Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17 - Ostatnia prosta (część 2)

Zamknięty w prowizorycznym więzieniu Franek martwił się o Estonidę. Jego życie wisiało na włosku, ale i tak z jakichś przyczyn bardziej przejmował się dziewczyną, którą ledwo co znał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego tak bardzo jej ufa, dlaczego wtargnęła w jego życie z takim impetem? Dlaczego zakochał się w niej tak szybko? Czemu tak głęboko zakorzeniła się w jego duszy? 

W milczeniu penetrował więzienie. Nie było tam żadnego przejścia ani okien, tylko małe otwory w układzie szachownicy. Przez kwadraty wpadały kosmki słońca. 

Negus w zamyśleniu oczekiwał na wyrok.

– Żołnierzu, wypuście więźnia – rozbrzmiał głos Klotusa. Mężczyzna zasalutował na rozkaz dowódcy i odbezpieczył wrota. Ściana w dwóch osobnych częściach rozsunęła się, przez co wyłoniło się przejście na tyle duże, aby chłopak mógł je swobodnie przekroczyć. 

– Idź! – rozkazał historyk, pokazując wyciągniętą dłonią kawałek prostej drogi przed sobą. 

Franek niechętnie wykonał jego polecenie. Oddalili się od strażnika i skręcili w którąś z wąskich uliczek. Tam Klotus rozejrzał się, nasłuchując kroków nieproszonych gości. Nikt się nie zbliżał, dlatego Otaron zdjął maskę i prowizoryczne ubrania. 

W akcie autentycznego szoku Negus jęknął coś pod nosem, na co sprzedawca zakrył mu usta dłonią i szeptem surowo przykazał: 

– Młody, cicho, nie mogą mnie tutaj zobaczyć! Mam księgę, zwijamy się. 

– A Estonida?! – zapytał oszołomiony. 

– Serio?! Ona tutaj mieszka. Uznaj to za areszt domowy. Franek, teraz się skup. Przed nami kawałek drogi. Jesteśmy na dnie królestwa. Do wyjścia prowadzi kilka dróg. Ja prowadzę, ty dalej udajesz więźnia. Wszystko jasne? 

– Znasz drogę? 

– Byłem tutaj ze dwa, trzy razy, ale przez ten pieprzony AMAL ciągle coś zmieniają. Opcje są dwie – albo nam się uda, albo złapią nas obu. Jeszcze jakieś inteligentne pytania? – oburzył się staruszek, ponownie przywdziewając nową tożsamość. 

– Mam robić coś szczególnego czy nic? 

– Milczenie i groźna mina byłyby wskazane – pouczył go Meczota i poprowadził chłopaka do podziemnych tuneli wykorzystywanych przez służbę. 

W królestwie istniało mnóstwo takich jednokierunkowych skrótów. Korytarze usprawniały cały system obsługi. Sprzątaczki oraz kelnerzy pojawiali się i znikali niezauważeni, jakby byli częścią AMAL. 

Uwzględniając nieograniczone możliwości AMAL, służba mogłaby pójść w zapomnienie. Ze względu jednak na prestiż królewski zachowane zostały stare zwyczaje. Chciano w ten sposób podkreślić wyższość majestatu króla nad resztą ludności państwa. 

Idąc tunelami technicznymi uciekinierzy dotarli do wielkiego rozdroża w postaci promieniście rozchodzących się korytarzy. Był to jeden z czterech głównych traktów połączeniowych. Pierwszy znajdował się zaraz przy wyjściu z komnat personelu. Następny biegł pod łaźniami, kolejny pod kuchnią i salonem, a ostatni pod sypialniami. Do każdego z kamiennych słońc prowadziły dwie drogi, stąd też ruch odbywał się bezkolizyjnie. 

Otaron, widząc promieniście rozchodzące się korytarze, zamarł. Wszystkie tunele były identyczne. Od ich nadmiaru zaczęło dwoić mu się w oczach, aż zupełnie zgubił orientację w terenie. Postanowił wykorzystać uprawnienia historyka na swoją korzyść. Zbliżył się do grupy rozmawiających sprzątaczek. Kobiety najwyraźniej ociągały się z obowiązkami, bo zaraz, gdy zobaczyły facjatę Klotusa, zesztywniały. 

– Którędy do sali tronowej? – zahuczał raptownie Meczota. 

– Już prowadzę, mój Panie – oznajmiła ochoczo służąca, rozganiając forum dyskusyjne. 

Prowadzeni przez wątłej budowy panienkę przeszli długość tunelu na godzinie trzeciej, następnie skręcili w korytarz położony dokładnie na godzinie dwunastej. Nagle kobieta zahamowała. 

– Tym korytarzem dotrzesz do sali tronowej, mój Panie. – Służąca wskazała kamienny chodnik po lewej. Wskazanym szlakiem uciekinierzy dotarli do głównych wrót, skąd tylko most dzielił ich od strefy przerzutowej gości. Pojawił się jednak problem. W komnacie tronowej odbywała się narada. Król omawiał bieżące sprawy ze swoimi doradcami, dlatego główne wejście było zablokowane przez straż. Z doświadczenia Otaron wiedział, że uzbrojeni faceci są kompletnie głusi. Żołnierze pozbawieni byli zmysłu słuchu na czas posiedzenia, ze względu na poufność poruszanych wątków. Sprzedawca, znając standardowe procedury, zaryzykował. 

– Franek, nie miej mi tego za złe, proszę – mówiąc to, Otaron otworzył drzwi na oścież i wypchnął chłopaka na środek posadzki. Wszyscy żołnierze wpatrywali się we Franka, jakby był wielkim ptasim gównem. Początkowo nie zareagowali. Stali jak wryci, pożerając biedaka wzrokiem. Wtedy staruszek zaprezentował się jako Klotus, papugując jego przewidywalne reakcje. Meczota nic nie musiał mówić, tylko odpowiednio spojrzał na żołnierzy i wrota same się otworzyły. 

Nie minęła chwila, jak uciekinierzy teleportowali się na Ziemię. Stanąwszy na bezpiecznym gruncie Franek wrócił myślami do dręczącego go tematu. 

Dlaczego walka miałaby się odbyć za godzinę? Przecież to bzdura. Minęły niecałe dwa dni – pomyślał. Sugerując się podstawowymi umiejętnościami rachunkowymi Franek wykonał operację różnicy. Wynik jednak nie był tak oczywisty, jakby się wydawało. Gdzieś między wzorem krążyła dodatkowa zmienna, której nie uwzględnił. Ona zdeformowała wszystko. 

– Jakim cudem do walki pozostała godzina? 

Właśnie schodzili z kwadratowego trawnika, kiedy Meczota powiedział: – Niecała, młody! Dokładnie czterdzieści minut. 

Z oddziału firmy do spraw teleportacji (TITS) mężczyźni wspięli się po betonowych schodach, docierając do przydrożnego baru. Gdy tylko wyszli z zaplecza do wnętrza lokalu, Franek zapytał:

– Jak to możliwe? Minęły dopiero dwa dni. Nie rozumiem. Gdzie zniknęły dwadzieścia cztery godziny? 

Otaron kiwnął na barmankę, a ta z kolei na tego samego umięśnionego faceta, co ostatnio. Zanim staruszek odpowiedział na pytanie, wsiedli do pordzewiałego lincolna. Za oknem przestrzeń zawirowała i w mgnieniu oka znaleźli się przy punkcie widokowym Skywalk obok Kanionu Kolorado. Kierowca zostawił pasażerów na placu przed kompleksem. Wtedy Meczota oznajmił: 

– Franek. Na Eveneris czas płynie zupełnie inaczej. Mieliśmy dużo szczęścia, że kaprys tamtego świata nie przedłużył naszego żywota o kilkaset lat. Dla ciebie byłoby to zabójcze. Nie chciałem ci mówić, bo to pogorszyłoby tylko sprawę. Ustaliliśmy z Estonidą, że nie potrzeba ci więcej powodów do stresu. Już Kurent narobił ci pietra tymi gadkami o utracie świadomości. 

– To kłamstwo? 

– Niestety, nie! Kurent mówił prawdę, ale pewne rzeczy lepiej przemilczeć. 

– I to tyle? – Był lekko rozczarowany. – Czas po prostu płynie inaczej? 

– No tak. A co, to mało? Spodziewałeś się czegoś więcej? 

– Chyba... Sam nie wiem. Dzieje się tak wiele. Sądziłem, że chodzi o coś dużego. 

– Takie rzeczy będziemy omawiali później, dobrze? Czas przejść do konkretów. 

– Jasne... A srebrnik? 

– Kurent właśnie go wysłał. Już? Wszystko? 

– Sorki. Tak, zaczynaj. 

– A więc z tego, co zdążyłem zobaczyć, wzmianka o srebrniku jest na stronie trzeciej, siódmej i dwudziestej dziewiątej – mówiąc to, Otaron wyciągnął spod płaszcza tomiszcze wielkości pudełka po dwudziestocalowym telewizorze. 

Strony księgi były grube niczym naleśniki z nadmiarem ciasta. Okładka przypominała połączenie skór wypatroszonych zwierząt. Pożółkłe kawałeczki mięsa splecione ze sobą opasłą nicią zbiegały do oka będącego pieczęcią pośrodku. W grzbiet księgi powbijane były psie kły. Po bokach kartki i całą okładkę utrzymywały w równym szyku dwa piszczele przewiązane sznurami ubabranymi we krwi. 

Sprzedawca rozpieczętował obleśne oko, przekręcając je w prawo. Coś przeskoczyło, uwalniając nieznośny odór ukryty wewnątrz. Franek zakrztusił się. Jego zmysły momentalnie zaczęły wariować. Wydawało mu się, że nie ma ręki, ale przecież ją widział. Miał wrażenie, jakby ktoś wbijał mu igłę w stopę, ale nic podobnego nie miało miejsca. W ustach poczuł smak pleśni i zepsutego mleka. To wywołało w nim natychmiastową reakcję. Zwymiotował. 

Otaron odczuwał podobne konwulsje układu pokarmowego, ale zdołał jakimś cudem utrzymać posiłek w żołądku. Przeszedł od razu do sedna sprawy. Przewrócił pierwsze trzy strony, wskazując wzmiankę o srebrniku. 

– Spójrz tutaj! – zagaił, gdy tylko Franek odzyskał stabilność zmysłów. 

– Nic z tego nie rozumiem – odparł, przyglądając się powyginanym w różne strony symbolom. 

– Przetłumaczę – powiedział staruszek i zaczął czytać: – Udało mi się uzyskać dostęp do mocy srebrnika. Jego potęga może rozwiązać każdy problem. – Otaron przerwał, przewracając kolejne strony. W końcu zatrzymał się na siódmej i przesuwając palcem po krzakach słownych, kontynuował: – Jest cena. Spodziewałem się, że legendy o srebrniku będą przesadzone. Niewymagana jest ofiara z duszy. Potrzeba prawdziwej nienawiści. Tylko negatywne emocje mogą uwolnić moc srebrnika. – Staruszek przeskoczył na ostatni wers dwudziestej dziewiątej strony. – On sam pokieruje cię do osiągnięcia celu. Mężczyzna zatrzasnął ciężkie wieko księgi, po czym oznajmił: – Już to wcześniej czytałem. Potrzeba szczerej nienawiści do Klotusa. 

– Tego nie brakuje – odparł Franek bez wahania. 

– No właśnie, obawiam się, że jednak brakuje. Nie chodzi o zwykłą nienawiść, jaką można czuć do podrzędnego przechodnia. Za krótko go znasz. Musiałbyś wyzwolić w sobie szczerą żądzę mordu. Zastanawiało mnie, jak tego sztucznie dokonać i wpadłem na pomysł. Podczas lotu na Eveneris Estonida mówiła, że straciłeś rodziców, ale tego nie pamiętasz. 

– Chwila, to ty też możesz czytać w myślach? 

– Ja, drogi przyjacielu, potrafię bardzo wiele. Ale moim głównym atutem jest wiedza i doświadczenie. Mam też dużo przydatnych zabawek z wojska. 

– Znacie w ogóle takie pojęcie jak prywatność? – Franek nawiązywał do Estonidy i jej otwartego podejścia względem cudzych myśli. – Matko! Co z wami, ludzie! 

– Już nie przesadzaj! – skwitował Meczota. – Według mnie powinieneś wrócić do tych wspomnień. 

– To chyba nie jest dobry pomysł. 

– A masz lepszy? Uważasz, że coś może cię bardziej wyprowadzić z równowagi? Proszę, oświeć mnie – zażądał sprzedawca retorycznie, po czym dodał: – Musisz uwolnić w sobie demona, żeby ta chora machina ruszyła. Inaczej wszystko pójdzie na marne. Cały nasz trud. Jeśli nie wmówisz sobie, że Klotus jest najgorszym koszmarem, nie ma mowy o uaktywnieniu srebrnika. 

– Otaron, ale ja nie wiem jak to zrobić – zakomunikował dosadnie Franek. 

– Estonida pomoże ci wrócić do wspomnień. Za chwilę będzie. Pozwoliłem sobie do niej zadzwonić. Słuchaj młody, moja rola kończy się na tym etapie. Nie mogę uczestniczyć w walce ani pomóc ci w żaden inny sposób. – Staruszek włożył rękę do kieszeni i wyciągnął artefakt zawinięty w chusteczkę. Położył zawiniątko na dłoni nastolatka, mówiąc: – Proszę, oto srebrnik. Powodzenia, młody. Pamiętaj, to kreatywność zwycięża, nie doświadczenie. 

– Dzięki za pomoc. Jestem twoim dłużnikiem. 

– Pokonaj Klotusa a będziemy kwita. 

– Pokonam go! – zapewnił.

Sprzedawca uśmiechnął się na swój porąbany sposób i bezgłośnie oddalił. 

Negus odprowadził go wzrokiem, aż zniknął w kapsule. Wtedy odwrócił się i podszedł do krawędzi Kanionu. W pobliżu skarpy kręciło się mnóstwo turystów. Padały różne słowa, nieustannie ktoś robił zdjęcia. Ludzie łazili w tę i z powrotem, zachwycając się potęgą natury. 

Widok spod klifu był rzeczywiście przepiękny. Po lewej Franek zaobserwował wybieg Skywalk. Gdzieś pod nim dostrzegł fragment koryta rzecznego, które od tysięcy lat żłobiło pomarańczową skałę. Przed sobą wychwycił efekty tej mozolnej pracy. Wielki wąwóz wyryty na ponad półtora kilometra. 

Otaron nie mylił się co do albinoski. Estonida przybyła rzeczywiście szybko. Była zatrwożona, lecz jej problemy odeszły na drugi plan, gdy zobaczyła Franka. Wystarczyło, że był na wolności. Niestety, dziewczyna targana emocjami zaraz przypomniała sobie o walce. Tego nie potrafiła przełknąć spokojnie. 

Franek natychmiast wyczuł jej obecność, lokalizując ją wzrokiem. Ledwo zdążył się odwrócić, a już była w niego wtulona. Rozpłakała się chłopakowi na ramieniu. Nie mogła podjąć decyzji, kogo bardziej kocha – brata czy Franka. Nie potrafiła przyjąć roli sędziego, choć werdykt był oczywisty. To Klotus zawinił. Złamał wszystkie możliwe prawa i udawał, że wina leży po drugiej stronie. Targały nią bardzo skomplikowane uczucia.

Nie mogła uczestniczyć w walce, przerwać jej ani unieważnić. Znała kodeks i konsekwencje złamania któregoś ze sztywnych praw. Nie zdołała przekonać brata do ugody. Nie potrafiła zatrzymać Klotusa przed uwięzieniem Franka. Czuła się jak bezwartościowy element niewłaściwej układanki. Taka bezużyteczna. Nienawidziła tej bezradności. Jej chęci umierały w zarodku. Wszystko, czego się tknęła, lądowało w dole z napisem „porażka". Teraz już nawet nie wierzyła w istnienie jakiegoś rozsądnego rozwiązania. 

– Przepraszam – szepnęła przez łzy. 

Dlaczego Klotus jej nie posłuchał? Najwyraźniej jej zdanie już nic dla niego nie znaczyło. Czy przejąłby się jej śmiercią? Myśląc tak, błądziła po niestworzonym schemacie, aż ją olśniło. Znalazła sposób na rozwiązanie sprawy. Była to ostatnia deska ratunku. Wymagało to od niej niesamowitego poświęcenia, ale nie było mowy o zawahaniu. Przygotowała się wewnętrznie do tego, co miało nastąpić, po czym powiedziała: 

– Franek, nie spodoba ci się to, co zrobię – zakończyła zdanie soczystym pocałunkiem. 

Chłopak rozważał, jak miałby mu zaszkodzić kontakt cielesny, aż zatracił gdzieś tę myśl na rzecz przyjemności. Wraz z podnieceniem przepłynęła przez jego ciało niewiarygodna energia. Miał zamknięte oczy, przez co nie zdołał dostrzec, jak nad jego głową tworzy się oblepiony runami jęzor. Cyjanowy grzbiet powiększał się. Wraz z przybywającą masą ciemnoszare symbole zmieniały swoje położenie i kształt.

Nad Estonidą powstał podobny twór. 

Dwa obiekty rosły nieustannie, aż zetknęły się razem nad ich głowami. Z bliska były zaledwie dwiema kulami z ciągnącymi się wąskimi ogonkami, ale z oddali przypominały razem pulsujące serce. Na koniec migający błękit obrócił się tak, że Franek przejął połówkę jasnowłosej, a ona odebrała cząstkę jego energii. Wtedy oboje otworzyli oczy, odsuwając się od siebie. 

I rebus. Franek widział przed sobą swoje lustrzane odbicie, zachodząc w głowę, jakim cudem Ryszard przedostał się do rzeczywistości. Szybko spostrzegł, że sprawa jest troszeczkę bardziej skomplikowana, bo choć patrzył na swoją facjatę, to miał wrażenie, że on sam jak gdyby stracił parę centymetrów wzrostu. 

Pojęcie oczywistego faktu zdało się dla niego nie lada wyzwaniem. Jego ręce stały się smuklejsze i pozbawione owłosienia. Miał na sobie sukienkę zamiast spodni i koszulki. Na nogach miał obcasy i nawet było mu w nich do twarzy. Przyglądał się stopom, aż zwrócił uwagę na coś bardziej charakterystycznego. Piersi. Ich widok na klacie utwierdził go w przekonaniu, że już nie jest niewyżytym samcem, ale delikatną kobietą. 

– Jestem tobą! Jak to ma niby pomóc? – zapiszczał altowym głosikiem. – Trudno mu było przyjąć nadmiar bodźców, ale walczył dzielnie, jak na dziewczynę przystało. 

– Widzisz, taka zamiana zmusza go do pójścia na ugodę. – wyjaśniła, a raczej wyjaśnił.

– Nie rozumiem. 

– Postaram się ująć to w dużym skrócie. Ty jesteś częścią świadomości w moim ciele, ale moja świadomość także tam jest. Tak samo jest ze mną. Po części jestem w tobie, ale dalej pozostaję sobą. Rozumiesz? 

– Niespecjalnie. Poczekaj, to teraz ty sterujesz moim ciałem czy ja nim steruję? 

– Dopóki trwa przemiana masz nad moim ciałem władzę, to się tyczy również mnie. Masz wgląd w moją osobowość, ale również w pełni do swojej. Czyli jakby to prościej powiedzieć... Jesteś mną, ale ciągle pozostajesz sobą. Klotus będzie musiał pójść na ugodę, bo jak się nie zgodzi, to skazuje nas na śmierć. 

– Dlaczego to zrobiłaś? Ryzykujesz dla mnie własnym życiem! 

– Jestem pewna, że Klotus nie pozwoli mi umrzeć. Zagrożeniem będzie przedłużanie momentu powrotu do naszych ciał. Mam nadzieję, że o tym pamięta. 

– Jak to? 

– Jeśli nie dokonamy transferu przez trzy godziny nasze świadomości zaczną się zacierać. Stopniowo będą zanikać, aż oboje znikniemy na zawsze. Oficjalnie dalej będziemy sobą. Ciała nie obumrą, ale nasze dusze złączą się w jedno. Nasze dwie świadomości utworzą jedną nierozerwalną istotę, aby zatrzeć ograniczenia naszych osobowości. 

– To czyste szaleństwo. Jeśli on się nie zgodzi, to wtedy oboje umrzemy. Tak? – podsumował jej bardziej złożony wywód i nie przerywając, kontynuował: – Ja i tak jestem skazany na śmierć, ale ty nie musisz się poświęcać! 

– Za zabójstwo córki króla grozi mu śmierć. Ot, cała pętla zgonów się zamyka. Jeśli myślisz, że pozwolę, aby odebrał ci życie na moich oczach, to grubo się mylisz. Jak już mówiłam, nie będzie miał wyjścia. Pozostaje tylko zmusić go do oddania księgi. I uwolnimy moc artefaktu. 

– Otaron nie wspomniał ci o księdze? Już ją przejrzeliśmy. Zwinął ją, gdy Klotus chwalił się, jaki to jest super. Muszę wrócić do wspomnień... – Franek ciągle nie mógł się pogodzić z decyzją Estonidy. – Powiedz, dlaczego tak ryzykujesz? Jesteśmy dla siebie obcy. 

Dziewczynie z trudem przychodziło mówienie o sprawach sercowych, ale tym razem nabrała więcej śmiałości. Nie wiedziała, czy to przez wpływ charakteru Franka, czy fakt, że patrzyła na siebie. To tak jakby powtarzać coś przed lustrem. Nikt nie ma z tym większych problemów. Oczywiście jasnowłosa nie czuła pełnej swobody, bo przecież on był tam w środku, ale łatwiej przyszło jej uporać się z tremą. 

– Ze szczerością muszę przyznać, że od paru ładnych dekad szukałam swojego wybranka. Poznawałam setki różnych mężczyzn bez większego rezultatu. Na naszej planecie istnieje takie przekonanie, że kobieta waha się do momentu, dopóki nie spotka tego jedynego. Tata chciał, abym nie została sama na resztę życia, dlatego zapraszał nowych kandydatów. Wszyscy byli mili, uprzejmi i uroczy, ale brakowało zapewnienia, że to właśnie ten. Wtedy zdarzyła się tragedia: mój brat stracił połowę mocy. Tak spotkałam ciebie. Nikt tego nie potwierdził doświadczalnie, ale kobiety naszej rasy wiedzą. Wszystkie trapiło to samo uczucie. Nieposkromiona siła, która przedziera się przez barierę umysłu i blokadę ciała. Perfekcyjna łączność ducha, wyrażona w autentycznej miłości. Nie potrafię powiedzieć jak, po prostu tak jest. Jeśli chcesz dowodów, zajrzyj do moich wspomnień, tam znajdziesz odpowiedzi, których nie da się przekazać słowami.

– To wszystko, co dla mnie robisz jest wystarczającym dowodem. Czuję, że mogę na ciebie liczyć. Jeśli wyjdziemy z tego cało... – Nie dokończył, tylko podszedł do niej i objął ją swoją delikatną dłonią. Nie czuł się dziwnie, bo uczucia jasnowłosej łechtały jego męską dumę. 

Chwilę później Franek wrócił do wspomnień Estonidy. Były niczym jego własne, bo pamiętał wydarzenia, ale jednocześnie jakby na nowo je poznawał. Fascynował się. Przypomniał sobie moment pierwszego spotkania ze sobą w tamtym ciele. Dziwne, bo patrzył na siebie i budziło się w nim uczucie. Takie niewypowiedziane ciepło, promieniujące na całe ciało. W sekundę pojął tajemnicę szóstego zmysłu i uzyskał wynik. Ona była tą jedyną. 

– Podpowiesz mi, jak rozpieczętować wspomnienia? – szepnął w końcu, czując lekki stres z powodu zbliżającej się walki. Minuty w obecności jasnowłosej biegły dużo szybciej niż normalnie. Wystraszył się, że nie zdąży uaktywnić artefaktu. 

– Przygotuj się, zrobię to za ciebie – oświadczyła. – Pamiętaj, że cały czas jestem przy tobie. Kochanie, współczuję. To naprawdę straszne, co się stało. Zacznę, kiedy będziesz gotowy. 

Franek już nic nie odpowiedział, tylko zagłębił się we wspomnienia związane z tamtym dniem. Estonida widziała wcześniej zapis z 10 lipca. Nie chodziło o ciekawość, ale o chęć rozładowania tej bomby emocjonalnej. Bał się, że nie wytrzyma tak ciężkiego ciosu. Szukał zawzięcie, przekopując kolejne człony jej pamięci, aż znalazł. 

W centrum mroku stał Klotus z niemym wyrazem twarzy. Mężczyzna trzymał przedmiot, jakiś pojemnik. Klotus trzymał kanister. Wtedy Franek bezgłośnie poprosił Estonidę o interwencję. – Zaczynaj! – pomyślał.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro