X. Ostatnia Oferta
Łzy cisnęły się do oczu Kusa.
Z zaciśniętymi zębami podtrzymywał na wpół materialną tarczę. Fałszywi magowie (mgliście kojarzył kilku, z którymi kiedyś pracował), nieustannie ciskali w barierę magicznymi pociskami, starając się ją przebić. Nie robili nic innego. Nie potrafili z własnej inicjatywy zmienić taktyki. Pomyśleć.
„Magicznymi" pociskami? Magia nie istnieje.
W takim razie, co to jest? Czym jest „technologia"?
Odpierając ich ataki, Kus zdał sobie sprawę z tego, że do niedawna też był tak, jak oni. Ogłupiały. Ślepo wykonujący rozkazy. Pozbawiony własnej woli.
A wszystko przez to, że chciał zarabiać więcej pieniędzy. Oczywiście, po to, żeby pomóc swojej córce. Ale przecież nie tylko z tego powodu. Po prostu chciał być bogatszy! Nie musieć planować zakupów i innych wydatków, co do jednego chartama (jednej setnej pretiumii). Móc pozwolić sobie na najlepszej jakości jedzenie i nie obawiać się zatrucia. Zamieszkać w lepszej dzielnicy miasta, może nawet wyprowadzić się do Urbium, podobno mają tam piękny rynek...
I co mu to dało?
Straconych kilka lat życia.
Chciał skulić się na podłodze i po prostu rozpłakać.
W tarczę uderzył zadziwiająco mocny pocisk. Kus się zachwiał.
Czuł, że zaraz straci siły. Pociski zmiażdżą go albo spalą, a fałszywi magowie nawet nie pomyślą o tym, co właśnie zrobili.
Tak, jak on sam, kiedy wysyłał pobieracze przez portal.
Może to mu się należało.
Z jękiem upadł na kolana. Mocniej napiął nie wytrenowane mięśnie rąk, żeby tylko utrzymać nad sobą tarczę. Jeszcze przez chwilę.
Tylko w ten sposób mógł się zrehabilitować. Pozostając przy życiu, żeby odwrócić uwagę laborantów od Doktora i Alicji. Ufał im.
Usłyszał odległy wystrzał z broni. Poniósł się echem po całym laboratorium
Magowie nagle wstrzymali atak. Ze zdziwieniem zaczęli rozglądać się dookoła. Nie rozpoznali dźwięku? Czy to dlatego zostali wytrąceni z równowagi? Wyglądali, jakby chcieli czym prędzej pobiec w kierunki hałasu.
Wtedy cały plan Doktora, który i tak miał dużo słabych punktów, spaliłby na panewce. I to przez Kusa. Musiał coś zrobić. Wiedział już, co.
Nabrał powietrze w płuca.
Z wrzaskiem bólu, który zdawał się promieniować z każdej cząsteczki jego ciała, ścisnął kolorową tarczę do srebrzystej kuli wielkości pięści. Złoty proszek na jego szacie i włosach zdawał się płonąć.
Zanim napastnicy zdążyli zareagować, Kus cisnął w nich pociskiem. Kula wylądowała w samym środku niewielkiej grupki.
Wiedział, że nigdy nie zapomni tego, co się stało.
Niepokojąco cichy wybuch cisnął ciałami fałszywych magów o ściany i regały. A właściwie, częściami ciała. Brak wstrząsającego huku jakby umniejszał powagę ich śmierci.
Kus, jakby w zwolnionym tempie, widział tryskającą na wszystkie strony krew. Kilka kropel poleciało na jego twarz wywołując nieprzyjemne palące uczucie, niczym pierwsze nieśmiałe krople deszczu na skórze. Na podłodze powstała duża szkarłatna plama. Intensywny aromat herbaty, który zawsze towarzyszył obecności energii organicznej, zmieszał się z jej metaliczną wonią.
Fałszywy mag klęczał na podłodze. W szoku wpatrywał się w czyjąś poszarpaną dłoń, która upadła kilka metrów od niego.
Trzasnęły drzwi wejściowe. Chrapliwe okrzyki przerwały potworną ciszę.
Powstrzymując mdłości Kus podniósł się z zakrwawionej posadzki. Musiał dotrzeć do zbiorników, Doktor i Alicja powinni zaraz wybiec z któregoś z zaułków. Drżąc zmusił się do truchtu pomiędzy krwawymi szczątkami. Na szczęście nie widział dokładnie, momentami wszystko rozmywało mu się przed oczami.
Udało mu się jednak rozpoznać głowę swojego starego przyjaciela. Na twarzy mężczyzny zastygł idiotyczny uśmiech.
Jak przeczuwał, zza ogromnego starego komputera, wybiegli jego nowi towarzysze.
Od zbiorników dzieliła ich większa odległość niż wściekłych strażników od Kusa.
– Cholera jasna, uważaj!!! – wrzasnęła Alicja machając rękami.
– Biegnijcie! – Poczuł, że komunikacja myślowa przestała działać. Proszek się przecież spalił.
Posłał im więc tylko smutne naglące spojrzenie. Nie miał siły już krzyczeć. Odwrócił się, żeby stanąć do nierównej walki.
*****
– Niech to... było już tak blisko! – zirytował się Doktor. – Dlaczego w takim momencie zawsze coś musi się zawalić? No dlaczego?!
Kus próbował zachować równowagę, ale wyglądał przy tym, jakby był pijany albo wiał bardzo mocny wiatr. Czerwone kropelki ostro kontrastowały z bladą skórą jego twarzy. Jej wyraz mówił, że stało się coś złego.
To samo przekazywały kałuże krwi i nieciekawie wyglądające kształty na podłodze za plecami Kusa, strażników i kolejnych fałszywych magów, którzy przywołani hałasem pojawili się w laboratorium.
Z prawej strony Kusa stał Imperator. Kazał mu się odwrócić z powrotem w kierunku kosmity i policjantki. Nonszalancko trzymał rękojeść czarnego miecza, którego ostrze spoczywało na ramieniu byłego pracownika. Drugą ręką poprawił koronę na jednym z rogów. Wyglądał, jakby cała sytuacja go bawiła.
– Nieźle, nieźle! Spodziewałem się, że będziecie próbowali wykombinować, jak stąd uciec, ale nie sądziłem, że zajdziecie tak daleko! I to z TAKIM efektem! – Powiódł wzrokiem po otoczeniu.
– Tak to jest, kiedy nie docenia się Władcy Czasu! – odkrzyknął Doktor. – Nie wyczytałeś tego w tym swoim internecie? Inaczej wiedziałby się, że nie masz już szans!
– Ty nadal myślisz, że uda wam się stąd uciec? – Imperator parsknął śmiechem. Ostrze na ramieniu Kusa przysunęło się do jego szyi.
Alicja wyciągnęła w jego stronę pistolet. Wiedziała, że udałoby jej się trafić bez problemu.
– Odsuń się od niego!
– Ej, spokojnie! – Zaśmiał się Imperator. – Tak męska broń w delikatnych dłoniach tak pięknej kobiety? To niebezpieczne!
– Odsuń się od niego! – powtórzyła puszczając uwagę mimo uszu. – Albo pokażę ci, jak bardzo niebezpieczne.
– Nie ma takiej potrzeby. Ale chyba zapominasz, że jesteśmy na moim terenie. Radzę ci odrzucić pistolet. A ty Doktorze zrób to samo z tym nędznym kawałkiem plastiku. Przecież mógłbyś coś zniszczyć! Chyba, że ten tutaj...
Przez kilka sekund mierzyli się wzrokiem. Kus skrzywił się, kiedy z jego szyi pociekło kilka kropel krwi.
– Dobra! Już! Niech to... – jęknął Doktor.
Wskaźnik wylądował na podłodze przed nimi. Władca Czasu spojrzał ponaglająco na poirytowaną Alicję i po chwili obok leżał również glock.
Symbole ich porażki.
– Poradzimy sobie inaczej. Nie z takich tarapatów już wychodziłem!
Na polecenie Imperatora, jeden z fałszywych magów uniósł dłonie i oba przedmioty zapłonęły kolorowym ogniem. Alicja pomyślała, że będzie musiała się tłumaczyć z utraty broni. Wskaźnik, strzelając iskrami, zamienił się w różowy popiół, ale pistolet wyglądał tak samo.
Pod Kusem ugięły się nogi. Fałszywi magowie stali nieruchomo, a strażnicy patrzyli na wszystko z fałszywą obojętnością.
Zanim szpakowaty mężczyzna upadł, Imperator zacisnął ogromną dłoń na jego ramieniu. Kus syknął, kiedy szpony wbiły się w jego skórę.
– Wytrzymał jeszcze chwilę, bardzo cię proszę. Nie zabije cię, jeśli będziesz leżał, przecież nie chcę cię poniżać.
Komisarz spojrzała na Doktora.
– A teraz masz jakiś plan, Doktorze?
Westchnął.
– Więc...
Alicja westchnęła.
– Czyli nie.
– Nie powiedziałem, że nie! – Obruszył się. – Ja zawsze potrafię wymyślić jakiś plan. I to akurat nie jest kłamstwem! Na mój znak biegniemy w lewo, za tamte regały. Musimy znaleźć coś plastikowego...
– Co mówicie? – Imperator jednak pozwolił, żeby Kus upadł na ziemię. – Rozmawiacie w myślach? Nie uważacie, że to troszkę nieuprzejme?
Nie wiedzieli, co miał zamiar zrobić, kiedy wziął zamach pustą pięścią.
Doktor odskoczył na bok, ale było już za późno Uderzyła w nich oślepiająco jasna fala energii. Policjantka i Władca Czasu krzyknęli, kiedy ich ubrania zajęły się ogniem. Nie zrobił im żadnej krzywdy. Zniknął po kilku sekundach.
– Teraz znacznie lepiej. No, to żeby nie marnować więcej czasu...
Doktor wyszedł do przodu. Z furią otrzepał włosy z różowego popiołu.
– Ostrzegałem cię. I pytam jeszcze raz: zdajesz sobie sprawę, jakie mogą być konsekwencje tego, co masz zamiar zrobić? Możesz zniszczyć cały ten nienormalny wszechświat i przy okazji naruszyć nasz. Tego właśnie chcesz? Myślisz, że uda ci się wtedy wrócić na Nigrarners?!
Imperator przestał się uśmiechać.
– Przecież już ci to tłumaczyłem. – Zaśmiał się, ale w jego głosie pojawił gniew. – To JEDYNY sposób na wyrwanie się z tej dziury.
– Nie, to nieprawda! – zaprotestował Doktor z nagłym entuzjazmem. – Masz jeszcze szansę żeby to odkręcić. I nawet wiem, jak to zrobić! Pomożemy ci, jeśli tylko uwolnisz tych ludzi i wyłączysz tamte destylatory! – Pokazał palcem na połączone ze zbiornikami bojlery. To właśnie w nich płynna energia zamieniała się w wysokoenergetyczne paliwo. – Porozmawiamy sobie w bezpiecznym miejscu. Kus może nawet zrobi nam herbaty! Co? To dobry pomysł!
– Zamknij się! – wrzasnął Imperator pokazując przy tym długie śnieżnobiałe kły. – Dokończę to, co już dawno powinno być skończone! I ani ty, ani ta kobieta mi w tym nie przeszkodzicie. – Gestem dłoni przywołał kilku laborantów.
Doktor włożył ręce do kieszeni spodni. Westchnął.
– Ja tylko chcę ci pomóc! Pomóc wam wszystkim! Dlaczego wy nie rozumiecie, że... Nie zbliżać się!
Doktor bez skutku próbował odgonić zbliżających się laborantów w szkarłatnych szatach. Alicja chciała doskoczyć do glocka, może nie był zniszczony.
– Policja! Nie zbliżać się! – krzyknęła. Jeden z mężczyzn mechanicznie uniósł dłoń.
– Nie! Stój! – Doktor złapał ją za rękaw płaszcza. Krzyknął do fałszywego maga. – Zobacz, nic się nie dzieje! Nie buntujemy się! Spokojnie!
Magowie nie zaatakowali ich. Rozległ się trzask, zapach herbaty się nasilił.
Władca Czasu i policjantka zostali od siebie gwałtownie odepchnięci. Oboje upadli na kamienną podłogę.
Alicja zerwała się na nogi i popatrzyła na Doktora. Oglądał połyskującą poświatę z zainteresowaniem, ale kiedy na nią spojrzał, w jego oczach pojawił się niepokój.
Krzyknął coś. Nie rozległ się żaden dźwięk.
Alicja właściwie słyszała jedynie swój przyspieszony oddech. Poczuła dreszcz, kiedy przed sobą ujrzała puste oblicza fałszywych magów. Stali w dwóch okręgach, dookoła niej i Władcy Czasu z uniesionymi dłońmi. Tak, jak robił to Kus. Od więźniów oddzielała ich dziwna fosforyzująca bariera.
Zostali uwięzieni pod dwoma magicznymi kloszami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro