VIII. Nowe Zastosowanie Światła
Magowie uwijali się jak w ukropie. Obecność szefa zadziała na nich jak bardzo mocna kawa, albo kubeł zimnej wody. Zupełnie jak w Wymiarze Zero. Krzątali się przy wypełniających laboratorium urządzeniach nieznanego przeznaczenia, włączając je, wyłączając. Imperator przechadzał się pomiędzy stołami patrząc na wszystkich z góry.
Skulony na ziemi obok Doktora Kus drżał, a Alicja wciąż była wściekła. Jej złość pogłębiał jeszcze widok związanego jelenia, obok którego wylądowała. Tym bardziej, że po chwili magowie fosforyzującą tarczą oddzielili więźniów od zwierzęcia i zabrali je w głąb laboratorium. W stronę kapsuł.
Krew sączyła się z płytkiego rozcięcia na policzku policjantki. Pamiątka po wyrzuconych w kierunku strażnika przekleństw. Uderzył ją i warknął, że wszyscy mają być cicho.
Alicja zapamiętała, że miał bliznę nad prawym okiem. Ta informacja przyda jej się, kiedy będzie chciała zrobić mu drugą nad lewym okiem. O ile będzie miał taką możliwość.
Siedzieli w milczeniu. A Doktor najwyraźniej nadal nie miał planu. Wiercił się niespokojnie w miejscu, rozpaczliwie szukając czegoś, co pomogłoby im się uwolnić. Pomrukiwał coś niezrozumiale.
Podszedł do nich Imperator. Przez chwilę napawał się widokiem trzech bezsilnych ofiar.
– Przykro mi, Doktorze, że nie chcesz ze mną współpracować. – Uśmiechnął się krzywo. Biel jego zębów ostro kontrastowała z czarną skóra.
– A wiesz co? Mi nie.
– Skoro zamiast tego wolisz śmierć, i to powolną i bardzo męczącą... Nie mogę cię zatrzymywać. Ale ty, Kusbjxjjxksnsh? Po tylu latach współpracy?
– La... latach?! – wydukał mag.
– Tak. Muszę ci powiedzieć, że byłeś beznadziejnym współpracownikiem.
– Raczej niewolnikiem! Wyprałeś mi mózg! Tak nie wygląda współpraca ty... ty... łotrze!!! Zniszczyłeś szlachetność zawodu maga!!! – Splunął.
Alicja i Doktor spojrzeli po sobie zszokowani.
Imperator parsknął.
– Skoro i tak zginiesz, zdradzę ci sekret. – Pochylił się i oparł szponiaste dłonie na kolanach. Okazałe poroże rzuciło cień na sylwetkę Kusa. – Nie jesteście magami, idioci. Magia nie istnieje!
Na twarz Kusa wypełzło niedowierzanie.
– Ale...
– Widzisz te zbiorniki? To jest energia! Płynna energia! Nie żadne czary, ani tym bardziej sproszkowane światło. Wiesz, co to jest fizyka?
Obsypany złotym proszkiem mężczyzna w czerwonej szacie z rozdartym rękawem tylko tępo się w niego wpatrywał. Miał na wpół otwarte usta, jakby koniecznie chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Był w szoku.
– Co stało się z Gnoasnbegazvvz? – zapytał w końcu. Przy imieniu jego głos zadrżał. Nie dlatego, że nie potrafił go wymówić.
– Aaa, z twoją córeczką, która tak uprzykrzała życie moim pracownikom? Wiesz, no nie powinienem ci tego mówić...
Pochylił się lekko. Przez kilka sekund toczył z Kusem pojedynek na spojrzenia. Mag wbił wzrok w swoje kolana. Jego podbródek drżał. Już wiedział, jaka będzie odpowiedź.
– No dobra, przekonałeś mnie! Powiem ci! Nie żyje! Ale! Zginęła w dobrej sprawie. – Kiwnął głową w stronę kapsuł do wysysania energii, która zaczęła się włączać, z dźwiękiem podobnym do startującego samolotu. – Jej śmierć nie poszła na marne.
– Ty... ty...
Kus nie mógł dokończyć. Niewidzialna pięść zacisnęła się na jego gardle, wyciskając łzy z oczu.
Alicja przypomniała sobie napis nad drzwiami chaty Kusa. I zasuszony strzępek serca. Zrobiło jej się żal mężczyzny, który codziennie przechodził pod częścią własnej córki. I żył w przekonaniu, że nic jej nie jest. Chociaż Kus pewnie myślał tylko o zleconych zadaniach.
– A. I jeszcze... – Imperator pochylił się nad Kusem i zerwał mu z głowy norweską czapkę z pomponem. – Nie jesteś już moim... magiem, więc muszę to zabrać!
Kus tylko na niego patrzył. Z całą gamą emocji na twarzy.
– Zaraz! – wtrącił Doktor. – Co właściwie miałeś na myśli, mówiąc, że oni są moimi kolejnymi ofiarami?
Imperator wyprostował się i spojrzał na wściekłego Doktora, który, tak jak policjantka chwilę temu, miał ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu te okropne czarne ślepia.
– Ilu towarzyszy miałeś do tej pory? Ilu z nich przeżyło?
Doktor sprawiał wrażenie, jakby Imperator uderzył go w twarz.
– Skąd o nich wiesz? Skąd?!
– Z Internetu. Mamy tutaj własny Internet. Nie jestem tak zacofany, jak myślisz – fuknął z ledwo skrywaną urazą. – Nie żałujesz tego, co się z nimi stało?
– Ja ich nie zabiłem. W przeciwieństwie do ciebie, jest we mnie trochę ludzkości!
Imperator posłał mu paskudny uśmiech.
– Macie jeszcze całe dziesięć minut, zanim zrelaksujecie się w naszej saunie! – oświadczył ze sztuczną wesołością. – Czy może sokowirówce? A nie wiem. To już sami sprawdzicie!
– Nie uda cię się – warknął Władca Czasu. – Jeszcze...
– ... cię powstrzymamy. Tak, tak, w filmach też zawsze tak mówią. Ale to nie jest film, Władco Czasu.
Kopnięciem trafił Doktora w pierś, wypychając większość powietrza z jego płuc. Kosmita przewrócił się do tyłu i upadł na Kusa, co wyrwało go z cichej rozpaczy i prawdopodobnie uratowało Władcę Czasu od rozbicia sobie czaszki.
Imperator posłał ostatnie pogardliwe spojrzenie Doktorowi, uśmiechnął się krzywo i odszedł. Ten nie próbował go zatrzymywać.
– Ale... ale z niego... – Mag ocierał łzy, które nagle pojawiły się na jego twarzy. Nie mógł znaleźć odpowiedniego wyzwiska.
Strażnik był zajęty siłowaniem się ze swoim pasem, więc Alicja podpowiedziała mu pewne słowo zaczynające się na literę „s" i kończące na „l", którego raczej nie powtórzyłaby w obecności swojego dziecka, czy pobożnej babci.
– To... to może być odpowiednie słowo. – Pociągnął nosem. – Zabrał mi czapkę.
Kilku otępiałych laborantów rozwiązało sznury wokół kończyn przerażonego jelenia. Próbowali siłą wprowadzić go do kapsuły. Dwóch z nich w pocie czoła ciągnęło zwierze za sznur zawiązany na porożu, dwóch innych dźgało boki długimi kośćmi.
Alicja nie rozumiała, dlaczego nie wepchną go tą swoją tarczą. Miała ochotę zerwać się z miejsca i im przyłożyć, ale byłoby to bardzo głupie posunięcie. Musiała się kontrolować.
Dlatego wzięła kilka głębokich oddechów z nadzieją w nieudolnej próbie rozluźnienia się.
Kapsuła skończyła się włączać i szum ucichł. Szybko zastąpił go pracujący na wysokich obrotach silnik. Łomot wprawił całe pomieszczenie w drżenie i zagłuszył wszystkie inne dźwięki.
Myśli Władcy Czasu już od dawna biegły innym torem.
Na jego twarzy powoli wykwitał uśmiech.
Czuł pulsujący ból, na skórze z boku klatki piersiowej. W miejscu, w którym but Imperatora wcisnął w jego ciało zabrany z chaty Kusa wskaźnik. Plastikowy wskaźnik.
– Och, nic ci się nie stało? – Brokat z włosów fałszywego maga posypał się na twarz Władcy Czasu. – Okropny hałas, prawda? Eee, czy masz już jakiś, hmm, plan?
Doktor usłyszał doskonale, ale nie widział, żeby Kus poruszał ustami.
– Czy ty powiedziałeś to w mojej głowie? – pomyślał.
– Eee... tak, zapomniałem, że sproszkowane światło może zadziałać jak taki... komunikator.
Doktor gwałtownie sturlał się z kolan mężczyzny. Zapomniał, że na nich leżał.
– No naprawdę?! Dopiero teraz... – krzyknął, wprawiając Alicję w jeszcze większe zdziwienie. Opamiętał się. – Nieważne. Ale tak, mam plan! Genialny plan! Powiedz tylko: czy tamte zbiorniki są zrobione z tego... spekulacji? Jak twoje słoiki?
– Ze speculuxium. O! – Kusa nagle olśniło. – Więc możemy...
Alicja szturchnęła Doktora stopą. Spojrzała na niego pytająco.
– Możemy rozmawiać w myślach! I mam genialny plan! – Uśmiechnął się.
*****
Alicja zachichotała.
Czuła się jak idiotka.
Próbowała zapomnieć o przerażeniu, które odczuwała, kiedy jeleń oszalał ze strachu i zaczął miotać się po wnętrzu kapsuły. Potem z braku sił upadł, a jego ciało zaczęło zamieniać się w złoty pył. Maszyna wyciskała z niego ostatnie cząstki energii. Wpuszczone w ściany kapsuły przezroczyste rurki wsysały tę energię i odprowadzać ją gdzieś w plątaninę innych przewodów. Jak odkurzacz.
Już na to nie patrzyła.
Teraz całą uwagę poświęcała strażnikowi w żałosnych próbach obgadywania go z Doktorem. Jakby byli jakimiś głupimi nastolatkami.
– Myślisz, że te rogi są prawdziwe? Bo gdyby były z plastiku to chybaby go tu nie wpuścili, nie?
Doktor również sztucznie zachichotał ze sztucznego i nieudanego żartu.
– Prawdziwe! Ale chyba doczepione. Przekrzywiają się na lewo, jakby wpadł w jakiś wir czasoprzestrzenny.
– Moja babcia miała kiedyś perukę. Eee... i ona... też się tak przekrzywiała... cha, cha! Boże, kiedy będziemy mogli przestać?
– Cha cha, jeszcze chwila, nie przestawaj się uśmiechać i na niego patrzyć!
– Zrozumiałam za pierwszym razem. – Przesadnym gestem „wytarła łzy śmiechu".
Plan najwyraźniej działał. Strażnik uciekał wzrokiem i wyglądał na speszonego. Widział, jak więźniowie śmieją się patrząc w jego kierunku, więc wniosek mógł być tylko jeden. I jeszcze mieli czelność się odzywać!
Towarzyszyła mu też nieznośna myśl, że nie powinien więcej bić „surowców". To mogłoby „zmniejszyć ich wartość energetyczną", a Imperator wyraźnie dał wszystkim magom i strażnikom do zrozumienia, że oni w każdej chwili sami mogą stać się takimi „surowcami".
Ale strażnika świerzbiła ręka, żeby złamać zakaz i niektóre części ciała więźniów.
– On na pewno nie wytrzyma? – jęknęła Alicja z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
– Jeszcze chwilka... Nie, nie ma mowy, jest za słaby, zaraz tu podejdzie, zobaczysz! Kus? Jak wygląda sytuacja?
– Eee... – Mężczyzna zamrugał. – Noo... Zaraz skończą. Na szkielecie jelenia już prawie nic nie zostało.
Nagle pojawił się obok nich strażnik. Skrzyżował groźnie ramiona i spoglądał na nich z góry miażdżącym (według niego) spojrzeniem.
– Mieliście się zamknąć, nie dociera?! – Starał się przekrzyczeć hałas.
Wszyscy troje zmarszczyli brwi. Udawali, że nie słyszą. Doktor bezgłośnie powiedział „co?".
– Mówię, że macie się zamknąć!!!
Strażnik nie zastanawiał się, dlaczego sam doskonale słyszy swój głos. Nachylił się tak, że jego upiorna twarz znalazła się kilkanaście centymetrów od twarzy Doktora. Ten nadstawił ucho i przyłożył do niego dłoń.
– MÓWIĘ, ŻE MACIE SIĘ ZAMKNĄĆ, DO CHOLERY!
– Do czego? Nie słyszę! Za duży tu hałas!
Zanim strażnik zdążył użyć języka migowego, kilkadziesiąt kilogramów żywej masy runęło na niego z boku. Dwie postacie upadły twardo na podłogę. Z ust przygniecionego wydobył się krótki chrapliwy krzyk, który utonął w hałasie, zanim zdążył kogokolwiek zaalarmować. Doktor lekko się skrzywił. Nienawidził rozwiązywania problemów siłą. Ale ta narwana policjantka się uparła. Postawiła na swoimi argumentując decyzję tym, że Doktor nie miał lepszego pomysłu.
Alicja błyskawicznie podniosła się z powrotem na nogi silnym kopniakiem w skroń odebrała ofierze przytomność. Zachwiała się, wciąż miała związane za plecami dłonie. Wyprostowała się i syknęła z bólu.
– Uff. Co za bydle.
– Ojej... – Kus był pod wrażeniem. – To było...
Doktor, krokiem kaczki, jako pierwszy doskoczył do noża przy pasie nieprzytomnego strażnika. Usiadł i wykopał go z niezapiętej pochwy na ziemie. Cała trójka rzuciła szybkie spojrzenia grupce fałszywych magów, którzy na razie nie zwracali na nich najmniejszej uwagi. Dlaczego by mieli?
– Stań na nożu – powiedział Doktor do Alicji. – Rozetnę ten głupi sznurek. Szybko!
– Hmm, czy jako pierwsza nie powinna zostać uwolniona...
Kusa uciszyło gniewne syknięcie Alicji. Rozmawianie w myślach jakoś do niej nie przemawiało. Umysł był jej twierdzą, do której nikt nie mógł mieć dostępu.
Władca Czasu odwrócił się i na ślepo starał się przeciąć sznur. Sam sznur, miał już jedna odciętą dłoń w TARDIS.
– No dalej, dalej... – pomrukiwał pod nosem.
Nóż był bardzo ostry, dlatego udało się po zaledwie kilkunastu sekundach. Z westchnieniem ulgi uwolnił nadgarstki i podniósł nóż. Przeciął więzy Alicji, a potem Kusa. Doktor chciał odrzucić nóż, ale Alicja mu go zabrała.
– Przyda się. – Wcisnęła mu broń z powrotem.
– O nie! – zaprotestował. – Nie ma mowy żebym kogoś tym zadźgał!
Komisarz przewróciła oczami.
– Nie mówię, że masz kogoś zabić. Jeśli tamci też mają noże, to możesz parować ich ciosy. Samoobrona.
– Do samoobrony mam śrubokręt... A nie, jednak nie mam.
Krzywiąc się niechętnie przyjął nóż.
Zrobili szybki przegląd sprzętu. Doktor dysponował plastikowym wskaźnikiem i nożem strażnika. Komisarz odbezpieczyła glocka, a Kus, jak sam twierdził, potrafił obronić siebie i ich magią.
Wiedział swoje. Ufał magii, nie technologii i nie przyjmował do wiadomości, że przez całe życie żył w kłamstwie. A jeśli jednak to zrozumiał, starał się wypchnąć ten fakt na sam skraj umysłu.
Zgodnie z planem Kus kucnął obok nieprzytomnego strażnika i położył drżącą rękę na jego czole, żeby pobrać od niego nieco energii.
Spodziewali się, że od razu zostaną zauważeni. Ale fałszywi magowie nie zwracali na nich najmniejszej uwagi. Hałas działał na korzyść uciekinierów.
– Dlaczego oni nas nie pilnują? – pomyślała komisarz. – Ten tępy strażnik to była cała nasza ochrona? Nikogo innego tu nie ma?
– Są pod władzą Imperatora. – stwierdził Doktor ponuro, patrząc na magów, którzy jak zahipnotyzowani wpatrywali się w już prawie czysty szkielet jelenia. – Robią to, co im kazał i nic poza tym. A że jeden z nich jest tutaj szefem, kazał wystawić tylko jednego strażnika. – Zmarszczył brwi. – Tak myślę. Chyba nie chcieli nas tym znieważyć! Jakiś tam sznurek nie mógłby mnie powstrzymać!
Alicja podrapała się w skroń.
– Może zamiast zwracać ich uwagę, po cichu podkradniemy się do...
Kus gwałtownie nabrał powietrza i odskoczył od strażnika jak porażony prądem. Cały lekko drżał.
– Na rogi Hjsodvbjbgosa, nigdy nie miałem tak dużo energii! – krzyknął.
Kiedy mówił, zamilkły silniki kapsuły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro