to nie interesowało. Już nic nie miało sensu, bo śmierć ujawniła sprawcę. Nagle jego nogi zwiotczały i upadł na kolana. 

Ludzie z twarzami bez wyrazu przyglądali się płaczącemu nastolatkowi. Nie przejmował ich los biednego chłopaka, oni szukali sensacji. Jakby płonący kościół nie był wystarczającą rozrywką. Chcieli więcej i to właśnie Franek miał zamiar im dać. 

Poderwał się. Zbliżył do rodzinnej osobówki i pociągnął za klamkę. Pojazd był zamknięty, ale cudem kluczyki znajdowały się w stacyjce. Zamachnął się i roztrzaskał szybę. Wczołgał się przez otwór. Zaraz też usiadł na miejscu kierowcy, przekręcił kluczyk w stacyjce i z wyciem silnika wycofał na szosę. Prostując osobówkę, wrzucił pierwszy bieg, z piskiem opon ruszając w stronę domu. Rozpędził się na krótkim odcinku, z niebywałą precyzją mieszcząc się na skrzyżowaniu, między dwoma samochodami. Później przejechał kawałek prostej, cudem nie uderzając w murek okalający posiadłość. Rozbił z impetem bramę, nie zważając na to, że w silniku coś zaczęło syczeć. Zarył podwórze i zatrzymał się przed altanką obok basenu. Trzasnął drzwiami, wychodząc z pojazdu. Wbiegł do domu. Nie ściągał butów, tylko od razu zszedł do piwnicy. Tam odszukał kanister z ropą. Dwudziestolitrowy pojemnik wypełniony był łatwopalną cieczą, aż po brzegi.

W chorobliwym szale Franek postanowił podpalić dom. Zaczął rozlewać paliwo po stopniach, parterze i w salonie. Wszedł na pierwsze piętro rozbryzgując specyfik na panelach, również we własnym pokoju. 

Do sypialni rodziców wszedł na końcu. Została mu już tylko resztka lotnej substancji. Upadł na dywan, przez łzy spoglądając na łóżko opiekunów. Obok poduszki leżała piżama matki. Wziął ją do ręki, rozklejając się jeszcze bardziej. Gdzieś dalej leżał sweter ojca. Wszystko przypominało Negusowi o morderstwie, którego się dopuścił. Musiał wszystko spalić. Zniszczyć dowody zbrodni. Dokładnie zatrzeć ślad istnienia swoich bliskich. 

Wylał benzynę na pościel, szafki oraz podłogę. Rzucił pustym kanistrem w ścianę. Opuścił dom i zapalił ostatnią zapałkę. Otarł siarkę o krzesiwo, dopełniając przeznaczenia. Obserwował jak płomienie pożerają fragmenty jego wspomnień. Kawałek po kawałku, przedmiot po przedmiocie, aż pozostał tylko samochód. 

Nagle w tle Franek usłyszał wyjące syreny straży pożarnej i uciekł z miejsca zdarzenia. Po chwili jazdy minął się ze służbami przeciwpożarowymi, dociskając gazu. Później przemknął obok karetki i radiowozu. 

Nic nie mogło go zatrzymać. Pędził przed siebie, nie zważając na wodę, która hektolitrami wdzierała się od strony kierowcy. Wycieraczki chodziły jak zwariowane, nadając rytm bijącemu sercu chłopaka. Wiedział, że lada chwila może zginąć. Pragnął śmierci, już tylko to mu pozostało uczynić. Chciał uśmierzyć ból, przechodząc w inny stan ducha. Nie wiedział, dokąd trafi, ale musiał pozbyć się tego balastu, obciążonego winą haniebnego czynu. Rozpędził się na kilometrowym odcinku drogi, doprowadzając pojazd do granic możliwości. Wtedy najechał na kałużę i obraz przysłoniła fala wody. 

Franek winny był śmierci rodziców, tej całej cholernej tragedii. Poszukiwał ukojenia w zgonie, ale los przygotował mu inną ścieżkę. Miał żyć, dla rodziców, aby wyrwać ich z obleśnych łapsk śmierci. Gdyby posiadał wszechmoc, do niczego by nie doszło. Pstryknąłby palcami i ocalił bliskich. Ale nie mógł tego zrobić, bo Klotus pozbawił go unixum. Klotus odpowiadał za wszystko. Musiał więc umrzeć. 

W dziwny sposób negatywne emocje skierował przeciwko mężczyźnie. Nie przyszło mu to z wielkim trudem, bo przecież Klotus był uczestnikiem tragicznych wydarzeń z 10 lipca. Franek widział go z kanistrem i musiało to coś oznaczać. Wmówił sobie, że historyk ukartował całe zdarzenie. Przecież ktoś musiał zalać studzienkę paliwem, wypełnił wiadro benzyną. Negus tylko wstawił w to miejsce największego wroga. Tym sposobem uzyskał klarowny cel. 

Wracając do rzeczywistości, Franek postanowił w myślach: 

Klotus musi zginąć. – Te słowa nie były jedynie pustą deklaracją. One stały się przysięgą. 

Wszystko poszłoby jak po maśle, gdyby nie Estonida. 

– Franek nie rób tego! Nie popełniaj tych samych błędów! 

Bezskutecznie próbowała przemówić mu do rozsądku. On już nie miał ani rozsądku, ani nie panował nad sobą. Stał się maszyną do zabijania, która właśnie upatrzyła sobie ofiarę. 

– Zginie... – wysyczał przez zęby. 

– Nie! Nie pozwolę! – mówiąc to, Estonida mocniej ścisnęła w dłoni srebrnik. 

Tę niepozorną kłótnię przerwał Klotus. Stał daleko, więc zaczął krzyczeć. Jego donośny głos wyrwał z zadumy większość zwiedzających. 

– Sprytnie to rozegraliście, przyznaję. Zabraliście mi księgę, więc już wiecie jak użyć artefaktu. Przemyślałem sobie to wszystko, co mówiłaś, siostro. Wiodły mną emocje, teraz to rozumiem. Przystaję na twoją propozycję. Rozwiążmy sprawę polubownie, nie ma potrzeby walczyć. 

Nagła zmiana postawy Klotusa mocno wybiła Franka z mrocznego rytmu. Na chwilę rozbudziła jego świadomość. Jednak podjął już decyzję i nie chciał jej zmieniać. 

Estonida mimo wewnętrznej stanowczości chłopaka nie dawała za wygraną. 

– Kochanie, zakończmy to teraz. 

Klotus szybko zorientował się, że Franek jest w ciele Estonidy, a ona w jego. 

– Siostro, dlaczego? Kiedy dokonaliście transferu? – dopytywał się mężczyzna. 

– Pół godziny temu. Musimy się pośpieszyć – zawyrokowała albinoska, potwierdzając domysły historyka. 

– Zamieńcie się natychmiast, nie zniosę twojej śmierci. Musicie wrócić do swoich ciał. Znasz konsekwencje, siostro. 

– Nie pozostawiłeś mi wyjścia – powiedziała dziewczyna męskim głosem. Bałam się, że stracę was obu. Tym chciałam cię przekonać. 

– Przepraszam, postawiłem cię pod ścianą. Nie wiem, co mnie napadło. To wszystko przez tę księgę! Robiłem coś wbrew sobie. Ona mnie opętała. Coś ze mną zrobiła. Ale to nieważne... Dokonajcie transferu póki jest jeszcze czas! 

– Nie! – warknął Franek cieniutkim głosikiem. Starał się wyrazić wściekłość, ale przy łagodnych rysach twarzy Estonidy było to niewykonalne. Postanowił zaspokoić jakoś swoją dumę. Spróbował wyprowadzić Klotusa z równowagi. – Wyzwałeś mnie i teraz uciekasz? Tchórzysz przede mną? 

– Ty mnie w ogóle nie interesujesz. Estonida może zginąć! – zaznaczył Klotus. – Padło ci na mózg. Lada moment zadziała kodeks i wszyscy umrzemy, chcesz tego? Wróć do swojego ciała i pokaż mi, jaki to jesteś twardy. Rozstrzygnijmy to między sobą jak mężczyźni! 

– Nie róbcie tego, nie pozwolę! Użyjcie artefaktu, czas ucieka. 

– Wymiękasz? – Negus starał się sprowokować przeciwnika, ale ten nie dał się złapać. – Jesteś obłąkany, nie ma mowy. Nie narażę Estonidy. Po moim trupie. 

– To da się zrobić – oznajmił nastolatek, próbując wrócić do własnego ciała. 

– Bracie, on mnie wypiera. Tracę kontrolę – krzyczała Estonida w ciele Franka. Dziewczyna walczyła ze świadomością Negusa, lecz na nic to się zdało. Wiedziała, że długo nie utrzyma swojej pozycji, w końcu potyczka odbywała się na obcym gruncie. Gdyby walczyła o swoje ciało miałaby przewagę, ale w jego ciele była zaledwie cieniem. Zaniepokojona rozwojem wydarzeń podniosła głos: – Klotus, on chce... on chce cię zabić. Ten srebrnik steruje nim! – Franek szamotał się, jakby chciał wyjść z siebie. – Zacznij walkę, zabierz go stąd. Teraz! – poleciła Estonida męskim głosem. 

Klotus zrozumiał, że sytuacja zbiega do niebezpiecznego punktu. Srebrnik był potężną bronią zdolną do niemożliwego. Mężczyzna czuł jak mroczna aura wydobywająca się z przeklętego przedmiotu zagęszcza powietrze. 

Franek całkowicie przejął kontrolę nad własnym ciałem. Momentalnie zła energia przetransferowała się do artefaktu. Srebrnik wypełnił się jego nienawiścią, zmieniając kolor ze srebra na czerń. Przedmiot nie odbijał już blasku, on go pochłaniał. Stał się doskonale czarny. Zbliżał się moment aktywacji, dlatego albinoska ponagliła brata słowami: 

– Klotus, teraz! 

Historyk wyrwany z transu podbiegł do jasnowłosej i wbił w ziemię obok niej junitury w postaci szpikulca. Wtedy Estonida przejęła na chwilę kontrolę nad swoim ciałem i dotknęła ręką metalu, na co jej brat natychmiast wcisnął guzik znajdujący się u nasady. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro