XII. Złoty Potop
Imperator przerwał atak. Szybko otarł pot z czoła, żeby po kilku sekundach ponowić salwę „magicznych" pocisków. Potężne trzaski wyładowań elektrycznych wprawiły w drżenie wszystko i wszystkich w laboratorium.
Na końcu tej serii rozległ się wrzask Kusa. Były mag złapał się za poparzoną dłoń. Jego tarcza zamrugała i zgasła.
Imperator z zadowoleniem szaleńca na twarzy zaczął kształtował w dłoniach małą kulę błękitnego światła, która rosła brzęcząc.
Nawet policjantka z Ziemi, niezapoznana z międzywymiarowymi podróżami i tutejszymi prawami fizyki, potrafiła wywnioskować, że to aż nadto do zabicia wyczerpanego mężczyzny.
Uniosła glocka.
Wycelowała i strzeliła.
Poczuła odrzut broni.
Z gardła Imperatora wyrwał się wrzask.
Czy zabił go pocisk? Raczej nie, Alicja widziała, jak zagłębia się w potężnym ramieniu. Jednak zaraz po strzale eksplodował kształtowany przez władcę ładunek. Towarzyszył temu trzask przepalanej żarówki podniesiony do piątej potęgi.
Imperatora zamienił się w rozszarpany płonący na różowo kawał mięsa.
Kus odskoczył od zwłok.
Komisarz usłyszała za sobą brzęk upadającego na posadzkę metalu.
Odwróciła się. Za nią stał jeden z laborantów i wpatrywał się w nią zdziwionym wzrokiem. U jego stóp leżał nóż, który mógł teraz tkwić w plecach Alicji. Mężczyzna przesunął wzrok na pistolet w jej dłoni.
– Ty jesteś z Wolnej Policji Abnormis? – spytał. Jego twarz rozjaśniła się nadzieją – Tak! Poznaje broń! Mój wujek też... Mój Boże, co z moją żoną?
– Słu... słucham? – Policjantka wytrzeszczyła na niego oczy.
– Wczorajszy... wczorajszy? Tak, chyba tak. Wybuch w masarnii...... tam była taka blondynka... – Złapał komisarz za rękaw. – Kojarzysz ją? Wiesz czy żyje? Wiesz?!
Alicja, zamiast odpowiedzieć, powiodła wzrokiem po fałszywych magach. Podnosili się z nóg i patrzyli dookoła zdezorientowanym wzrokiem. Niektórzy nerwowo ze sobą rozmawiali. Zupełnie, jak ktoś, kto obudził się z głębokiego snu w jednej z bocznych uliczek z ostrym bólem głowy i mglistym wspomnieniem ciężkiej nocy.
Kontrola nad umysłami niewolników znikła.
Pomiędzy połami szkarłatnych szat dostrzegła powiewający jasnobrązowy płaszcz. Oddalał się a szybkim tempie. W stronę zbiorników.
Ale Imperator już nie żył. Fałszywi magowie byli wolni. Nikomu nic nie groziło. Chyba, że Doktor dokończy to, co wspólnie zaplanowali
– Wiesz? Błagam, powiedz, że ona żyje!
– Przepraszam. – Wyszarpnęła rękaw z dłoni zrozpaczonego mężczyzny i rzuciła się do przodu torując sobie drogę wśród tłumu. – Doktorze! Stój!
*****
Zanim Doktor dotarł do zbiorników, na jego drodze niespodziewanie stanął ten sam mag, który wcześniej wydał mu się nieco mniej otępiały.
– Stop! – Laborant wystawił w jego stronę dość długi i wyglądający na ostry nóż. Oczywiście, metal lizały kolorowe płomienie.
Doktor zatrzymał się.
– To jest twoja broń? – Parsknął wymuszonym śmiechem. – Takim nożykiem kroję pomidora na kanapki! Chcesz mnie tym zaatakować?
Fałszywy mag zmarszczył brwi, nagle niepewny swojej siły. Spojrzał na trzymany nóż. Pamiętał, że ktoś mu mówił, że jest bardzo niebezpieczny.
W końcu doszedł do wniosku, że to obcy kłamie. Ale Doktor zdążył już go ominąć i pędził teraz w stronę ogromnych zbiorników. Zostało mu na oko trzydzieści metrów.
Nagle fałszywy mag poczuł, jakby ktoś zdzielił go w czoło ciężkim butem. Miał porównanie, bo już kilka razy mu się to zdarzyło. Otworzył szeroko oczy i usta.
Władca Czasu zatrzymał się w falującym na posadzce blasku złotej energii. Usłyszał z dala krzyk Alicji.
Rzucił wskaźnikiem.
Odwrócił się i ruszył sprintem w kierunku schodków na metalowy pomost. Tak, jak zakładał ich plan. Jego plan. Za sobą słyszał ciche i powolne odgłosy pękania speculuxium.
Dostrzegł coś dziwnego. Fałszywi magowie nie atakowali. I nie wyglądali już na bezmyślnych, ale na zaniepokojonych. Nie ochraniała ich tarcza Kusa. Były mag leżał niedaleko zakrwawionej masy i próbował wstać, trzęsąc się z wyczerpania.
Zatrzymał się. Imperator nie żyje. A zbiorniki zaraz się roztrzaskają.
Przez tłum przedarła się Alicja. Wbiła wzrok w zbiorniki za plecami Doktora. Wcześniej nie zwrócił uwagi na jej krzyki. Dopiero teraz połączył fakty. Złapał się za głowę.
– Oooch, jak mogłem być tak głupi? Uciekać! – wrzasnął. – Wszyscy uciekać na pomosty!
Ci, którzy szybciej otrząsnęli się z szoku i dostrzegli białe pęknięcia biegnące po ścianach kolejnych zbiorników, z wrzaskiem rzucili się ku schodom. Komisarza podbiegla do Doktora.
– Wołałam, żebyś się zatrzymał!
– Tak? Nie słyszałem. Szybko, bierzemy Kusa i...
– Już jestem!
Były mag jakoś wstał i powoli brnął w kierunku schodów. Ledwo mógł ustać na nogach ze zmęczenia. Komisarz doskoczyła do niego jako pierwsza i założyła sobie jego rękę na ramię.
– Pomóż mi!
Władca Czasu patrzył na płonącą energię, która wyciekała z pęknięć. Zapalił się metalowy stół obok zbiornika i najbliższy panel sterowania. Z kapsuły leciał dym. Lampy przemysłowe, które zwisały z sufitu, zamrugały i zgasły. Ogromne laboratorium pogrążyło się w mroku, który rozpędzała jedynie złota poświata. I coraz więcej płomieni.
– Doktorze!!!
– Tak, tak! Już!
Złapał Kusa za drugie ramię i cała trójka gorączkowo ruszyła w górę metalowych schodków.
Speculuxium nie wytrzymało naporu tysięcy litrów w płynnej w energii. Z głośnym trzaskiem rozpadł się pierwszy zbiornik. Pozostałe poszły w jego ślady.
Kaskady gęstego złotego płynu pędziły w ich stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro